Porcelanowa miłość

( w trzech rozdziałach z epilogiem )

.

Rozdział pierwszy: Spotkanie

Kochany!

Czy pamiętasz ten dzień, gdy po raz pierwszy się ujrzeliśmy? Tak, to było w butiku. Mieszkałam w nim już trzeci miesiąc. Od razu po narodzinach w pracowni. A co? Myślałeś, że figurki nie miewają urodzin?

Stałam na półce razem z moimi siostrami. Wszystkie byłyśmy jednakowe. Tylko nasze szkatułki, te w formie serduszek, moszczone były różnymi tkaninami. Bo każda miała trochę inne przeznaczenie. Ta moja, przede mną – to miejsce dla biżuterii. Dla mnie – taka straszna jama. Nienawidzę jej.3

A na ambreliku, z tyłu – lusterko. Jest takie maleńkie, jakby wykonane tylko dla mnie. Nie staram się w nie patrzeć. Z daleka jestem ślicznotką, a z bliska… Nawet zamiast ust mam kropkę. Więc nie mogę nic nikomu mówić, mogę tylko myśleć.

I nie mogę przymykać oczu, nawet gdybym chciała. Ponieważ zostały narysowane jako otwarte. I za każdym razem, gdy w tańcu czynię obrót, widzę w małym lusterku swe durne lico. To zrobili specjalnie. Żebym się męczyła.

Ale co tam! W sumie i tak jestem śliczna. To nic, że włosy sztuczne. Za to patrz, jakaż jestem zgrabna! A może jestem dla ciebie zbyt maleńka i chudziutka, i podobają ci się… inne?
Wszystko jedno. Chcę tańczyć przed tobą!…

W sklepie czasem inni brali mnie i oglądali z każdej strony. A ja i tak myślałam tylko o tobie. Żebyś mnie wziął, podniósł do swych oczu, mocno trzymał i nie puszczał… Nigdy. Wybacz. Rozmarzyłam się…

Pod moimi nóżkami mechanizm i sprężynka. Gdy mechanizm rusza – zaczynam czuć. A z pomocą sprężynki – tańczę. I to już całe moje życie. Żyć, widzieć ciebie i tańczyć dla ciebie. To moje przeznaczenie. Pamiętam o nim zawsze.

I jeszcze… Wiesz, czemu stale taka sama muzyka? Przecież mamy jeden mechanizm. Nigdy go nie zmieniam, jestem mu wierna. I Tobie też będę.

Niektórzy, od ciebie… próbowali mnie odwieść. I sami wysłuchiwać melodyjki i patrzeć, jak tańczę. I musiałem to robić. To nie było całkiem w porządku! Ja powinnam tańczyć tylko dla ciebie… Dlatego, sorry! Przykro mi z tego powodu. Wybacz!

*

I wreszcie się doczekałam. Podszedłeś. Mimo że spałam, poczułam, że to właśnie ty. Długo mi się przyglądałeś. Na pewno porównywałeś do mych siostrzyczek… No ale czemu zdecydowałeś się na mnie? Cóż… Tak chciał los. Los jest cudowny!

Wziąłeś mnie i zacząłeś przyglądać się – teraz już ze wszystkich stron. Wiesz, jak się wtedy wstydziłam?… A wcześniej nigdy nie wiedziałam, co to wstyd. Nie mogąc zamykać oczu… rumieniłam się nieździebko. Czy pod pokraśniałym obliczem zauważyłeś moje zmieszanie? – Nie wiem. Chyba tak…

Teraz zrozumiałam, czemu moje oczy nigdy się nie zamykają. Bo od chwili naszego spotkania powinnam móc widzieć ciebie. Zawsze. I tak postanowiłam.

No oczywiście, wszystko to wydedukowałam. Przecież byłam we śnie. I nic nie mogłam jeszcze czuć.

Zaczęłam odczuwać, tak naprawdę i prawdziwie, gdy wreszcie zobaczyłam ciebie. Twoją twarz! Twe oczy! Od razu moje ręce wzleciały do góry. Nóżka sama odsunęła się ciut na bok. Cała wyciągnęłam się przed tobą. I… zastygłam, zamarłam. A wewnątrz wszystko we mnie było napięte. Do granic wytrzymałości.

Wtedy pomyślałam: moja wina, że nie mogę się ruszyć. Bardzo siebie za to winiłam. Za uniemożliwienie sobie rozpoczęcia tańca. Za moją sztywność. Za to, że każdy mógł zobaczyć, jak byłam zażenowana przed tobą. Za moją… do ciebie…

Ale nagle coś drgnęło, coś się stało. Coś zaskoczyło we mnie i… (teraz wiem: odblokowałeś  dźwignię, oswobodziłeś we mnie moją sprężynę) Zaczęłam krążyć, krążyć! Wszyscy w butiku odwrócili się i patrzyli na nas. Myśleli, że tańczę dla nich. A ja tańczyłam dla Ciebie. Tylko. To było szczęście! To był mój pierwszy Odlot!
Potem zaczęłam odczuwać zmęczenie. Coraz większe i większe. Ręce i nogi stawały się coraz cięższe. Zmęczenie wciąż rosło. Jak śnieżna kula. Opadałam z sił. Zatrzymałam się. To było straszne…

Ale nieoczekiwanie znów poczułam, jak zaczęło przybywać sił. Pomyślałam: to dlatego, że wciąż na mnie patrzysz. Nie od razu zrozumiałam przyczynę. Po raz kolejny przekręciłeś w mojej duszy kluczyk. Powoli. Jakbyś bał się złamać. I znów ożyłam. Kolejny odlot…

A potem długo niosłeś mnie na rękach. Było mi bardzo dobrze. Cudownie. I spokojnie. Wiedziałam, niosłeś mnie do siebie. Do domu.

Rozdział drugi: W domu

I oto jestem w twoim domu. Na oknie. Ależ tu dużo słońca! To dobrze, gdyż podczas drogi trochę zmarzłam. A pokoik nieduży, ale za to przytulny. To mój pokoik? Będę w nim mieszkać? Z tobą? To teraz i mój dom? Jaka jestem szczęśliwa!

*

Wyszedłeś. Już wieczór i wciąż na ciebie czekam. No, a potem…

Potem przyszedłeś… z nią…

Zrozumiałam: to wasz dom. Twój i jej. I to jej pokój, a nie nasz: mój z tobą.

No, dlaczego pozwoliłeś, aby wzięła mnie w swe dłonie? Naprawdę nie rozumiesz jak boli mnie jej dotyk?… Jak cierpię, gdy chowając mnie w swych dłoniach patrzy z rozmarzeniem na ciebie? Czyżby tak teraz miało już być przez całe życie?

Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się. Potem uśmiechnęła się do ciebie. Jak ona się uśmiecha! Potem przyciągnąłeś ją do siebie i pocałowałeś. A ona, o mój Boże!, była w stanie zamknąć oczy! Po chwili wyszliście. A potem zaczął padać deszcz. A ja wciąż stałam na oknie. Okno było otwarte i zrobiło mi się chłodno. I ciemno. I tak samotnie. A ty wciąż nie wracałeś. A ja czekałam, czekałam. Potem przyszła ona i położyła się spać. Wciąż jeszcze miałam nadzieję na… W końcu zrozumiałam. Nie doczekam się.

*

Mówiłam ci już – przede mną jest ogromna jama. Dla biżuterii. Tej, którą ją obdarowałeś. Zdejmuje błyskotki każdego wieczoru. Gdy idzie spać. I… rzuca pod moje nogi! Prawda, każdego ranka zabiera na powrót. I tak dzień w dzień: rzuca pod nogi, zabiera. Codziennie. Jak to może się nie znudzić?

Ale najgorsze to, że biżuteria przesiąknięta jest zapachem jej perfum. One szybko przenikają i we mnie. W całą mnie. Może więc stanę się nią? No tak. Zapomniałam powiedzieć: mam mały nosek… No ale i bez noska czułabym ten zapach!

Ma ulubiony precjozek. Codziennie rano go wkłada. Być może to jakaś pamiątka po jakimś wydarzeniu. Waszym wydarzeniu. To łańcuszek. Z małym serduszkiem. Czasem je całuje…

Teraz ona zakręca moim kluczykiem. Prawda, nieczęsto. Ale i to dobre. Oczywiście, z nią to nie tak, jak z tobą. I tańczę przed nią nie tak, jak przed tobą. Nawet i nie chcę, ale nic na to nie mogę poradzić.  Mechanizm i sprężynka nie dają mi wyboru.

*

A ciebie widziałam samotnie, bez niej, tylko raz. No, ale o tym – potem…
Spędzałam z nią prawie każdy dzień. Prawie każdą noc. Ale o tym… także nie teraz…

Zawsze uśmiechacie się patrząc na mnie, Ale jakoś tak…

Mimo wszystko ona cię kocha. Niestety! Widzę to. No, oczywiście, nie tak, jak ja…

Tak, prawda. Ona jest bardzo piękna. Na pewno dlatego nie szczędzisz na jej zachcianki. Miesiąc w miesiąc. Dlatego jama pod moimi nogami coraz bardziej się zapełnia. A i tak nadal  jest dla mnie przepaścią. I wciąż nad ta przepaścią stoję. Samotnie. Myślisz, że mi lekko? W tym aromacie jej perfum! I widzieć ciebie z nią? Szczególnie nocą… Do tego niepotrzebne żadne oczy.

Widzieć, jak ostrożnie zdejmujesz z niej łańcuszek z serduszkiem. Jak ją obejmujesz. Jak chowasz w swych dłoniach jej twarz. Jak patrzycie sobie w oczy nawzajem. Jak zanurza swe ręce w twych włosach. Jak wy…
A potem jej głowa leży na twojej piersi. I twoja ręka obejmuje jej ramiona. I zasypiacie. Przytuleni, jak dwa splecione kędziorki. A ja cały czas stoję. W ciemności. Samotna. W aromacie jej perfum. Do samego rana.

Wiem, że rankiem znów zobaczę jej piękną twarz tuż przede mną, gdy już z ułożonymi włosami, z makijażem, zabierze z mojej jamy pod nogami swe łańcuszki i pierścionki.

A ja będę stała nieruchomo i milczała. I jak prawie zawsze z odłączoną sprężynką. I co z tego? Co mam robić? Jestem przecież zabawką. Dla ciebie. A to takie przecież nic… O Boże!…

*

Teraz o tym, jak jeszcze raz byłam z tobą sam na sam. I w twoich dłoniach. To było wtedy, jak złamała się moja nóżka.
Myślę, że ona specjalnie rzuciła mną o podłogę. I poleciałam w przepaść. I leżałam pośród jej pierścionków i łańcuszków. A nóżka została tam, na górze. Bardzo, bardzo bolało.

Wiem, dlaczego to zrobiła. Dlatego, bo wreszcie zrozumiała, jak bardzo ciebie kocham!
Jakżeż byłam wtedy szczęśliwa! Pytasz, dlaczego? No dlatego, że zaraz następnego dnia twoje dłonie wzięły mnie i moją nóżkę i jakżeż czule, jakżeż i delikatnie sklejały mnie. I dlatego, że odcisk twego palca do tej pory pozostał. Na mojej nóżce. I nawet, gdy w tym miejscu, gdzie było złamanie boli – mimo wszystko czuję się szczęśliwą. Czym silniej boli, tym jestem szczęśliwsza.

Znów nie rozumiesz? No jakże: czym bardziej złożone złamanie, tym bardziej ci mnie żal. Troszczysz się o mnie. Już po raz drugi. Pierwszy – gdy ustawiłeś w słońcu. Na parapecie. Gdy było mi chłodno. I teraz także na parapecie postawiłeś. Abym wyschła. Od łez… szczęścia.

A ona moich łez nie zobaczy nigdy. Będę dzielna. I tańczyć przed nią będę. Nawet choćby na słomianej nodze. O łzach moich wystarczy, że wiesz ty. Niczego mi więcej nie trzeba.

Dlatego, wiesz co? – mam takie marzenie. Chcę być do reszty rozbita. Na milion kawałków. Żebyś najpierw długo żalił się nade mną a potem długo, długo mnie kleił. Moje ciało. Całe. I wtedy twoje palce będą na mnie wszędzie. A twój klej zlepi mnie na powrót już na wieczność. I ja… przykleję się… do twoich odcisków, do… ciebie… na wieczność…

Czym to wszystko się skończy?!

Rozdział trzeci: Przyszłość

Może tak?

Póki co stawia mnie na parapecie. Ciekawe, czemu? Wiaterek jest sympatyczny! To prawda. Jak świeżo! Jestem nawet i rada!

Ojej! A dokąd ja lecę?!… Oj!… Cała się rozsypałam… Czyżby moje marzenie się spełniało? Ale dlaczego ona wzięła szuflę i miotłę? I zgarnia wszystkie moje kawałki do kubła? I…

Kochany, no dlaczego pozwalasz, aby mnie zabiła?

*

Nie, nie to… Albo i tak:

Postanowiłam. Zrobię, jak pomyślałam. Będę na nią długo patrzeć. Niezawistnie. I myślami nakłaniać, by ustawiła mnie tuż przy krawędzi. Już od tygodnia tak czynię. Zadziałało! Postanowiła przyozdobić się przy moim parapecie. Tam, gdzie stoję. I przesunęła mnie na sam skraj.

Proszę! Jeszcze ciut-ciut… No pchnijże! No przecież wiesz – sama nie mogę! No i wreszcie – stało się!

Oj!…

Kochany, no dlaczego znów pozwalasz jej mnie zabić?

*

Nie, znów nie to… A może tak!

Nikt mnie już od dawna nie uruchamia. Nikt. Ona kupiła nową szkatułkę. Cała jej biżuteria jest teraz w tej nowej. A mnie… Mnie postawiła na półce na strychu. I zamknęła klapę. Teraz widzę świat raz na wiele dni. Czasem nawet rzadziej… Pokrywam się kurzem… coraz bardziej… ile ja mam lat?… Nie pamiętam….

Kochany!… No czemu… czemu jej… po raz kolejny… pozwoliłeś jej…

*

Nie! także nie to… nic mi nie pasuje.

*

Jak mam dalej żyć? Czy Ty naprawdę zawsze będziesz z nią, a nie ze mną? Mam jeszcze jakieś szanse? Wiem… Ani jednej. Cała wieczność być obok ciebie, ale nie z tobą. To moja przyszłość. I widzieć ją każdego dnia. Czasem ciebie. Patrzeć na wasze… Patrzeć na was, jak wy… Jak długo tak można wytrzymać?

Czyżby, póki śmierć nie rozłączy? Nas… Moja śmierć?

Kochany…

Epilog

Pytasz mnie, Natalko, kiedy to było? Gdzie było?

W mojej przeszłości, Natalko, której bez Ciebie nigdy nie było… Po której została na pamiątkę… tylko jej miłość.

Porcelanowej balerinki?

 

 

powrót do Perpetuum

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *