Tajemnica tajemniczej „ybj”

Zniecierpliwieni korespondenci niezliczonych mediów od dawna pozajmowali kluczowe miejsca w centrum widowiskowo-prasowym. Co bardziej natarczywi tłoczą się nieopodal operatora najbardziej opiniotwórczego w kraju kanału „Kurier Szaflarski”, którego kamery obsługują dziś to niecodzienne, topowe wydarzenie. Już od ponad godziny Gwiazda programu – Janusz Babicki – autor sensacyjnego netowiska „Cyberprzestrzenni” udziela wywiadu i jest do dyspozycji dziennikarzy. Żartobliwie odpowiada na ich podchwytliwe pytania, uśmiecha się bezpośrednio do kamery, flirtuje z reporterami i gospodynią programu.

A wieczór z Gwiazdą prowadzi dziś popularna i bardzo lubiana redaktor Caterina Fille – w przeszłości krytyk sztuki obszaru 007, obecnie menedżerka działu marketingu w Imperium Literatury i Muzyki Kuriera Szaflarskiego. Co chwila zadaje nieoczekiwane pytania, na które Babicki odpowiada szybko, z humorem i ze swadą. Niewiele osób wie, że scenariusz spotkania pani redaktor Fille napisała i uzgodniła z Gwiazdą programu tydzień temu. Co by więc się nie zadziało – szoł jest udany, bo musi.

Niebywały rozgłos, który stale towarzyszył kolejnym odsłonom netowiska Babickiego związany był nieodłącznie z jedną z kluczowych jego bohaterek: „blogerką ybj”. Twórca i autor netowisk prawie wszystkie intrygi swoich netowiskh wyprowadzał z przeżyć i losów tej właśnie bohaterki. Postaci, wedle kuluarowych plotek, jak najbardziej realnej. Stłoczeni w centrum prasowym obserwatorzy i krytycy od dawna zadają sobie pytanie: kim tak naprawdę jest blogerka ybj? I jaką rolę odgrywa w życiu prywatnym Babickiego? – Żądnym sensacji dziennikarzom, a tym bardziej milionowym rzeszom czytelników nigdy do tej pory nie było dane się o tym przekonać i dowiedzieć.

Ledwie zakończyła się tradycyjna prezentacja najnowszych rozdziałów netowisk (perfekcyjnie poprowadzona przez panią redaktor Fille) a już mikrofon przeniósł się do publiczności i rozpoczął się atak.

– Mistrzu Januszu! Kto za pana pisze te wszystkie netowiska?

– Czy wykorzystuje pan do pisania niewolników? Czy kupuje ich pomysły?

– Proszę się przyznać, kim w realu jest „ybj”?

Autor czarująco uśmiecha się do publiczności, wyrozumiale dystansując od podkręcanych sensacji żurnalistów. Dobrze wie, że to ich chleb codzienny, ale on nie jest tutaj chłopcem do bicia, ani do pastwienia tym bardziej.

– Koledzy, nie mogę wam powiedzieć, jak piszę? – Czy w szlafroku, czy w łazience? – jak wielki Aleksander Dumas. To tajemnica mojego warsztatu.

– Ale dlaczego? – Chórem ripostuje publiczność.

– Jeśli objawiłbym, – uśmiecha się Babicki, – zaczęlibyście wszyscy pisać tak samo dobrze, jak ja. Z czego wtedy bym żył?

Hałas uznania dla elokwencji i poczucia humoru Gwiazdy przetoczył się po całej Sali. Ale to był dopiero początek.

– Mistrzu! Proszę, wyjaw nam, prawdziwe imię „blogerki ybj”. Czy to, rzeczywiście, Beata? A może: Bożena, Barbara? A może Janina albo Julia?

– Moi przyjaciele! – Janusz Babicki śmiało podszedł do obiektywu kamery, tak, aby widzowie mogli spojrzeć mu w oczy, – czy ktokolwiek z was ośmieliłby się wyjawić publicznie imię umiłowanej bohaterki  wiedząc, że tym samym może jej przysporzyć w realu biedy a nawet krzywdy?

W sali zapanowała konsternacja i cisza, jako wyraz szacunku dla wypowiedzi gwiazdy. Ale nie trwała długo.

– A może „ybj” to symbol polityki publicznej, uprawianej przez wywrotowe frakcje partii republikańskiej? – Nieoczekiwanie do chóru pytających dołączył dyrektor programu Łukasz Niebowzroczny.

– A może diva przedwojennego kina? – dorzuciła i swoje zapytanie właścicielka Kanału,  jej magnificencja we własnej osobie: Monika Aleksandryjska-Kozioł.

– Panie Janusz! Ma pan romans z mężatką? – ktoś wygarnął z publicznosci…

Zasypany pytaniami Janusz Babicki w końcu dał ręką znać publiczności, proszac o ciszę i po krótkiej chwili dostojnie przemówił:

– Mój romans, drodzy państwo, trzymacie właśnie na dyskach swoich netbooków. Jeśli ktoś z państwa wyrazi tylko takie życzenie, z chęcią dołączę mu swój eautograf w postaci elektronicznego podpisu z imienną, elektroniczną dedykacją.

I to jest właśnie cały Babicki: romantyczny, intrygujący rozmówca, kultowy autor bestsellerów. Za to kochają go wydawcy i czytelnicy, za to nienawidzą zazdrośni koledzy pisarze – nie tak skuteczni jak on w jednaniu sobie serc czytelniów.

Podczas, gdy w olbrzymiej restauracji nieopodal centrum widowiskowo-prasowego członkowie literackich klubów nadal żarliwie dyskutowali próbując dociec, kim jest tajemnicza „ybj”, Janusz Babicki w nieodległej od niej małej kawiarence pospiesznie żegna się z panią redaktor Fille dziękując jej za wspaniały wieczór. Spieszy się na spotkanie ze swoją „ybj” – w milczeniu czekającą na bycie sam na sam z jej „osobistym panem”.
– Jak przypuszczam znowu całowałeś rękę pani redaktor Fille? – Z nieukrywaną ironią zapytała „ybj”
– Nie bądź zazdrosna. Między nami są tylko relacje czysto-biznesowe. Wiesz, – szepnął, pochylając się lekko, – z niej może być jeszcze znakomity mecenas, ma niebywałe koneksje i układy. Muszę nie zaniedbywać z nią kontaktów.

– Januszu, jesteś próżny, – „ybj” ledwie zauważalnie odsunęła się od Babickiego (chociaż wieczór był chłodny), – kobiety nie wybaczają dwulicowości. Nawet, jeśli nie doświadczą jej osobiście. Bywają potem długo pamiętliwe.
– No już dobrze, dobrze… – mruknął uspokajająco Babicki. – Chodź, pojedziemy do mnie na wieś, chcę być tam tylko z tobą, daleko od tego całego zgiełku i rozgardiaszu…
– Znów zostawiłeś samochód obok sklepu z biżuterią? – Pewno kupowałeś dla niej jakieś brylanty?
– Wyobraź sobie, że nie kupowałem, a korzystałem najzwyczajniej z parkingu dla VIP-ów. Ilekroć podpisuję kierownikowi sklepu kilkanaście egzemplarzy moich netowisk dla jego klientów, on – w zamian użycza mi parkingu.
– Stajesz się biznesmenem? – Ironia przebijała się w jej cichym głosie.
– Umiejętność życia między ludźmi – to w dużej mierze umiejętność handlowania, moja droga. Jedni sprzedają tekstylia, inni maszyny, jeszcze inni wyroby jubilerskie. A ja handluję swoimi netowiskami.

– Kiedy pytam cię o jakąś dziewczynę, – przerwała mu wywód „ybj”, od razu przeskakujesz na kupców. Czy cały czas kobiety dla ciebie to tylko produkt?
– Wybacz, kochana, – wymamrotał. – Skąd takie przemyślenia?
– Znam cię już zbyt dobrze, mój drogi. Zdradza ciebie intonacja. Sposób oddychania i jak dotykasz mnie swoją dłonią…
– Och, to wiedzę twoją będę musiał wykorzystać w moich kolejnych netowiskach, – natychmiast podchwycił. – Czyli, znaczy, podczas spotkania z piękną kobietą wstrzymuję oddech, a moj dotyk ją hipnotyzuje?

Zamilkli, pamiętając jednocześnie, jak wiele miesięcy temu Babicki tą prostą sztuczką zawładnął jej sercem i rozumem. Wyjechał z nią do Dusznik i od razu zaczął pisać genialne dzieła. Od tego czasu prawie wszystkie netowiska noszą w sobie piętno ich relacji i wspólnotę przeżyć.

– Milczałeś całą drogę – nagle powiedziała. – Wspominasz Duszniki?
– Tak – przyznał krótko. – Jesteśmy jak stare małżeństwo, rozumiemy się bez słów.

Jego dom na wsi był mu oazą i warsztatem. Tutaj rodziły się wszystkie jego netowiska, tu spędził swe najlepsze lata. Dlatego zawsze wraca do niego z nostalgią i przyjemnością.
– Rozlewisko bujnych łąk, – powiedział z rozmarzeniem, zamykając pilotem bramę.
– Tak, – powiedziała, – dobrze jest tutaj.

Janusz Babicki rzucił kurtkę na kanapę, rozpalił w salonie kominek, usiadł naprzeciwko. Trzask płonących drew szybko wypełnił pokój ciepłym, przyjemnym, przyćmionym blaskiem. Na ścianie cicho wtórował wahadłowy zegar. W takim miejscu i łatwo myśli się, i tworzy.
– Kupiłem nowy kartridż, – powiedział Babicki.

– Pod nowe netowisko? – Intrygująco spytała „ybj”

– Mam nadzieję, że tak… Wiesz, musimy dobrze podładować baterie…

– O, tak! Zgadam się. Jestem kapryśną damą. Daj mi szybko tę ładowarkę.

– Jesteś taka niepozorna, a taka praktyczna, moja „ybj”. Gdy lata temu zaprzyjaźnialiśmy się, już wtedy zrodził mi się pomysł na twoją nazwę: „Yes! Be jangled!” Dziś, wciąż ostał się skrót: „ybj”.

– To nieładnie przypominać wiek kobiecie, – uśmiechnęła się i poprosiła: – Nie kładź mnie dzisiaj na noc do szuflady. Pozwól mi zostać na ławie. Chcę poleżeć przy kominku. Posłuchać, jak romantycznie szumi i przyświeca…
– Ale tylko do rana – żartował Babicki. – Mam wielkie wobec pani plany, ukochana moja „Nokio” z funkcją dyktafonu…

*

– Jaśku! Masz jeszcze tą starą Nokię? Potrzebuję dla koleżanki, która zgubiła komórkę…

– Tak, Natko! Już jej nie używam. Z zalem ci ją oddam, ale jeśli będzie z pożytkiem służyć innym – to dobrze.

powrót do Perpetuum

  1. Ja też mam sentyment do mojego pierwszego komórczaka – Nokii 7250i. W 2004 r. była sensacją, bo robiła zdjęcia i mogłam sobie umieścić na wyświetlaczu fotę przedstawiająca Caterinę i pewnego mena (post factum przyznaję, że men ów nie był wart moich westchnień xD – całe szczęście, że istnieją także ci warci zachodu :)).

    Pozdrawiam Pana Babickiego! 🙂

    • Pan Babicki kłania sie nisko Pani Redaktor 😉 Prosze nie zapominać o swoim autorze, tak jak zgodnie nie zapominamy i pamiętamy o naszych sentymentalnych komórczakach 🙂
      Pozdrowienia z wiejskiego salonu z kanapy naprzeciwko kominka 😉

Skomentuj Janusz N Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *