Rozdział 11
Pamiętał tę chwilę, gdy spotkał ją po raz pierwszy. Pamięta, jak spojrzał w te szmaragdowe oczy. Przewróciły cały sens jego egzystencji zmuszając do naruszenia świętych praw i zasad. Nigdy nie podejrzewał, że może przeżyć coś podobnego. Nigdy nie myślał, że może doświadczyć tego w relacji z człowiekiem. W królestwie Mroków był jedynym żniwiarzem, który zakochał się w śmiertelniczce i wypuścił ją z powrotem do jej świata, mimo świętych zasad Księgi Zagłady. Był tym, który stawiając własne uczucia nad obowiązki skazał dziewczynę na udręczenie. Zniszczył jej przyszłość, zabierając szczęśliwe życie. Kim się stał po tym? Zwyczajnym egoistą czy głupim kochankiem? Teraz to nie ma znaczenia, bo już wie, że jej więcej nie będzie. Widział, jak umierała w bólu. Widział, jak przed śmiercią starała się patrzeć na niego, a on jej nie pomógł. Nie pomógł i stracił swą główną drogocenność. Więc po co mu dar uzdrawiania, skoro jeśli otworzy oczy i tak nie zobaczy jej więcej? Gojąca się rana wciąż przypominała mu o tragedii, powodując dyskomfort. Minęło kilka godzin od chwili, gdy odzyskał przytomność, ale i kilka godzin od momentu, w którym stracił wszelką ochotę do życia w „świecie bez niej”.
Alina bezwładnie leży na kanapie z krwawym bandażem na brzuchu. W domu: milczenie i smutek. Wraz z jej śmiercią wszyscy stracili coś ważnego. Ktoś – perspektywy dla przyszłego życia, ktoś inny cząstkę siebie. Noel wiedział, że Andrzej Makowski też ją kochał, wiedział i to, że tamten próbował z tego czynić sekret. Nadaremno. Te spojrzenia, muśnięcia, frywolne frazy…
Od pierwszego dnia znajomości Aliny i Makowskiego, on Noel – poza tym, że chronił życie Mrocznej Flirey, był tylko jej cieniem. Widział jej zainteresowanie, czuł, jak tamten zakradał się do jej serca, ale nie mógł niczemu zapobiec. Nie mógł się samemu otworzyć i powiedzieć jej, że kocha ją znacznie dłużej i jest bardziej jej oddany, niż tamten. Nie odważył się wyjawić swego największego sekretu. A teraz, co? Wczorajszy pocałunek, o którym człowiek nie omieszkał go poinformować i zrujnowane życie jego – Noela. Na pewno Makowski liczył na rozzłoszczenie swego rywala. Liczył, że ów więcej nie stanie na jego drodze i obrazi się, jak mały chłopczyk. Tylko, że nie zdawał sobie sprawy, że nawet bez serca w klatce piersiowej Noel nie odpuścił walki o swe szczęście.
Gdy usłyszał jego wyznanie na kilka chwil przed atakiem – musiał powściągnąć pięści, bo obawiał się, że jednym ich zamachem uśmierci cennego świadka. Powstrzymywał wyobraźnię, która nie chciała się zatrzymać w swych projekcjach i dręczyła go, jak kot który zagonił do kąta bezbronną mysz. Gdyby nie myślał o tym, jak dotykała cudzych warg, gdyby nie wyobrażał sobie, jak tamten ją przytulał, przyciskając do siebie jak można było najciaśniej, ona żyłaby. Do czorta z ich pocałunkiem. Do czorta z jego słowami. Przecież nie kto inny a Noel czuł jak wibruje jej ciał od dotyku jego własnych rąk, czuł jak przechodził przez nią dreszcz pocałunku. Może ten Makowski nie jest dla Aliny całkiem obojętnym, ale to nie tamten, a Noel jestem pewnym o swej nad tamtym wyższości. Dlatego, nie! Nie odda jej. To znaczy, nie oddałby, gdyby żyła…
Tilda zaciekle patrzyła przez rozbite okno obserwując, jak budzi się słońce. Noel znał ją od lat i wie, że tamta nie może pozwolić sobie na łzy, ale i nie potrafi ukrywać swych emocji. Od tego czasu jak stała się łowczynią dusz pod komendą Noela, nigdy nie spotkał bardziej sumiennej współpracownicy, ale i przyjaciółki. Zdrada, której dopuścił się jej brat przekreśliła nadzieję na zbawienia. Długa robota i starania obróciły się w niwecz z najgłupszego powodu – zranionej dumy.
– Nienawidzisz tego człowieka? – drżącym głosem ostrożnie spytała, – zrozumiem, jeśli faktycznie go nienawidzisz i pragniesz zemsty. Taka miłość nie zdarza się dwa razy, zwłaszcza w naszej krainie Mroków. Wiem, jak ważna była dla ciebie ta ziemska kobieta, wiem, że ważniejsza od wszystkich twych łowczych i, uwierz, wstyd mi, że moja rodzina przyczyniła się to twego nieszczęścia. Wstyd mi za nią i za siebie, że nie zdołałam zażegnać tego koszmaru. Pewno do końca naszych wieków nie zasłużę na twe wybaczenie.
Ona ma rację. Kochał Alinę Kowalski każdą komórką organizmu. Kochał ją tak bardzo, że mógłby zapominać oddychać razem z nią. Ubóstwiał jej swarliwy charakterek i dzielnie znosił okazywaną mu przez nią lekką nienawiść. Kochał ją…
Kochał? – Nie! Kocha ją! Kocha do tej pory, w czasie teraźniejszym. Nie ma przeszłości. Kocha ją tu i teraz.
– Lucas nie zginie od mojego ostrza. W samej rzeczy przecież o to chciałaś spytać? – ich spojrzenia się spotkały, tyle że jego wzrok wyrażał pustkę, a jej – poczucie winy, – kiedy Isiil dowie się, że stracił ważny atut w walce z Azrielem, jestem pewien, że twego brata doścignie kara. Nie mam zamiaru zabić Lucasa, ale będę patrzeć, jak zabija go Isiil. Wybacz, wiem, że zawsze byłaś mi wierna na służbie, i chciałbym teraz kłamać przed tobą, ale nie mogę.
Siedząc na podłodze trzymał w ręku chłodną dłoń Aliny i marzył o cudzie. Miał nadzieję, że za chwilę otworzy oczy i uśmiechnie się do niego, jakby obudziła się właśnie ze snu. Rozumiał, że to droga bez powrotu, ale nie tracił wiary. Kiedy kogoś kochasz bardziej niż siebie, zapominasz o losie i nieodwracalności. Zastrzegasz sobie prawo do wprowadzania głupich spekulacji, nie zauważając jakie przynoszą ci cierpienia.
Słońce oślepiało oczy i przygrzewało skórę swymi jesiennymi promieniami. Tutaj, na granicy ziemskiego świata ze światem Mroków, świeciło znacznie jaśniej. Trawa była bardziej zielona, drzewa bardziej kolorowe niż w parkach i nawet ptaki śpiewały głośniej, niż gdzie indziej. Jakby przypominając wszystkim zmierzchowym stworzeniom, że życie kończy się tutaj i odzywając całym swym pięknem przechodzi do wiecznej ciemności. Ten domek stał na linii między dwoma światami i służył jako praktyczny posterunek dla Żniwiarzy. Dla Noela był miejscem dobrych wspomnień i długich rozmyślań. Teraz jest dla niego najbardziej znienawidzoną przystanią. Krwawą i traumatyczną.
– Jakie są przepowiednie? – Spojrzała na Thourio, który siedział na krześle i milczał, jak nigdy – co znaczą słowa Frizy, że Alina – to nieśmiertelna ciemność odrodzenia? Ona nie może tak po prostu umrzeć. To niemożliwe! Chodź! Zwróćmy się do wyroczni, albo poszukajmy szczęścia w starych obrzędach. Musimy wypróbować każdą możliwość.
Tilda uczepiła się trzcin, które w żadnym wypadku nie pomogą nikomu wydostać się z bagna. Każde jej słowo, każda myśl jak ostre ostrze znów i znów rozcinało pierś Noela, ale przez niektóre z nich przebijał jakiś sens. Na przykład, wizyta u Frizy nie była szalonym pomysłem.
– Myślę, że masz rację, Ciemność nie może umrzeć, – odezwał się Andrzej siedzący przy kominku naprzeciwko Noela. Przykładał do rany na swym karku wilgotną gazę i z bólu mrużył oczy, – ale człowiek, który stracił tyle krwi, mało prawdopodobne, aby przetrwał. A co do tego, że ona była przede wszystkim człowiekiem – ja akurat jestem pewien.
Głos Makowskiego drżał, wyrażając ból i cierpienie. Usilnie powstrzymywał łzy, starając się sprawiać wrażenie silnego faceta. Noel dobrze zna to uczucie. Parszywe, uciążliwe uczucie mężczyzn, którzy nie przywykli do okazywania słabości. Sam był przecież takim.
– Masz pojęcie, co tu się dzieje? – Oburzony Thourio wstał gwałtownie, – od kiedy demony pomagają wampirom? Od kiedy to demony pomagają Lucasowi? Rąbnął we mnie dwumetrowy gigant, który był szerszy od szafy. Czyżby kraina Mroków oszalała? A może tyko odwieczna nienawiść blednie na widok zbliżającego się buntu? – Unosił w gestach ręce i przemieszczał się po pokoju, – i powiem wam zaraz, co to znaczy. Daliśmy ciała, proszę państwa. Jeśli demony przejdą na stronę Isiila, to będzie miał wtedy najpotężniejszą armię, w całej odwiecznej historii Mroków, a która w przyszłości zostanie skierowana przeciwko nam. On zmiecie wszystko na swej drodze, jak bomba wodorowa. Tak! Powiem to – po raz pierwszy od niepamiętnych czasów nie chcę śmierci Azriela, bo wtedy zacznie się pełen chaos!
Słuchali uważnie jego wystąpienia, i w milczeniu przyznawali rację. Ich wojna miała swe wewnętrzne podwodne skały-pułapki. Nikt nie myślał o tym, co by się stało po obaleniu dyktatora Czarne-Skrzydła, gdy świadek oczyści ją z winy. Żniwiarzom zawsze potrzebny jest władca, nakierowujący do dusz, według zasad Księgi Zagłady. Co się stanie, gdy go zabraknie? Co stanie się ze światem Mroków, gdy ktoś inny weźmie nad nim swe władanie? Nieważne, czy się jest aniołem, wampirem, czy mieszańcem, jeśli tylko twój podpis zamyka trzydziestą trzecią stronę Księgi – wchodzisz do gry. Oznacza to, że po śmierci Ciemnej Flirey stawianie oporu nie ma sensu. Będzie tylko potrzeba pogodzenia się ze stratą i potrzeba ujrzenia śmierci tego znienawidzonego drania – Lucasa.
– Wybacz mi, droga Tildo. Skłamałem. Jeśli Isiil go nie zabije – zabiję go ja. Okrutnie, delektując się każdym uderzeniem. Ciesząc się z każdej rany na jego ciele, każdym błyskiem strachu w jego oczach. Będę zadowolony skończyć z nim, i wiem że wiesz o tym, bo dawno odczytałaś to z mych myśli.
– Udamy się do Isiila bezzwłocznie, – rozkazującym tonem powiedział Noel i wstał na nogi, – jeśli ktoś z was postanowi tu zostać, to lepiej niech powie o tym teraz. Drugiej szansy nie będzie, jak i na życie drugiej szansy, tak i na drogę powrotną.
I spojrzał na Makowskiego, dając do zrozumienia, kogo dokładnie ma na myśli. On jest człowiekiem. Bezradnym i bezbronnym. Noel bynajmniej nie ma pragnienia ratowania jego skóry. Nie dlatego, że rywalizował z nim o kobietę. Po prostu jako najsłabsze ogniwo w drużynie być może będzie musiał go wspomagać i tracić przez to przewagę nad Lucasem, w przypadku bitwy. A tamten ma wielu wojów i łatwej walki nie należy się spodziewać. Głupotą jest lekceważyć przeciwnika, zmniejszając swą zdolność. Dlatego woli zawczasu być okrutnym i wprzódy oczyścić ziarno z plew.
– Mogę tu zostać, przy Alinie, – spokojnie powiedział Makowski i po słowach przez wnętrze Noela przeleciał nagły dreszcz.
– Ona także uda się z nami, – z głosu Noela emanowała ufność i bezkompromisowość, – nie zostawię jej tutaj. Zwłaszcza z tobą. Niezależnie od tego, czy serce jej bije, czy nie.
– Wiem, najchętniej być ją obandażował, wysuszył na mumię i wszędzie ze sobą ciągał, – przeklął sarkastycznie Andrzej, skacząc na podłogę i chwiejąc się przez chwilę z powodu zawrotu głowy, – w ten sposób przez całe wieki będzie razem z tobą i nie będzie mogła być pochowana! Czy nie zdajesz sobie sprawy, że ona zasługuje na godny pochówek? A może ty zamiast pochówku wolisz napawać się jej widokiem, aby osiągnąć swój własny spokój? I żyć w iluzji złudzeniem jej obecności,?
Noel zmrużył oczy wyrażając skrajne zdumienie z powodu w usłyszanej bredni.
– Ostrożniej z takimi osądami, śmiertelniku. Twoja szyja chrupnie w chwili ledwie jednego mojego dotknięcia. Nie kuś mnie do czegoś, o czym i tak od dawna marzę, – podszedłszy do kanapy wziął na ręce zimne, martwe ciało i spojrzał na Makowskiego, – Friza zawsze podąża śladem Isiilem, tak jak i matka nigdy nie opuszcza swych dzieci. Z tych trzech zajęcy tej pieczary potrzeba mi dwóch. Więc radzę słuchać mnie uważniej i siedzieć tu na czterech literach.
– Mimo wszystko pójdę z wami. Czy ci się podoba, czy nie, – zrobił krok do przodu i skupił na sobie spojrzenia wszystkich obecnych w pokoju, – ujrzeć śmierć jej mordercy będzie dla mnie największą przyjemnością. Poza tym, właściwie, nie mam dokąd wracać.
Thourio miłosiernie uniósł brwi, wskazując na nadmierne i niesprawiedliwe okrucieństwo. A z Thouria, tu trzeba wiedzieć, to nielichy znawca ludzi. Człowiekofil z niezwykłą ciągotą do czynienia dobra i przeciwnik wszelkiej przemocy.
– Dobra. Niech będzie! Najpierw Tilda, potem ty. Nasz kruchy blondyn nie wytrzyma dwóch, – wygłosił krótkie pożegnanie i jako pierwszy wykonał skok.
Odetchnął świeżym powietrzem i mocno przytulił Alinę, czując przez cienką koszulę jej chłodne ciało. Makowski miał po części rację, on – Noel nie chce się z nią rozstawać i boi się przyznać, że to już koniec. Chwytał się ostatnich niteczek mogących wskrzesić jedyną wartość w jego istnieniu. Ale być może u Isiila i mądrej Frizy rzeczywiście będzie miał co zaoferować, w zamian za sekrety Azriela. Wiedział dużo o jego słabostkach, ale nigdy nie myślał, że z jego tajemnic kiedykolwiek miałby czynić użytek. Nigdy nie myślał, że będzie miał ku temu swe osobiste powody. Tamten tak bardzo mu ufał, że aż popełnił głupi błąd. Wierzył, że Noel nigdy się nie sprzeda i będzie mu wiernym do końca. Tak i było, do momentu pojawienia się w jego życiu Aliny. To dla niej jest skory teraz dopuścić się zdrady stanu. Gotowy aby zostać zbiegiem i obcym dla swych ludzi. Gotowy do wstrząśnięcia mocą potężnego anioła, i nieważne, kto stanie na czele tego koszmaru, który rozpocznie się po konwersji jego czarnych skrzydeł w popiół. Do tego momentu jego – Noela, już nie będzie w świecie Mroku. Albo uda się na wygnanie, albo zabierze swą zmartwychwstałą miłość na skraj horyzontu. Zapominając o wszystkich kłopotach. Zapominając o chaosie.
Klan Isiila znajdował się w górach, jak można było oddalonych najdalej od linii granicznej światów, starannie ukryty przed oczami Azriela. Ciekawe, jak to im się udawało? Wszak znaleźć miejsce skupiska setek wampirów mogło bez trudu nawet najniższe stworzenie krainy Mroków, a co dopiero Azriel… Przed nim trudno się ukryć. Jeśli bardzo się ktoś postara, może go zmylić, ale nie oszukać, a już tym bardziej nie schować się przed nim. Przed śmiercią nikt nie może się trwale ukryć. To jedno z najświętszych praw księgi trzydziestej trzeciej.
Usłyszawszy za sobą głuchy dźwięk od przyziemienia odwrócił się. To była Tylda. Właśnie co wylądowała. Z nich wszystkich to ona miała najwięcej powodów do zmartwień. Przyszło jej znosić śmierć własnego brata więc wpływanie na bieg wydarzeń zdawało się być ponad jej siły. Wiedziała, na co zasłużył brat. Rozumiała, że jego błąd kosztował życie wielu niewinnych wampirów, zmuszonych do pracy na rzecz czarnoskrzydłego tyrana. A to jest przestępstwo, które musi okupić śmiercią, i nie ma znaczenia, czy katem będzie Isiil, czy jakiś jego sługa.
Silny wiatr rozwiewał jej rozpuszczone włosy. Przesłaniały oczy zalane łzami, które nieśmiało rozglądały się po bokach, jakby unikając wzroku Noela. On Noel nigdy dotąd nie widział jej zapłakanej, myślał nawet, że dla Tildy obce są jakiekolwiek oznaki słabości. Pomylił się. Najwyraźniej wszyscy popełniają błąd osadzając przyjaciela jako kogoś zawsze silnego i zrównoważonego. Wcześniej, w jego pojęciu, tylko ludzie mogli płakać, cierpieć i współczuć. Ale jak się przkonał, istoty z krainy Mroków są bardzo do nich podobne.
Przed grupką świeżo przybyłych rozciągał się mały obóz ogrodzony kolczastym drutem. Taki zwykły drut jest naprawdę w stanie go chronić? A może tylko ma skutecznie odstraszać ludzi, którzy przypadkowo mogliby zajść w tutejsze mroczne rewiry wędrując po górach? Chyba ta druga wersja jest bardziej prawdopodobna. Wejście do obozu strzegło dwóch barczystych drabów trzymających w rękach błyszczące noże z wygrawerowanymi cytatami z biblii. Taka broń bynajmniej nie jest przeznaczona dla śmiertelników, co oznacza, że bez żywej Flirey mogą mieć poważne problemy z wejściem. Prawda jest bowiem taka, że władca wampirów czekał nie na nich, on czekał wyłącznie na Alinę.
– Musimy spotkać się z Isiilem, – powiedział Noel, przekazując ciało dziewczyny w ręce Andrzeja, aby mieć w pogotowiu swój nóż, – powiedzcie mu, że przybyli goście i czekają na audiencję. Mam nadzieję, że nie trzeba wam wyjaśnić znaczenia ostatniego słowa?
– Nic ci nie odpowiedzą, – szepnęła cicho Tilda, szarpiąc go za rękaw, – nie mają języków. To znaczy…
– Zrozumiałem cię, drobnostki można sobie podarować, – przerwał jej w połowie zdania, skrzywiwszy usta od rozpierającego niesmaku.
Wampirzyca wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się słodko do ziomków.
– Klavlin! – zwróciła się do jednego z nich, który stał na lewo od Noela, – bądź tak miły i podaj znak.
Ten – skinąwszy głową nacisnął przycisk który skryci trzymał w swym ręku i dal się wszystkim usłyszeć przenikliwy i bardzo głośny dźwięk. Rozniósł się echem po wysokich, ośnieżonych górach, jakby oznajmiając samym bogom o wizycie gości. Jeśli te tutejsze wampiry naprawdę chcą pozostać niezauważalnymi choćby nawet tylko przez ludzi, muszą dokładnie przejrzeć procedury komunikacyjne między bramą a resztą obozu, – skonkludował Noel.
– Moi przyjaciele, zmusiliście mnie do nazbyt długiego na was czekania, – usłyszeli po kilku sekundach cienki męski głos. Chudy, krótko ostrzyżony brunet z licznymi tatuażami na swym bladym ciele, podszedł do nich miarowym krokiem i błysnął uśmiechem niezadowolenia, – a na ten moment powiedzcie mi, dlaczego trzymacie na rękach osobę, która powinna się teraz do mnie ładnie uśmiechać? Wydawało mi się, że życie Flirey wygląda nieco inaczej. Na przykład, stoi na dwóch nogach i nie broczy krwią.
Tilda z poczuciem winy opuściła głowę, bo wiedziała, do kogo zwraca się ten złośliwy wampir. W rzeczy samej: Isiil obwiniał swą posłankę za zaniedbanie obowiązków, a ona z pokorą przyjmowała wszystkie jego słowa. Cierpliwie. Pokornie. W milczeniu.
– Lucas ją zabił – mruknęła ochryple i lekko kaszlnąwszy odzyskała pewny siebie ton, – to była zemsta za odrzucenie jego haniebnej prośby. Jest mi naprawdę przykro, że mój brat złamał twe plany, mistrzu.
Isiil obrzucił dziewczynę lekceważącym spojrzeniem i uśmiechnął się szeroko.
– Myślę, że Lucas osiągnął swój cel, w przeciwieństwie do ciebie, – odepchnął swych strażników i podszedł do nich bliżej, – przecież, jeśli nie myli mnie wzrok dziewczyna jest tutaj. Nieco przesadził, ale mimo wszystko przyprowadził ją do mnie, – skinął na nich zapraszając do środka. – Mrocznej Flirey trzeba wam pokazać wyroczni, ale należy pamiętać, ona nigdy nie pomaga prosto tak. Za wszystko trzeba płacić wysoką ceną.
Noel odebrał od Makowskiego ciało Aliny, wziął głęboki oddech i ruszył za wampirem. Był gotów zapłacić każdą cenę za wszelkie możliwe warianty. Nawet największą i najniesprawiedliwszą. Cena nie ma dla niego żadnego znaczenia.
Na terytorium obozu było pusto i dziwacznie cicho. Dziwne, jeśli wziąć pod uwagę, że to przecież tu koncentruje się przeogromną armia krwiopijców. Ziemia była pokryta przezroczystą zasłoną śniegu, śmiesznie skrzypiącym pod nogami, a słońce skrywało się za ciemnymi burzowymi chmurami. Zupełnie, jakby pogoda odzwierciedlała stan jego duszy, jeśli takową posiada. Zaskakujące jest to, że przeżywszy tyle wieków, że spotkawszy tak wiele dusz, Noel jeszcze nigdy nie pomyślał o dostępności swej własnej duszy. Nie zastanawiał się, dokąd popadnie, gdy kiedyś przebije go biblijne ostrze losu. W związku z tym, możliwe wygnanie do czyśćca wydawało mu się na ten moment całkiem sensownym rozwiązaniem.
Podeszli do największego namiotu i ruszyli do środka, nieśmiało rozglądając się po bokach. Zaufanie do Isiila jeszcze nikomu nie przyniosło korzyści. Ten drapieżnik zawsze był gotów do ogromnych wysiłków, dla osiągania celu. Mógł bez chwili namysłu rzucić na rzeź setkę wampirów, by ocalić innych dziesięciu. Przestronny namiot z kilkoma leżakami, stołem i dwiema ławkami ocieplał mały prowizoryczny kominek. W nim potrzaskiwały drwa, a dym równym strumieniem kierował się pod sufit, znajdując ujście przez sprytnie obstalowane okienko.
Noel ułożył Alinę na miękkiej ławie i pytającym wzrokiem spojrzał na kobietę o szarych włosach, która tłukła w moździerzu cuchnące zioła. Jej oczy były czerwone, jak u wszystkich tutejszych osobników. Najstarszy wampir, a jednocześnie najmądrzejsza wyrocznia. Friza opuściła krainę Mroków razem z Isiilem, niemal natychmiast po przepowiedni. Nie chciała, brać udziału w łapaniu niewinnych uciekinierów. Nie chciała, aby jej dar był wykorzystywany da takich uśmiercających praktyk.
– Nie ochroniłeś jej, Noelu, – usiadła obok martwego ciała i pogłaskała dłoń dziewczyny, – dlaczego jej nie ochroniłeś?
Pokręciła głową z frustracją i spojrzała na niego.
– I ja zadaję sobie to pytanie od wielu godzin. I będę zadawać do końca swej nędznej egzystencji. – odpowiedział i smutno westchnął.
Friza podeszła do Noela i dotknęła swą chłodną dłonią jego policzku. Na jej twarzy pojawił się miły i sympatyczny uśmiech, który nastrajał do melancholii.
– Była ci bardzo droga, wiem, wiem… Ale nie jestem pewna, czy zdołam uśmierzyć twój ból.
– Niepewność jest oznaką wątpienia, a wątpić można tylko przy dostępnych wariantach. Jeśli masz dla na jakiekolwiek, będziemy ci zobowiązani, aby móc je wypróbować, – nieco się odsunął, czując się nieswojo pod jej dotykiem.
Friza tajemniczo zmrużyła krwawe oczy.
– Za moje sekrety trzeba ci będzie odpłacić swymi sekretami. Nawet tymi, które mogłyby cię zabić. Jesteś tego świadom?
– Jeśli ona nie zmartwychwstanie – zniszczę siebie sam. Nie poskąpię swych sekretów za jej życie. W ogóle niczego nie poskąpię… dla niej. Przecież dobrze o tym wiesz, wyrocznio…
Wampirzyca chytrze uśmiechnęła się, pokazując swe ostre kły. Świetnie zdawała sobie sprawę z zaistniałych uwarunkowań. Była pewna, że Noel jest gotów zdradzić jej najskrytsze tajemnice świata Mroku. A i Noel gotów iść o zakład, ze Friza już wcześniej przewidziała każdy ich krok. Chytrość to immanentna część narodu wampirów. Uczciwość – to u nich rzadkość. Czytając myśli można przeniknąć do najbardziej skrytych zakątków świadomości.
W związku z tym, pozostaje tylko jedno pytanie: po co wampirza wyrocznia zamierza go wypytywać o od dawna znane jej sekrety?