Maska i twarz Muzy

Z dedykacją dla Kasi

Dziś oślepiające światło porazi moje oczy i wreszcie ją ujrzę – moją Muzę. Ona – była dotąd jak anioł: tajemnicza i nieśmiała. Stale chowała twarz. Ale teraz będzie inaczej. Wczoraj zgodziła się ze mną spotkać. A już dziś w nocy przyszła do mego snu. Była bez maski, w czarnej sukni i tylko mały kapelusz przykrywał jej głowę. Jej oczu nie zapomnę nigdy – takie duże, szeroko otwarte i trochę smutne, i takie mądre, wrażliwe… Spojrzała na mnie, jakby chciała powiedzieć: „widzę cię na wskroś, Januszu, i wiem, że przychodzą ci teraz do głowy same głupoty…” Próbuję otworzyć usta, chcę coś wyjaśnić… lecz w tym samym momencie słyszę, jak się odzywa:maska copy

– Nie musisz się usprawiedliwiać, Januszu, wiem o tobie wszystko. Wiem, kim jesteś, kim byłeś i kim będziesz…

– A skąd ta wiedza? – Pytam.

Ale ona milczy. Nie odpowiada.

– Żegnaj, Januszu! Już nigdy więcej się nie spotkamy. – I odchodzi równie tajemniczo, jak się pojawiła.

Obudziłem się, a ponieważ zaschło mi w gardle poszedłem do kuchni napić się trochę wody… Dlaczego ludziom śnią się sny? Czasem myślę, że są one jedynie formą realizacji niespełnianych marzeń i do jako takiej rzeczywistości nie mają żadnego sensownego przeniesienia. Zbijają tylko człowieka z pantałyku i po raz kolejny przymuszają go do myślenia o tym, czego nie ma… Ale to była tylko taka dygresja, wracam do baranów… Najważniejsze: moją Muzę ujrzę wkrótce, bez maski. Do tej pory udawało mi się ją widywać tylko w nocy, z daleka. I również z daleka krzyczała do nmie:

– Przykro mi, nie wolno ci do mnie się zbliżać, Januszu. I nie próbuj nawet pytać: dlaczego?

Słusznie. Generalnie jest to głupie pytanie. Prawie zawsze, nie jest potrzebne, a uświadamia jedynie lekkie rozczarowanie brakiem sensownego wytłumaczenia.

Ale dzisiejszej nocy wreszcie będę mógł ujrzeć ją z bliska. Czekam tej chwili z niecierpliwoscią, jak uczniak, ale i obawiam się spotkania do tego stopnia, że aż ręce się pocą. Chociaż, właściwie, czego tu się obawiać? Przecież miewałem różne kobiety w swym życiu i niektóre całkiem do niej nawet podobne… Ale prawda: od strony czysto psychologicznej nigdy nie znałem kobiety bardziej interesującej, niż ona. Wiadomo: każdy próbuje znaleźć swą miłość wedle swej miary, a gdy znajduje – staje się szczęśliwy, i tylko ja, z jakiegoś powodu, tak nie mam. Boję się być szczęśliwy, albo po prostu boję się być nieszczęśliwym z nieodwzajemnioną miłością? Sam już nie wiem… Bo co się stanie, gdy ona mnie nie zaakceptuje? Banalne, a jednak naprawdę dobre pytanie i często o tym rozmyślam. No dobrze: nie tak często – od czasu do czasu… Gdy ją zobaczę – zrozumiem wszystko. Od pierwszego spojrzenia potrafię odczytać z twarzy całą odpowiedź. A póki co muszę czekać obwieszczenia wyroczni.

Wiatr na ulicy rozhulał się. On jedyny wie o niej wszystko. Ale nie podpowiada mi nic, tylko szepcze w swym nijakim, sobie tylko znanym języku. No dobra, niech szepcze, nie potrzebuję jego pomocy. Wiem przecież, że gdy tylko ją ujrzę, wszystko w moim zyciu się zmieni. Wszystkie niepowodzenia rozejdą się po kościach, i wszystko, co było wcześniej stanie się nieistotne. Ile już razy wpatrywałem się w ciemną wokół niej otchłań, próbując ją przeniknąć? Ale na próżno. Dla mnie moja Muza nadal pozostaje tajemnicą, jak przy pierwszym naszym spotkaniu. Ale o tym później…

Wreszcie, a może przede wszystkim, co chcę uczynić, to przytulić Muzę. A potem? Potem będzie, co będzie. Być może odważę się w niej zakochać, tak jak i ona we mnie. Zresztą, przecież ja już ją kocham. I to bardzo mocno. Tak mocno, że gotów jestem na wszystko. Ale to nie ma teraz znaczenia…

Nadszedł wieczór. Poszedłem do parku. Tu będę czekał na nią obok tego starego drzewa, pod którym po raz pierwszy ją zobaczyłem. Szczerze mówiąc – nie podoba mi się to miejsce. I gotów jestem iść o zakład – jej także. Przecież tam zawsze jest tak cicho i ciemno. Ani ludzi, ani zwierząt. Ale Januszu, pamiętaj! To nie my wybieramy sobie życie, to życie wybiera nas. My tylko dostosowujemy się przez cały czas do jego reguł i zasad. Jesteśmy jedynie świadkami swojej codzienności, a wola losu przez cały czas prowadzi nas gdzieś, gdzie cisza i spokój. Czyż nie ty pisałeś, chłopaku, „…jestem jedynie widzem, który wykupił bilet na seans i z ciekawością śledzi kolejne obrazy w kinie?” Tak jak i teraz: jesteś widzem, jesteś sam i czekasz na nią. Masz przeczucie – nie przyjdzie sama i utracisz ją raz na zawsze? Nie zamartwiaj się, przyjacielu. Twój wykupiony bilet na seans jest wciąż ważny. Dlaczego miałaby nie przyjść?…

Nagle słyszę głos.

– Januszu, chodź do mnie! – Jej piękny głos hipnotyzuje całe moje jestestwo i czyni je posłusznym. Odwracam się i widze ją w tyle. Moją Muzę. Jest sama i… ponownie w masce. – Januszu, chcę prosić cię o przysługę, nie mógłbyś zdjąć ze mnie tej maski?

O, Matko! Wreszcie!… Prawie, że nie zemdlałam z wrażenia. Prosi mnie, jakby wiedziała, że chciałam tego od pierwszego dnia naszej znajomości.

– Oczywiście, moja Muzo! Zrobię wszystko, czego zechcesz.

I powoli podchodzę do niej. Spieszyć się nie ma potrzeby, w przeciwnym razie można by nieroztropnie zepsuć wszystko. I podszedłszy do niej na tyle blisko, że byłem w stanie podnieść dloń do jej twarzy, ona powstrzymała mnie słowy:

– Muszę cię rozczarować, Januszu. Ale jest to nasze ostatnie spotkanie.

– Jak to? – Zaprotestowałem, – to nie może być! Jak mogłabyś być dla mnie tak okrutną?

– Januszu drogi… Nie powinieneś mnie widzieć, ale daję ci wybór: albo będziesz widywał mnie i spotykał się ze mną dalej, z taką jak teraz: w masce, albo zdejmiesz ze mnie maskę, weźmiesz ją ze sobą, zobaczysz moją twarz i rozstaniemy się na zawsze. Jak sądzę, zeszłego razu dokonałeś już wyboru. Stąd moja prośba, zdejmij tę maskę, tak jak chciałeś…

– Tak, ale to jest okrutne. Przecież wiesz, że nie będę mógł bez ciebie żyć.

– Znaczy, wszystko postanowiłeś prawidłowo i teraz powinieneś zdjąć moją maskę. No, proszę! Czekam… Czemu się ociągasz?

– Sam nie wiem, – odpowiedziałem.

Ręce mi się trzęsły, ale starałem się nie okazywać emocji. I w końcu stało się: odkryłem jej twarz. I nie daj mi Panie Boże zełgać! Ona naprawdę okazała się przepiękną! Taką, jaką zawsze sobie wyobrażałem. A może nawet i tysiąc razy piękniejszą! Nie wyrażę słowami, jak mnie uszczęśliwiła. Przez te miodowe oczy – błyszczące jak dwa brylanty, patrzy oto na mnie dusza czysta i dobra. O tak! … Te jej wielkie, mądre, przepełnione dobrodusznością oczy, ta czystość i misterium wrażliwego oblicza… Jego widok przypomina mi pejzaż wschodzącego słońca, jakby malowany pędzlem artysty-malarza, pędzlem maczanym w nieco przygaszonych, ale przecież w ciepłych i żywych barwach… I te jej usta – jak malinowy sok, te włosy – lśniące południem, i ta jej nieziemska cera – przypominająca gładkością i kolorem owoc soczystej brzoskwini… Jak takiej kobiety nie pokochać?

– Teraz mnie znasz. Jesteś szczęśliwszy?… Odpowiedz, Januszu.

Przez chwilę zaniemówiłem.

– Tak! – Powiedziałem, – szczęśliwy, ale musisz ofiarować mi jeszcze jedno widzenie, chce ciebie ujrzeć w świetle dnia.

– Nie, na tym już wszystko się kończy, Januszu. Nasze spotkanie też. Odchodzę od ciebie – a ty, od zaraz zapomnij o mnie, jak o dobrym, ale zakończonym już śnie. Wszystko, co było między nami – także było tylko snem. Słyszysz?

– Tak, oczywiście, słyszę, ale…

I nagle całym mną zawładnęła jakaś niepojęta odwaga – postanowiłem przytulić ją i pocałować. Podbiegłem do Muzy i przywarłem swymi wargami do jej policzka. Jej oczy, dotąd ufne i pełne dobroci, przesłoniła złość, bo nie spodziewała się czegoś takiego po mnie.

– Ostrożnie! – Powiedziała, – grasz z ogniem, Januszu… Uważaj, żeby nie wzniecił się pożar… Jestem tylko kruchą kobietą… A teraz zostaw już mnie w spokoju i pozwól mi cieszyć się resztą wieczoru samotnie.

– Czyżbys naprawdę niczego do mnie nie czuła?

– To nie jest teraz ważne, ważne jest, aby dotrzymywać obietnic. I pamiętaj, miałeś wybór.

Padłem na kolana i, czując litość nad sobą, szepnąłem:

– Zostań! Błagam cię.

Ale ona po prostu odepchnęła mnie. A po chwili w jednej sekundzie pojawiło się przy nas dwóch mężczyzn, wzięli mnie za ręce, przytrzymali – i… szybko odeszła.

– Żegnaj, Januszu, i pamiętaj, to był tylko sen. – Zawolała już z dali.

Z każdym krokiem szła coraz szybciej i szybciej… Tak… Ona zawsze poruszała się szybko, zbyt szybko, i ja to wiedziałem, ale nie przywiązywałem do tego znaczenia. Ale nie chciałem się poddawać, więc pobiegłem za nią w swych myslach, ale nie dogoniłem.

– Puśccie mnie do niej! – Krzyknąłem – ale nie było odpowiedzi, – zostawcie mnie! – Ale przy mnie nikogo nie było. Tam – w dali – też nie. To był tylko sen. I tylko ta maska będzie mi przypominać oj przepięknym wiecznie młodym obliczu mojej Muzy.

 

Minęło trochę czasu, zanim zorientował się, co się ze mną stało. Straciłem maskę. Nie wiem, jak to się stało? Ale w moich dłoniach jej już nie było. I zdałem sobie sprawę, że bardzo chcę ją odzyskać.

I wtedy przypomniałem sobie, że dziś jest bal. Maskowy. W domu przy ulicy Cichej. Wszyscy goście będą w maskach. Być może tam ją odnajdę. Wśród tysięcy innych masek być może odszukam tę, której szukam.

Długo się wahałem zanim poszedłem. Przeciez nie znam tam nikogo! Ale pamięć o mojej miłości nie dawała mi spokoju. I maska. O mój Boże! Ona jest tak niezwykła, że aż chciałbym ją przymierzyć, spojrzeć na siebie innymi oczami. Ona – jak zakazany owoc, była w moich rękach niedługo, ale będzie znowu, jestem o tym przekonany! I będę jej właścicielem. Przecież wiem, że ta maska, którą nosiła reprezentuje sobą wyłącznie samo dostojeństwo. Wielkość, piękno, dumę. Każda maska ukrywa za sobą czyjąś prawdziwą twarz, tak jak i ta. Jest powieleniem, emanacją prawdziwej twarzy, która się za nia chowa. W ciągu sekundy będę mógł ujawnić całą magię jej istnienia. Muszę tylko odnaleźć tę maskę.

Gdy nadszedł czas, aby się zbierać, szybkim krokiem wyruszyłem na bal, na którym miało być obecnych ponad sto osob. I było.

Wszyscy krążyli w tańcu, rozmawiali, śmiali się, nie zwracając na mnie uwagi. Pomimo, że byłem bez maski, wpuszczono mnie. Być może uznano, ze jestem z obsługi. Dla mnie to nieważne, dlaczego. Ważne, że mogłem się zająć innymi ludźmi.. Ludzie, tłum ludzi… Nienawidzę ich! Zdałem sobie z tego sprawę próbując znaleźć maskę. Ci ludzie przeszkadzali mi odnaleźć moje szczęście. Oni, z pewnością, znają się wszyscy wzajemnie i rozmawiają o jakiś nieistotnych bzdurach, podczas gdy ja – próbuję rozwiązać tu poważną kwestię. Nie wiedzą, co dla mnie znaczy ta maska, i dlatego zachowują się tak samolubnie i głupio. Jak stado baranów zebrane na polanie…

Nie wiem, jak wielu już skontrolowałem wzrokiem, wiem za to, że póki co nadaremno. I muszę się spieszyć, bo bal wkrótce się zakończy…

I nagle – widze ją! Tak, to na pewno ona! Jest w towarzystwie dwóch dżentelmenów, i jest w tej masce. Ledwie weszła do sali – i od razu uświetniła całą przestrzeń swoim pięknem. Dwaj mężczyźni udali się w swoje strony. Podbiegłem do niej.

– Cześć! – Pozdrowiłem Muzę, – Wiem, że to już koniec między nami, ale musisz oddać mi tę maskę, abym zgodnie z umową zapomniał o naszych spotkaniach.

– Nie ma mowy! – Odpowiedziała zuchwale, – A jeśli zaraz nie przestaniesz mnie dręczyć, poskarżę się gospodarzom balu.

Wiedziałem, że skontruje moją prośbę, ale ponieważ niczego już więcej zrobić nie mogłem, więc po prostu chwyciłem za maskę chcąc ściągnać z niej wbrew jej woli. Jednak zdążyła przytrzymać… I maska rozdarła się. Ale mimo to, maska, o której tak marzyłem, obnażyła jej twarz po raz drugi. I wtedy zobaczyłem to, czego nie byłem w stanie dostrzec w nocy, w parku. Połowa jej twarzy była biała, połowa czarna.

To była nadal piękna twarz, choć piękno to było trochę dziwne, z powodu swego defektu. Przymuszona do noszenia maski przez cały czas ukrywała swą twarz. Ale, z mojego powodu, sekret wyszedł na jaw.

– Nienawidzę cię! – Powiedziała, wybiegając z sali ze łzami w oczach. Goście zgromadzeni na balu zamarli w miejscu, wszyscy skierowali na mnie swe spojrzenia… ale po chwili wrócili do swych zajęć. Muzyka zagrała. Cała sala znowu tańczyła, ludzie śmiali się, rozmawiali…

Ale teraz ta maska, tak jak tego chciałem, była u mnie. I skleiłem ją. I dzięki niej wciąż wspominam jedyną w moim życiu prawdziwą miłość i Muzę.

Tak było wcześniej. Ale na tym się nie skończyło. Spotkałem ją ponownie. Minął rok. Prawdę mówiąc, nie od razu ją rozpoznałem. Podeszła do mnie sama, jako pierwsza, gdy leżałem na plaży, opalając się.

– Dzień dobry, Januszu…

– ??

– Łatwo było cię odnaleźć, więc co do tego, że ty – to ty, nie mam wątpliwości.

Głos wydał mi się dziwnie znajomy: taki klarowny, konkretny. Niezwyczajny kobiecy głos, o czym moje serce wiedziało od dawna. Gdy mój wzrok padł na nią – natychmiast ją rozpoznałem. Wciąż była tak urodziwa. Ale jej twarz… Jej twarz się zmieniła! Nie było już na niej ciemnej połowy. Tylko sama biel. To była twarz idealna, twarz prawdziwej, przepięknej kobiety.

– Pewnie się zastanawiasz, co stało się z moją twarzą? Ale nie martw się, wszystko już jest w porządku, nie chciałam ci mówić podczas naszych spotkań, moja twarz była skuta chorobą i przez rok musiałam chodzić w masce chroniąc i ukrywając tę przykrą wadę.

– Czyli co? Chirurg plastyczny dopomógł?

– Nie było potrzeby, lekarz powiedział, ożóg zaniknie sam, w moim przypadku trzeba mi było tylko wytrwać cały okrągły rok.

– Czy wiesz, ze stałaś się jeszcze piękniejsza?

– Jestem taką, jaką byłam, Januszu. Jest wiele kobiet równie urodziwych jak ja, ot- choćby tu, opalających się na plaży. Możesz się z nimi zapoznać i zaprzyjaźnić. Może się w końcu w któreś zakochasz?

– Masz rację, ale czego teraz ode mnie oczekujesz?

– Maski… symbolu mojej słabości. Była tak cenna dla mnie podczas mojej choroby.

– Ale ja… ja nie mogę ci jej oddać, muszę ją mieć na pamiątkę mojej miłości do ciebie, mojej muzy, przecież tak bardzo cię pokochałem…

– Cóż… No, to proponuję, przedrzeć ją znowu, dokładnie tam, gdzie rozdarła się, na tym balu, jedna połowa dostanie się mi, jedna tobie…

– Tak… – powiedziałem – to będzie sprawiedliwe dla nas obojga…

*

Do dziś pół maski wciąż rozgrzewa moje serce podczas smutnych, samotnych wieczorów, przypominając mi twarz ukochanej przeze mnie Muzy…

To cała historia.

Teraz może być tylko przyszłość. Ale czy będzie?

Seans, na który wykupiłem bilet w kinie – wciąż trwa…

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *