Przekaz

Jak tylko mogłem starałem się nie patrzeć mu w twarz. Jakimś tajemniczym instynktem czułem, że w jego kocim spojrzeniu czai się niewidzialna siła, która mogłaby mnie złamać i przekształcić w bezwładną, posłuszną tuszę.
– Czego chcesz? – Ochryple spytałem.
– Chcę porozmawiać, – gościowi nawet nie drgały sino-szare usta, ale głos słyszałem wyraźnie.ufoludek

– O czym? Czyżby było coś u nas, o czym jeszcze nie wiecie?
– Mało prawdopodobne – uśmiechnął się tylko oczyma, które na tę krótką chwilę stały się duże i okrągłe. – Chciałbym ci powiedzieć coś o was, o czym jako ludzie wciąż nie wiecie.
– Zabawne, – zaśmiałem się, wciąż patrząc na jego pomarszczone czoło. – Co możesz, jako Obcy powiedzieć nowego o ludziach?
– Obcy? Ja? – Humanoid otworzył usta, roześmiał się cicho. – Nie, na tej planecie obcymi – to jesteście wy!
– Czyżby? – Próbowałem zakpić. – A kim jesteśmy? Marsjanami?
– Według norm Uniwersum przybyliście tu niedawno. Przybyliście i od razu zaczęliście wszystko niszczyć.

– Jak to, niszczyć?
– Tak, – mój gość westchnął, zmieniając wygląd. – Wasz gatunek zaprogramowany jest na niszczenie. Jesteście drapieżcami. Nawet gorzej. Aby istnieć musicie obowiązkowo zabijać inne gatunki.
– Masz na myśli to, że jadamy mięso? Ale są wśród nas i wegetarianie. Nie jedzą martwych zwierząt, – odparłem.
– Ale jedzą martwe rośliny. Wyrwać z ziemi marchew, czyż po waszemu to nie niszczenie? Nie! Niszczycie wszystko, co stanie na drodze. Nawet samych siebie. Każdy cykl waszego rozwoju rozpoczyna się od wojen i uśmiercania. Niszczycie nawet własne siedliska i całą planetę.

– Okej. Zgadzam się, – I skinąłem głową przepraszająco. – Jesteśmy agresorami. Ale wiedziałem to i bez ciebie. A wy, obcy, – skoro tu przybywacie, to niby nie?
– My, jeszcze raz powtarzam, nie jesteśmy obcymi. To my byliśmy pierwotnymi mieszkańcami tej ziemi. My, czyli ci, którzy w procesie ewolucji rozwinęli się tutaj od pierwszej komórki. Żyliśmy w harmonii i w dobrobycie, dopóki nie przybyliście i nie skolonizowaliście naszej planety. Twoi przodkowie oczywiście. Byli głupi, ale bardzo silni i żywotni, wkrótce wyparli nas z powierzchni. Wielu zginęło, ale większość z nas, na szczęście, ocalała.

– Odlecieliście na inną planetę? – Zauważyłem, że gość znowu zmienia swą powierzchowność przeobrażając się w seksowną panienkę.
– Nie słyszysz? Powiedziałam: „z powierzchni.” Zeszliśmy na dół.
– Gdzie, na dół? Do kopalni, jaskini?
– Pod wierzchnimi słojami są pustki. Jest tam bardzo przyjemny klimat i oświetlenie. Istnieją puste przestrzenie pod oceanem, pod Antarktydą. Czyżbyś nie wiedział tego, choćby z książek, które czytywałeś?
– Tak, słyszałem coś tam… o Antarktydzie.
– A słyszałeś o Atlantydzie? – Gość uśmiechnął się całkiem na ludzki sposób.
– No, jak nie?! Zatonęła. Choć przekonywujących dowodów jej istnienia, moim zdaniem, nie ma.
– To prawda! To dlatego, że wasi naukowcy błędnie przetłumaczyli pierwotne źródła. Antarktyda nie utonęła, a „przeniosła się” pod wodę.

– A jaka to różnica? – Zaśmiałem się.
– Atlantyda to nie jest ani wyspa, ani kontynent. Tak nazywała się nasza planeta. Nasza cywilizacja i nasi mieszkańcy. To my przenieśliśmy się pod wodę. A nie jakaś wyspa. Rozumiesz teraz?
No, niby tak. – kiwnąłem głową. – Ale … Dlaczego mówisz mi o tym wszystkim?
– Powinieneś o tym wiedzieć. I powiedzieć innym, – seksowna panienka zamieniła się w dojrzałą kobietę, jakoś tak bardzo podobną do mojej Natalki.
– Myślisz, że ktoś by mi uwierzył? – Spojrzałem na kredensową półkę, gdzie lśniła w karafce wiśnióweczka, czując jak leci mi ślinka. – To prosta droga, aby uznać mnie za wariata! A poza tym, kto ja jestem… Twój, wasz łącznik?

– Że co? – Kobieta uniosła brwi. – Przyjmij, po prostu, że najlepiej się do tego zadania nadajesz.
– No, tak! Znowu wszystko będzie na mnie. Co ja zawiniłem, że lubię wiśnióweczkę?
– Pij ją sobie, – wzruszyła ramionami. – Tylko z umiarem.
Próbowałem wstać z fotela, ale nie mogłem.
– Z umiarem, powiadasz, – i obrażonym tonem dodałem: – pij ją sobie, a nawet nie pozwalasz mi wstać z fotela.
– No, wstawaj sobie, jak chcesz,  – Zabrzmiało mi w uszach. A po chwili: – I więcej mi nie gadaj przez sen, Jasiu… Może wyłączyłbyś telewizor? Słychać go w całym mieszkaniu…
– Natalko, to… Ty? – Dla pewności uszczypnąłem się w ramię.
– No, Tak! Wiedziałam, że podsypiasz! – Zachichotała cicho. – Cały Jasiek…
– Co! Ja? – I zdecydowanie zerwałem się z fotela… Ja? – a coś ty!… No dobra, może tylko chwileczkę, bo jakiś nudny był ten program – coś o pozaziemskiej cywilizacji…

powrót do Perpetuum

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *