Noc niepostrzeżenie uchodziła rozpuszczając szaro-mroczne mgławiska w pierwszych akordach świtu. Przez lekkie opary, które zdawały się jak dymek odparowywać znad lustra wody, wciąż nie przebijały się pierwsze promienie wschodzącego słońca. Jednako gubił się w tych oparach i dźwięk: nie słychać było ani szelestu, ani plusków wody, ani jakiegokolwiek odgłosu budzącego się świata. Tylko cisza. Sama cisza: niepodzielna, absolutna, miękka, senna, rozmyta, mokra… Pochłaniała wszystkie dźwięki, aby później, gdy nadejdzie pewna chwila, wypuścić je na wolność, wszystkie naraz.
Były to minuty oczekiwania na wschód słońca. Świat się zmieniał, rozjaśniał, pokrywał się jakby złotym nalotem, ale słońca wciąż nie było. Cisza panowała i nad wodą…
W tym rozmytym, półsennym pejzażu, na samym środku rzeki, zjawiwszy się, jak poranna zorza, znikąd, powoli płynęła łódka. Płynęła sama dla siebie, nikt nią nie sterował, choć w łodzi ktoś siedział, ktoś, kto prawdopodobnie nie chciał naruszyć ciszy tego budzącego się poranka. Albo po prostu chciał być jego częścią, rozpuścić się w nim, by być niewidzialnym, by stać się jaśniejącym promieniem, mirażem, mgłą, która wciąż dryfowała nad wodą…
Ani silnika, ani wioseł. Wydawało się, że łódź stoi w jednym miejscu, a poruszały się jeno strzępy rozdzierającego tumanu. Ale mgła stawała się coraz gęstsza, wznosiła się ponad rzekę, i po chwili łódka utonęła w jej nieprzezroczystości i bieli. Teraz nikt nie odpowie, co to była za łódka, kto w niej płynął, dokąd płynęła i dlaczego pojawiła się tak wczesną porą na rzece?
Cicho…
Milczy rzeka, milczy las, milczy świt i tylko mgła może odsłonić tajemnicę ziemskiego misterium.
Słońce wschodziło coraz wyżej, mgła z wolna rozpraszała się, już prawie jej nie było. Ale i łódki na rzece też nie było. Może teraz jest w innym, równoległym świecie? Pewno, tak…
A w tym ich świecie, gdzie on i ona stoją przytuleni – rodzi się kolejny, nowy dzień. Ona patrzy w jego oczy ufnymi, przepełnionymi nadzieją, wiernymi oczyma. On – otula jej policzki dłońmi…
– Pocałuj mnie, kochany…