Wszystko stało się samo z siebie: w takt obrzędowej muzyki Gospel rzeźwo energetyzującej wśród sklepień i ścian Katedry.
„Natknęła” się na Niego już kilka lat temu – na jednym z portali muzycznych: Kurier Szatański. Potem regularnie pisywali do siebie, wydzwaniali a w końcu zaczęli się spotykać stale: wirtualnie. Coś było w nim takiego, co sprawiło, że od ich pierwszego kontaktu nie odstępowała Go na krok.
Ona – młoda istota z czarnymi oczyma i kasztanowymi lokami, nie wiedziała o Nim najważniejszego: nie znała prawdziwej Jego pracy. Wiedziała tylko, że za dnia przesiaduje w biurze, wieczorami udziela się na czatach, w międzyczasie pisze wiersze, a w nocy śpi spokojnie, jak przystało na przedstawiciela menedżerów średniego szczebla. W jednym tylko się myliła: nocami On wcale nie sypiał. Przekształcał się w anioła i niewidzialnie oblatywał domy tych, którym przyjdzie w ciągu nocy przechodzić na Drugą Stronę. W każdym mieście istnieją tacy anioły-żniwiarze, wykonujący pracę Wszechmocnego Gospodarza Krainy Cieni.
Chciałby wprowadzić ją w swe poufności, ale wiedział, że śmiertelnikom nie wolno przekazywać takich tajemnic. Taka wiedza zapowiadałaby wiele problemów i zagrażałaby Równowadze. Ludzie mogą w coś wierzyć, a mogą i nie. Ich prawo. To jest po prostu ewolucyjna zasada kompensacji swej znikomości w ramkach Wieczystego trwania. Wiedza – to zupełnie inna siła. Wiara jest ślepa, a Wiedza – niebezpieczna. I dlatego On zmuszony jest milczeć, jak większość Aniołów.
Pewnego wieczoru spacerowali po parku (jak zwykle wirtualnie), opowiadali sobie historie – fikcyjne lub prawdziwe? Nieważne. Wieczór był ciepły, tajemniczy i pachnący jesienią, ot – taki, jakim nierzadko bywają wrześniowe wieczory. ON relaksował się w JEJ towarzystwie zapominając o swej nocnej służbie, od niemal godziny już krzyżem wiszącej na szyi. Ona – zerkała w nocne niebo, marząc o lunecie, która jej rozmarzoną duszę zbliżałaby do gwiazd… Doszli do jej wirtualnego domu. Zawsze ją odprowadzał, ale nigdy nie zachodził – sam zresztą nie wie, dlaczego? Objął ją, pocałował wirtualnie w policzek, i już po krótkiej chwili długą ścieżką ruszyła w stronę drzwi wyjściowych z Systemu. W połowie drogi nagle zatrzymała się, odwróciła się do niego, zastygła. ON pytająco spojrzał na nią.
– Nigdy cię nie opuszczę! – powiedziała szybko i nieśmiało, jakby jeszcze nie zdecydowała, czy chciała mu to oznajmić. JEJ oczy biegały gorączkowo, jakby wypatrywała szybkiej drogi ewakuacji.
Zapadła niezręczna cisza. ON otworzył usta, żeby coś odpowiedzieć, ale dziewczyna już niemal pędem pobiegła w stronę domu.
Minęła prawie doba. Nie dzwoniła. Wiedział, że jego Muza potrzebuje czasu, aby oswoić się ze swymi własnymi niespodziewanymi oświadczynami. Oczywiście, chciał dać jej odpowiedź. Pozytywną dla niej odpowiedź. W końcu – i ON dzielił JEJ uczucia. Postanowił, że pierwszą sprawą, którą się zajmie po przedwieczornym przebudzeniu, to pójdzie do niej z bukietem gospelowej muzyki i pod paletą takiej energii wypowie najcenniejsze słowa. A w tym momencie musi już znowu myśleć o służbie.
Dostał SMS-em listę tych nieszczęsnych, którzy muszą opuścić ziemski padół do jutra rana. Zegar pokazywał siódmą. Tak wcześnie bardzo rzadko ruszał do swej nocnej służby. Otworzywszy wiadomość ledwo ustał na nogach: pierwszym numerem na liście było nazwisko JEJ. Zacisnął wargi w ironicznym uśmiechu, złorzecząc, że chromoli tę robotę, że chce wysłać wszystko do jasnego czorta. Jednak wiedział aż za dobrze, jakie konsekwencje poniosłoby Uniwersum, od wyratowania choćby tylko tego jednego, najważniejszego dla niego życia. Efekt domina nie pozwoliłby na siebie długo czekać i nie wiadomo, jakie siły i jak zainterweniowałyby, aby doprowadzić do Równowagi.
Ale chciał przynajmniej zdążyć odpowiedzieć na deklarację JEJ uczuć. Szybkie palce wybrały z klawiaturki tekst wiadomości i nacisnęły przycisk „wyślij”.
Spieszyła się i dlatego biegiem wracała do domu z koncertu w Katedrze, gdzie występ grupy „Claret Gospel” przeniósł ją w inny wymiar. Gdy opuszczała świątynię, mimo wieczornego chłodu smalącego ramiona i policzki, wciąż w bordowym wymiarze malowały się wszelkie JEJ myśli i uczucia. Wybiegła szybko na drogę. Przez mgłę gospelowej muzyki usłyszała tylko ostry dźwięk, nic więcej nie zdążyła…
SMS przyszedł z opóźnieniem, ale przebywając w „wymiarze” Gospela nie sądzone było zobaczyć, jak na ekranie komórki błysnęła krótka prosta odpowiedź: „…Ja ciebie też”.
Gospel ucichł. Zapanowała ciemność.
*
Po zdrowo przespanej nocy obudził ją nowy SMS. ON zapowiedział, że kupuje lunetę. Czy też jak Ona – On chce spoglądać w gwiazdy? Czy może – ofiarować jej tę lunetę, by spełniła swe marzenia? Spyta Go dzisiejszego wieczoru…