– 1 –
Dziś obudził się trochę wcześniej, niż zwykle, w każdym razie jeszcze zanim budzik Natalki nie rozpoczął swej codziennej, bezdusznej kanonady. Uff… Nie cierpi tego blaszanego stworka. Gdyby mógł – tysiąc razy wyrzuciłby paskudne ustrojstwo za okno, no ale… nie uczyni tak – bo to przecież budzik jego kochanej Natalki: sama go wybrała, kupiła, ustawiła na nocnej szafce…
No i zaczęło się, ujadanie… Co było czynić? Musi je po prostu przeczekać, a przynajmniej do momentu, gdy Natalka hultaja zaaretuje.
Tylko, sorry! niechże mu – Jaśkowi – wreszcie ktoś wytłumaczy, czemu to metalowe łajdaczysko z taką zaciekłością wydzwania, jakby nieboszczyka próbowało podnosić znad deski?… Przecież wystarczyłoby, aby raz, drugi cyknął, coś zaszeptał i jemu – Jaśkowi – wystarczyłoby w zupełnosci.
A ten, jak głupi, wciąż dzwoni i dzwoni… No! Chyba się jednak zmęczył, bo nagle przestał.
– Uff.. Jak cicho! – westchnął z rozkoszą Jasiek.
Przeciągnął się, rozprostował kości, spojrzał kontrolnie na tarczę naściennego zegara wiszącego na przeciwległej ścianie: dochodziła szósta. „Cóż – zaraz pora wstawania.” Nie budząc wciąz śpiącej Natalki cichutko ziewnął i jak każdego ranka niespieszno i leniwie podniósł się z łóżka, siadł na krawędzi i podparł głowę o dłonie. Lubił w taki sposób każdego ranka, po „kanonadzie wariata” ździebko pomedytować. Układał wtedy sobie plan na cały dzień. A dzisiaj, po pracy, umówił się z Natalka, że odwiedzą grobek rodziców…
Siedział więc sobie i myślał, gdy nagle… Hmm… Nie wie jeszcze co? – ale zdało mu się, że dziś coś jest z nim nie tak. Nie! Nie to, żeby strzykało w stawach, koliło w żołądku, albo kręciło w głowie. Wręcz przeciwnie – dzisiejszego ranka czuł się po prostu prze-przewybornie, jak świergolek, i sam nie wie, dlaczego?
Spojrzał na łóżko i… aż wzdrygnął się ze zdziwienia. Odwrócił głowę i po przetarciu oczu jeszcze raz zerknął na pościel – tym razem ostrożnie i z jeszcze większym zdumieniem. Mimo że przecież siedział już od kilku minut na skraju materaca – to jego zupełnie pobladłe ciało, nieznacznie przytulone do pleców Natalki, wciąż pozostawało na posłaniu w pozycji leżącej. Na dodatek natalkowe oblicze, spowite głębokim snem, też było blade i zastygłe w nieznanym mu dotąd bezruchu. Nie dało się na nim dojrzeć jakiegokolwiek drgnienia, nie słychać było także poszumu nawet najlżejszego oddechu. No, po prostu, nic! Zero śladów życia. „O rany Julek! Czyżby ona także była martwą?”
„…Jak to także?! – Co tu się dzieje?” – Krzyknął do siebie w myślach. Szczypnął się natychmiast w ramię, przyłożył dłoń do swego czoła. „Nie! Przecież jestem zupełnie ciepły i całkiem, jak na tę porę, żywy! Cholera! O co tu chodzi?”
Wreszcie odważył się i starannie pochylając nad „swymi własnymi zwłokami” delikatnie dotknął ramienia Natalki: było chłodne i nie reagowało na dotyk. Przyłożył dłoń do jej czoła: to samo! – Bez oznak jakiegokolwiek życia.
„Chryste Panie! A więc to już?!” – Odszedł od łóżka i ze strachu zagryzł opuszki palców. Zaczynał chyba rozumieć co się stało i poczuł, jak do oczu napływają łzy. Kiedy kobieta płacze – okay! Bywa. Ale kiedy płacze dojrzały i zdrowy mężczyzna – jest w tym fantomie coś szczególnie traumatycznego.
– Co tobie, Jaśku? – nieoczekiwanie usłyszał głos Natalki.
Odwrócił się w stronę pościeli i tym razem niemal krzyknął z radosnego zdumienia.
Oto Natalka, jak z kokonu, wyszła ze swego ciała, które wciąż pozostawało na łóżku, i podeszła do niego całkiem nagusieńka, i jak zawsze o poranku piękna, objęła go i pocałowała w usta.
– Co ci, Jasieńku? – Spytała.
Objął jej talię, przycisnął do siebie – Tak! była ciepła i pełna zwykłego, porannego wigoru.
„Co, zatem, leży w ich łóżku?” – pomyślał.
– Natalko, kochanie, pamiętasz? Zawsze życzyliśmy sobie wielu, wielu szczęśliwych dni, i nigdy moja duszko, nie rozmyślaliśmy o ostatecznym, to jest: ostatnim naszym dniu… – przemówił do niej.
– Tak, Jaśku, ale czemu mi to dziś mówisz? – spytała.
– Wygląda na to, że oboje tej nocy umarliśmy, a teraz nasze duszyczki rozpoczynają życie w swym nowym wcieleniu, – odpowiedział wzruszony Jasiek.
– Jeszcze mi na szczęście nie umarłeś, mój Jaśku. Nie pozwoliłabym ci na to. O nie! A i ja też jeszcze nie zamierzam – powiedziała uśmiechając się słodko.
Tuląc Natalkę w ramionach odwrócił jej głowę w stronę łóżka.
Spojrzała …i aż otworzyła usta ze zdziwienia.
– Co to… jest? Kto oni? Przecież… to chyba nie my, Jaśku… – ze strachem wydukała.
– Tak! To… już nie my, bo my, ja z tobą, bo przenieśliśmy się do nowej fazy życia – odpowiedział nieskładnie Jasiek, tuląc ciepłe ciało Natalki i czując jej każdy wdech i wydech.
– To znaczy, że już nie będę mogła przeglądać się w lustrze? – spytała i zaraz westchnęła, jakoż uwielbiała kręcić się przed lustrem, przymierzając stroje.
– Nie wiem – odpowiedział strapiony Jasiek.
Natalka podeszła do lustra i z ciekawością spojrzała w szklaną płytę.
– Odbijam się, i ty też, więc chyba jednak nie jesteśmy duchami… – a po chwili dodała w zamyśleniu: – choć, być może, duchy mogą się bez przeszkód widywać w lusterkach. Kto ich tam wie…
– Jak nasza wnusia sobie teraz bez nas poradzi? – nagle zasmucił się Jasiek.
– Och, zupełnie o niej zapomniałam, – podskoczyła do łazienki, zdjęła z wieszaka podomkę, podbiegła do garderoby, zabrała z półki spodnie i świeżą koszulę dla Jaśka. Wróciła z ciuchami do sypialni, zamknęła za sobą drzwi.
– To, że umarliśmy nie oznacza, że możemy sobie teraz chodzić nago.
– Dziwne to wszystko, moja Talko, oto zarzuciłaś na siebie szlafroczek, choć wydawałoby się, że bezcielesnej istocie nie może to się udać, a tymczasem leży na tobie wyśmienicie, jak zawsze.
– Ubieraj się, Jaśku, musimy szybko się dowiedzieć, jak tam nasza Sabinka… Biedaczka, została teraz w domu sama! – surowo powiedziała Natalka, ale podeszła do Jaśka, przytuliła się do niego i pocałowała w usta, w ramach rekompensaty za swój surowy mores.
– Tak, chodźmy – powiedział.
Jasiek podszedł do drzwi ich sypialni, ale zatrzymał się, zamyślił.
– Ciekawe, czy jako duchy możemy sobie przechodzić przez zamknięte drzwi, czy tak jak dotychczas musimy je najpierw otworzyć? – powiedział.
– Spróbuj, zaraz się przekonamy, – z zaciekawieniem odpowiedziała Natalka.
Stanął przed drzwiami, wziął kilka oddechów i zrobił krok do przodu i zniknął za ościeżnicą nie napotykając najmniejszego oporu. Przesunął się nieco na bok i przeszedł tym razem przez ścianę ponownie pojawiając się w pokoju.
Natalka skoczyła oszołomiona, gdy ze ściany wyłonił się Jasiek.
– I… Jak to jest, tak przechodzić przez ściany i drzwi? – Spytała.
– Po prostu trzeba powiedzieć sobie, że przeszkoda nie istnieje, i spokojnie iść naprzód – odpowiedział Jasiek. – Podaj rękę!
Dała mu rękę i stanęli obok siebie, naprzeciwko drzwi.
– Chodźmy! – powiedział Jasiek i razem ruszyli do przodu. Po sekundzie zniknęli za drzwiami.
– Ciekawe doznanie, – stwierdziła już po wszystkim z zadumą, – tak, jakby się zanurzało w ciepłej wodzie i zaraz z niej wychodziło.
– Tak, też tak to odczuwam, – potwierdził Jasiek.
Kiedy zeszli po schodach i podeszli do drzwi pokoju gościnnego, w którym spała wnuczka, zatrzymali się.
– Musimy zapukać, bo może nie jest ubrana, czy coś takiego, – powiedziała z zakłopotaniem Natalka przypominając sobie swą młodość.
– Masz rację, nasza wnuczka jest już wystarczająco dorosłą dziewczynką, aby mieć swe intymne tajemnice – zgodził się Jasiek, także wspominając własną młodość.
Natalka zapukała i zawołała:
– Sabinko, skarbeńku nasz, czas wstawać. Już ranek, zaraz pora do szkoły…
Za drzwiami rozległo się lekkie skrzypienie łóżka i rozległ głos wnuczki
– Tak, już wstaję, wstaję babciu…
Kilka sekund później dobiegł ich przenikliwy pisk.
Natychmiast przedarli się przez drzwi i znaleźli w pokoju wnuczki.
Stała przy rozłożonej wersalce, w nocnej koszuli i z przerażeniem patrzyła na swe martwe blade ciało zastygłe w pościeli.
– Ona też… – krótko podsumowała Natalka, podeszła i przytuliła czule wnuczkę, mówiąc:
– Sabinko, moja kochana, już dobrze, dobrze, nie płacz, kochanie, wszystko będzie dobrze…
– Jak to dobrze, babciu? Spójrz! – przecież ja umarłam, – powiedziała płaczliwym głosem wnuczka.
– Skarbeńku, kochanie, nie martw się, nie jesteś martwa, przeniosłaś się tylko z jednego etapu życia do drugiego, jak my – powiedział Jasiek, równie czule tuląc w ramionach Sabinkę.
– Wy także umarliście? – Odezwała się nerwowo. – Co my teraz zrobimy? A co z moją mamusią i tatusiem?
– Sami jeszcze nie wiemy, wnusiu – powiedziała Natalka – ale na pewno zaraz czegoś się dowiemy i coś wymyślimy.
– A jak wy weszliście do mojego pokoju? – zdziwiła się. – Przecież drzwi są zamknięte na zamek!
– Sabinko, kochanie, jesteśmy w nowym etapie naszego życia; teraz możemy przechodzić przez ściany i drzwi, po prostu wystarczy powiedzieć sobie, że się chce, i już!
I Jasiek, na potwierdzenie swej mowy przeszedł przez zamknięte drzwi w oka mgnieniu, a kilka chwil później wrócił do pokoju przez ścianę.
– Wow! – krzyknęła z podziwem wnuczka, – Mogę spróbować? – Chwyciła dłoń Jaśka i stanęła przy drzwiach.
– Chodź! – odpowiedział i zrobili krok w przód, i zniknęli, a po chwili weszli na powrót przez ścianę.
– Niesamowite! Opowiem w szkole, choć i tak nikt mi nie uwierzy! – Rzekła radośnie podekscytowana. Potem z namysłem dodała: – Teraz nie przyjdzie mi już chodzić do szkoły, prawda?
– Wnusiu moja, nie wiem, bo duchami jesteśmy ledwie od pół godziny, – odpowiedział Jasiek.
– Dziadziu, a co teraz mam zrobić… z tym? – i pokazała na martwe ciało leżące na łóżku.
– Najprawdopodobniej trzeba będzie je pochować, – odpowiedział.
– Ale ja żyję! – Zmartwiła się wnuczka.
– To ciało jest jak twoja sukienka, ta – pamiętasz, pierwszoklasistki – wyrosłaś z niej, i trzeba było się jej pozbyć. – Odpowiedziała z rozmysłem Natalka: – To ciało też było jak twe ubranie, wyrosłaś z niego, skarbeńku, i jest już niepotrzebne.
– No, skoro jak sukienka, – rzekła Sabinka, potem zarumieniła się i powiedziała:
– Nie moglibyście na chwilę wyjść? muszę się odziać, ledwie co wstałam i wciąż stoję w piżamce.
– Tak, oczywiście, Sabinko, już wychodzimy, – powiedziała Natalka i trzymając się z Jaśkiem za ręce bezszelestnie zniknęli z pokoju.
Tymczasem Sabinka podeszła do ciała, leżącego na łóżku, zdjęła z niego kołderkę i zaczęła przyglądać się z ciekawością.
– Tak, to ja, cała ja… ale to już nie ja, i nie będę płakać. Chociaż, nie! Będę, oczywiście, ale tylko trochę, troszeczkę. Tak tyci-tyci. Tak na pożegnanie dobrej przyjaciółki, z którą uzbierałam te wszystkie siniaki i zadrapania, a teraz z nich wyrosłam… Kocham cię bardzo, moja przyjaciółko i przepraszam szczerze, ale nie mogę już nic ci poradzić…
I musnąwszy na pożegnanie po ramieniu swe poprzednie ciało, podeszła do szafy, wyciągnęła szmatki i zaczęła się ubierać.
– 2 –
Kilka minut później weszła do salonu, gdzie już czekali na nią dziadkowie.
– I oto jestem! – powiedziała, pojawiające się od strony ściany, i przenikając przez TV.
– Nie szalej! – Przestrzegł Jasiek, – sprzęt elektroniczny może niekorzystnie oddziaływać, na nas, duchów…
– A skąd mamy wiedzieć, jeśli się wcześniej nie przekonamy? – powiedziała rozsądnie Sabinka.
– Dobra, teraz wiemy, że jest to również możliwe, – zgodził się Jasiek.
– Konieczne jest, aby rychło coś zrobić z ciałami. Bo w takie upały zaczną się zaraz psuć i brzydko pachnieć, – zauważyła z troską Natalka.
Trzeba wezwać lekarza, lekarz zdiagnozuje śmierć, i da wypis do kostnicy – oznajmił fachowo Jasiek.
– A co, jeśli lekarz, który tu przyjdzie, nie będzie nas widział? – zaniepokoiła się Natalka.
– Najważniejsze, aby w ogóle się zjawił, – odpowiedział krótko i sięgnął po telefon, aby wezwać pogotowie.
– Halo! Czy tu pogotowie? Chciałem zgłosić trzy martwe osoby w domu… Trzeba je szybko zabrać do kostnicy.
– Trzy ciała? Proszę pana, teraz mamy natłok podobnych zgłoszeń, nie możemy nadążyć z przyjazdami, a i kostnica na dodatek jest przepełniona, nie ma nawet miejsca, na kolejne zwłoki – odpowiedział głos w słuchawce. – Jeśli to ktoś z pana rodziny sugeruję wezwać policjanta, on, gdy nie stwierdzi ran, w zastępstwie lekarza wypisze zaświadczenie i będzie mógł pan natychmiast zająć się ich pogrzebem.
– Rozumiem, – powiedział Jasiek i rozłączył się.
– Mówią, że wiele takich przypadków, kostnica jest przepełniona, należy wezwać policję, od razu ustalą przyczynę śmierci i natychmiast będzie można brać się za pogrzeb – zrelacjonował rozmowę Jasiek.
– Wiele takich przypadków? – Powtórzyła zaskoczona Natalka. – To niby co? Jakaś epidemia?
– Nie wiem, nie powiedzieli, – odparł Jasiek.
Ponownie chwycił za telefon. Wybrał numer policji.
– Komenda rejonowa policji, słucham? – odezwał się zmęczony głos w telefonie.
– Mamy w domu trzy martwe osoby. Kazano mi zadzwonić do państwa, aby od was uzyskać świadectwo zgonu, – rzekł Jasiek.
– To z waszej rodziny, czy to wy sami jesteście trupami? – zapytał bezdusznie policjant.
– Właściwie, to… to nasze ciała, – powiedział Jasiek.
– Proszę podać swój adres, dzielnicowy przyjedzie, jak tylko będzie mógł najszybciej. Teraz mamy mnóstwo zgłoszeń z powodu własnych zwłok, – poinformował policjant. – Ja też swoje ciało pochowałem niedawno na podmiejskim cmentarzu. A w ogóle, co za dzień… jakaś chyba epidemia?! Jako duch nawet nie mam odrobiny czasu aby zająć się swym nowym życiem.
– To pan policjant też??
– Wniosek został przyjęty – sucho odpowiedział, proszę spokojnie czekać.
– Jasne, dziękuję – rzekł Jasiek, i odłożył słuchawkę.
– To niespotykana historia! Nawet policjant niedawno chował swe własne zwłoki… mówi, że w kraju jest epidemia, – znów relacjonował rozmowę Jasiek.
– Zadzwońmy do naszych dzieci. Poinformujmy, że u nas wszystko pod kontrolą – zasugerowała Natalka.
– A ja do moich przyjaciółek i przyjaciół, podzielić się nowinkami. – Wtrąciła się do rozmowy Sabinka, i natychmiast zniknęła, przechodząc ze swym Samsungiem przez ścianę.
Jasiek chwycił pilot i włączył TV.
Szybko ustawił na kanał TVN24 gdzie na żółtym pasku wielkimi literami przewijała się zajawka: „ŚMIERTELNA EPIDEMIA W KRAJACH POST-SOWIECKICH”.
Pani Justyna Pochanke informowała o masowych zgonach w Polsce i następujących po nich zmartwychwstaniach, i o tym, że jest to na szczęście nieszkodliwe dla rodzin, z wyjątkiem rychłej konieczności grzebania zmarłych.
Jeśli nie zaznaliby sytuacji z autopsji – on: Jasiek i Natalka przyjęliby ten TV-news, jak jakąś koszmarną transmisję z domu wariatów.
– Na Litwie i Białorusi to samo się dzieje, Łotwie i Estonii też! – Powiedział Jasiek kończąc skanowanie kolejnych TV-stacji. – Wszyscy są tam w podobnym szoku, jak u nas.
– Bo i jak nie być w szoku? – przerwała mu Natalka, – Każdy normalny kraj nie może nie być w szoku, gdzie obywatele zmuszani są grzebać własne ciała. Żeby aż do takiej epidemii doszło? To na pewno „Ruskie” podesłali nam jakieś paskudztwo mszcząc się, za nasze poparcie w sprawach Ukrainy. Tak! Na pewno tak!…
– Wszyscy moi znajomi już się odrodzili! – Radośnie oznajmiła Sabinka niespodziewanie pojawiając się na środku pokoju. – Och, babciu, ja nawet nie musiałam nigdzie się teraz przemieszczać. Po prostu pomyślałam, gdzie teraz chcę być i natychmiast zjawiłam się tutaj u was. Ale cuda!
Natalka spojrzała na wnuczkę, pomyślała o czymś przez chwilę i zniknęła, ale po kilku sekundach pojawiła się znów.
– Rzeczywiście, Jaśku, można przejść z pokoju do pokoju, tylko o tym myśląc – oznajmiła. – Doprawdy! Ileż w tym nowym etapie życia pojawiło się nowych niezwykłych możliwości… Zaczyna mi się to wszystko całkiem podobać. Nawet nie wiem, czy chciałbym wrócić do swego wcześniejszego ciała…
Zadzwonił domofon.
Jasiek natychmiast zniknął z pokoju i przyciskając guzik wpuścił przybysza do domu.
Na pokoje wszedł umundurowany policjant trzymając w dłoniach notatnik i długopis.
– Tu było zgłoszenie o trupach? – zapytał.
– Tak, tu – przytaknął Jasiek.
– Kim nieboszczycy? – dopytał krótko.
– My sami. Niedawno obudziliśmy się i stwierdziliśmy przejście do nowego etapu życia, podczas gdy nasze ciała pozostały w łóżkach. Proszę wejść, panie policjancie, dalej. – Zaprosił Jasiek.
Policjant wszedł do salonu, zasalutował, poprosił, aby prowadzić do ciał.
Inspekcja nie trwała długo. Pan policjant poobnażał ciała, zbadał je na okoliczność ewentualnych ran i ponownie przykrył pościelą. Przekonawszy się, że ich śmierć nastąpiła samoistnie odnotował coś w swym kajecie, jeszcze raz zapisał numer domu i skierował się do wyjścia.
– To pan jeszcze nie nauczył się przemieszczać bezruchowo? – zapytał go Jasiek.
– Niby, jak? – zainteresował się policjant.
– To proste. Wystarczy tylko pomyśleć o miejscu, w którym chce się być i psychicznie wysłać się tam – wyjaśnił Jasiek.
– Spróbuję, – powiedział z niedowierzaniem, i już po chwili zniknął.
Ale kilka sekund później pojawił się znowu, by powiedzieć, że to cuda nad cuda!
– Cóż, dziękuję za nauczenie, bo od rana jestem na nogach i chodzę od domu do domu. Nogi wprawdzie od tego nie bolą, ale trwa dość długo. Teraz zjawiam się od razu, natychmiast! Jeszcze raz dziękuję za pomoc, a gdyby państwo mnie jeszcze potrzebowali – proszę dzwonić. Będę w trymiga!
Policjant uścisnął dłoń Jaśka i rozpłynął się w powietrzu.
– 3 –
Jasiek spojrzał w zamyśleniu na martwe ciało Natalki, a po chwili zniknął. Pojawił się w kilka minut, owinął zwłoki w prześcieradło, zniknął teraz razem z nim. Za jakiś czas powrócił, tym razem owinął prześcieradłem własne zwłoki i ponownie zniknął.
Kiedy wrócił, z zaciekawieniem spytała go Natalka:
– Odwiedzałeś może cmentarz?
– Tak, oporządziłem już jeden podwójny grobek. Zasypałem ziemią, potem grysikiem, obudowałem płotkiem, postawiłem krzyż z napisami… Teraz tylko trzeba będzie jeszcze zorganizować płytę nagrobną i pomniczek. No, ale zaczekam z tym, aż ta epidemia nieco wyhamuje.
– Weź mnie ze sobą, muszę wiedzieć, gdzie jesteśmy pochowani, – poprosiła Natalka.
– Nie ma sprawy. Chwyć się mojej koszuli, – powiedział. I po kilku sekundach zniknęli.
*
– Skromny grobek, Jaśku – odezwała się Natalka. – Koniecznie musisz zorganizować coś trwalszego. Twoi rodzice zasłużyli na to…
– Moi rodzice? Czemu o nich wspominasz? Przecież oni pochowani są na Wólce. – i spojrzał na Natalkę ze zdziwieniem.
– No właśnie. Najwyższy czas zajmij się tym grobkiem. Wkrótce miną dwa lata…
Spojrzał na tabliczkę, którą sam ledwie kilka kwadransów temu obstalował.
– Ojej! Co się z nią stało, co to jest, Natalko? Przecież to tabliczka i grobek rodziców. A gdzie jest nasz?
– Jaśku, co ty pleciesz? Jeszcze mi na szczęście nie umarłeś. Nie pozwoliłabym ci na to. O nie! A i ja też jeszcze nie zamierzam – powiedziała uśmiechając się słodko.
– Natalko, ale…
– Już dobrze, wracajmy do domu, Jaśku. Dzisiaj przyjeżdża do nas Sabinka. Musimy przygotować gościnny pokoik.