Bartus i Beata

– 1 –

(Na czacie)

– Jesteś naprawdę elegancką kobietą.

– Dzięki! Miło słyszeć.

– Może byśmy wreszcie się spotkali?

– A po co?

– Po prostu, chciałbym zobaczyć cię w realu…

– Czemu Ci zależy? A tak w ogóle mało mam ostatnio czasu.

– Czas? –  Żadna przeszkoda. Nie planujmy niczego na jutro – spotkajmy się jeszcze dziś!

– Nie będę taka interesująca, jak na zdjęciu. Zdjęcia mogą przekłamywać, spłaszczać.

– I właśnie, dlatego chcę wreszcie ujrzeć Cię w realu.

– Szukasz kobiety. Prawda?

– Tak, szukam.

– To szukaj. Twoje wybranka jest w innej grupie wiekowej. Ja także szukam…, ale nie Ciebie.

– Wiem…, ale naprawdę chcę się z Tobą spotkać, proszę!

– Jestem teraz w biurze. Mam dużo pracy.

– Nie szkodzi. Ja zaczekam. Przyjadę natychmiast, gdy tylko powiesz kiedy.

– To będzie nieszybko. Jestem dziś bez samochodu.

– Kiedy? I skąd mam Cię odebrać? Mam samochód.

– Bartusie, w jakim ty mnie stawiasz położeniu? Kobieta, tym bardziej w moim wieku, do spotkania powinna się przygotować. Nie można iść na randkę z mężczyzną, tym bardziej w Twoim wieku, i to zaraz po pracy.

– Dokładnie, tak! Bez przygotowania. Chcę Ciebie zobaczyć – właśnie bez przygotowania!

– Uparciuch! No dobrze. Przyjedź po mnie o 21:00 na stację BP, obok supermarketu. Ta randka, mam nadzieję, uspokoi Cię i ochłodzi ostatecznie Twój zapał.

 

– 2 –

(Stacja BP)

– Dzień dobry!

– Witam pana. I po co było to spotkanie? Przecież pisałam, że się pan rozczaruje. – Uśmiechnęła się ze znużeniem.

– Nie rozczarowałem. Wręcz przeciwnie! – Roześmiał się młody mężczyzna.

– I co teraz? Jestem trochę zmęczona, nie powiem…

– Zamówię dla pani kawę. Spieszy się pani bardzo?

– Spieszy, nie spieszy… Ale już prawie noc. Od południa jestem na nogach… Jak tam poszukiwania „panny młodej”?

– Wszystkie do tej pory nie takie, jakie bym chciał.

– Czym się pan tak naprawdę zajmuje?

– Pracuję, jako muzyk. Pisałem przecież Pani na czacie. Jestem skrzypkiem. Gramy z chłopakami standardy jazzowe w kultowej knajpce, mam także trochę zajęć w szkołach. Od dawna szukam kobiety, która ceni muzykę i która chętnie ze mną będzie uczestniczyć w życiu kulturalnym miasta: koncerty, dobre kino, teatr… Acha, poza operą. Opery jakoś nie trawię.

– No cóż… Jeśli idzie o mnie… Hmm… chyba nieprzypadkowo zawsze wybierałam mieszkania w pobliżu takich budynków, jak teatr, opera, filharmonia. Dlatego zawsze było mi było po drodze z tak zwanym: życiem kulturowym w miescie. Szczególnie z kinem. Szczególnie ze skandynawskim…, Co do muzyki… – Najbardziej kocham fortepian. Do skrzypiec wciąż nie mogę się przekonać. No już tak mam. Sorry… – Znów się uśmiechnęła. – Może przejdziemy na ty, jeśli nie masz nic przeciw?

– Jesteś naprawdę klawa babka. Nawet po całym dniu roboczym. Oczywiście – mów mi Bartek.

– Zawsze miło usłyszeć. A ja mam na imię Beata. Witaj Bartku! Odwieziesz mnie do domu? Już naprawdę późno.

– Jasne! Jedziemy.

Długo jeszcze ze sobą rozmawiali i w samochodzie, i przed jej blokiem.

– Ojej, zaraz będzie północ! Naprawdę muszę już znikać. Bywaj Bartku, to był sympatyczny wieczór. Ach! I dzięki za kawę!

– Dobranoc, Beatko! Fajnie mi się z Tobą rozmawiało. Cieszę się, że wreszcie poznaliśmy się w realu!

 

– 3 –

(Tydzień później)

– Mówiłeś, ze masz domek na działkach niedaleko zamku. Znasz dobrze do niego drogę? Tylko nie tę, która prowadzi do centralnego wejścia, a jakąś boczną. Muszę jechać tamtędy samochodem, służbowo…

– Znam, oczywiście! Często jeżdżę nią na motorze. Mówiłem ci? Mam Yamachę! Tak, tak. Ta sama firma, od fortepianów… Nie wiem, jak ci wyjaśnić najprościej…

– Jadę tam jutro. Podprowadzisz? Bardzo byś mi pomógł…

*

– Nigdy bym nie znalazła sama tej drogi. Dzięki! Ale tu ładnie… Wspaniałe miejsce na odpoczynek mieszczuchów.

– Dziękuję! Tak właśnie wybrałem. Bo też mi tu się zawsze podobało…

– Nie wiesz, czy ktoś sprzedaje w tych okolicach kawałek ziemi? Pracuję w nieruchomościach. Mogłabym dopomóc…

– Nie wiem, ale mogę zasięgnąć języka…- Beatko, nie jesteś głodna? Może byśmy coś zjedli?… Jedźmy na moją działkę. Zostawię tam motor i wezmę rower (mam składaka). Twoim samochodem pojedziemy do jakieś knajpy, zjemy obiad, wypijemy piwka a potem ty wrócisz do miasta, a ja rowerem z powrotem na działkę. To jak? Może być taki plan?

– Czemu nie? Tylko też piwko lubię, – uśmiechnęła się zalotnie. – No dobra. Obejdę się bez piwka.

*

– Kto się opiekuję domkiem? Przyjemnie tu u ciebie.

– Kto? Ja sam…Kto niby jeszcze?

– Przecież masz żonę. Nie pomaga?

– Mam. Ale dzisiaj to takie już żony… żadnej pomocy nie uświadczysz.

– Powiedz mi, jak to jest? – Taki miły i sympatyczny facet, a tu piękny na działce domek i żona sekutnica…

– Nie wiem, czy sekutnica? Co tu wiele mówić… Nie ma o czym. A u ciebie, niby jak? Fajna, zadbana, seksowna kobitka, prawie dorosły syn, i co? I tak w życiu samotnie i sama?

– Tak wyszło…

– No, właśnie…

Bartek zajął się rowerem. Przygotowywał do transportu. Beata chodziła po miękkiej, wystrzyżonej trawie podziwiając kwiaty. W pewnym momencie zatrzymała na dłużej wzrok na Bartusie, na jego młodej, wytrenowanej sylwetce. „Kurczę, co się ze mną dzieje? Przecież on mógłby być moim synem!”. Odegnała od siebie namolną falę… Z zamkniętymi oczyma stała pod wysokim krzewem róży i wdychała aromat świeżej trawy. „…Nie chce mi się otwierać oczu”

– To, co? Gotowy jesteś, – otrząsnęła się ze słodkiego błogostanu.

Bartek podszedł do nie bardzo, bardzo blisko, ale nagle się zatrzymał, jakby stopowany jakąś wewnętrzną przestrogą. Wzdrygnęła się, podnosząc na niego oczy.

– Co się dzieje? Przestraszyłeś mnie…

– Nic, nic! …Nie bój się… Jedziemy, – trochę sztucznie się uśmiechnął.

*

Znów rozgadali się bez umiaru, a czas mijał szybko. Zjedli obiad w wypatrzonej po drodze knajpce.

– Uff… Ale na dworze upał. Też wypiłabym sobie piwka. I jakoś do domu nie chce mi się wracać… Pusto w nim. Syn na obozie.

– Ja ciebie nigdzie nie gonię. Chcesz? – Będziemy spokojnie pić sobie piwko i ty i ja. Samochód przecież możesz zostawić, tu, na parkingu. Podjedziemy jeden przystanek kolejką i zaraz będziemy u mnie, na daczy. Jutro wrócisz do domu… Decyzja należy do pani! – Uśmiechnął się szeroko i z sympatią.

Sytuacja przybrała nieoczekiwany obrót. „Jakiś diabeł mnie chyba kusi! Co mnie tu trzyma?” – W rozterkach i naprędce rozmyślała.

Posiedzieli jeszcze całkiem niekrótko, pili piwo, rozmawiali, rozmawiali, rozmawiali…

– Bartku! Przecież za dziesięć minut mamy ostatni pociąg! Zbierajmy się!! Szybko!

Siadł na rower.

– Siadaj ze mną!… Na piechotę nie zdążysz!

– Gdzie mam siadać? – Nie zrozumiała.

– Jak to gdzie? – Na ramę! Szybko!

Na ramie roweru nie jeździła od chyba ponad trzydziestu lat…

– Chyba jesteś szalony?! – ale powiedziała to z humorem, żwawo wspinając się na ramę.

Mknęli bardzo szybko po pochyłości drogi. „O matko! Rozwalimy się. Ale będzie heca!… Będą mnie pytali: a skąd te zadrapania? A ja odpowiem: chłopak wiózł mnie rowerem, na ramie, jakoś tak wyszło…Choliwcia, co się ze mną dzieje? Zwariowałam zupełnie. Ile ja mam lat?”

Drzwi pociągu zamknęły się tuż przed ich nosem.

– I co teraz? – Ze strachem spojrzała na Bartka.

Na maleńkiej stacji nie było nawet żywej duszy.

– Nic. Pojedziemy dalej… Siadaj…- Uśmiechnął się i znów zabrał do pedałowania.

Jechali małymi uliczkami pośród ciemnej nocy. Znacznie jaśniej od latarni przyświecał im blask będącego w pełni księżyca. Oddech Bartusa przyjemnie łaskotał jej uszy… Droga zmieniła się w ostry podjazd.

– Mam dość. Dalej idziemy pieszką, – poddał się, istotnie, ciężko oddychając.

– Trochę boję się ciemności… Wchodzimy do lasu. Przepraszam, ale naprawdę boję się ciemności. Weź mnie za rękę, proszę, silnie, właśnie tak…

Drogę rozświetlał im już tylko blask księżyca, który przebijał się przez wysokie drzewa. Pachniało igliwiem, wilgotną trawą i kwiatami dzikich owoców. Zapach wibrował w powietrzu niczym upojny aromat, a jakiś nocny ptak rozświergotał się perlistym tremolandem… „Słowik! To słowik! Po prostu, szaleństwo! Dawaj, dziewczyno! Trzeba wiersze składać”. Beata była szczęśliwa. Szczęśliwa chwilą. To było jedno z tych mgnień życia, których nie można wytłumaczyć i których nigdy w życiu się nie zapomina. Ciepłe powietrze, ciepły słoneczny dzień, nikł w chłodnej i ciemnej wilgoci tajemniczego lasu.
– Ale się zrobiło chłodno… – Po całym ciele przebiegł jej dreszcz. Drobniutki dreszcz. Może rzeczywiście od chłodu? A może od strachu przed mrocznym lasem? A może jednak od bliskości energii młodego i silnego mężczyzny?

Chwycił ją mocniej za ramię.

– Już jesteśmy. Przyszliśmy. – Bała się odejść od niego nawet na krok. Trzymała go za rękę i spoglądała w pustkę ciemności, niecierpliwie czekając, aż wreszcie otworzy furtkę.

 

– 4 –

Prosta izba bez jakiś specjalnych fanaberii. Tylko jedna kondygnacja i sala z kominkiem, jakby ściśle według wyliczeń architekta.
Zapalił w kominku. Pokój rozświetlił się wesoło skwierczącymi polanami i wypełnił zapachem żywicy.
– Jest jeszcze malutki pokoik na górze… Ale jeszcze tam trochę zimno… Oto piżama… Myślę, będzie pasować. A prysznic – tam… – Beata nagle wyczuła ostrą zmianę w nastroju Bartka. W pokoju zapanowało jakieś dziwne napięcie.

– Dziękuję! Coś nie tak? – Zapytała nie rozumiejąc kompletnie przyczyny gwałtownej odmiany.

Podszedł do niej blisko. Bardzo blisko. Najpierw poważnie spojrzał w jej w oczy, a potem przytulił i mocno zacisnął w swych silnych ramionach…

– Nie mów nic, – wyszeptała…

Namiętnie zaczął całować jej oczy, szyję, policzki, spiesząc się, jakby nigdy już więcej nie miało dane być im razem. Stała z opuszczonymi rękoma. Nie myślała o niczym. Była szczęśliwa kolejną, niezapomnianą chwilą w życiu.

Nieoczekiwanie rozwarł ramiona i usiadł na krześle, usadził ją na swych kolanach i przytulił ponownie, ale tym razem bardzo delikatnie, zupełnie jak ojciec maleńkie dziecko.
– Nie wiem, co będzie jutro, ale teraz jestem szczęśliwy i cieszę się, że jesteś tu ze mną. – Wyszeptał. – Nie jestem samotny, nie jestem wolny. Nie mogę… Muszę uregulować swoje relacje i zobowiązania.
– Nie trzeba… Nie myśl teraz o tym. Jest dobrze…

 

– 5 –

(Następnego dnia, na czacie)

– Jestem już w mieście. Zapraszam na obiad.

– Dziękuję! Ale na obiad to wpadaj zaraz do mnie. Są u mnie… No, koleżanki przyszły. Jedzenia – w bród! Mam dzisiaj urodziny!!

– Nic nie mówiłaś!… No dobra, wpadnę. Ale tylko, żeby pozdrowić.

*

– Poznajcie się, proszę! To jest Bartek, – Beata z uśmiechem patrzyła na nieco zdziwione twarze swoich przyjaciółek.

– Bartku, a to moje koleżanki: Agnieszka, Asia i Eliza. Prawdziwe melomanki i kto wie, może wkrótce wielbicielki twej gry na skrzypcach?

– Bardzo mi miło, drogie panie! Zapraszam przy najbliższej okazji na koncercik.

– Skorzystamy na pewno, – odezwała się w imieniu czeredki Asia, sympatyczna brunetka w dużych, mocnych okularach, spod których jej duże, acz z sympatią spozierające na świat oczy spoglądały na Bartka wyjątkowo przyjaźnie i życzliwie.

– Bartku, piękne kwiaty! Dziękuję! Pomóż mi wstawić je do wazonu, jest tutaj, zaraz obok, w pokoju – zwróciła się do przybysza. A gdy udał się z misją do pokoju, zaraz potem do swych koleżanek:

– I jak, dziewczyny, go widzicie?

– Sympatyczny, – odezwała się z lekkim zakłopotaniem Agnieszka.

– Ale…! Jakie ładne kwiaty przyniósł, – dorzuciła Eliza

Bartus, o dziwo, nie był ani krztynę zakłopotany. Nie zdziwiło go także, gdy nagle, jak na komendę, wszystkie koleżanki Beaty pospieszyły do domu.

– Żegnaj, Bartku, miło było poznać! Czekamy na koncercik!, – i uśmiechając się porozumiewawczo do Beaty, śmiejąc się i obgadując coś między sobą wyszły na klatkę.
– Miłe te twoje koleżanki…

– Prawda?

– A tak w ogóle, Beatko, świetnie wyglądasz… W tej kusej spódniczce naprawdę ci do twarzy.

– Dzięki, Bartku, dzięki! Bardzo się cieszę, że ci się podobam… Zapalisz?

– No, co, ty? Wiesz przecież, nie palę! A i ty mogłabyś ograniczyć, proszę…

– Dobrze z ciebie wychowany mężczyzna. Nie upominasz, a prosisz… Tak! Oczywiście, nie będę przy tobie paliła, jak sobie tego nie życzysz. A właściwie, wiesz? Przez wiele lat, sama nie pozwalałam nikomu palić w tym domu. I tak jakoś od niedawna zaczęłam łamać własne zasady.
– To wszystko sama nagotowałaś? – Przerwał jej melodię wspominania. – Bardzo smacznie się prezentuje…

– To dla pana, mój panie Bartusie…

– Beatko, jesteś w domu zupełnie kimś jeszcze innym. I o wiele lepszym…

 

– 6 –

W tym samym tygodniu – na spacerze w parku.

– Beato, ile ty masz właściwie lat?

– Dlaczego nagle ciebie to interesuje? Przecież wiesz, jestem dużo od ciebie starsza. Nigdy nie zatajałam swojego wieku…, ale tobie zdradzać nie chcę. Przecież to nie ma żadnego znaczenia… Jak tam twoje poszukiwania panny młodej?

– Proszę, pokaż mi swój dowód. – Nie dał się zbić z pantałyku.

– Wolałabym jednak nie.

– Proszę!

Pogrzebała w torebce. Wręczyła mu bez słowa plastykowy kartonik. – No to pogap się! – Po jego twarzy przebiegł cień.

– Pewno nie sądziłeś, że aż taka różnica? Prawda? – Dojrzała w jego twarzy zwątpienie.

– Nie sądziłem…, Ale i tak nigdy w życiu nie znajdę drugiej takiej Beaty, jak ty. Szkoda, że urodziłaś się tak wcześnie, – próbował obrócić w żart.

 

– 7 –

Potem było jeszcze wspólne lato. Szczęśliwe lato ze spacerami po kolorowych łąkach. Nocne miasto z pustymi ulicami, przepełnionymi knajpkami i nocnym autobusem. I namiętny seks pod błyskami oślepiającej burzy, gdy odgłosy namiętności rywalizowały z grzmotami piorunów, a błyskawice rozdzierały ciemność obrazami zdjęć ich czystej natury, jak w raju…

*

Zostawił ją z dnia na dzień. Prawie bez powiadomienia. Podobno dostał bardzo intratną i bardzo pilną pracę, u samego Marinera, gdzieś daleko na wyspach… Podobno żona wymusiła na nim wyjazd chcąc ratować małżeństwo. Nie wiadomo, jak właściwie było naprawdę.

„To był najszczęśliwszy okres w moim życiu”. – Wspominała po latach… Czy jeszcze kiedykolwiek wróci?

Do listy Cyberprzestrzennych

 

 

 

 

 

5 odpowiedzi na Bartus i Beata

  1. Pingback: Nowości Witryny | Janusz Niżyński

  2. aro 51 pisze:

    Ludziom romantycznym łatwiej
    znaleźć partnera,
    budować związek i
    utrzymać związek.
    Ludziom zbyt romantycznym i ludziom nieromantycznym trudno
    znaleźć partnera i
    trudno utrzymać związek.

    • Janusz N pisze:

      Pewno masz rację. Brak romantyzmu – to smutna proza. Nadmiar romantyzmu – nieznośna afektacja. A miłość, która łaczy partnerów… jest z natury romantyczna. Po prostu i zwyczajnie.

  3. xbw pisze:

    Niemożliwy jesteś, ależ się uśmiałam 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *