Odsunęła okienną firankę i melancholijnym spojrzeniem zmierzyła uliczkę prowadzącą do jej bloku: pusto i cicho. Ni żywej duszy. Nawet osiedlowe samochody pochowały się gdzieś po zaułkach. Z tych, które ona kojarzy żaden nawet nie nadjeżdża. Nic dziwnego; nikt z przyjaciół w ten sobotni poranek nie zapowiadał wizyty.
Znużona obserwacją podeszła do lustra. Cofnęła się nieco i bardziej wnikliwie spojrzała na swe odbicie: jak na swe trzydzieści lat – „nie jest tak źle”, wyglądała wciąż nie najgorzej, pięć sześć mogłaby nawet sobie odjąć. Tym bardziej zaskakującym faktem, zarówno dla przyjaciółek jak i dla niej samej było to, że wciąż pozostawała singielką. Mężczyźni w jej życiu, owszem, bywali, ale jeden ustępując miejsca drugiemu nigdy nie oferował swego rycerskiego ramienia dłużej niż na kilka miesięcy, czy nawet tylko dni. Czy dlatego, że była nazbyt wymagającą partnerką, czy wręcz przeciwnie, rozkapryszoną? Sama tego nie wie. A może dlatego, że nazbyt zdesperowaną do zamążpójścia? Przypuszczalnie niejeden absztyfikant już we wstępie znajomości odgadując jej plany i łącząc je ze swoimi niechybnie popadał w egzystencjalne zakłopotanie. Pewne jest za to, że angażując się w kolejne romanse za każdym razem przynajmniej Ona nie wątpiła, iż ten Romeo – to już ten ostatni. A tymczasem każda nowa nadzieja, początkowo towarzysząca jej kolejnej znajomości, szybko zmieniała się w poczucie czegoś niedookreślonego, dwuznacznego. Po czym w męsko-damskie relacje Alicji wkradał się lekki chłodek, od którego galopanci, każdy w różny sposób, ale z jednakim efektem, znikali z jej życia na amen. Jeden zrywał kontakty bez wyjaśnienia przyczyn, inny brnąc w zaparte, albo wywijając się jak piskorz, gubił się w złożonych wyjaśnieniach, jeszcze inny okazywał się być żonatym i z niepyszna uciekał, gdy sprawy zachodziły za daleko. W każdym przypadku Alicja znów zostawała „sama”.
Pracowała w dużej korporacji prawniczej mającej filie rozrzucone po całym świecie. Wizja zawodowa rysowała się jej więc całkiem jasno: sukcesywnie piąć się po kolejnych szczebelkach zawodowej kariery. I Alicja wspinała się. Już po dwóch latach została samodzielną kierowniczką małego, ale prestiżowego projektu. Tymczasem w rocznicę trzydziestych urodzin ojciec i matka pomogli kupić córce piękny dwupokojowy apartament w samym centrum Warszawy. Miała szczęście mieć względnie zamożnych rodziców; oboje zresztą byli znanymi w środowisku prawniczym prokuratorami, postrachami licznych aferzystów i mafiozów. Była bardzo z nich dumna i przy każdej sposobności szczyciła się ich zawodową pozycją. Tak więc poza brakiem szczęścia w sprawach sercowych nie miała powodu do narzekania w życiu na nic więcej.
Oczywiście, prezent rodziców dawał do zrozumienia, że czas płynie nieuchronnie i byłoby miło, gdyby w dowód wdzięczności obdarzyła ich zięciem i przede wszystkim wnukami. Dlatego dobrze wie, że teraz nie pozostaje jej nic innego, jak znaleźć miłość. Innymi słowy: zamążpójście, stabilizacja rodzinna, spełnienie oczekiwań rodziców stało się jej teraz najważniejszym priorytetem…
Ale w dzisiejszym świecie, w którym każdy żyje w swym malutkim, zamkniętym mikrokosmosie, bardzo trudno znaleźć nowego i ciekawego człowieka. Dlatego podobnie jak większość rówieśników nowych znajomości szukała w sieci. Szybko się jednak przekonała, że i tu trzeba wiedzieć gdzie i jak skutecznie myszkować. Popularne portale społecznościowe, takie jak Facebook albo Twitter, wcale nie okazywały się strzałem w dziesiątkę. Większość pojawiających się tam osób znała wcześniej z realu i bynajmniej mało która z nich wpisywała się w jej konkretne oczekiwania. I dopiero, gdy pewnego razu jedna z koleżanek podsunęła jej myśl zarejestrowania się na specjalistycznym portalu randkowym, jej życie osobiste nabrało nowego wigoru i treści.
Początkowo, owszem, krępowała się. Krępowała się już ledwie na samą myśl prowadzenia intymnych rozmów z ludźmi zupełnie jej nieznanymi. Dlatego na samym starcie przyjęła sztywną zasadę ograniczania się tylko i wyłącznie do kontaktów on-line, pod bezpieczną osłoną anonimowego nicka (oczywiście – bez fotografii i rozbudowanego opisu). Ale tydzień po tygodniu widząc jałowość takiej taktyki, a jednocześnie stopniowo będąc zachęcana sukcesami „konkurentek” – do swego podstawowego zdjęcia, którym zastąpiła bezosobową sylwetkę, dołożyła kilka innych i za jakiś czas, widząc słuszność poczynionych zmian (wyraźnie potwierdzoną ilością mężczyzn zainteresowanych jej profilem), jako pierwsza wychodziła z propozycjami spotkań w realu. Oczywiście – wyłącznie z mężczyznami, których opisy i deklaracje rokowały na cokolwiek więcej, niż banalną przygodę. Trwało to tak prawie dwa lata. I chociaż nie miała jakiś szczególnych powodów do satysfakcji z efektów poszukiwań, to jednak stale przewijająca się lista nowych adoratorów pozwalała przypuszczać, że wcześniej czy później spotka tego, na którego czeka. Niedawno odkryła, że w ciągu tych dwóch lat wypróbowała związków z dziewięcioma mężczyznami. Dużo, czy mało? Trudno ocenić. Owszem – niektóre dziewczyny miały więcej. Ale dla tych próżnych, jak mniema, rywalek, portalowe osiągnięcia to niemal sport, a tymczasem ona – Alicja, stawia nie na ilość, a jakość. Ona szuka prawdziwego kawalera, takiego, który będzie żywił wobec niej poważne zamiary i któremu ze wzajemnością zaufa i który zaprowadzi ją w końcu do ołtarza. Metoda prób i błędów? Owszem! Ale czyż nie jest to najskuteczniejsza metoda? Jest! Najważniejsze, aby nie tracić po drodze nadziei i optymizmu. Alicja jest mądra kobietą i wie, że ktoś, kto chce dostać wszystko od razu, dostaje zwykle tylko samo rozczarowanie. Dlatego zachowa cierpliwość, bo gorąco wierzy, że przyszły rycerz kiedyś w końcu się zjawi. I nawet, gdyby nie na złotym rumaku, a tylko z plecakiem na ramieniu – to i tak ona – Alicja, przyjmie go z otwartymi ramionami.
I oto, pewnego dnia, stało się. Pojawił się ON. Jego nick jakże wymowny: Casablanka. Alicja już dawno nauczyła się sprawnie oddzielać plew od ziarna i z długiej listy kandydatów interesujących ją mężczyzn wynajdywać tego najbardziej po myśli. I dlatego po szybkim przeanalizowaniu świeżo zarejestrowanego profilu, który ukazał się w nagłówku i po zaledwie kilku sekundach nie zawahała się odpowiedzieć krótkim powitaniem:
– Witaj bohaterze z mojego ukochanego filmu! Czy zostaniesz mym Humphrey Bogartem?
Gdy wysyłała wieczorem „zaczepkę” nie było go jednak w sieci, dlatego, następnego dnia, jak tylko wróciła z pracy od razu otworzyła laptop i z zadyszką niepewności zalogowała się na portalu. „Tak! Jest odpowiedź!” I czy to nie cud? Napisał do niej dosłownie w chwili, w której otwierała drzwi od mieszkania, przed minutą! Oprócz jego postu było jeszcze kilka innych, ale czyż trzeba dodawać, anonsów zupełnie dla Alicji bez znaczenia?
Przeczatowali cały wieczór zapominając o upływie czasu. Podczas rozmowy dowiedziała się o nim wielu szczegółów, na podstawie których odmalowała portret nietuzinkowego człowieka, który, co tu dużo mówić, wzbudzał jej coraz większe zainteresowanie. Dlaczego? – Otóż Paweł (tak miał na imię) był wobec niej bardzo szczery. Nie nadużywał słów ani emocji. Nie epatował zarozumiałymi wywodami, przechwałkami i co najważniejsze: oklepanymi frazesami. Był zwyczajnym, normalnym mężczyzną. Tak bardzo zawładnął umysłem Alicji, że pod koniec ich rozmowy zapomniała o całym świecie. Zaczęła czuć, jak przez pomroki duszy nieśmiało przebija się cienki promyk nadziei. Owszem, bywało u niej już tak i wcześniej, i nie raz, ale wszystko pozostało w przeszłości, a tu?!
Pierwsza zaproponowała, że poda mu swój numer telefonu. Paweł zgodził się na spotkanie w realu, nie próbując zasłaniać się wymówką ani o chwilowym braku czasu, ani o zapracowaniu, co jeszcze bardziej utwierdziło ją w przekonaniu o słuszności wyboru. Wymieniwszy się numerami komórek i uzgodniwszy, że następnego dnia zdzwonią się i doprecyzują szczegóły, pożyczyli sobie wzajemnie dobrej nocy i w tej samej chwili wylogowali się z portalu. Minęła od tej chwili co najmniej godzina, a Alicja nie mogła zasnąć. Po raz pierwszy od dłuższego czasu czuła coś nieuchwytnego, coś co sprawia, że serce drży i z podniecenia bije szybciej. Ależ już teraz, teraz i zaraz pragnęła usłyszeć tembr jego głosu! a potem, niby przez przypadek, wziąć się z nim za dłonie, a dalej… no, niech będzie dalej, co ma być! Po co jej teraz bawić się w reżyserowanie?
Następnego ranka przyszedł od niego krótki SMS z życzeniami miłego dnia. Pierwszy raz coś takiego w jej życiu! Uskrzydlona Alicja dosłownie frunęła do pracy nie zważając na nikogo i na nic. Wkrótce, tak jak się umawiali, zadzwonił! I Alicja absolutnie oczarowana była jego głosem – takim głębokim i zmysłowym. Z radością przystała na propozycję wieczornego spotkania w realu.
Spotkali się i on naprawdę przyszedł! A nie zawsze tak bywało z poprzednimi. Długo chodzili po ulicach, rozmawiali, a potem zaszli do jakieś kafejki. Nigdy dotąd nie było jej tak dobrze i bezpiecznie, jak z tym mężczyzną. Paweł widział w życiu wiele i wiele doświadczył. Jego wykształcenie, wrażliwy i dociekliwy umysł, zaskakująco subtelna delikatność i takt w kształtowaniu z nią relacji całkowicie zaskarbiły zaufanie Alicji powodując nieustanne podrygiwanie serca. Była prawie północ, gdy postanowili zakończyć ich pierwsze spotkanie. Odprowadził Alicję do domu, pocałował ją w rękę i na krótko przetrzymawszy jej dłoń w pobliżu ust wyszeptał kilka słów, od których prawie zakręciło jej się w głowie, od których pojawiło się ciepło w klatce piersiowej i zdradziecko opuściło się niżej…
Następny dzień minął Alicji jakby była w stanie permanentnego otumanienia. W tę środę Paweł miał jakieś do pozałatwiania sprawy i dlatego następne spotkanie uzgodnili na czwartek. Początkowo Alicja sądziła, że w te „puste” dni będzie szansa, aby ogarnąć emocje i uczucia, odzyskać klarowność myśli, wyciszyć się, ale gdzie tam! Myśli o NIM nie opuszczały dziewczyny nawet na chwilę. Co tam po wyciszeniu? Po co? ON już teraz został jej wymarzonym księciem z bajki, tym jednym, jedynym, z którym i dla którego chce żyć!
Myśląc o Pawle Alicja ostatecznie otrząsnęła się ze swych wszystkich negatywnych doświadczeń z nieudanych poprzednich związków; Paweł, zresztą, jest tak bardzo różny od jej byłych mężczyzn, że podtrzymywanie w pamięci wspomnień o tamtych wydawało jej się balastem zbytecznym i nudnym. W przeciwieństwie do jej poprzednich mężczyzn w odniesieniu do NIEGO ani trochę nie doznawała odczucia, że chce ją tylko wykorzystać, zagrać na uczuciach, zaspokoić swe próżne ego; nie! To zupełnie inny typ! W nim była moc i wiara, w nim była dobroć i rozsądek, a nawet jakiś „prawdziwy”, taki – od serca uczciwy smutek. I Alicja nagle bardzo zachciała, żeby ten smutek opuścił go, uleciał w siną dal i pozwolił mu stać się przy niej szczęśliwym człowiekiem. Aby tak się stało, ona – Alicja – gotowa jest zrobić wszystko!
Następnego dnia Paweł przyszedł z bukietem żółtych róż. Nie do wiary! Ale to były jej ulubione kwiaty, a przecież ona – Alicja – nigdy o tym mu nie mówiła! Czyż to nie omen przeznaczenia?! Znów spacerowali po mieście, rozmawiali, jakby znali się tysiąc lat, i wkrótce, nie tam, niby przypadkowo – świadomie trzymali się za ręce. Alicję unosiło w kosmos od tego dotyku, dotyku jego silnych, ale jakże delikatne rąk, miękkiego ciepła napływającego wraz z ruchem każdego z palców. Zdała sobie sprawę, że stało się: absolutnie zakochała się w tym człowieku. Tak szybko i wszystko wskazuje: na amen!
Gdy zapadła noc i nadszedł czas pożegnania, walczyła z pragnieniem, aby zaprosić go do siebie; i gdyby Paweł choć słowem zasugerował, napomknął, ona nie będzie miała nic przeciw. Nie wiedząc o tym jakie mają zamiary zaczęli się całować. To było takie proste, zwyczajne, takie naturalne… takie, jakie powinno być. Na ulicy zaciągało chłodem. Paweł zarzuciwszy na jej ramiona swoją marynarkę przyciągnął ją bliżej do siebie i przytulił. Na pewno, myślała Alicja, to najpiękniejsze chwile w jej życiu. Teraz chce jeszcze czegoś więcej, chce kontynuować, ale Paweł znów pokazał swą klasę i nie skorzystał z jej ewidentnie niestosownej, chwilowej słabości. Jest prawie pierwsza w nocy, jutro rano trzeba wcześnie wstać doroboty, a w miłosnych sprawach nie ma się po co spieszyć. Tak! – Jego argumenty były przekonujące i rozsądne. Oczywiście, ma rację! Jutro jest piątek, magiczny dzień, i znaczy to, że w ten akurat dzień nikt im nie przeszkodzi i będą ze sobą tak długo, jak zechcą. Takim rozsądnym powinien być właśnie prawdziwy mężczyzna, mężczyzna z jej marzeń. I On – Paweł – nim jest!
Przez cały kolejny dzień Alicja zupełnie wypadła z korporacyjnego rytmu. Zakochała się, to już był dla niej pewnik i nie chciała teraz tracić chwili na cokolwiek, co nie miało związku z tym magicznym uczuciem. Przez cały dzień wysyłali do siebie SMS-y, a kiedy w końcu zadzwonił Alicja powiedziała, że może i chce mu ofiarować cały swój weekend. Paweł łamiącym się głosem odrzekł, że jest absolutnie, że jest niesamowicie szczęśliwy i że już odmierza minuty do ich spotkania. On chce istnieć tylko dla niej i żyć dla niej, i tylko dla niej, bez reszty. Alicja czuła, jak zapiera jej dech w piersi. Po jego słowach nie była w stanie odpowiedzieć już nic. Żaden mężczyzna nigdy wcześniej niczego podobnego jej nie powiedział, a już z pewnością nie takim męskim, przepełnionym miłością, nieznacznie rozedrganym głosem. Ciężko jej było oddychać od rozpierających serce w tym momencie uczuć.
Pracę kończy o piątej. Spotkanie uzgodnili na wpół do dziewiątej. Oczywiście, u niej w domu. Alicja zdążyła jeszcze pobiec do salonu piękności, aby zrobić się na bóstwo, potem do hipermarketu uzupełnić kuchenne zapasy, potem przygotować jakieś wystrzałowe danie na kolację i w końcu świątecznie nakryć różowo-białym obrusem mały stolik tuż obok drzwi do sypialni.
Czas oczekiwania zdawał się przedłużać w nieskończoność. Co kilka minut spoglądając na zegarek zdołała pozałatwiać wszystkie możliwe domowe sprawy, a mimo to, w jej przekonaniu, wskazówka zegarka poruszała się tak powoli, że aż zdradliwie. Jeszcze czterdzieści minut… pół godziny, dwadzieścia, dziesięć minut… a nuż ON się spóźni?! Ależ to oczekiwanie jest nie do zniesienia!
Na przekór obawom dokładnie o wyznaczonej porze zadzwonił domofon. Serce jej waliło i prawie chciało wyskoczyć z piersi! Na oścież otworzyła drzwi od mieszkania i stała, czekając na przyjazd windy. Paweł pojawił się w eleganckim garniturze; w dłoniach trzymał ogromny bukiet kwiatów, a oprócz niego nieduży pakunek z ciastem i butelką wina.
Alicja zamknęła za nim drzwi, a on Paweł położył przyniesione wiktuały na mały, stojący w korytarzu stolik i odwrócił się do niej. Sekunda, krótkie spojrzenie, a następnie, oboje jakby się na siebie rzucili. Jej namiętne pocałunki i jego mocny zapach drogich perfum, dosłownie doprowadziły ją do szaleństwa. Przemieszczając się do pokoju nawet na chwilę nie odrywała od niego ust…. Gdy już dotarli do małej kanapy, jakby jakaś niewidzialna siła pchnęła oboje i przez boczne oparcie wspólnie fiknęli kozłem na poduszki, co nie przeszkodziło jej dalszym namiętnym pocałunkom i pieszczotom. Po kilku minutach pierwsze pożoga zaczęła gasnąć. Odkładając więc magiczną chwilę na trochę później Paweł poprosił, aby zasiedli już do małego stolika, gdzie będą przecież mogli nadal trzymać się za dłonie, zaglądać sobie w oczy przy palących się świecach…
Podczas maleńkiej kolacji każdy gest, każdy ruch i słowo znaczyło dla niej niewiarygodnie dużo, niosąc ukryte treści i znaczenia zrozumiałe tylko dla zakochanych. Pieczywo, owoce, wino… przy zapalonych świecach tańczyli powoli, ciesząc się sobą nawzajem. Paweł cicho mówił, że spełniło się jego skryte marzenie, że oto spotkał kobietę, o której od tak dawna marzył, kobietę, przy której mógłby zostać na zawsze. Ależ był szczęśliwy w odpowiedzi słysząc te same zapewnienia…
Alicja szepnęła mu krótkie „chcę tego” i jej usta znów przylgnęły do jego warg, i już nie otwierając swych objęć upadli na kanapę, gdzie zadziała się wielka tajemnica pierwszego bliskiego spotkania, pomagającego zakochanym jeszcze lepiej się poznać wzajemnie… Nie przeżyła orgazmu. Ale to nic. Czasami tak się przecież zdarza. Paweł okazał się bardzo subtelnym kochankiem i nawet ją to cieszyło, że podczas kochania zachowywał jakiś specyficzny dystans i umiar. „Prawdziwa miłość powinna być mądrze dozowana i nie zaczynać od słomianego ognia, bo taki ledwie się zacznie i już kończy!” Gdy wybiła północ uroczyście wspólnie postanowili opuścić portal, na którym się poznali i zatrzeć wszystkie pozostawione w nim swoje ślady. Spełnił przecież swą rolę i obecnie nie jest im już do niczego potrzebny. Postanowiono – zrobiono. Konta zostały wspólnie usunięte. Ona – Alicja i On – Paweł są razem. Na zawsze. Czas przestał uciekać. Od teraz będą razem i będą żyć, gdzie zechcą; albo u niej, albo u niego. Teraz to nie ma znaczenia, gdzie. Wszystko rozstrzygnie się później, teraz najważniejsze, aby mogła zasnąć w jego ramionach, a On – w jej. I słodko rozmarzona Alicja spokojnie usypia w ramionach swego Pawła.
Ten – wciąż jednak nie zasypiał i przez długi czas patrzył na nią, i patrzył. W końcu, gdy uznał, że nastała „ta pora”, delikatnie osunął ją z siebie i jedną ręką chwycił za jej gardło, a drugą zatamował nos i usta…
Alicja zmarła nawet nie mając czasu się obudzić i uświadomić sobie, co się zadziało? Jej ciało wygięło się kilka razy w przedśmiertelnych spazmach, ale ręce i nogi przygniecione do łóżka ciężkim ciałem mężczyzny nie wierzchały. Wzdrygnęła się tylko kilka razy, zacharczała i ucichła. Paweł powoli rozluźnił palce, przyłożył ucho do jej ust, słuchał, a potem, nie odwracając się, wolnym krokiem poszedł do łazienki. Tam spokojnie wziął prysznic, po czym wrócił, zabrał z podłogi porozrzucane podczas miłosnego amoku rzeczy, ubrał się. Starannie zawiązawszy przed lustrem krawat poprawił poły marynarki, pogładził dłońmi po policzkach, poprawił rozwichrzoną fryzurę, a potem wolno i pedantycznie obszedł całe mieszkanie, pracowicie przecierając szmatką wszystkie rzeczy, z którymi mógł mieć wcześniej kontakt.
Wyjąwszy z wazonu przyniesiony dzień wcześniej bukiet z lekkim pokłonem rozrzucił kwiaty po nagim ciele Alicji. Patrzył na nią przez kilka minut, a następnie wyjął z marynarki smartfon i zrobił kilka zdjęć.
– Byłaś ostatnią moją kobietą-kochanką, i więcej tego nie chcę! – szepnął.
Potem z drugiej kieszeni wyciągnął szwajcarski scyzoryk, którego śrubokrętem sprawnie zdemontował spodni dekiel laptopa i wyjął z jego wnętrza twardy dysk. Chuchnął na pozyskany detal, schował do kieszeni. Jeszcze raz uważnie obszedł cały apartament, sprawdzając czy nie pozostawił po sobie jakichkolwiek niezamierzonych śladów i już całkowicie uspokojony wyszedł z mieszkania cicho zamykając za sobą drzwi.
Idąc wzdłuż opustoszałych porannych ulic tylko raz zatrzymał się, nieopodal mostu, aby wyrzucić do Wisły twardy dysk i telefon komórkowy Alicji. Oczywiście, wcześniej upewnił się, że nie ma w pobliżu żadnych postronnych osób. To jego zawodowa ostrożność. Potem szybko zniknął za rogiem, gdzie czekał od wczoraj zaparkowany samochód.
W nim, już całkowicie czując się bezpiecznym, wyjął swój własny telefon i wysłał do klienta krótkiego SMS-a: ‘Zlecenie wykonane. Czekam na następne”.
Kilka dni później na portalu randkowym znów pojawiło się jego zdjęcie, przyciągające kobiety miłym uśmiechem i trochę smutnymi oczyma, oczyma, które niejedna będzie chciała uszczęśliwić….
Cyberprzestrzenni – lista opowiadań