I nadszedł ten dzień, gdy obie dziewczyny swą wielomiesięczną internetową znajomość świetnie udokumentowaną pikantnymi dyskusjami na temat facetów (obie miały nieposkromione poczucie humoru, ale i cięte pióra) zgodnie postanowiły przenieść do realu. Oto Aneta na zaproszenie Katarzyny swój krótki urlop spędzi w rodzinnej miejscowości przyjaciółki – Rogoźnicy, niewielkiej osadzie niedaleko Rzeszowa.
Obie panie, dość powiedzieć: z wykształcenia lingwistki (przeto nie do przegadania dusze) – poznały się na jednym z portali społecznościowych Kurier Szatański. Tu – na topicach poświęconych muzyce, obie brylowały jako nieprześcignione pretorianki ubóstwianego guru, którym dla jednej i drugiej był Muniek Staszczyk – lider zespołu T.Love. Uwielbiały go za to, ze Muniek Staszczyk uwielbiał kicz: filmy o Indianach, zespół Abba i inne tam takie badziewiaste imponderabilia. A poza wszystkim Muniek jest równym gościem i pisze klawe teksty. W końcu, wiadomo: polonista. Ale… Poza Muńkiem obie panie mają jeszcze jedną wspólną, zaprzysięgłą pasję: Janusza Babickiego i jego literackie opus magnum. I o ile pierwsza z nich – Aneta, zna niemal każdą książkę Babickiego na wyrywki, o tyle druga – Katarzyna, poznała pisarza prawie in persona. Prawie – gdyż ani razu nie spotkała go osobiście, za to przez długie miesiące, złośliwi powiadają: dni i noce, prowadząc ożywioną korespondencję z leciwym Casanovą poznała duszę pisarza dosłownie od podszewki. Nigdy jednak, trzeba to powtórzyć wyraźnie, jej znajomość z panem „piórem” nie została uwieńczona randką w realu. Podobno z powodu chorobliwie zazdrosnej o prywatne życie męża żony pisarza. Choć jest i druga wersja. Tę – Katarzyna skrzętnie chowa dla samej siebie: całkiem serio obawia się o własną małżeńską przyzwoitość. Cóż bowiem z tego, że męża „Tomcia Palucha” kocha na zabój, ale… przy takim lowelasie, jak Babicki, kto może wiedzieć, kto zaręczy, kto przewidzi jak potoczyłyby się sprawy, gdyby pan Don Juan wziął do ręki jej dłoń i spojrzał pod słońce? No, nikt! Omamiłby, rozkochałby w sobie, odciągnął od Tomaszka, i co? Co dalej?…Wiadomo, porzuciłby i tyle…
Jakież więc było zdziwienie Anety, gdy pewnego kwietniowego dnia Katarzyna ją informuje: „Babicki przyjeżdża na moje zaproszenie do Rogoźnicy! Wpadnij i ty. Obie będziemy miały balety na dwadzieścia cztery fajerki!” Czyż miała się nad czymkolwiek zastanawiać Aneta? – Nie miała! W kwadrans zapakowała manele i na dworzec.
*
Do odjazdu pociągu relacji Szczecin-Przemyśl pozostało nieco mniej niż pół godziny. Korzystając z wolnego czasu, stojąc obok filaru podtrzymującego dworcowe zadaszenie Aneta wymieniała się z przyjaciółką ostatnimi esemesami. Jej niebieska sukienka powiewała z lekka na przedwieczornym wietrze, a ciemnobrązowe wspaniałe włosy spięte złotą klamrą (w kształcie motyla) starannie i elegancko układały się na lewym ramieniu. Patrzyła swymi olśniewająco pięknymi oczyma w ekranik telefonu czekając na następną wiadomość od Kasi, która obiecała odebrać ją jutro z samego rana z dworca kolejowego Rzeszów Główny.
Żar na dworze wprawdzie ustąpił, ale w gardle dziewczyny zaschło. Wyjęła więc z torebki półlitrową butelkę niegazowanej wody i zaczęła łapczywie spijać zawartość. Chłodne krople przezroczystego płynu delikatnie skapywały ze szkarłatnych ust na piękne śnieżnobiałe piersi skryte pod tkaniną jasnoniebieskiej sukienki. Odstawiwszy wreszcie butelkę, gdy tylko zaspokoiła pragnienie, wytarła delikatną chusteczką niesforne kropelki z biustu, od wilgoci których jej wrażliwy fragment ciała doznawał irytującego chłodu.
I wreszcie dworcowe głośniki zawiadomiły o podstawianiu pociągu na tor numer cztery. Głośny kobiecy głos beznamiętnie dwukrotnie powtórzył marszrutę oraz numery wagonów przypisane do określonej peronowej strefy. Aneta podniosła torbę, przerzuciła ją przez lewe ramię i udała się w kierunku wagonu sypialnego, w którym miała zabukowaną kuszetkę. Przed jego drzwiami już tłoczyło się około dziesięciu pasażerów, którym wnikliwie, jednemu za drugim pani konduktor kontrolowała bilety. Aneta podeszła do grupki ludzi i spokojnie zaczekała na swoją kolejkę. Gdy ta już nastąpiła kontrolerka obdarzyła ją sympatycznym uśmiechem po czym wzięła do ręki bilet. Blondynka o brązowych oczach, z włosami spiętymi w kucyk, z ciemnoniebieską firmową furażerką na głowie, upewniwszy się, że z biletem jest wszystko w porządku po krótkiej chwili grzecznie go Anecie oddała.
I już po chwili dziewczyna wspiąwszy się po schodkach do wagonu zaczęła przeciskać się wzdłuż wąskiego korytarza w poszukiwaniu swego przedziału. Znalazła bez trudu. Pociągnąwszy za stalową klamkę cicho pchnęła drzwi i oto jej niebieskie pantofle na wysokich obcasach zgrabnie przestępują próg coupé. W przedziale było trochę chłodno. Klimatyzacja usytuowana nad drzwiami działała sprawnie i cicho. Duże okno było szczelnie zamknięte, uniemożliwiając tym samym przedostawanie się słonecznego żaru panującego na zewnątrz do wnętrza wagonu.
Dziewczyna położyła torbę na stoliku usytuowanym między dwiema składanymi kuszetkami, wyciągnęła z niej kilka książek swego ulubionego autora – Janusza Babickiego i siadłszy na łóżku, spokojnie czekając na odjazd pociągu zaczęła w jedną z nich po raz n-ty namiętnie się wczytywać. Po krótkiej chwili założywszy nogę na nogę i dostawszy z torby leciutką, miękką poduszeczkę wygodniej oparła się o ściankę i umieściwszy poduszeczkę pod jasnobrązowe włosy ponownie oddała się kultowej lekturze.
Minęło kilka minut. Głośniki na peronach oznajmiły odjazd pociągu. Kilkanaście sekund później ogromniasta, wielotonowa, żelazna machina rozpoczęła swój ruch płynnie przyspieszając. Peron z którego pociąg odjeżdżał wciąż był wypełniony ludźmi. Odprowadziwszy gości – teraz machali do nich rękoma. Ktoś wysyłał buziaki, ktoś inny krzyczał głośno, że kocha, pamięta i będzie czekał, ktoś jeszcze inny, po prostu, zajadle za kimś nawoływał. Aneta starała się nie zwracać szczególnej uwagi na te czułostkowe gesty. Oparta komfortowo o ściankę kontynuowała czytanie romantycznych opowiadań – tych jej najbardziej ulubionych z ulubionych – „Trzydziestu krótkich opowiadań o miłości”.
Po jakimś czasie do przedziału weszła konduktorka ponownie skontrolować bilety i przekonać się, czy wszystko jest w porządku. To była ta sama blondynka, która sprawdzała bilet Anety przy wejściu do wagonu. Dziewczyna ponownie wyciągnęła karteczkę z torby, podała konduktorce, która ponownie, jak wcześniej, serdecznie uśmiechała się do pasażerki.
– Nie będzie pani smutno jechać tak samej w przedziale? Niczego się pani nie boi? – Zagadnęła kontrolerka.
– A niby czego miałabym się bać? – odpowiedziała z oburzeniem Aneta kierując swe pytające spojrzenie na, jej zdaniem, niemądrą kontrolerkę. – Myśli pani, że ktoś mnie tu zaraz zgwałci lub jeszcze mi zrobi coś innego? – Niebieskie oczy Anety przybrały srogi wyraz uważnie świdrując twarz konduktorki.
– Nie, oczywiście, proszę się o nic nie martwić. – Próbując przybrać ugodowy wygląd odpowiedziała konduktorka oddając bilet. – Może życzy sobie pani herbaty lub czegoś innego do picia? – Spytała.
– Tak, jeśli mogłabym, to mrożoną herbatę, – dziewczyna znów przybrała miły, anielski wyraz twarzy i ugodowo się w końcu uśmiechnęła do konduktorki.
– Oczywiście, proszę pani. Za chwilę przyniosę. – I odwróciwszy się na pięcie wyszła z przedziału.
Aneta znów zajęła się czytaniem swych ukochanych opowiadań, nie zważając na całe piękno przyrody, przez którą wiodła trasa pociągu: na czarowne zielone łąki, bujne sosnowe lasy roztaczające się na skrajach gór w oddali, na przepiękny błękit nieba pokryty puszystymi obłokami. Po kilkunastu minutach pani konduktorka przyniosła zamówioną butelkę mrożonej herbaty.
– Proszę, oto pani mrożona herbata z leśnych jagód. – Kobieta ostrożnie postawiła butelkę na stoliku wraz z plastykowym kubeczkiem. – Ma pani jeszcze jakieś życzenia? – Rutynowo zapytała.
– Nie, dziękuję – odpowiedział spokojnie Aneta nie odrywając wzroku od książki.
Drzwi do jej przedziału zamknęły się cicho i gładko. Aneta ponownie zaczęła czytać książkę w takt monotonnego postukiwania kół pociągu.
*
Gdy pociąg zatrzymał się na kolejnej już stacji dosłownie na kilka minut, dzień zdążył był ustąpić późnemu wieczorowi. Przez okno przedziału przenikały w kierunku dziewczyny matowo-niebieskie światła peronowych lamp. Jakiś czas patrzyła na biegnących w kierunku wagonów pasażerów, jak i na odprowadzających, którzy pomagali przyjaciołom nieść ciężkie bagaże. Potem znów wróciła do swej książki.
Nagle drzwi przedziału otworzyły się i na progu stanął elegancki mężczyzna w sile wieku, w stylowym białym smokingu i białych butach z ostrymi czubami. Jego siwo-blond włosy były krótko przystrzyżone, a w jego szaro-niebieskich oczach połyskiwały jakieś dziwne iskierki, jakby coś zwiastujące. Czarna koszula tak gustownie kontrastowała z białą marynarką, że całość stanowiła iście kostiumowe cacuszko. Mężczyzna w prawej ręce trzymał niedużą ciemnogranatową walizeczkę, sądząc po wszystkim – były w niej tylko najniezbędniejsze rzeczy potrzebne do podróży.
Tajemniczy nieznajomy uprzejmie uśmiechnął się do Anety i wszedłszy w końcu do przedziału podniósł wolną obok niej kuszetkę, włożył do wnętrza swą małą walizeczkę, zamknął łóżko i siadłszy na nim poprawił swą śnieżnobiałą marynarkę. Potem założył nogę na nogę, eksponując swe piękne białe buty, wyjął z wewnętrznej kieszeni platynowy iPhone na którym zaczął coś naprędce notować. Po minucie albo dwóch zamknął klapkę smartfonu i melodyjnym głosem zwrócił się do Anety:
– Najwyraźniej sprzyjają mi gwiazdy. Oto od wielkiego dzwonu zdarzyło się jechać pociągiem i od razu za towarzyszkę w przedziale mam tak piękną, urodziwą osobę. Pani po prostu jest aniołem.
Jego tembr głosu był tak delikatnym, przyjemnym, nisko brzmiącym i łagodnym, że Aneta nie potrafiła się mu oprzeć i natychmiast zapragnęła dowiedzieć się więcej o właścicielu.
– Ależ proszę pana, proszę nie wprawiać mnie w zakłopotanie, – na policzkach zawstydzonej dziewczyny pojawił się słaby rumieniec.
– Proszę mi wierzyć: piękniejszej kobiety niż pani nie mógłbym nawet w snach i marzeniach sobie wyobrazić, – powiedział mężczyzna łagodnym, nisko pobrzmiewającym głosem.
Gdy położył swą lewą rękę na jednym z jej kolan Aneta, o zgrozo! nawet w najmniejszym stopniu nie wzdrygnęła się od niespodziewanego dotyku, przypominającego coś cudownie miękkiego i ciepłego. Wręcz przeciwnie, zachęciła nieznajomego mężczyznę, aby jeszcze śmielej przewędrował dłonią po jej pięknej smukłej nóżce.
– Dokądże to udaje się w drogę taka czarująca księżniczka? – Zapytał tajemniczy mężczyzna, uśmiechając się miło.
Przepiękne męskie wargi rozpłynęły w tak błogim półuśmieszku, że dziewczyna ledwie powstrzymywała pragnienia, aby nie zacząć ich całować. Tymczasem mężczyzna wciąż urzekał ją swym szelmowskim spojrzeniem i uśmiechał tak słodko, że wzbudził u Anety najbardziej namiętne, kobiece pragnienia. No i jeszcze ten jego zapach perfum… Ależ zniewalający!
– Do przyjaciółki, na wieś. Niedaleko Rzeszowa. – Odpowiedziała z zapałem próbując nasycić się zapachem jego perfum.
– Naprawdę? Ale miło! To jedziemy do tej samej stacji, piękna czarodziejko. Postaram się zrobić tak, aby pani podróż nie była nudną, jeśli pani pozwoli, i żeby ją pani zapamiętała do końca świata i jeden dzień dłużej. – Mężczyzna mową ciała jednocześnie jasno sugerował, że największą radością jaka mogłaby mu teraz się przydarzyć to przyzwolenie usadowienia się na łóżku, obok dziewczyny.
– Och, tak, proszę bardzo! – Aneta oczywiście i dosłownie nie potrafiła mu odmówić.
Mężczyzna usiadł obok dziewczyny i nieoczekiwanie objąwszy ją w jej rozkosznej talii przytulił do siebie, a następnie spojrzał w piękne niebieskie oczy. Te – powiedziały mu, że ich właścicielka gotowa jest na wszystko, nawet na to, aby spędzić wtulona w jego objęciach calusieńką noc.
Tajemniczy mężczyzna powoli zabrał książkę z jej ręki, przyjrzał się przez chwilę z ckliwym uśmiechem okładce i grzecznie położył na stole. Aneta jak zaczarowana patrzyła w jego oczy, gdy usta mężczyzny z lekka zbliżyły się do jej ust. Ledwie utrzymywała w ryzach swój wzmagający się nierówny oddech.
– Masz takie piękne wargi, – powiedział prawie szeptem tuż przy jej wargach.
– Czekają, kiedy je pocałujesz, – jęknęła półgłosem dziewczyna, zniewolona pragnieniem zasmakowania nieoczekiwanego pocałunku, i kompletnie nie rozumiejąc, kiedy z „gostkiem” zdążyła przejść na „ty”?
Wargi Anetyi i tajemniczego mężczyzny zlały się w jednym, wspólnym słodkim zjednoczeniu, podczas którego mężczyzna sprawnym ruchem uwolnił oba ramiączka jej sukienki. Chwilę potem zaczął je delikatnie opuszczać, a spostrzegłszy, że piersi dziewczyny nie były więzione staniczkiem lewą ręką subtelnie wpłynął pod szmatki, prześliznął się w stronę biustu i dosięgnąwszy śnieżnobiałych krągłych poduszeczek zaczął je delikatnie masować, aż uzyskały elastyczną, kulistą formę. Opuściwszy jej sukienkę od góry do pasa, spojrzał w jej niebieskie, zamglone od pożądania oczy. A jej oczy, jak to oczy zaczarowanej dziewczyny, pełne były pasji i chęci zjedzenia go, jak czynią po seksualnym akcie modliszki ze swymi kochankami. Nie czekając więc dłużej na nic zarzuciła swe piękne nogi na jego ramiona i pozwoliła całkowicie ściągnąć z siebie sukienkę. Poczuwszy we włosach mocną męską dłoń, która lekkimi ruchami rozpięła właśnie spinkę, rozpuściła swe pyszne kare pukle po obu ramionach. Mężczyzna odłożywszy spinkę na stolik jeszcze raz uważnie spojrzał w jej wygłodniałe od żądzy oczy. Dziewczyna, tuż przed jego twarzą ciężko dyszała szkarłatnymi ustami a pełen pożądania wzrok dopraszał się o kolejne pocałunki. Mężczyzna powoli zaczął zdejmować marynarkę. Gdy w końcu zdjął – rzucił na swe łóżko. Potem rozpiął czarną koszulę obnażając doskonale umięśniony tors. Od widoku wyrazistych nagich mięśni klatki piersiowej dziewczyna zaczęła z lekka pojękiwać demonstrując nieznośną chęć wtulenia się w tę piękną męską skulpturę.
Wstawszy na nogi, pochylając się z lekka nad rozłożoną na łóżku dziewczyną, która leżała na czystym białym prześcieradle w jednych jedynie niebieskich majtkach i takichże niebieskich butach – mężczyzna nacisnął wyłącznik oświetlenia i jasnożółte światło wypełniające do tej chwili przedział zgasło, pogrążając kabinę w pożądanym mroku. Gdy tajemniczy pasażer odpinał przed nią pasek od spodni i gdy jego białe pantalony opuściły się do kolan (w chwilę po zrzuconych białych butach), dziewczyna leżała na łóżku coraz ciężej dysząc od budzącego się w niej pragnienia. Ściągnął do reszty spodnie, położył się obok i mocno ją przytulił.
– Cała już płonę, żeby cię zjeść, – Wyszeptała nieznacznie pojękując, muskając ustami wargi swego kochanka.
– Nie pozwolę ci dłużej czekać na ucztę, moja księżniczko. – Wyszeptał mężczyzna prosto do ust ulegającej mu we wszystkim dziewczyny.
– No to do roboty!? – jakby spalona z wyczerpania jęknęła ponownie, gdy poczuła, jak ręce kochasia uchwyciły gumki jej niebieskich majtek i powoli zaczęły ciągnąć je w dół po jej naprężonych udach.
Mężczyzna w końcu ściągnął całkowicie i rzucił na swe łóżko jej dolną bieliznę i stojąc na czworakach uwiesił ciężar swego ciała nad Anetą patrzącą na niego niebieskimi oczyma pełnymi namiętności i dzikiego pożądania. Po chwili oboje zaczęli odpływać, a w zasadzie od razu dryfować tratwą po rozszalałym morzu. Mężczyzna prawą ręką masował miękkie elastyczne biodra anielskiego piękna, a lewą – pieścił śnieżnobiałe piersi, na przemian zaciskając i gładząc po ich sprężystych pagórkach. Upewniwszy się, że dziewczyna cała już płonie z pożądania i chcąc jak najszybciej zasmakować radości wspaniałej romantycznej uczty – przestał ją pieścić i uważnie spojrzał w lazur błyszczących oczu.
– No, dawaj! Wykonuj swe dzieło, – wyszeptała, ogarniając chudymi rękoma jego silnie umięśniony kark.
Nieznajomy rozłożył smukłe piękne nogi dziewczyny i jeszcze raz uważnie spojrzał w jej omdlewające oczy, a następnie mocno docisnął jej całe ciało do swojego. Gdy ich usta ponownie zlały się w jedność – dziewczyna zdołała wydać jedynie głuchy jęk. Mężczyzna mocno ogarnął ją w talii i silnymi ruchami bioder zaczął dostarczać niezapomnianych boskich doznań i wrażeń w takt głuchych, namiętnych pocałunków i kolejowego stukotu za oknem. Jęczała i wiła się jak kocica w silnych, potężnych ramionach mężczyzny… A koła wciąż turkotały: tuk, tuk, tuk, tuk, tuk, tuk…
*
Drzwi od przedziału głośno trzasnęły, gdy weszła pani konduktor i ujrzała smacznie śpiącą w łóżku Anetę. W przedziale nikogo więcej nie było. Dziewczyna leżała nakryta kocem. Jej błękitna sukienka niedbale spoczywała na sąsiednim, pustym łóżku. Na jej piersiach spoczywała książka z „Trzydziestoma opowiadaniami o miłości” Janusza Babickiego. Otworzywszy zaspane oczy i widząc, że na dworze zaczyna świtać, Aneta wciąż jeszcze będąc półprzytomną odłożyła książkę na stolik.
– Proszę mi wybaczyć, pomyślałam, że skoro za pół godziny jest pani stacja i bojąc się, żeby jej pani nie przespała postanowiłam panią obudzić. – I uśmiechnęła się do Anety uprzejmie.
– W porządku, dziękuję za pobudkę, – odpowiedziała przecierając zaspane oczy.
– Łazienka jest na końcu wagonu, gdyby miała pani ochotę skorzystać, – rzekła konduktorka zamykając za sobą drzwi.
Aneta w kilku szybkich ruchach na powrót naciągnęła sukienkę. Dziewczyna nijak nie mogła przyjść do siebie po swym cudownym śnie. Jej ciało wciąż rozpalone było od rozkoszy, których dostarczyła owa nieziemsko przespana(?) noc.
„A tak, poza wszystkim, czy to aby na pewno był sen?” – zastanawiała się. Podniósłszy się i wygładzając na sobie zmiętą po nocy niebieską sukienkę zauważyła na dywaniku małą seledynową karteczkę. Podniosła ją z zaciekawieniem. Była nią wizytówka Janusza Babickiego. „No tak, widocznie wypadła z książki, gdy ją czytałam. Ciekawe, kilka miesięcy temu gdzieś mi się zapodziała, a okazuje się, że przez cały czas spoczywała między kartkami…”. Dziewczyna niewiele więcej się zastanawiając ruszyła w stronę łazienki. Łazienka znajdowała się na końcu korytarza. Lekkie promienie słońca oświetlały wagon, zaś za jego oknami zielona letnia trawa błyszczała w lśnieniu porannego słońca.
Aneta przeszła korytarzem wzdłuż wagonu płynnie, starając się jak mogła tylko najciszej kłapać obcasami. Weszła do łazienki. Po prawej stronie od drzwi znajdowała się mała umywalka, nad którą wisiało duże lustro. Włączyła zimną wodę i nabrawszy w dłonie omyła twarz. Gdy już to uczyniła – wreszcie szeroko otworzyła oczy. I wtedy… Wyraźnie ujrzała za sobą w lustrze twarz tajemniczego mężczyzny! Wystraszona odwróciła się natychmiast. Ale za nią, niestety(?) nie było nikogo… Zakręciwszy po sobie wodę wyszła z łazienki. Jej myśli wciąż nie opuszczał mężczyzna, wspomnienia po którym nie pozwalały jej zapomnieć o niedawno zakończonym najcudowniejszym w życiu śnie(?)
Wróciwszy do przedziału, który jutrzenka jaskrawo oświetlała letnim słońcem, dziewczyna wyjęła rzeczy z łóżka i czekając na przybycie pociągu do stacji Rzeszów Główny zaczęła w zamyśleniu patrzeć w okno. Przez cały czas nijak nie mogła pozbyć się szoku po swym najpiękniejszym w życiu śnie. Dziewczyna wciąż nie mogła dojść do siebie czy to, co się jej przytrafiło było jedynie wytworem jej ogarniętej przez sen wyobraźni, podsyconej lekturą opowiadań Babickiego, czy czegoś innego i bynajmniej całkiem realnego. Tak czy siak – nawet jeśli był to tylko sen, to jak nigdy dotąd zaczęła marzyć, aby powtórzył się jak najszybciej, powtórzył w innym, bardziej dogodnym miejscu, niż w przedziale wagonu. Zresztą, niech będzie: aby powtórzył się gdziekolwiek, byle powtórzył!
*
Pociąg powoli wjeżdżał na stację i gdy zatrzymał się kilka minut później – wzięła swą torbę i wąskim korytarzem ruszyła w stronę drzwi wyjściowych z wagonu. Naprzeciwko schodków już czekała na nią jej przyjaciółka Kasia. Okazuje się była średniego wzrostu, to jest kilka centymetrów od niej wyższa. Miała na sobie letnią przewiewną, majową sukienkę, krótko przycięte ciemne włosy i wielkie czarne okulary na oczach. Na smukłych nogach – piękne stopy efektownie przyozdabiały ciemnobordowe Louboutiny. Dziewczyny wymieniły się koleżeńskimi pocałunkami w oba policzki (na trzy) i wziąwszy się pod ręce skierowały do samochodu, w którym czekał już na nich mąż Kasi Tomek.
– No i jak minęła podróż, wszystko w porządku? – Zagadnęła Katarzyna przyjaciółkę uważnie przyglądając się jej potarganym włosom i z lekka pomiętej sukience.
– Tak, wszystko cudownie, Kasiu. Ale, sorry, nie patrz tak na mnie. Po prostu trochę się chyba nie wyspałam. – Skrywając prawdę o swym utajnionym niepokoju i przyczynach ogólnego nieładu odpowiedziała koleżanka.
– Wiesz, Anetko, muszę ci coś powiedzieć, pewno się trochę zmartwisz…
– Co sie stało, Kasiu? – Aneta z troską spojrzała na przyjaciółkę.
– Janusz Babicki nie przyjedzie. A przynajmniej nie tym razem…
– Ojej! To szkoda… Obie tak bardzo chciałyśmy go poznać…
– No właśnie… Przysłał mi dwie godziny temu SMS-a, że musi nagle wracać do Warszawy. W pociągu którym jechał jedna z konduktorek okazała się być znajomką żony. A ponoć nasz Januszek przez wścibską „znajomkę” został przyłapany na jakiś baletach. Teraz musi szybko się z nich wytłumaczyć przed szanowną panią małżonką, bo inaczej…
– Ach ci celebryci!… Sami sobie grabią, a potem dziwią się, że mają same kłopoty… – Westchnęła Aneta. – Chodźmy już, Kasiu.
– No to chodźmy. Mój mały synek i moi rodzice nie mogą się już ciebie doczekać. – Powiedziała Katarzyna gdy zbliżały się do samochodu.
– Cześć Asiu, – serdecznie przywitał się z Anetą mąż Katarzyny.
– Witaj Tomku! – Odpowiedziała mu z uśmiechem. Zdziwiło ja jedynie, dlaczego nazwał ją Asią? – Miło ciebie wreszcie poznać!
– Nie przejmuj się, Netko. Tommkowi plączą się już wszystkie moje koleżanki, – wyszeptała Katarzyna do ucha przyjaciółki.
Siedząc na tylnym siedzeniu samochodu, położywszy obok siebie swą niedużą torbę pochyliła się w fotelu do tyłu i zamknęła oczy, starając się nie zwracać uwagi na lekkie sympatyczne scenki szczęśliwych młodych małżonków – rodziców małego Jasia.
Mąż Kasi włączył silnik i po chwili dał się słyszeć lekki pomruk samochodu. Limuzyna z impetem ruszyła przed siebie. Aneta nie otwierała oczu, dopóki auto jechało. Wciąż chciała lepiej przypomnieć sobie obraz owego mężczyzny, który przyszedł do niej we śnie w nocy, no i który, jak się okazało rzekł prawdę informując, że zapamięta tę noc do końca życia. Czy był to tylko sen, czy jakiś inny nonsens jej wyobraźni? – to już nie było dla niej najważniejsze. Najważniejszym było tajemne pragnienie, aby ów tajemniczy mężczyzna odwiedził ją kiedyś ponownie. Choćby i we śnie.