Rozmowa Diabła z Bogiem

Suplemet do Formuły Wieczności

 

Diabeł uśmiechnął się,diabel

– A, to ty! Przyszedłeś obejrzeć mój świat? Nie krępuj się, oglądaj sobie, oglądaj… A może chcesz się poczęstować świeżo upieczoną giczałą w naszych ogniach piekielnych?

– Nie, nie. Dzięki! Tak, wpadłem tylko na chwilę, tak po sąsiedzku… – odpowiedział Bóg. – Od niedawna przejąłem obowiązki po poprzedniku i chciałbym sprawnie wdrożyć się w procesy.

– Dobrze, dobrze, kolego. Nie musisz się tłumaczyć… U mnie nikt się z niczego nie musi spowiadać, ani tłumaczyć. Tym się, zresztą, różnimy.

– Czyżby? Ja bym raczej powiedział: tym, co każdy z nas oferuje ludziom…

– Prawda! Ja, na ten przykład, daję wszystko, no wszyściutko, łącznie ze szczęściem…

– Ejże!?

– No to spójrz na nich… No i co? Widzisz na ich twarzach jakieś cierpienie, łzy, ból? Nie! Bo oni zawsze dostają ode mnie to, co chcą. Nawet jeszcze nie znają swych pragnień, a już są spełnione! Fajnie, prawda?… No patrz, patrz, nie krępuj się!… I co tak milczysz?
– W moim świecie, wszyscy się ciebie boją, – odpowiedział z trwogą Bóg.

– Boją? Bo to ty ich mną nieustannie straszysz. To Ty ich strofujesz i we wszystko się wtrącasz. Same z tego tylko dla nich potem utrapienia!

– Utrapienia?! Ja daję im wybór!

– Ładny mi wybór… Między mordęgą a udręczeniem.

– Nie rozumiem?

– No to spójrz na takiego dra Trazoma; całe lata ciężko haruje łudząc się, że dzięki temu obejmie kiedyś klinikę neurochirurgii w Salzburgu, i co? I dobrze wiesz, że to skucha. Bo o tym samym myśli tysiąc innych Trazomów, a klinika w Sazburgu – jedna.

– Według ciebie lepiej, gdyby zaniechał rozwoju i nie miał marzeń?

– Wystarczyłoby, gdyby przyszedł do mnie, podpisał cyrograf i od razu dostałby, co chce… Spójrz, jak modląca się do ciebie Clavia użera się z szefową, jak w męczarniach znosi jej fochy, daje się jej wyciskać, jak cytryna, a u mnie mogłaby natychmiast wygryźć to szczwane babsko i z marszu przejąć jej projekty z Babickim. Wystarczyłby jeden podpis – i  kociątkeczko zmieniam w panterę.

– Zabraniam ci tak niegrzecznie wypowiadać się o tych obu zacnych paniach. Każda z nich na miarę swych zasług i doświadczeń ma sprawiedliwie tyle, ile ma…

– Sprawiedliwie, zacne… Kolego! Co za obłuda?

– Obłuda!? Godna czarta obelga! Krzywdzisz je, kolego. Jako Bóg wiem o nich wszystko. Wiem, co mówię!

– Skoro tak, to pewno wiesz i to, jak omamiły biednego Trazoma. Pan doktor pojechał za nimi do Coven Garden i, uważasz, gdy po spektaklu postawił obu doskonałe whisky żadna nawet nie odwdzięczyła się doktorowi bilecikiem… do swego hotelowego numeru.

– Bo to porządne, prawe i uczciwe niewiasty…

– Przyganiał kocioł garnkowi… Przestań! Mamy XXI wiek!

– Wartości moralne zawsze były i są u mnie ponadczasowe…

– …Starczyłby jeden podpisik Trazoma i obie paniusie miałby u swych stóp, młokos!

– Nie mogę tego słuchać…

– Spójrz na pięknoducha, bawidamka Babickiego, spójrz – jak swymi mozolnymi dyrdymałami niby pragnie uszczęśliwiać ludzi, a tak naprawdę kosi tylko kasę i kolejne laski.

– Tak, o Babickim nie mam najlepszej opinii…

– No widzisz. A za jeden podpis, tego medialnego tępaka, całą grafomańska mordęgę odwalałyby mu moje diabelskie zastępy… Pan pięknoduch mógłby bez umiaru oddawać się tylko uciechom.

– Czcze przechwałki, diable.

– Czcza troskliwość, kolego Boże.

– To jak myślisz, diable, czemu tak mało garnie się do ciebie śmiertelników?
– Bo prawie nikt z nich nie wie, jakie wspaniałości mogę każdemu ofiarować.
– No i nie wie, w zamian za co… – dopowiedział ze smutkiem Bóg.
– Za co? Za co? I mówi to Ten, który pozwala przelewać krew w zmaganiach brata z bratem?

– Tak czasem bywa. Ludzie nie są doskonali. Ja ich ie poprawiam, ja im daję wolną wolę.

– I właśnie dlatego to Twój, kolego, świat jest zły i brzydki! Bo to nie ja, a ty jesteś na cierpienia nieczuły i „sprawiedliwie” obojętny. Ja pomagam ludziom, widząc jak cierpią, a Ty jedynie każesz modlić się do ciebie – zaprotestował diabeł.
– Uczę ich, – spokojnie odpowiedział Bóg – a ty bałamucisz i mówisz, że tobie ich żal… ale co oni tak naprawdę od ciebie mają? Co mogą zrobić? Nie mają żadnej gruntownej wiedzy, ani praw. Izolujesz ich od prawdy.
– A po co im ta gruntowna wiedza?! U mnie są szczęśliwi, dla samego szczęścia. Zobacz, jakie czyste u nich domy, jakie zdrowe dzieci! W ich sercach nie ma zazdrości, nie ma zadufania ani dumy, nie ma zniechęcenia, a nawet zaciekłości. Nikt i nic ich nie dzieli. I wszyscy są dla wszystkich piękni – odparł z dumą diabeł.
– To tylko fatamorgana… żyją mirażem, w twojej wyobraźni, nic więcej. Nie będzie ciebie, nie będzie i ich.
– Ach tak, zapomniałem! Przecież to ty, który przygotowujesz sobie spośród nich szwadrony sobie podobnych. I wielu już uzbierałeś?
– Nie. Niedużo, ale najważniejsze, że są. I będą tworzyć własne światy na miarę ich wyobraźni i sił… Swoje własne! Rozumiesz?
– Nie, na łysą głowę Belzebuba, nic nie rozumiem. Dziwnie gadasz. A u mnie pieniędzy, skarbów a nawet wiedzy nie muszą zdobywać. Bo, powtarzam, ja im to po prostu daje za jeden prosty podpis.
– Obietnica skarbów i Wiedza są ważne, aby wiedzieli do czego dążyć, o czym myśleć, czego unikać, czym się w życiu zajmować, jak się modlić, jak poznawać prawdę…
– Eee!… Powtarzam, dziwny jesteś. Mógłbyś dawać im to wszystko od siebie, ale nie, ty wolisz, aby obowiązkowo trudzili się i zdobywali sami… Dziwnyś ty i obojętny, jak zwyczajny, samolubny egoista!

– Nie obrażaj mnie, kolego. Pokaż, ze chociaż umiesz trzymać fason. A poza wszystkim… nie uważasz, że gdy coś zdobywa się samemu, ma większą wartość niż ofiarowane? Nie uważasz, ze świat staje się sprawiedliwy, gdy każdy wedle swego dorobku ma, co posiada?

– Chłopie, o jakiej ty sprawiedliwości mówisz? Przejrzyj na oczy! Spójrz ile wokół galaktyk, ile gwiazd i planet na niebie! A czy są pośród nich dwie identyczne? No nie ma! I czy to sprawiedliwe? Gdyby miało być sprawiedliwe musiałbyś od nowa zbudować świat, i od początku ukształtować go we wszystkim po równo… No ale skoro stworzyłeś, co stworzyłeś (jak rozumiem: z lenistwa – tylko w siedem dni), to nie wymagaj, by teraz inni za ciebie naprawiali bożą skuchę.

– Ale ja…

– Dobra. Muszę spadać. A i ty, kolego, chyba się zasiedziałeś. idź dalej pasać swe baranki. A jeśli któryś z nich zechce do mego świata, przekaż im choć tyle: kocham was, ludzie! U mnie dostaniecie wszystko. Bramy moich piekieł zawsze dla was otwarte!

 

Lista Meteorytów

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *