Dawno, Dawno, dawno temu, w rozkosznie ciemnych czasach średniowiecza, dziejopisarze nie miewali kłopotów z faktami. Jeśli nawet któremuś zdarzyło się nierozważnie chlapnąć, że w takiej to a takiej bitwie legło, dajmy na to, cztery kopy rycerzy, nie musiał drżeć, że zaraz jakiś niedowiarek popędzi na pole bitwy, by obrachować, czy to aby prawda.
Dziś, w dobie Internetu i powszechnego dostępu do informacji, czasy dla dziejopisarzy są ciężkie. Bo gdy ich wypowiedź trafi na nadgorliwca – bywa, że obracana jest wspak. Ów – korzystając z dobrodziejstwa oceanów wiedzy, lub jak kto woli: z elektronicznych baz danych, może ją konfrontować z faktami, może w niej doszukać się drugiego dna, może obdzierać ją z zawoalowanych pochlebstw, kpiarstwa. Może wreszcie adoptować na własny (nie)użytek i przypisywać sens nierzadko już zupełnie obcy intencjom autora. Oj! Naprawdę ciężko być dziś pismakiem! Wiem, bo bywałem nie raz…
Na szczęście, jako skromny skryba pocieszam się, że są różnice w ocenianiu wypowiedzi współczesnego amatora-kronikarza (tak, to moja kryptoreklama!) a na przykład wypowiedziami polityków: amatorzy, jak twierdzi pewien satyryk, są szczerzy – politycy, w dziedzinie szczerości – najlepiej szczerzą zęby po władzę, epatując lud pięknie zdobionymi w krągłe zdania truizmami.
Z kolei i polityków, i amatorów – „dziejotwórstwem” wypowiedzi na obie łopatki rozkładają naukowcy. Ich bizantyjską stylistykę przecudnie uprawia np.: niejaka Ms Judith Butler (etatowa profesor Uniwersytet Berceley). Ta zacna pani belfer takimi oto słowy oznajmiła ongiś światu, że:
„Odejście od wyjaśnienia strukturalistycznego, zgodnie z którym kapitał strukturalizuje relacje społeczne w homologiczny sposób, ku koncepcji hegemonii, w którym układ sił i relacje są przedmiotem powtórzeń, konwergencji i reartykulacji, wzbogaciło teorię struktury o kwestię tymczasowości oraz oznaczało rezygnacje z pewnej formy teorii Althusa, w której ujmuje się całości strukturalne jako obiekty teoretyczne, na rzecz teorii, w której wgląd w hipotetyczną możliwość struktury inicjuje odnowioną koncepcje hegemonii, związaną z hipotetycznymi stanowiskami oraz strategiami reartykulacji władzy”
Prawda, że brzmi jak poezja? (oczywiście: ta współczesna, w której bardzo często w ogóle nie wiadomo już o co chodzi).
A co ze sztuką wypowiedzi w biznesowej prasie? Powiem krótko: jest. Tutaj też dałoby się wyróżnić „polityków”, „profesorów” i amatorów. Ja – najbardziej cenię tych ostatnich. Szczególnie, gdy prostymi słowy opowiadają o swej pracy i domu, o swych sukcesach, nadziejach i niepokojach. Są rodzynkami w cieście, mozolnie wałkowanym i pieczonym przez oficjalnych publicystów i Redakcję. Dla wielu – są po prostu odtrutką na obtrąbiane zewsząd przez korporacyjnych „polityków” nudne regulaminy i zarządzenia, nie do uniknięcia we współczesnym biznesie.
Oficjalne jednak „dziejotwórstwo” licznych znanych mi koncernów i przedsiębiorstw, tu oddam im sprawiedliwość, na szczęście dalekie jest od stylistyki Ms Butler. Dostrzegam za to inne jego grzechy. Wspomnę tylko o jednym: mataczeniu. Oto w styczniu br. Koncern Vattenfall zaprosił swoich czytelnikow do lektury „Strategii Zarządzania Kadrami” – przeczytałem tam: „…dla Vattenfall równe szanse i różnorodność oznaczają, że wszyscy pracownicy winni mieć takie same możliwości i prawa bez względu na płeć…”, a ledwie parę akapitów dalej: …celem Korporacji na rok 2007 jest osiągnąć „wzrost liczby kobiet na stanowiskach kierowniczych…”.
Hm… Ja – niżej podpisany – nie mam nic przeciw kobietom na stanowiskach kierowniczych. W czcigodnym i miłym mi Vattenfallu – też. Nawet je lubię. Bo wiedzą, czego chcą. Ale, hola, mości Panowie! Jak taka zapowiedź wzrostu ma się do deklaracji równości?! Czort wie. (A raczej – tylko w Vattenfallu wiedzą).
Szacowni, więc, „profesorowie i politycy”! (nie tylko z Vattenfalla) – Mam do Was prośbę: dzielcie, proszę, pracowników na mądrych i mądrzejszych. A kobiety szanujcie! Zostawcie je w spokoju! Nie róbcie z nich ofiar losu! W wyścigu po laury i stanowiska „mądrzejszym” niewiastom z „tylko mądrymi” harpagonami – naprawdę nie trzeba forów ani żadnych innych wybiegów. Wystarczy wspólny start!
O co więc tak naprawdę chodziło „profesorom” z Vattenfalla?? I średniowieczny dziejopisarz z pewnością nie zmiarkowałby. Wszak, w jego epoce, szacunek dla białogłów był nie tylko obowiązkiem rycerzy – ale i cnotą.
Na koniec zaś – uwaga ogólna dla wszystkich (i dla mnie): otóż najlepszym antidotum, które uchronić może każdego entuzjastę (lub nieszczęśnika) przed żmudnym kleceniem wypowiedzi jest powtarzanie sobie co jakiś czas słynnej frazy Wittgensteina, że „jeżeli w ogóle da się coś powiedzieć, to da się to powiedzieć prosto”. A zatem, gdy się zakrzywia – lepiej odpuścić. Aż się naprostuje.
Jeśli więc i ja w tej wypowiedzi namataczyłem tu i ponaginałem – z ujmującą prostotą obiecuję poprawę. Jednak – wybaczcie mi – jeszcze nie dziś. Może kiedyś.
28 lutego 2007