Deszcz zdaje się mżyć w nieskończoność, jakby na miasto przelewało się całe jezioro czystej wody, od której bulwary i parki stopniowo zmieniają się w wielką przemoczoną bibułę. Zewsząd pachnie świeżością i mżawką. Wszystko w ten czas staje się deszczem. Chłodnym, jesiennym, melancholijnym deszczem, którego nigdy nie pomylisz z żadnym innym.
Czasami człowiek upodabnia się do takiej pogody. Wtedy, gdy jego sercem włada tępy lament, gdy traci gdzieś radość i nie ma ochoty budzić się rano – wtedy nie ma najmniejszej nadziei na odmianę. To tak, jakby ktoś wziął i wyjął mu bezpieczniki: wyłącza sie wówczas wszelkie emocje i jest się samemu ze sobą, z wielką pustką.
Teraz pozostaje już tylko nieśmiała nadzieja, czy pustkę coś wypełni?… Jeszcze żeby wiedzieć: co? I kiedy? Wspomnienia, muzyka, czy tylko marzenia? W przyrodzie wszystko jest trochę prostsze. Każda pora roku ma swą własną muzykę, melodię, która wypełnia kolejne dni zdumiewającą harmonią. Jesienią – jest nią blues. Blues rozproszonych świateł, gęstych mlecznych mgieł, smutnych deszczy. Blues jesiennych, spadających na chodniki liści…
Zauważyłaś, kochana?… Życie ludzkie jest w czymś podobne do losu zwykłych liści. Tak jak one – nieśmiało i delikatnie ożywa wiosną, latem – rośnie w siłę, w mądrość, a jesienią… jesienią zmienia się w niesamowity stwór, jakby sama natura gloryfikowała w nim piękno i doskonałość. Czyż nie każdy liść ma swą własną historię, tak jak i różne bywają historie i losy ludzi? Prawda, że tak?
Dlatego gdy już zapanowała zdumiewająca pora roku, dla której rozpoetyzowane epitety można by odmieniać długo, niech w naszych sercach zacznie rozbrzmiewać muzyka bluesa. Bluesa przepełnionego subtelnym wdziękiem, lekką mgiełką smutku, a nawet pewnym ziarnem mistycyzmu. I nie trzeba doszukiwać się w jej melodiach znaczenia, bo tu ważna jest tylko jej dusza, możliwość słuchania jej i dosłuchiwania jej podszeptów.
Siądź przy mnie, kochana…
Posłuchamy razem?
Piękne 😉 Jesień to taka cudowna pora roku. Pozdrawiam.
Pozdrawiam serdecznie!