Jesień.
Mam cztery lub pięć lat.
Mama i ja jesteśmy w domu.
Dzisiaj z mamusią idziemy do lasku.
Zbieramy opadnięte liście klonowe i żołędzie spod dębów.
Szybko, z trofeami, wracamy do naszego dwupokojowego mieszkania na drugim piętrze, gdzie z okien widać wysokie drzewa i bloki wojskowych zabudowań. Jeszcze dalej za nimi budują osiedle willowe. Małe uliczki, domki.
Czasami, na sąsiednim balkonie naszego bloku wolno i z powagą przechadza się osiedlowy kot.
Po południu wróci do domu z pracy mój tatuś – uśmiechnięty, silny mężczyzna, i wszyscy zasiądziemy do stołu…
Kochani Rodzice. Wybaczcie mi, że tak nieczęsto bywam na waszym grobie.