Alina

Rozdział 5

Alina powoli mieszała szczyptę cukru w stygnącej herbacie owocowej i rozpaczliwie starała się nie zwracać uwagi na Izabelę wygodnie rozpłaszczoną w ramionach Makowskiego. Tamta z rzadka rzucała na nią swe samolubne spojrzenie, wyraźnie 10360364_863530900429029_3213299067463807652_ndając do zrozumienia, że ten facet należy tylko do niej. Alina dziwiła się samej sobie, dlaczego jeszcze bardziej nie wyzwalało to w niej złości? Co zmieniło się w międzyczasie? Spodziewała się, że kolacja będzie dla niej lekcją pokory, możliwością sprawdzenia, czy będzie w stanie utemperować swą złość i siłę płynącą w żyłach? Tak, to było ryzykowne. Mogła różnym osobom nawywijać wiele kłopotów, ale na szczęście – póki co – nic. Jakby pokryła ją jakaś głęboka emocjonalna śpiączka: nie czuła ni bólu, ni rozpaczy, ni strachu. Mało tego: nie chciała krzyczeć nie chciała wyrywać blond włosów z głowy „Izuńki”. Tonęła w swej pustce i cieszyła się z tego. Obojętność na skraju szaleństwa. Czyż nie taka jest definicja depresji? Nieważne… Najważniejsze teraz, że stoliki są nienaruszone i ona Alina nadal uważa się za normalną kobitkę.

Ukradkiem spojrzała na Andrzeja. Ten – czule obejmował swą dziewczynę i nie sprawiał wrażenia aroganckiego, nachalnego samca. Ot – po prostu: zakochany mężczyzna zdolny do delikatnej, romantycznej relacji. Patrząc na nich czuła się jak niedopasowany puzzel pięknego obrazu, co skutkowało tym, że przez cały wieczór praktycznie nie wypowiedziała ani słowa.

Co w takim razie ją tutaj trzyma? Jaka niewidzialna siła nie pozwala jej wstać i wyjść? Od domu dzieliło ją dosłownie kilka przecznic i łatwo zdołałaby wrócić samodzielnie. Deszcz przestał padać, a zapadająca na zewnątrz ciemność nie jest jej straszna, bo dobrze wie, co się może w niej czaić i już nawet przywykła do tej myśli. Wędrujące tu i tam wampiry, Anioły-Stróży za plecami praktycznie każdego człowieka, żniwiarze odprowadzający dusze do świata mroków. Dorzucisz jeszcze mogłaby demony, które często chowają się pod postaciami niewinnych ludzi i, oczywiście, Azriela – czarnoskrzydłą postać, króla śmierci, który rządzi całym tą armią. „Bez wątpienia moje życie z moją wiedzą na temat świata półmroków jest jednym z najdziwniejszych, o jakich słyszłam. Ale takie już jest i drugiego nie dostanę.” – Myśl ta raz pierwszy błysnęła w jej głowie i sparzyła serce, jak za dotknięciem gorącego metalu. Musiały minąć cztery lata aby to zrozumiała. Wszystko, o czym opowiadał jej Noel nagle nabrało sensu. Jak mogła być tak ślepa? Przymknąć oko na oczywiste fakty i udawać, że jest tym, kim już dawno nie jest? Wyobraziła sobie uśmiech zadowolenia na twarzy mister-doskonałość, gdyby mógł słyszeć teraz jej myśli. Zapewne chytrze zmrużyłby swe hipnotyzujące, brązowe oczy, w których zawsze czaiła się jakaś tajemnica i przechylił głowę na bok w tym swoim niemym geście „a nie mówiłem?” Teraz i jej usta dotknął uśmiech przeniesiony z własnej wyobraźni, co jest niezłym dowodem na to, że obsesyjny lęk wciąż nie zamierza opuścić jej duszy. Sama też nie rozumie dlaczego tak bardzo martwi się o Noela (za sprawą jego dziwnej nieobecności). Ale pomysł, że popadł w jakieś tarapaty wydawał się bzdurnym. Żniwiarz, który z definicji każdemu może dobrać się do skóry nie może mieć żadnych problemów rodem z tego świata.

– Alinko, wszystko z tobą w porządku? – Zwrócił się do niej Andrzej niespokojnym głosem. Cała ta jego reakcja wyglądała jak symulowana troska. Jej zdaniem naprawdę byłoby lepiej, gdyby nie zawracał sobie nią głowy, – wyglądasz jakbyś była czymś oszołomiona. No i nawet słowem nie odezwałaś się przez cały wieczór.

Zabrał rękę z ramienia Izabeli i oparł o stół, z uwagą czekając odpowiedzi. A tymczasem Alina ni w ząb nie rozumie tego człowieka, a ściślej: jego zdolności do tak szybkiego przełączania się z jednej dziewczyny na drugą. Początkowo Makowski coś skrycie szeptał do ucha swej wybranki, tak jakby obok nikogo więcej nie było. Teraz, nagle oderwał się od Izy i wręcz na pokaz swój wzrok w kolorze lazurowego nieba kieruje na Alinę. I co ona ma mu odpowiedzieć? Że chce co sił w nogach uciec stąd i więcej nigdy się z nimi nie spotkać? Albo może, że w jej życiu wszystko i od zawsze idzie do czorta i ona musi się z tym pogodzić?… Z rozczarowaniem konstatuje: ona Alina nie ma z kim, absolutnie nie ma z kim porozmawiać o swych problemach.

– Zależy co rozumiesz pod zwrotem „nie odzywanie się”. – I nonszalancko wzruszyła ramionami a jej przenikliwe, pełne tęsknoty oczy spojrzały na niego. – Lepiej już pójdę do domu.

Tuż po tym spojrzeniu w oczach Aliny zapalił się radosny ognik usuwając z twarzy widoczne dotąd napięcie. Oto nagle pojęła, że w jej obecności tamta bała się pozostawać na drugim planie i dlatego tak mocno demonstrowała swe „pretensje” do bycia jego dziewczyną. Dosłownie, jakby Andrzej Makowski był jej własnością. Spotykała już takie dziewczyny, jeszcze w szkole, i jedno co może o nich powiedzieć,  że zaloty każdej z nich wcześniej czy później spaliły na panewce.

– Przecież spotkaliśmy się tu po to, aby ponownie rozpocząć znajomość, pamiętasz? – Andrzej uniósł brwi, upodabniając się do chytrego lisa, – trzeciej szansy po prostu nie będzie.

Niesamowite? Czy ona dobrze usłyszała? Była przerażona ewentualną reakcją Izabeli na takie buńczuczne słowa. Co on robi? To nawet dla niej, Aliny, zabrzmiało wyzywająco, nie fair. Dziwne… poczuła autentyczne  współczucie dla tej dziewczyny, ponieważ taki brak szacunku każdą by upokorzył. Początkowo w głowie Aliny od razu pojawiły się dziesiątki możliwych odpowiedzi, ale chęć utrzymania dialogu z Makowskim natychmiast negowało oburzenie. Już po raz drugi przypomniał jej smutną szkolną miłość i uczucia, jakich doznała bo wykryciu wiarołomstwa swego chłopaka. Była tylko jedna różnica: jej były chłopak przynajmniej próbował ukrywać swe zaloty i nie obnosić się z nimi ostentacyjnie. A teraz aż boi sobie wyobrazić, co poczuła ta biedna Iza po takich słowach.

– Myślisz, że zamierzam grać w twe głupie gry, Andrzeju? – Emocje Aliny powróciły. Czuła najzwyklejszą frustrację, – jak możesz czynić z siebie takiego zadowolonego dupka? Nie wiem, czego próbujesz dokazać swym zachowaniem, ale wygląda to niezdrowo.

I rzuciła na stół pięciozłotówkę za niedopitą herbatę, i zabrała kurtkę z oparcia krzesła. Zostawiając za plecami ich zaskoczone i przerażone twarze ruszyła do szklanych drzwi i westchnęła głęboko, jakby starając się mentalnie pozbyć niewidzialnych uwierających ją oków. Przyszło jej to z trudem, ale jednak dało rezultat. Makowski nadal posiada swoją własną celkę w jej sercu, ale teraz ta celka została zamknięte na klucz i zabezpieczona grubymi łańcuchami.

Spojrzała na zachmurzone niebo, odziane w ciemno-szare burzowe chmury, poprzez które próbowały przebijać się migoczące gwiazdy i poczuła, jak po skórze zaczęły przemieszczać się miliony mrówek. Coś jest nie tak. Było praktycznie bezwietrznie a ciepły sweter i kurtka dosłownie ugrzały jej ciało. To nie było zwykłe drżenie, to kryształy uaktywniające się we krwi swemu zbuntowaniu dawały wyraz. Czuła się tak, jakby wichrem krążyły w tętnicach, reagując na coś im znanego z ponurego świata mroków. Czort by to wziął! To znaczy…

Nagle za jej plecami pojawiła się czyjaś figura i zimną ręką zakryła jej usta, nie pozwalając zakończyć inteligentnej myśli. Druga ręka mocnym uchwytem objęła żołądek i ostrym ruchem, dokładając stosownych wysiłków, zaciągnęła ją w zaułek między budynkami. Nawet nie było czasu, aby krzyczeć, a i stawianie oporu mijało się z celem. Ten ktoś był o wiele od niej silniejszy nie dając żadnych szans na ratunek. Serce waliło, próbując wyskoczyć z klatki, a krew zaczęła wypełniać bez reszty adrenalina.

Co zwykle czują ofiary w takich chwilach? Że życie zbliża się do końca, a ty jesteś jak ta bezradna myszka złapana przez sprytnego kota? Może… Natomiast ona – Alina może myśleć tylko o tym, że do dziś nikt z zaświatów nie przejawił wobec niej tak złowrogiej woli. Co się właściwie stało? Czyżby sama tego nie wiedząc namotała na swą głowę problemy? Minęło zaledwie kilka sekund od chwili jej zniewolenia, a już jej się wydawało, że czas stracił rachubę. Zręcznym ruchem ktoś przyparł ją do ściany, opierając dłonie po obu jej stronach zamykając potencjalne kierunki ucieczki. Nie, nie panikuje. Ma nadzieję, ze jednak znajdzie odwagę i siłę, aby się napastnikowi oprzeć.

– Wybacz mi, Alinko, robiłem wszystko, co możliwe, – niski, ochrypły głos sprawił, że wzdrygnęła. Mogłaby go rozpoznać wśród tysiąca… nie, miliona innych głosów. Złe przeczucie pokonało pustynną siłę, kiedy postać spojrzała na nią swym nieszczęsnym spojrzeniem. Wstrzymując oddech spojrzała w pokrytą siniakami twarz żniwiarza, – ale Azriel nie może ci pozwolić istnieć z takimi posibility. Próbowałem ich powstrzymać, no tak, starałem się, ale cóż…

Dotknęła kciukiem jego dolną wargę, wycierając świeży ślad krwi. Ten gest był zaskoczeniem dla ich obojga. Podczas całego okresu znajomości i do głowy by jej nie przyszło, że Noel może spowodować ból fizyczny. Wydawało się jej to niemożliwe, nierealne. Przecież u niego nawet serce nie bije!

– Noelu, tylko nie mów, że przyczyniłam się to twego aktualnego stanu, – w piersi wszystko dławiło współczuciem, a usta drżały ostatkiem powstrzymując płacz, – a w ogóle, wiesz, że śmiertelnie mnie przeraziłeś? – Ostatnie pytanie było bardziej retoryczne i nie wymagało odpowiedzi.

Uśmiechnął się i skrzywił z bólu wywołanym przez ten uśmiech.

– Mogą mnie śledzić, tak więc nie miałem specjalnie wyboru. Po prostu wysłuchaj mnie teraz w milczeniu, dobrze? – Często rozglądał się na boki, jakby spodziewał się jakiegoś ataku. Jego gorący oddech gorzał na jej policzkach, a usta znajdowały się tylko kilka centymetrów od jej twarzy, – Przez te wszystkie lata udawało mi się odwieść Azriela od podejrzewania ciebie i tym samym uratować ci życie, ale wczorajsze przepięcie zauważyło całe królestwo mroku i teraz moje słowa nie mają dla nich żadnego znaczenia. Najemnicy Azriela już idą po ciebie i jedyne, co teraz możesz – to uciekać. Daleko, nie odwracając się, i tak szybko, jak to możliwe. Przykro mi, że nie powiedziałem ci wcześniej, być może wtedy mielibyśmy większą szansę, aby tego uniknąć.

Z każdym wypowiadanym słowem Alina coraz bardziej pojmowała, jak bardzo była dotychczas ślepa. Jakby ktoś nagle odsłonił zasłony, wpuszczając do ciemnego pomieszczenia promienie słońca. Przyjąć za fakt, że od dawna żyje się z wyrokiem śmierci – szok! Zrozumieć, że ktoś może tak bardzo kogoś nienawidzić – dramat. Po pierwsze, ona Alina nieszczególnie zastanawiała się dotąd nad przyczynami, dla których Noel z dnia na dzień nie zostawił jej, przyjmując za dobrą monetę zapewnienia, że chciałby mieć w niej kompankę do łowienia dusz. To był jej błąd. Tak naprawdę, w ten sposób chciał trzymać ją na smyczy, jak małego, niedoświadczonego szczeniaka, zdolnego do ugryzienia samego siebie. Bał się jej powiedzieć, że jest potworem pod maską zwykłej dziewczynki, która wymaga stałego nadzoru. Chciał ją nauczyć kontroli i wziąć pod swe własne skrzydła? Być może można to uznać za formę ochrony, ale to znaczy, że uznał ją za niewdzięczne stworzenie. Ona Alina czuje się po prostu przez niego oszukana.

– To znaczy, że od czterech lat zarzucali mi pętlę na szyję a ty zostawiałeś mnie w nieświadomości, – zabrała jego rękę blokującą drogę i odeszła kilka kroków, – chcesz teraz odegrać rolę bohatera? Tak trudno było ci juz na początku znajomości powiedzieć te kilka słów? Na przykład: Alino, chcą ciebie zabić.

– A co by to zmieniło? – Rozłożył ręce i spojrzał na nią jakimś takim straconym spojrzeniem, mówiącym o beznadziei jej położenia, – jeśli byś choć raz mnie posłuchała i została tak jak ja – łowczym być może On nigdy nie dowiedziałby się o kryształach cieknących w twych żyłach.

– Może bym i usłuchała twych słów wiedząc, że Azriel mi grozi, – odpowiedziała złośliwym tonem, starając się przekazać żniwiarzowi swe autentyczne oburzenie, – ale teraz do mego jestestwa przyłożono pistolet, który zaraz może wystrzelić, a ja nawet nie mogę nic zrobić.

Zamknęła oczy ukrywając emocje.

– Uważasz, że tylko pogorszyłem sprawę? – Jego głos załamał się, wydając jęki.

Nie wiedziała, co powiedzieć na tak bolesne pytanie i po prostu milczała, pociągając nosem od duszących łez. On interpretował ciszę po swojemu, zwisając bezwładnie w powietrzu. Po chwili przykucnął plecami do mokrej ściany. W ciągu ostatniej pół godziny udało się jej obrazić od razu ich dwoje: mężczyznę, który złamał jej serce i istotę, o której nie wie, co sądzić. Już wcześniej nie dowierzała Noelowi, uważając go za podejrzanego i nieszczerego opiekuna, a czasem nawet za obsesyjnego prześladowcę.Teraz to wszystko się potwierdza. Więc dlaczego ta jego tajemnica tak bardzo ją dotknęła? Tylko dlatego, że przywykła do jego opieki? Tak wiele pytań rozrywa głowę, na które nie mogła odpowiedzieć, i to zaczyna ją coraz bardzij irytować. Rozpaczliwie męczyło ja sumienie, ale język nie pozwalał na wypowiedzenie przeprosin. Powód mógł być tylko jeden: Miała Rację!

Noel nie powiedział ani słowa, kiedy zawróciła w stronę drogi i spokojnym krokiem skierowała się do domu. Zapowiadała się dla niej długa noc. Wątpi bowiem, że spokojnie zaśnie w swym łóżku – zbyt wiele rzeczy ma do przemyślenia. Na przykład: jak uratować własną skórę? jak nauczyć się bronić w ciągu kilku godzin? jak przetrwać do rana? Odchodząc – setki niedopowiedzianych słów ciągnęło się za nią i próbowało ją zawrócić. Każdy krok był coraz trudniejszy, pragnienie odwrócenia się i spojrzenia na żniwiarza, być może już po raz ostatni, nakrywało ją ogromną falą.

Chwilę później zatrzymała się, bynajmniej wcale nie z własnej woli. Drogę zablokowała wysoka, barczysta sylwetka mężczyzny, który pojawił się znikąd i pozostawiał po sobie szarą mgłę. Ubrania praktycznie na nim nie było, poza szarym T-shirtem i ciemnymi dżinsami. Wiedziała, kim był, czując tchnący od niego specyficzny odór. Demony zawsze lubiły przybierać piękne postaci, ale zawsze zdradzał ich przykry zapach. Sądząc bo tym wzorcu, tego z pewnością dręczyła ponadto niska samoocena. Instynktownie cofnęła się i tylko raz odwróciła w stronę, gdzie jeszcze niedawno siedział Noel. Była tam pustka. Nie było nikogo. Ni żywej duszy zdolnej do niesienia pomocy, a te straszne oczy, całkowicie zalane czernią będą ostatnią rzeczą, jaką widzi. Nie ma w nich nawet cienia litości, a zły uśmiech doskonale białych zębów ostrzega o zbliżającej się śmierci. I co ona teraz ma zrobić? Biec, albo pogodziwszy się z losem zaakceptować wolę Azriela? Oddech urywał się, ręce drżały i emocje zmieszane z adrenaliną rozpiekały po żyłach paląc skórę. Wydawało się, że to wszystko ciągnie się wieczność, ale licznik szedł sekundami.

Demon powoli zaczął swój ruch, rozpływając się w drapieżnym uśmiechu, ale zdążył wykonać tylko jeden, jedyny krok. Chwilę później, upadł na kolana, przyciskając prawą rękę do rany na szyi. Zapach czarno-smołowej zgnilizny krwi rozprzestrzenił się po ulicy jak trujący gaz powodujący nudności. Za nim, głośno dysząc ze złości, stał Noel. W jego rękach błyskało małe ostrze z wygrawerowanym napisem w nieznanym języku a  szary T-shirt był podarty i zapaćkany brudnymi, bordowymi plamami. Wyglądał tak, jakby właśnie przewrócił się na ziemię i nawet dla głupca byłoby jasne, że nie dawno stoczył walkę. Czy ona – Alina poczuwa się do winy? Tak, poczuwa się.

– Uciekaj, Alino, – powiedział oschle jej zbawiciel i spojrzał w głąb ciemności, widząc za sobą nowe zagrożenia. Przeszedłszy nad martwym ciałem demona, pełnym nadziei krokiem skierował się w stronę wroga, a patrząc z ukosa na nią powtórzył: – powiedziałem, uciekaj! Gdzie tylko możesz. Z całych sił.

Zdecydowany ton Noela nie pozostawiał jej żadnego wyboru. Od razu wystartowała, uciekając od rychłej śmierci. Musi spróbować przeżyć choćby tylko dlatego, aby mu podziękować. Ale dokąd ma biec? Czy jest w tej mieścinie choćby jedno miejsce, gdzie byłaby bezpieczna?

 

Alina – lista rozdziałów

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *