Wiklinowe krzesło. W nim – starsza pani. Stopy starannie opatulone kocem, dłonie zaciśnięte na suknie. Twarz poprzecinana zmarszczkami. Niebiesko-szare ale niewyblakłe jeszcze od starości oczy. Przekonujące spojrzenie z oznakami opanowania niczym u królowej Anglii. Nienaganny spokój, elegancja. I mądrość. Mądrość, malująca się na całej twarzy. I jeszcze myśli… Są daleko, daleko stąd. Starsza pani wsłuchuje się w coś… niedostępne dla innych.
I nagle jej szare oczy rozbłysły a na bladych policzkach pojawił się rumieniec. Stała się tak piękna, że nie można było odwieść wzroku od niezwykłego oblicza, które jakby w danej chwili nawiedziło natchnienie i z którego myśli trzepotały, jak wiosenne motyle. Przypominała sobie młodość. Pływanie wieczorami po jeziorze łodzią w towarzystwie młodego mężczyzny. Jej kapelusz słomkowy co chwila zdmuchiwał z głowy wiatr, i śmiali się z tego wesoło. W ogrodzie, pod gałęziami jaśminu usłyszała namiętne wyznanie. Nie poradziła sobie z emocjami, z zakłopotania uciekła, choć bardziej niż cokolwiek w świecie chciała wtedy krzyknąć: „Tak!” Przecież tylko wzajemność w uczuciach czyni człowieka wielkim, choć jednocześnie i bezbronnym. A ona kochała tak mocno i z oddaniem. Potem kościół. Piękny ślub. Muzyka. Taniec. Serca przepełnione szczęściem. Pragnienie, aby żyć, wychowywać dzieci… i wojna. Oczy starszej pani posmutniały. Potem musiała znosić ból, niepewność, strach o ukochanego mężczyznę i świadomość, że już nigdy go nie zobaczy. Została sama w ich wspólnym domu, odrzucając wszystkie umizgi zalotników, którzy łasili się na pieniądze młodej hrabiny. Ale nie przyszło jej długo mieszkać w tym domu, los znów ją ciężko doświadczył. Rewolucja. Strach. Ucieczka. Parowiec. Nieznana Turcja. Wędrówki. I mała osada na przedmieściach Toledo.
Życie starszej pani toczy się teraz w spokoju, z dala od wścibskich oczu, nieco tajemniczo. Jest w jej domu pokój, do którego nikogo nie wpuszcza, tak jak i nikogo nie dopuszcza do swych wspomnień. Często w nim przebywa. Siada, czytuje listy, przegląda zdjęcia, przerzuca pożółkłe strony starych książek. W niektórych odnajduje zasuszony kwiat, który kiedyś umieściła w postaci zakładki i który nadal utrzymuje zapach z jej odległej ojczyzny. Gładzi jedwab staromodnych sukien, trzyma w dłoniach stary wachlarz, który wciąż pamięta radość i beztroskę balów. Uśmiecha się do własnych myśli, a potem zamyka drzwi na klucz i wraca do swego pokoju.
Jej stary i wierny pies idzie za nią. On wszystko rozumie. Wie, jakimi uczuciami żyje teraz dusza jego pani. Nie wie tylko, jak wyrazić przywiązanie do niej i jak powiedzieć, co czuje, jak przekazać, że rozumie ją. I dlatego po prostu liże rękę, patrząc jej w oczy, jakby zapytując: „I wciąż pamiętasz wszystko?”
Ona również rozumie jego pytanie, ale mówić o przeszłości, nie chce. Oczywiście, że pamięta wszystko. I o wszystkim… Na przykład pamięta, że trzeba nakarmić psa i przyjąć lek, który stoi na komodzie…
Potem siada na łóżku, trochę coś poczyta, popatrzy w okno. Nie, nie widzi ulicy za oknem, ani rzeki Tag malowniczo wcinającej się w wysuszone od słońca pola. Przeszłość znów zalewa ją wspomnieniami. Jej oczy zapalają się, na policzkach znów pojawia się rumieniec, a myśli tak jak wcześniej trzepoczą, jak wiosenne motyle…
Dom starszej pani na przedmieściach Toledo opustoszał. Miesiąc temu wróciła do męża. Czekał na nią u niebieskich bram, wśród wiosennych, wiecznie zielonych pól, nad którymi trzepotały skrzydłami wiosenne motyle…
Dziękuję za to opowiadanie. Ono bardzo przypomina mi historię mojej mamy.
Iwona S.
Witam!
Spacerując niedawno po Toledo ujrzałem za witryną plakat przedstawiający starszą panią przy oknie. Był to afisz reklamujący książkę pt. „Pamiętniki Nataszy” (Recuerdos de Natasha), z krótkim streszczeniem zyciorysu. Niestety, autora nie zapamiętałem. Dwa dni później obrazek ów zainspirował mnie do napisania nowelki.
Pozdrawiam serdecznie!