Nocna „rozmowa” małżonków

Obudziła się w środku nocy. Nie mogła spać. Obok pochrapywał mąż. Sen przy chrapiącym Tomaszu był praktycznie niemożliwy. Zaczęła więc wspominać swój ślub. Zawsze tak czyniła, gdy nie mogła spać, albo chwytała ją chandra. Tak właśnie było teraz.
Nagle słyszy cicho otwierające się drzwi wejściowe. Potem cicho przymykające się. Po chwili dochodzi cichy odgłos stawianych kroków. Ktoś, prawdopodobnie, skrada się do ich sypialni.

– Tomek, obudź się, ktoś chodzi po naszym mieszkaniu!

Ale zbudzić Tomasza nie było łatwo. Dobrze, że przynajmniej przestał chrapać. Nagle przypomniała sobie o czymś ważnym i wyskoczywszy z łóżka, schowała się za szafę. W lustrzanym odbiciu widziała, jak powoli otwierały się drzwi od sypialni i jak pojawiła się w nich postać zamaskowanego mężczyzny z pistoletem w dłoni. Dzięki dolatującemu światłu z ulicy w pokoju nie było całkiem ciemno. Postać powoli podniosła rękę i… po chwili usłyszała trzy stłumione wystrzały. Zaraz potem postać odwróciła się i znikła. Usłyszała jeszcze cichy stukot przymykanych drzwi frontowych, i wszystko. Dopiero wtedy wyszła z kryjówki i podeszła do męża. Leżał bez ruchu. Siadła na brzegu łóżka i spojrzała na niego refleksyjnie, z dobrocią. Zaczęła cicho szeptać:

– Nie spodziewałeś się tego, kochanie, prawda? Sam sobie zawiniłeś. Prosiłam cię, abyś się opamiętał, zaprzestał. A ty nic. Gdy ta szlora Marta po raz kolejny cię wyrzuciła, zostałeś bez pieniędzy, bez dachu nad głową, bez niczego. Dlatego wróciłeś do mnie? Powiedz, dlatego? Od nowa bawić się moim kosztem? I myślałeś, że tak o wszystkim zapomnę i na wszystko znów dam przyzwolenie? Pomyliłeś się, mężu. Nie doceniłeś mnie. Od dawna wiedziałam o wszystkich twoich Martach, Ewach, Sandrach, i miałam tego wszystkiego po dziurki w nosie. Nie pozostawiłeś mi więc wyboru, znalazłam płatnego fachowca. Dałam mu tyle, ile chciał, w rozliczeniu łącznie ze mną, aby tylko zgodził się i przyjął zlecenie. I zgodził się. W łóżku, może nie był tak dobry, jak ty, mój Don Juanie, za to ze zlecenia, jak widzisz wywiązał się perfekcyjnie. Za kilka dni pochowam cię i zapomnę, że miałam męża i życie zacznie się dla mnie na nowo. Zresztą, u boku mojego fachowca. Dlatego nie żal mi ciebie, Tomaszu. Zupełnie nie żal. Jestem nawet całkiem zadowolona. Żegnaj!

Małgorzata wstała z tapczanu, ale nagle wzdrygnęła się ze zdumienia. Jakaś siła zaciągnęła ją do łóżka na powrót. To nieruchomy dotąd Tomasz chwycił ją za ramię. A co gorsza, to w jaki sposób złapał, w ogóle nie było podobne do reakcji nieboszczyka. Z przerażenia osunęła się na podłogę, straciła przytomność…

Tymczasem Tomasz najspokojniej wstał, podniósł żonę z podłogi, ułożył na łóżku, wziął pistolet pozostawioną przez zabójcę, przezbroił, stanął w drzwiach sypialni, strzelił. Znów dały się słyszeć trzy stłumione puknięcia. Podszedł do żony. Chwycił w nadgarstku badając puls.

– Tak, nie żyje. – Z ulgą szepnął.

I jak wcześniej uczyniła ona, teraz on usiadł na brzegu małżeńskiego łoża i, z sumiennością lojalnego małżonka, zwrócił się do niej słowami:

– Prawda, moja żono! Helga wyrzuciła mnie, bo zostałem bez grosza. Próbowałem wrócić do ciebie, prosić o przebaczenie. A ty, co? Ty, zamiast wybaczyć, najęłaś kilera!?… Ale co to za fachowiec, tfu! co idzie z klientką do łóżka? To nie kile, to partacz! Zapomniałaś o jednym: ja umiem się odgrywać… Ten partacz zgodził się na twoje zlecenie, bo zaproponowałaś gostkowi mnóstwo kasy i masaż erotyczny. Głupek, nie wiedział jaka jesteś w tym słaba! Za to teraz to, co mu zapłaciłaś stanie się moje… Pytasz, żono, w jaki sposób? Proste! Właśnie zaraz się z nim spotkam i oznajmię, że z waszego dealu nici. Zagrożę, że zadenuncjuję na policji, ale nie zrobię tego, właśnie w zamian za twą kasę… Widzisz, jak mądrze załatwia sie sprawy?! Teraz znów będę bogaty i wolny, i jeszcze dziś wrócę do Helgi… Ach! Żono… Jakże cicho mnie budziłaś, by tylko nie zbudzić… Śmieszne! Strzelił z twego pistoletu, do którego załadowałem wcześniej ślepe naboje. Nawet nie sprawdził ich, partacz, gdy zabierał z szufladki w komodzie, jak się umówiliście. Widzisz, jak dobrze, że miałem twój telefon na podsłuchu? Nigdy mnie nie doceniałaś, Megi, nigdy… A teraz, sorry! Już żegnaj. Za kilka dni wyprawię ci elegancki pogrzeb, obiecuję. Zamówię piękne kwiaty, za twą duszę odmówię koronkę. By! By, kochanie… Ach, zapomniałem, zdążyłem już wziąć kredyt, a konto polisy, którą mi za ciebie wypłacą. I zakupiłem nowy apartament na siedemnastym piętrze Wola-Tower. Wybacz, muszę się spieszyć, Helga czeka mnie w naszym nowym gniazdku…

do listy „Meteorytów”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *