Alina

Rozdział 10

Noel w zamyśleniu przechadzał się po pokoju, zagryzając dolną wargę. Był zaniepokojony swymi  myślami, które męczyły go i nie dawały chwili wytchnienia. Wszyscy przeżywali i zastanawiali się nad tym, co nieuniknione i dobrze rozumieli, że realizacja planu okazała się porażką. Na co w ogóle liczyli wybierając się czwórką na spotkanie z potężnym Aniołem? Jak zamierzali uśmiercić kogoś, kto sam w sobie i dla a10siebie jest Śmiercią?

– Noelu, wypuszczamy z rąk wielką szansę, – Tilda usiadła na kanapie obok Aliny i pucowała ostrze, – jeśli mamy zamiar przeciwstawić się Radzie nie możemy nie skorzystać z sojuszników. Myślę, że nie będzie dla ciebie nowiną, że to mnie pierwszą Isiil wysłał po Alinę.

– Znając twe inklinacje do rewolucji, nietrudno było się tego domyślić. Cóż, wodzu wciągnął cię do swego klanu i tyle, – żniwiarz zatrzymał się i spojrzał na ogień, – tylko coś mi się zdaje, że wasz lider nieszczególnie ci ufał, dosyłając potem twego brata.

Tilda lekceważąco prychnęła.

– Jestem pewna, że Lucas nawet nie pytał go o pozwolenie. On nie mógł znieść myśli, że misję naszego zbawienia powierzono mi, a nie jemu. Tak więc to jego samowolne pojawienie nie mogło nikogo zaskoczyć.

Patrząc na iskry płomieni w kominku Alina stopniowo układała w swych szarych komórkach ich ostatnie rozmowy. Dało się jej zrozumieć co najmniej dwie rzeczy: po pierwsze – Isiil, to najsilniejszy wampir wszystkich klanów i był kiedyś prawą ręką Azriela. I po drugie – teraz, każdym włóknem swego bladego ciała, drapieżnik nienawidzi go za ucisk czerwonookiego ludu i marzy o uwolnieniu wszystkich Łowczych ze służby czarnoskrzydłego anioła. Widząc w Alinie idealne narzędzie do dokonania zemsty chce ją mieć, to zrozumiał, po swej stronie.

Armata – słowo kluczowe, które charakteryzuje Alinę w oczach Zmierzchu. Armata, która może wystrzelić śmiertelne pociski. Ktoś trzęsie portkami przewidując z powodu Aliny upadek władzy, a ktoś inny ogromnie cieszy się przewidując dzięki jej wsparciu zmierzch niewoli ludu. Ogromna odpowiedzialność, o którą, bynajmniej, nikogo nie prosiła. Po co jej ta siła, skoro nie może nikomu pomóc, nawet sobie?

Alina odwróciła się w stronę Thouria siedzącego przy stole i z apetytem wydziobującego świeże jabłko. Z jego oczu opadły już wszelkie emocje. Teraz pałaszował owoc i co jakiś czas spoglądał w stronę ubikacji wsłuchując się w szum wody za drewnianymi drzwiami. Alina nigdy nie przestawała zadziwiać się tym żniwiarzem. Ma taką w sobie miękkość, radość i jednocześnie moc ducha niezmiernie rzadko spotykaną w obu znanych jej światach. Noel miał szczęście trafiając na takiego przyjaciela, który jest gotów udać się z nim na wygnanie, aby chronić wartości innych istot.

– Nasz gościu siedzi tam już pół godziny, – rzekł z ekscytacją Thourio, kiwając się w stronę sąsiedniego pomieszczenia, – mam nadzieję, że facet po wszystkim, co od nas usłyszał, nie zamierza się topić w kibelku.

Makowski nim zamknął się w ubikacji z lekką dezaprobatą mierzył niespokojnym wzrokiem okrążające go towarzystwo. Powiedzieli mu nawet więcej, niż potrzebował. Wyłożyli teorię, nie zapomnieli o praktyce. Teraz już wie o wszystkich bytach świata Mroku, ale także i o Radzie Najwyższej i Azrielu. Wie, że jest świadkiem, którego zeznania będą koronne, ale wątpliwe, czy do końca zrozumiał całą powagę tego, co się tu dzieje i czy domyśla się, że od jego słów zależeć będzie życie Aliny. Gdy trzem potężnym Aniołom oznajmi: „to zrobiła ona” – ciacho postawi pieczęć na jej wyroku. Bez możliwości odwołania.

Dźwięk otwieranych drzwi spowodował, ze skierowali całą swą uwagę na Makowskiego. Ów – bez ceregieli natychmiast skierował się w stronę Aliny. Jego mokre włosy zachodziły pasemkami na twarz, podkreślając piękno jasnoniebieskich oczu; krople wody wciąż jeszcze spływały po obnażonym torsie. W myślach Aliny natychmiast wyświetliły się niedawne obrazki: obraźliwe przekleństwa i ręce sięgające jej gardła, ale we wnętrzu, jak bywało wcześniej, znów pojawiło się ciepło. Alina od zawsze zwykła ufać swemu sercu, ale teraz to serce stawia przed nią zbyt wiele kłopotliwych pytań. Na przykład: dlaczego ona wciąż wzdycha na widok tego mężczyzny? Dlaczego nie umie zapomnieć jego  głosu? Dlaczego wciąż jeszcze myśli o nim?… Nad salonem zawisła napięta cisza, która rozciągała się po wieczność. Ręka Noela delikatnie spoczęła na jej ramieniu, przypominając, kto ją szczerze kocha i kto dba o jej bezpieczeństwo. Ona Alina powinna bardziej cenić podobne chwile, bo być może wkrótce – nie będzie takich w ogóle.

– Możesz mnie pytać o cokolwiek, – powiedziała spokojnym tonem i spojrzał na Makowskiego, którego wzrok był pełen zmieszania, – tylko przestać patrzeć na mnie tak, jak na jakieś dziwaczne zwierzę w zoo. Bo to mnie irytuje.

– Chciałbym z tobą porozmawiać na osobności, – oznajmił po czym spojrzał niepewnie na Noela, który cały czas nie spuszczał z niego oczu.

Żniwiarz ostentacyjnie uniósł brwi i lekko się uśmiechnął. To było zamiast komentarza. Nie zostawi Aliny samej z facetem, którego jeszcze niedawno jedyną myślą było to, aby ją zabić.

– Noelu, wszystko w porządku, – Dotknęła chłodnych palców żniwiarza spoczywających na jej  ramieniu, – nie będzie w stanie mnie zranić. Przecież wiesz, że umiem się obronić.

Jego wściekły wzrok mówił wszystko o trawiącej go wewnątrz złości.

– Dlaczego w ogóle masz martwić się o obronę, skoro możesz po prostu nigdzie z nim nie iść?

– Bo chcę iść…

– Acha…

Niezadowolenie z takiej odpowiedzi wyraźnie odmalowało się na twarzy pana-perfekcja. W jej życiu nikt dotąd  nie strzegł jej tak zaciekle, aż do wariactwa. To trochę ją przeraża. Ostatnią bowiem rzeczą, na której Alinie zależy, to aby postawił jej bezwartościowe życie nad swym wielowiekowym istnieniem.

– Tilda będzie śledzić każdą twą myśl, – grożącym tonem oznajmił stojącemu przed nim Makowskiemu, – i pamiętaj, ona usłyszy nawet to, o czym jeszcze nie pomyślałeś. Radzę, abyś nie dawał mi powodu do niepokoju.

Makowski tylko uniósł brwi i skierował się do osobnego pokoju, gdzie w ostatnim czasie pan-doskonałość był tak bliski drugiego pocałunku z Aliną. Poszła za nim czując na plecach spopielające spojrzenie. Zaciskając dłonie w pięści Noel aż skręcał się z zazdrości, skręcał od tego parszywego uczucia, które zaślepia rozum i zniewala myśli pozwalając przypuszczać, że ktoś zaraz odbije kochankę, która należy do nas.

Kroki Aliny były niespieszne i ostrożne. Uważnie wpatrywała się w każdy ruch Makowskiego, aby z góry przewidzieć obronę przed ewentualnym atakiem. Miała jednak nadzieję, że nie będzie zmuszona użyć przeciwko niemu swej siły i że zdoła poczynić próbę udowodnienia swej niewinności. Może nawet z sukcesem?

Usiedli na skrzypiącej kanapie i przez kilkanaście sekund po prostu milczeli wpatrując się w bordowy pod stopami dywan. Czuła jego zakłopotanie. Jego zażenowanie i ledwo zauważalny strach. Andrzej wyglądał na nadspodziewanie spokojnego człowieka, a przecież ledwie niedawno dowiedział się o zatrważających tajemnicach nieznanego mu dotąd mrocznego świata. Czyżby tak łatwo uwierzył we wszystkie te brednie, o których mu naopowiadali podczas jej krótkiej nieobecności? Dla przeciętnego człowieka to wszystko musiało się wydawać niewiarygodnym szaleństwem. Alinie mało było i czterech lat, aby zrozumieć wszelkie osobliwościami jej życia, a jemu musiała starczyć ledwie godzina.

– Stałaś się inna. Masz inne włosy, oczy, nawet mówisz inaczej, – chłopak ostrożnie rozpoczął mowę i skinął głową w kierunku drzwi, – oni ci to zrobili?

Westchnęła i zamknęła na chwilę oczy.

– Wiele się zmieniło, ale nie chcę teraz szukać winnych, – otworzyła oczy i utkwiła spojrzenie w Andrzeju, spojrzenie, które przepełnione było bólem rozdzierającego serca, – Nie zostało zbyt dużo czasu, aby tracić go na użalanie. Mogę tylko powiedzieć, że jest mi przykro. Bardzo przykro, że wciągnięto w to także i ciebie. Wykorzystali i uśmiercili naszych krewnych, jako broń w walce ze mną. Nie miałam pojęcia, że wszystko się tak potoczy i uwierz mi, to nie ja zabiłam Arletę i Jarka. Nigdy, słyszysz, przenigdy nie mogłabym czegoś podobnego uczynić.

Tkwił wzrokiem w podłodze uważnie wysłuchując jej spowiedzi. Zasmucony facet wyzwalał w duszy dziewczyny cierpienie i smutek. To dobrze, że kraina Mroków zostawiła jej zdolność do odczuwania emocji, do kochania i zachowywania wspomnień o miłych chwilach. One wciąż podtrzymują w niej żywego człowieka, ukrytego gdzieś za ciemną ścianą, głęboko w środku.

– Zrozum, ja przecież nie tak po prostu wyrzucałem z siebie te straszne słowa. Powinienem i chcę cię teraz za to przeprosić. Dotąd wierzyłem tylko w to, co mogłem ujrzeć, – Makowski ekscytująco przebierał palcami, – a teraz już nie wiem, w co wierzyć, a w co nie. Kłykasta damulka, facet, na którym rany goją się w ciągu kilku sekund, demony i anioły – no zupełnie, jakbym był w innym świecie! Ale przecież jestem. Jestem i spotykam w nim ciebie, ale także nie taką, jak wcześniej…

Dotknęła jego policzka i odwrócił się do niego twarzą. Koniecznie chciała widzieć oczy Andrzeja. Przekonać się, że jest w nich wiara, że wierzy jej i nie obwinia o zabójstwo. A przecież od słów Makowskiego będzie zależało jej życie.

– Andrzej, – powiedziała cicho, – zmiany zewnętrzne nie wpływają na wewnętrzny świat, odzwierciedlają tylko to, kim byłam przez lata. Nie ma znaczenia, jak wyglądam teraz, jakimi władam możliwościami, ważne jest moje serce, które jest wciąż tym samym sercem. Nie jestem morderczynią. Ich śmierć znaczy dla mnie nie mniej, niż dla ciebie. Uwierz mi. To dla mnie bardzo ważne, abyś uwierzył…

I nieśmiało odwróciła wzrok, zdając sobie sprawę, że już zbyt długo na niego patrzy. W jej gardle uschło od przechwytywania emocji i nie mogła zaprzeczyć, że ten mężczyzna oddziaływa na nią silniej, niż chciała. „Czy można żywić uczucia do dwóch? – zastanowiła się nawet przez chwilę. Różne, ale tak samo silne uczucia?” Jedno – zgubne w skutkach i palące do cna, a drugie… drugie w ogóle trudno nazwać uczuciem. Ono jest takie, jak skok do jasnej, czystej wody. Wypełnia cię całkowicie, staje się częścią ciebie i oddajesz się w jego niewolę. Absolutnie i bez reszty. Kiedy zdajesz sobie z tego sprawę, że jest szczere, przestajesz rozumieć, dlaczego nie poczułeś nic podobnego wcześniej. Przecież ono od wielu lat było razem z tobą…

Andrzej chwycił jej dłoń i wziął głęboki oddech. Chciał jej wierzyć bez reszty, ale jego oczy zdradzały ślady wątpliwości. Ona zaś nie wiedziała, jak dalej kontynuować tę trudną rozmowę. Nie ma pojęcia, co powiedzieć na swą obronę? Jak objaśnić swój ból i nie wyglądać na taką, która jedynie błaga o pomoc i przebaczenie? Prawdopodobnie wszystkie słowa wyczerpały już swoje znaczenia i trzeba w ich miejscu pozostawić wieloznaczącą pauzę, jako tłustą kropkę ich związku.

– To wszystko nie ma sensu, – uniosła się i pokręciła głową ze smutkiem, – nie chcę nikogo błagać o zbawienie lub zrozumienie. Nie chcę prosić cię o twoją ufność i okazywać bezradność. Nie masz pojęcia, jak kiepsko jest wiedzieć, że ma się ogromne możliwości, ale wciąż zależy się od czyiś słów. Niezwykle kiepsko…

Chciała odejść, jak nigdy dotąd. Uciec od niego i od swych przeżyć. Dać mu możliwość zaakceptowania lub zaprzeczenia wszystkiemu, co mu powiedziała. Jej ręka już praktycznie dotykała klamki,  gdy Makowski jednym ostrym i nieoczekiwanym ruchem odwrócił ją do siebie i szarpnąwszy przycisnął ją do chłodnej kamiennej ściany. Ciężko dysząc patrzył w jej oczy. Jego ręka nieznacznie ściskała jej gardło, a spojrzenie stopniowo przenosiło się na drżące z emocji usta. Uczucie wyczekiwania rozpływało się po jej żyłach powodując niepokój i strach. Nie chciała się upierać. Nie chciała sprawiać bólu żadnemu z nich, a jeśli przeczucie jej nie zwodzi, to wkrótce popełni najbardziej okropny błąd w swym życiu.

– Dwie godziny temu chciałeś mnie zabić, – Starała się uratować swe niekomfortowe położenie.

Uśmiechnął się.

– A od dwóch minut pocałować…

Ta krótka odpowiedź oznaczała dla niej zwątpienie. Tymczasem on – chwackim i natarczywym ruchem skrócił do minimum odległość między ich ustami i przylgnął do niej w namiętnym pocałunku. Jego ręce tonęły w jej włosach i od czasu do czasu głaskały czerwieniące się ze wstydu policzki. Jego tors tak silnie dociskał do jej piersi, że mogła poczuć płonący pod skórą ogień. Na krótką chwilę poluzował, odsunął się by jeszcze raz wrócić z narastającym pożądaniem. Zniewalał ją w swych ramionach i nie pozostawiał wyboru. Nie pozwalał jej sprzeciwiać się, wiedząc, jak uciemięża i zniewala ją doznawana od niego rozkosz.

Tak… Spodobał się Alinie ten pocałunek, spodobała słodycz jego dotyku, ale serce rozrywało się na części rezonując głośnym dudnieniem w uszach. Noel nie wybaczy jej. Nigdy jej nie wybaczy, i odtąd ona, Alina – znów zacznie nienawidzić własną słabość. Nie do zniesienia, ale tak cholernie intrygującą słabość… W końcu odsunęła się od niego dokonując ogromnego wysiłku, bo wciąż paląc się z pragnienia. Jej oczy nie chciały spojrzeć w jego oczy. Jej postępek był błędem. Zbyt drogim i bezmyślnym błędem. On kocha Izabelę, widziała, jak patrzył na nią, jak czule dotykał jej dłoni, a jeśli Alina przeżyje, będzie szczerze radować się ich szczęściem.

Wieczór stopniowo zabierał z pokoju słoneczne światło, pozostawiając ich w lekkim półmroku. Powinni byli udać się z powrotem do salonu i udać, że nic się nie stało. Powinni okłamywać samych siebie, że ostatnich chwil nie było. Ale jak ukryć myśli przed dziewczyną, zdolnej do czytania ich na odległość? Jak udawać, że nie zauważa jej przenikliwego spojrzenia, ujawniającego ich wspólny sekret? Nijak. I nawet fakt, że nie przysięgła wierności Noelowi i że nie obgadali swej wspólnej możliwej przyszłości, nie zwalnia jej od winy.

– Wybacz, nie chcę wszystkiego komplikować, – Przepraszająco powiedziała, zdając sobie sprawę, że nie będzie mogła więcej spojrzeć Noelowi w oczy, – nie chcę stwarzać sobie nowych problemów. Nie teraz, kiedy mam ich już tak bardzo wiele.

Andrzej dotknął jej policzka i znów ten jego oddech…

– Nie chcesz być kochana? – Zapytał cichym głosem, – nie rozumiem, dlaczego uważasz, że to jakiś problem?

– Pokaż mi choć jednego człowieka, na tym świecie, który nie chce być kochanym.

– Oczywiście, stoi teraz przede mną, – wzruszył ramionami i przeczesał dłonią potargane włosy.

Ciut odepchnęła go, uwalniając się z uścisku. Ta rozmowa trwała zbyt długo i była na tyle niezręczną że jej twarz nijak nie chciała powrócić do poprzedniej barwy.

– Mylisz się, ja chcę być kochaną. Chcę by i mnie kochano, ceniono i broniono. Chcę być w stanie w zamian ofiarować swą miłość, – Otworzyła drzwi i po raz ostatni otuliła go oczami, – ale ty masz Izabelę, a moje myśli w tej chwili okupuje zupełnie inny mężczyzna.

Makowski zrobił w jej stronę krok i znów był tak blisko jej ust, że zmusił ją, aby doświadczyła kolejnej fali wstydu.

– Nie chcę cię zdenerwować, ale Izabela zawsze przesadnie interpretowała nasz związek, nie zauważając, że od niedawna byłem w stanie myśleć tylko o jednej dziewczynie, i bynajmniej nie o niej. – Obszedł Alinę i stanął w drzwiach, blokując wyjście swymi szerokimi barkami, – a o tej, której zdjęcie ujrzałem dwa tygodnie temu. Wierzę, w to co mi mówiłaś i nie podpiszę żadnego przeciwko tobie oświadczenia. Teraz nie ma w mym życiu nikogo, prócz ciebie.

Andrzej wyszedł z pokoju, zostawiając ją w całkowitej rozsypce po usłyszanych słowach. Były przyjemne, bo każda dziewczyna chce wiedzieć, że w tym brudnym świecie ktoś kocha ją czystą i niewinną miłością. Makowski podarował jej taką wiarę. Pozwolił mieć nadzieję na szczęśliwy finał tej niesprawiedliwej historii. Powinna być z tego zadowolona, ale na przekór doświadczała jedynie poczucia ciężkiego obowiązku. Jakby musiała teraz odpłacić za jego zaufanie pokazując swą wdzięczność. Ważne, że nie okłamała go, gdy powiedziała o Noelu. Ale jeśli miałaby wybierać – jej serce zrobi to bez najmniejszego wahania. Ten żniwiarz dokładnie przeniknął do jej głowy, odwrócił wszystko do góry nogami i na trwale zamieszkał w jej w umyśle. Czy to dobrze, czy źle? Nie ma najmniejszego pojęcia. Podporządkowując się sercu zapomina o całej niechęci i nienawiści do Noela, której doświadczała przez długi czas, ignorując małe jego oszustwa i powściągliwość. Po prostu poddaje się temu strumieniowi uczuć. Po prostu płynie z tym strumieniem.

Zebrawszy myśli wyszła na spotkanie pytających spojrzeń, które w milczeniu czekały na efekty. Chcieli wiedzieć, jaki jest wynik ich rozmowy? Ale jedna z nich już nie potrzebowała odpowiedzi. Tilda dawno odczytała jej myśli, i teraz patrzy na nią złośliwym spojrzeniem. Ono dosłownie woła: „Ach ty mała szlako, jak ci nie wstyd pudrować facetom mózgi?”. W piersi Aliny wszystko się skręciło w bolesny kłębek, tym samym odcinając oddech. Powie mu? Wyjawi sekret? A może Noel już wie o ich pocałunku?

Spojrzała w hipnotyczno-brązowe oczy i zobaczyła odpowiedź. Żniwiarz był spokojny, ale nadal zły. Opierał się o kominek i nerwowo kręcił swym nożem w ręku, gubiąc się w domysłach. Noel nic nie wie, ale dlaczego Alina nie czuje żadnej ulgi? Być może dlatego, że będzie musiała kiedyś powiedzieć, iż jej serce lgnie do dwóch strumieni: jeden wypływa z Noela, drugi – z Andrzeja. Tylko ma takie przeświadczenie, że kiedy żniwiarz usłyszy pierwsze zdanie, nie zechce wysłuchać pozostałych, które głoszą, że nić jest o wiele silniejsza i oplata sobą nie tylko serce ale i duszę.

– Jak spędziliście czas? – z udawanym zainteresowaniem zapytał Noel, patrząc na zadowolonego Andrzeja rozłożonego w fotelu, – Chcę wierzyć, że ta rozmowa przyniosła pozytywne efekty. Poważne i głębokie, w przeciwnym razie mój optymizm nie powstrzyma mej złości.

Alina nie potrafiła znieść szyderstwa, nie odważyła się podejść bliżej. Znaleźć się obok dwóch ogni, które przewyższały żar płonącego ognia w kominku, to byłoby dla każdej bardzo ryzykowne.

– Azriel traci świadka, – w końcu odezwała się, – wystarczy, aby zadowolić twój optymizm? Teraz mamy bardzo realne szanse.

Noel chytro zmrużył oczy.

– Mówiąc o szansie masz na myśli zwycięstwo, czy…?

– Możliwe są oba warianty, – sprytnie uniknąwszy słowa „związek” uśmiechnęła się nieśmiało. Wypowiadanie takich słów przy Makowskim nie było na krótkiej liście jej życzeń.

Drwa w kominku miło trzaskały wypełniając pokój bordowym światłem. W cieniu półmroku twarz żniwiarza wydawała się jeszcze piękniejsza: idealna i doskonała. Widziała w jego oczach poczucie wyższości. Jakby osiągnął swój główny cel, dokonując skoku na pożądany poziom. Dając mu nadzieję, odbierała ją Andrzejowi, który pozostał najbardziej nachalnym, narcystycznym, a jednocześnie najbardziej wrażliwym  facetem w całej historii jej męskich koneksji. Zdawała sobie sprawę, że rani swego nieświadomego zbawiciela, ale w tej grze nie może być dwóch zwycięzców. Jeden zawsze dostaje więcej niż drugi. Ktoś zawsze okupuje serce bardziej.

– Chłopaki, kończy nam się opał, – Tilda delikatnie zasugerowała brak drewna kominkowego i skinęła głową w kierunku drzwi, – jeśli nie chcemy stracić jedynego źródło ciepła, ktoś musi ruszyć tyłek.

– Wysłać do stodoły swych przyjaciół, na spotkanie smołowatej ciemności i czającego się  niebezpieczeństwa? – Sarkastycznie spytał czerwonooką wampirzycę jej pobratyniec, – tak może tylko kobieta. Wyrachowana, sprytna i całkowicie bezwzględna.

Blondyn wyszczerzył zęby dla podniesienia efektu i cicho ryknął. Płaczliwość – to jego feler, ale to sprawia, że sam w sobie jest wyjątkowym. Nawet w warunkach ciągłego zagrożenia facet nie traci radości życia.

– Mogę zaoferować swą pomoc. Sprawa nie jest skomplikowana, poradzimy sobie dobrze we dwójkę, z Noelem, – rzekł Andrzej, po czym wstał i podszedł do drzwi, zatrzymując się na chwilę i odwracając w kierunku zdumionego żniwiarza. Ten po krótkiej chwili oszołomienia pokornie schował swój nóż i ruszył za Makowskim, jak mało kto rozumiejąc subtelny prztyczek pod swym adresem.

Całe wnętrze Aliny głośnym uderzeniem upadło gdzieś pod jej stopy. Oddech zrobił się nierówny, a ciało ogarnął żar. „Powie mu. Oczywiście, że mu powie i zgubi moją przyszłość. Czeka mnie zapłata za mój błąd i słabość, inaczej być nie może!” – panikowała. Cholera! A na co liczyła? Że Makowski zapomni o swych własnych słowach? Że zapomni o pocałunku i o tym, z jaką rozkoszą się odwdzięczała?

Drzwi zatrzasnęły się głośno i Alina ze strachem wzdrygnęła się od ich trzasku. Pozostaje jej jedynie przypuszczać, jak zareaguje pan-perfekcja na tę prawdę. Czy kiedykolwiek będzie mógł jeszcze porozmawiać z nią i patrzeć w jej zbrukane winą oczy? Czuła gonitwę myśli. Kłębiły się w jej głowie setki ich odmian. Teraz zdała sobie sprawę, że nawet pojawienie się Azriela nie sprawiło jej tyle strachu.

Każda minuta była dla niej przemnożona przez dwa. Czas ciekł tak powoli, że wydawało się, iż zatrzymał bieg. Nieznośne oczekiwanie. Nieznośny niepokój. W pierwszej kolejności – o zdrowie Makowskiego. Wiedziała, do czego w gniewie jest zdolny Noela i bardzo wierzyła, że ta sposobność nie pozbawi go rozumu. Być może przecenia swe znaczenie w życiu żniwiarza, ale obawy przecież nie są pozbawione sensu.

– Kochanie, jeśli próbujesz coś ukryć, to nie za bardzo ci to wychodzi, – uśmiechnęła się ironicznie Tilda i przysiadła na pustej kanapie, – twoja twarz wyraźnie nie jest w stanie dochować sekretu. Lepiej gdybyś pomyślała o dalszym planie i starała się przekonać swego kochanka do odwiedzenia Isiila. Myślę, że nie jest konieczne, aby określić, którego z nich warto przekonać?

Alina popatrzyła na stół, przy którym nie tak dawno jeszcze siedział Thourio i nie widząc go przy nim odetchnęła z ulgą. Pod natłokiem własnych przeżyć nie zauważyła, jak skrył się za sąsiednimi drzwiami i prawie upadła na kanapę za sprawą możliwego rozanielenia. Chociaż co ona sobie myśli? Rozanielenie właśnie idzie spod drzwi pełnym krokiem.

– Czyżbyś sądziła, że mogłabym to powiedzieć przy nim? – szepnęła do niej Wampirzyca półprzytomnie mrużąc swe czerwone oczy, – spośród najbardziej śmiałych i mądrych dziewczyn, jakie kiedykolwiek spotkałam, należysz do najbardziej niedowierzających. I to mi imponuje, czort cię weźmie!

Thoulio wrócił spod drzwi – poszła w ich kierunku Alina. Stanęła przed progiem i próbowała słuchać szelestu dochodzącego od stodoły. O dziwo, było tam cicho i spokojnie. Żadnych wulgaryzmów, odgłosów walk i starcia. Możliwe, ze nawet trochę za cicho?

Co za paradoks? Władając tak wielką siłą, jaką włada, boi się otworzyć drzwi i wyjrzeć na zewnątrz w odszukaniu dwóch ważnych dla niej mężczyzn. Boi się usłyszeć słów, które ostatecznie dobiją jej poobijane  doświadczeniami serce. Słuchała tej ciszy i miała nadzieję, że nie wybrzmiewa najgorzej.

– Zdaje się, mamy problemy, – Tilda z niepokojem zerwała się z kanapy i była cała spięta, – tam coś się dzieje, coś co mi się nie podoba.

Ale nie zdążyła wykonać nawet kroku, jak czyjeś ciało z hukiem rozbiło okno, przelatując przez nie jak ciężki kamień. Chroniąc się przed odłamkami Alina zasłoniła rękoma twarz i głowę, czując jak tną jej  skórę. Głęboki wdech, ciężki wydech. Ostrożnie otworzyła oczy i z przerażeniem spojrzała na leżącego pośród kawałków ostrego szkła Noela. Tracąc przytomności żniwiarz zakrywał swymi dłońmi głęboką ranę na piersi, a jego wzrok stopniowo wymykał się rzeczywistości.

Ta nieoczekiwana wolta pogrążyła Alinę w zgubnym transie. Uczyniła z niej bezbronną statuę, która zamarła w oczekiwaniu na li jeden ruch milczącego faceta. Musiała skupić się na obronie, wykorzystać siłę w imię przetrwania, ale nie mogła od niego oderwać oczu. Zapomniała oddychać. Drżała i czuła na swych porysowanych policzkach łzy. I znikała razem z nim.

Chwila – i drzwi się otwierają. Jedna ledwie chwila, a ciało przeszywa zimny metal noża, powodując piekielny ból w brzuchu. Jeszcze sekunda i Alina zda sobie sprawę z nieodwracalnej śmierci…

– Żaden wampir nie znosi upokorzenia, Mroczna Flirey, – usłyszała za plecami rytmiczny i gniewny szept, który należał do Lucasa, – zbyt wiele przykładałaś uwagi do swego znaczenia i oto znalazłaś sprawiedliwość. Skazana zostaniesz na śmierć z powodu swego nierozważnego postępku, a mi obojętne zbawienie ludu. Pluję na Isiila i jego popleczników. Pluję na ciemności w twym wnętrzu.

Po raz kolejny dźgnął ostrzem, które przebijało ją na wskroś. Udręczony krzyk wydarł się z gardła, wypełniając pokój i odbijając się pogłosem od kamiennych ścian. Ręce drżały i zabarwiały się na czerwono a z ust wydobywał się cichy jęk. Patrzyła na oszołomione oczy Tildy, która jakby zastygła w miejscu. Ona nie może pomóc Alinie. Nie zdążyłaby zapobiec działaniom swego brata, lub po prostu nie chciała tego zrobić. Krew powoli wypełniała usta, pozostawiając na języku gorzki posmak.

Alina praktycznie nie czuła już bólu, pogrążając się w bezgraniczną ciemność. Nie słyszała głosów i bicia własnego serca. Nie wiedziała, czy może wziąć kolejny oddech. Lucas wyciągnął z jej ciała nóż i grubiańskim kopnięciem odepchnął ją od siebie. Uderzywszy głową o podłogę obserwowała, jak wypływa z niej karmazynowa kałuża lśniąca czarnymi kryształami. Próbowała po raz ostatni zobaczyć Noela, ale oczy Aliny stały się cięższe od ołowiu i zamknęły wbrew jej woli. Gdzie jest Thourio i Andrzej? Żyją? Czy Azriel przyjdzie po jej ciało, lub będzie cieszył się na stronie swym niespodziewanym zwycięstwem?

Tonęła coraz głębiej i tonęła w głębinach ciemności… Starała się zrobić nowy oddech, ale próby były daremne… Starała się utrzymać w rzeczywistości, ale to było silniejsze od niej…

„Żegnaj Noel…”

 

Alina – lista rozdziałów

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *