Dzwoneczki

Nad Warszawą zapadał zmierzch. Katarzyna wracała do domu. To był zwyczajny wiosenny wieczór. Wzdłuż ulic, którymi szła, to tu, to tam zapalały się miejskie latarnie i neony, a okna blokowisk zaczynały po cichutku rozświetlać się swymi niegasnącymi biało-żółtymi światłami. Była w tym wieku, w którym mężczyźni chętnie oglądają się i wodzą za kobietą wzrokiem. Do domu od stacji metra było niedaleko, wystarczy tylko przejść podziemnym przejściem… I już! Ich cichy blok. I mieszkanie Witka i Kasi.

Czasami, gdy wracała do domu z pracy a Witek akurat był w łazience pod prysznicem, wsuwała rękę za plastykową przesłonkę i przebierając palcami w pobliżu jego intymnych klejnotów robiła mu „dzwoneczki”, mówiąc: „trili-bum-bum, trili-bum-bum”. Taka zabawa funkcjonowała w ich w domu na prawach zwyczajowego rytuału, na którą, zresztą, Witek praktycznie nigdy nie reagował.Z4lPCmuJb7vQBN7

I tym razem – zaraz po przyjściu z pracy, gdy ledwie zdjęła kurtkę, weszła do łazienki umyć ręce. Witek właśnie brał prysznic. Sięgnęła więc ręką za zasłonkę i zrobiła mu „dzwoneczki”. Ale tym razem postarała się je wykonać ze szczególną starannością, wydłużając rytualną frazę: ” trili-bum-bum, trili-bum-bum bong, ding, ding, ding, ding – ding, ding, ding, ding”. Po wyjściu z łazienki przeszła do salonu. Jakież było jej zdziwienie, gdy zobaczyła, jak jej Witek, który był wielkim entuzjastą piłki nożnej, siedzi sobie najwygodniej w fotelu (ze słuchawkami na uszach) i ogląda z odtwarzacza jakiś stary mecz. – O, mój Boże! Komużesz ja te dzwoneczki zrobiłam? – Jęknęło w jej duszy. W tej samej chwili, na sekundę odwróciwszy głowę od ekranu, rzekł do niej Witek: – Cześć moja Kasieńko! Wpadł do nas przejazdem mój tata, na jeden dzień. Jest teraz pod prysznicem. Bądź, Kasieńko, tak miła i przygotuj coś na stół!

Twarz Katarzyny pokryła się intensywnym rumieńcem, ale bez słowa przeszła do kuchni przygotować kolację.

Witkowemu ojcu nigdy nikt nie robił „dzwoneczków”. Żył w innym mieście, w innym świecie. U swego syna bywał bardzo rzadko, starając się nie ingerować w jego życie prywatne. Mieszkał sam i był emerytowanym żołnierzem. A dzwoneczki bardzo mu się spodobały. „Oj, fajne!” „A co mnie tak rozkleiło?” – Pytał sam siebie, czując całym swym jestestwem dawno zapomniane napięcie, które silnie przypominało mu młodość i które, jak widać, wciąż jednak pamiętał… Jak to – co się stało – zrozumieć? – nie wiedział. Ale miał przynajmniej świadomość, że nie trzeba i nie warto o to pytać nikogo. Po namyśle postanowił więc milczeć jak grób.

Posiedziawszy z młodymi za stołem, pogwarzywszy i po dobrym winku stary weteran poszedł rychło spać. Zasnął jakoś tak słodko i lekko, jakby był znowu młodym chłopakiem tulącym przy zasypianiu piękną dziewczynę, która z jakiegoś powodu bardzo była podobna do… witkowej Kasi.

Do listy Cyberprzestrzennych

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *