Alina

Rozdział 15

Duże brązowe oczy patrzyły na Alinę z niemałym zaskoczeniem. Noel otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, ale ledwie burknął pod nosem coś sobie tylko zrozumiałego. Wzruszyła ramionami, nie pojmując jego gniewu, obrzucając jednocześnie spojrzeniem ogromną ilość otaczających ich wampirów. 12079294_969090236490670_7708927001102905183_n

– Nie wierzę, że masz zamiar to zrobić! – Wypalił rozdrażniony mrużąc oczy, starając się do końca zrozumieć, co nią kierowało? – Serio zamierzasz przeskoczyć na raz biorąc ze sobą prawie stu drapieżników? A co, jeśli ci się nie uda? Co się stanie, jeśli zawiodą cię siły? – Delikatnie potrząsnął ją za ramię, – Alino, i co stanie się ze mną, jeślibyś po tym skoku nie ockniesz się?

Gdy położyła swą prawą dłoń na wierzchu jego dłoni i ją, i jego ogarnęła jakaś mgła. Nie zwracali uwagi na gromadę czerwonookich stworzeń (niezadowolonych z przedłużającego się wyczekiwania), nie zauważyli, jak Lucas przewracał oczami w porywie werbalnych mdłości od widoku rozckliwionej pary. Nie widzieli, jak niecierpliwie przestępował z nogi na nogę Isiil.

– Przyzwyczaj się do tego, że mam zamiar przeżyć z tobą całą wieczność, – powiedziała stanowczym tonem i już za sekundę dostrzegła w jego oczach ciepły błysk. – Wiem, że jestem w stanie to zrobić i wiem, że wspólnym skokiem nie zrobię nikomu krzywdy. Nie pytaj, dlaczego jestem tak pewna swych umiejętności, a po prostu zaufaj mi.

– Martwię się, ponieważ odzyskałaś przytomność ledwie kilka godzin temu, a wyglądasz tak… – niezręcznie ścisnął swą szyję, – jakbyś ocknęła się… z piekielnie słodkiego i orzeźwiającego snu.

– Chwyć mnie w pasie i pomóż, skoro tak bardzo się martwisz, – Uniosła brwi i przeszła na szept, – ale tylko w pasie, Noelu, inaczej mój umysł skupi się i zajmie zupełnie czym innym.

Żniwiarz rozpłynął się w radosnym uśmiechu i stanął za nią, mocno ściskając ją w talii swymi długimi palcami. Jej ciało niechętnie odpowiedziało na dotyk twardym postanowieniem trzymania się w ryzach i starało się skupić na nadchodzącym skoku. Żadnych myśli o Noelu. Żadnych myśli o jego rękach. „Zły byłby pomysł. Bardzo zły!”.

– Podejdźcie, proszę, bliżej, – odezwała się do tłumu, i pożałowała, gdyż cała gromada kłykatych widzów zaczęła niebezpiecznie zacieśniać krąg, – hej, spoko! Przestrzeni osobistej nikt tu nie odwoływał, – krzyknęła ze złością, – a teraz, weźcie głęboki oddech…

I zamykając oczy chytro się uśmiechnęła, koncentrując na własnych zmysłach, zbierając w wiązkę myśli wszystkie wątki… Jej umysł zanurza się w lepkiej ciemnej otchłani oświetlanej przez mroczny blask kryształów. Przysłuchiwała się wewnętrznemu głosowi, który był cichy, jak nigdy i próbowała złapać oddech, aby znaleźć to, co było dla niej teraz niezbędne – duchowe wsparcie. Potrzebowała uchwycić tę niteczkę, którą zaraz zwiąże wszystkie wampiry i pomoże w myślach przerzucić ich watahę w odpowiednie miejsce. Potrzebna była jej kotwica, która nie urwie się w przepaściach swych własnych nieograniczonych uprawnień.

Mrok w głowie rozpraszał się i zastępowało go promieniujące światło zagęszczające się ciasnym pierścieniem wokół ogromniastego drzewa. Jego zielone liście poruszały się, jakby zapraszając w gościnę. Ciemnobrązowy pień drzewa wyglądał tak bezpieczne, iż przekonała się, że jest tym właściwym filarem, którego szukała. I podeszła w swej wyobraźni bliżej, dotknęła palcami roślinę. Ta – na jej dotyk zareagowała rozgrzewającym ciepłem i pozytywnie odpowiedziała na jej niewerbalne pytanie spuszczając do dołu swą bogatą koronę. Tak! To była właśnie ta jej kotwica. To było uosobienie jej sił, uosobienie życia w jej wnętrzu. Jego wewnętrzna energia przydawała Alinie pewności siebie i poczucie bezpieczeństwa. Jego oddech przeplatał się z jej oddechem. Jego korzenie głęboko zapuściły się w jej głowie, dzieląc się swą wiedzą w sprawie kontroli kryształów. Teraz Alina wreszcie rozumie, dlaczego nie musi obawiać się o swe własne możliwości. Wyciągnęła rękę do liści i lekkimi ruchami objęła otaczające ją gałęzie. Następnie wyobraziła sobie, jak z kolei obejmują Noela i przyciskają do niej, i od razu poczuła jeszcze bliżej dotyk klatki piersiowej swego żniwiarza. Potem – także za pomocą wyobraźni dotykała gałęziami każdego wampira, starannie oplatając ich ciała a zakończywszy na ostatnim z nich ostrym impulsem odprawiła siebie i całe towarzystwo w pustkę. Oznaczało to, że skok został dokonany. Oznaczało to, że wszystko działa.

Po wylądowaniu na bujnej, zielonej trawie w pobliżu kamiennego domu otworzyła oczy i rozejrzała się. Wszyscy żyją. Wszyscy są i wszystko jest na swym miejscu. Wszystkim jest bardzo źle, a i tak jest to dla niej najpiękniejszy widok w ostatnich dniach. Noel stał w pobliżu i uśmiechał się wrogo na widok Lucasa – tego, jakby wywróciło na lewą stronę: krzywiąc się od mdłości i bólu głowy zasłaniał uszy i coś niezrozumiale mamrotał. Jedynymi, którzy zachowywali spokój byli Friza i jej syn. Lider, zdaje się, wcześniej już przetrenował skoki i teraz patrzył na swych podopiecznych co najwyżej ze współczuciem w oczach.

– No to co? Chodźmy do środka, a w ogóle możemy wejść bez pozwolenia? – zapytał Isiil, rozcierając ręce.

Alina zrobiła zapraszający gest ręką w stronę drzwi i uśmiechnęła się słodko. Za jej maską serdeczności czaił się jednak niepokój, którego Isiil był oczywiście świadom. „Życzliwych” czytających jej myśli było zresztą znacznie więcej i faktu tego jej instynkt samozachowawczy bynajmniej nie zamierzał lekceważyć. Rzucając mimowolnym spojrzeniem na okrążający ich las, który jak poprzednio wciąż był bardzo ładny i tonął w jesiennym słońcu, ruszyła za gośćmi. Horda wampirów pozostała na zewnątrz. Ktoś wciąż jeszcze wił się od doznawania nieprzyjemnych uczuć, ktoś inny wypełniał rozkazy lidera rozkładając na podwórku obóz tymczasowy. Tu, na szczęście, nie było potrzeby otaczania się drutem kolczastym.

Alina wchodząc do pokoju ledwie zauważalnie drgnęła. Noel delikatnie dotknął jej ręki i następnie chwycił w swą dłoń. W pokoju panowała cisza, mimo że było w nim obecnych troje wampirów, dwójka żniwiarzy, jeden udręczony człowiek i ona. Thourio nerwowo bębnił cienkimi palcami po stole, Tilda z poczuciem winy spuściła na podłogę wzrok, zaś Andrzej zniknął za drzwiami pokoju na tyłach. I tylko Friza z synem obojętnie rozglądali się po bokach.

Tu wszystko jeszcze pachniało śmiercią. Pachniało śmiercią Aliny, a metaliczny zapach krwi szczypał w nozdrza, powodując niesmak. W oknie szczękały rozbite szyby, które pobrzękiwały przy silnym wietrze, a czerwony dywan zlewał się z plamą na podłodze w jedną przestrzenną kompozycję. Wzięła głęboki oddech, starając się powstrzymać łzy, biorąc w ryzy niewskazaną teraz nienawiść do zabójcy. Próbując uciec traumie przeżyć mocniej ścisnęła trzymającą ją dłoń.

– Muszę coś sprawdzić, – Ukradkiem spojrzała na Noel i zabrawszy rękę podeszła do okna, – i lepiej może trochę wszyscy odsuńcie się, bo jeśli się mi nie uda nie chciałabym potem leczyć waszych ran.

Wszyscy skierowali na nią zdziwione spojrzenia. Nie zamierza nikomu wyjaśniać, że jej powrót nie był tu za sprawą przypadku. Tu – nie tylko wciąż jest niebezpiecznie, tu nadal unosi się gniew. Jej gniew wzmaacniany tchnieniem kryształówi. Gniew, który dał jej do zrozumienia, że nie tylko ma ogromne możliwości, ale wręcz są one nieograniczone. Zrozumiała to, gdy w górach swój gniew obróciła przeciw Lukasowi. Gdy poczuła swą władzę nad przyrodą, nad swymi siłami, nad tymi, którzy są od niej słabsi. I chciała teraz sprawdzić do czego są zdolne złość i nienawiść wciąż dominujące w jej głowie. Do czego zdolne jest ciało czujące zapach śmierci. Jest po prostu zmuszona tę wiedzę uformować, zapieczętować pod skórą i wykorzystać w stosownym momencie, w postaci śmiertelnego udaru. Musi wykorzystać, w imię przetrwania. A jeszcze powinna pamiętać, kto uśmiercił jej rodzinę. Przeciwko komu powinna skierować swój pełny potencjał…

Głęboki wdech, wolny wydech.

Zamknęła oczy i przeciągnęła ręką po odłamkach leżących wciąż na podłodze, czując mrowienie w dłoni. Nie bolało jej to dziwne łaskotanie skóry. W myślach wyobrażała sobie, że okruchy podnoszą się z powrotem wpasowując w rozbite okno. Zrobiła tylko jeden ruch ręką wskazując im drogę. Po pokoju rozległ się dźwięczny trzask a poświstywanie Thouria mówiło tylko o jednym: sztuczka się udała. Bez wysiłku, a ledwie mocą pragnienia i gniewu we krwi, dającymi się skontrolować. „To jest dopiero początek, szanowni państwo…”, to dopiero początek – powtórzyła w myślach…

Druga dłoń zawisła nad wyschniętym krwawym śladem i uniosła ku górze gęstą, czerwoną kulę, która wyssała się i uformowała z resztek zaschniętej krwi. Zawisła w powietrzu mieniąc się w blasku słońca purpurą, zaś kręcąc na dodatek w chaotycznym ruchu wzbudzała przerażenie. Przerażenie każdego, z wyjątkiem Aliny. Otworzyła oczy, patrząc po kolei na zgromadzonych. Tilda ledwo stała z otwartymi ustami, tymczasem Thourio nie krępował się majac je otwarte, jak tylko można najszerzej. Andrzej drapał się niepewnie po głowie, nie dowierzając własnym oczom, a Noel po prostu milczał i patrzył, jakby podobne rzeczy widywał na co dzień. I, rzecz jasna, w jej wykonaniu. Liczyć na zaskoczenie dwóch pozostałych wampirów byłoby z jej strony bezcelowe, ponieważ jeden z nich był wyrocznią, która od dawna znała możliwości Aliny i wiedza tą już wcześniej  podzielił się z Isiilem.

– Co zamierzasz z tym zrobić? – Powiedział niemal bezgłośnie Noel, myśląc, że nie usłyszała go w ogóle.

– Ciii!… – I położyła palec na ustach mrugając do zaskoczonego boya.

Jej intuicja wyczekiwała, ale serce pluskało się w słodkich falach przedsmaku. Czekała na moment, który zrzuci z jej czarodziejskiej duszy ciążący kamień. I doczekała się. Doczekała się nieśmiałych kroków kierujących się do w stronę domu. Drzwi za jej plecami otworzyły się z przeraźliwym piskiem a krwawa kula jednym szybkim ruchem lewej ręki, poleciała w tarz niczego niespodziewającego się wampira. Trzeba przyznać – widok i efekt był doskonały. Lucas przecierając oczy sypnął pod nosem wszystkimi znanymi przekleństwami, gorączkowo się starając uchwycić swe ostrze, ale został powstrzymany poważnym spojrzeniem wodza.

To dla Alny była dopiero pośrednia zemsta. Dziecinna, naiwna, niezbyt ciężka, ale taka, co by nie mówić, potrzebna i, czort by to wziął, całkiem sprawiedliwa. W salonie rozległ się stłumiony śmiech przeplatany cichym pomrukiwaniem Thouria, którzy ze wszelkich sił powściągał swój donośny chichot. Zrobiła to, co zamierzała zrobić. Przekonała się, że wyobraźnia – to jest jej główna broń, a to oznacza, że ktoś będzie miał bardzo duży problem ze swym bezpieczeństwem. W piersi rozlała się słodka, lepka jak miód w maju, fala przyjemności, a na jej twarzy złowrogo zajaśniała złość, a jednocześnie lekki uśmieszek. Teraz nadszedł czas na poważniejsze wyzwania. Na przykład, na obszczypanie tchórzliwego czarnoskrzydłego kurczaka o nazwie złożonej z sześciu liter.

***

– Kawa ci ostygła, – Alina podeszła do Tildy siedzącej w zamyśleniu na łóżku i wyciągnęła rękę w stronę jej filiżanki. Po dłoni przebiegł świetlisty blask nagrzewając napitek do właściwego stanu, powodując, że wampirka spojrzała na nią wielkimi czerwonymi oczami, – Prawda? Teraz mogę o wiele więcej. Być może nawet ogrzać za oknem zimną noc. – I uśmiechnęła się, i usiadła obok.

Tymczasem Isiil wciąż odwlekał prezentację planu obalenia Azriela. Wyszedł na zewnątrz na konsultację do swych braci. Podążyli za nim i Noel, i Thourio, którzy nie chcieli pozostawić bez własnego nadzoru stada kłykatych drapieżników. Szef wampirów przez cały wcześniej czas patrzył na Alinę z ukosa, szukając w jej głowie niebezpiecznych myśli. „Ufa? Nie ufa? Wypatruje spisku lub zdrady? Okay! Właściwie robi” – doszła do wniosku Alina, która osobiście oczekiwała od niego takich właśnie działań. „Są dobre, naprawdę dobre!”. Ale tak naprawdę wciąż złorzeczyła, że nie dane jej było poznać bliżej Świata Mroku, bo przzecie już dawno powinna odwiedzić miejsca, „które będą dla naszych sił najkorzystniejsze”. Chciała, aby pokazano jej wszystkie tajemne zakątki, w których schowa się armia, wabiąc do nich krnąbrnych demonów i usuwając ochronę z kryjówek wroga. Wiedziała tylko, że cała istota palnu sprowadza się do jednego: dostać się do sali tronowej i przechwycić Księgi Zagłady, podczas gdy ona – Alina miałaby odciągać Azriela i czekać aż jego nieśmiertelność utraci moc. Jak tylko obcy podpis zamknie trzydziestą trzecią stronę, to ona Alina zada Azrielowi decydujący, śmiertelny cios. I pozbawi władzy czarnoskrzydłego Anioła, a następnie umożliwi zmienę  reguły rządzenia według nowych zasad. Tyle, że myśleć o tym wszystkim jest niebezpiecznie, gdy wokół tak wielu chętnych telepatów zabiera się do jej głowy.

Za oknem robiło już się ciemno, a do domu domu coraz donośniej dochodziły lekkie cykania świerszczy rozcieńczając swymi trylami zawisłą w pomieszczeniu ciszę. Teraz w pokoju wszystko jest jak dawniej: schludnie, wygodnie, nie ma wybitego okna, ani śladów krwi. Nic, co mogłoby przypominać o dokonanym tu dwa dni temu mordersstwie. Ale to nie znaczy, że wszyscy prócz aliny o tym zapomnieli. Tilda, an przykład, pamięta dokładnie.

– Powinnaś o czymś wiedzieć, Alino, – niepewnie zaczęła swa mowę, – Nie byłam z tobą do końca szczera.

– Tak, rzeczywiście? – naigrywajac się wyraziła zdziwienie. Wydaje się jej, pomyślała Alina, że tamta autentycznie wierzy, iż odkrywa jakąś ważną dla nej tajemnicę.

Tylda rozsiadłszy się wygodnie na kanapie odwróciła głowę w stronę Aliny, zgięła jedno kolano.

– Sprawa dotyczy twej rodziny, – oddech Aliny zatrzymał się na chwilę, – Wiedziałem o śmierci twej siostry, zanim do niej doszło. To była część mojej pracy. Pozwolić ci ujrzeć jej ciało, aby umożliwić rozbudzenie twych sił i ocalić Andrzeja. Nie wiedziałam tylko o zamiarach Lucasa. Za wszystko chciałabym cię przeprosić. Bo nigdy jeszcze nie czułam takiego obrzydzenia i nigdy nie czułam się tak… nietypowo, – nieco zmrużyła oczy, patrząc na Alinę.

A ta… Co, ta? Ta jedynie starała się trzymać nad sobą kontrolę, aby nie spalić swą mocą oliwkowej skóry wampirzycy.

– Nietypowo, bo po raz pierwszy poczułaś swą winę? – drwiąc zapytała Alina, powstrzymując napływ furii. Nie, nie będzie jej krzywdzić, ona jest tylko pionkiem w grze. – Co ty, Tilda. Kim niby dla siebie jesteśmy, żebyssmy były zobowiązane do pomagania sobie w słusznej sprawie? Ty spłacasz swój dług, ja spełniam mój obowiązek. Arleta była tylko ofiarą tych mrocznych gier, w które nas wciągnięto, – ledwie słyszalnie pociągając  nosem wciąż powstrzymywała cisnące się do gardła łzy, – Nie powiem, że Twoje słowa nie sprawiają mi bólu. Sprawiają. Jeszcze jak sprawiają, a szczególnie, gdy zdaję sobie sprawę, że mogłaś pomóc mej siostrze i wypchnąć ją z areny tej głupiej wojny.

Wstała z kanapy i podirytowana trzasnęła drzwiami, udając się na zewnątrz, aby pooddychać świeżym powietrzem i odpocząć w spokoju. Tłumiła pragnienie, aby wrócić, wrócic i kopnąć ten słodki tyłek, który z jakiegoś powodu postanowił być szczerym akurat teraz. Właśnie teraz, gdy te rewelacje służyły już kompletnie niczemu. Kosztowało Alinę wiele wysiłku, aby wyzbyć się chorych myśli i skoncentrować się tylko na tym, co dziś i jutro, i nie dręczyć się wyrażeniami z prefiksem „gdyby”, w stylu: gdyby wcześniej powiedziała… gdyby ostrzegła Alinę… Gdyby zadziałała wbrew rozkazom… Ale ona nie jest człowiekiem, nie jest jej koleżanką, nie jest jej zbawcą. Nie miała obowiązku dbać o jej rodzinę. Dlaczego w ogóle Alina powinna uznać, że tamta miałaby mieć jakiś inny obowiązek, poza swym celem? Ona – jest zimnokrwistą istotą, bez serca i na dodatek pospolitym drapieżnikiem. Jest kimś, kim tam sobie chce, ale nie wrogiem. Ona Alina musi sobie o tym przypominać i powtarzac często, aby uśmierzać na jej widok zapał swych mrocznych kryształów.

Z pełną determinacją zrobiła krok naprzód. Potem jeszcze jeden. I następny. Każdy kolejny krok czyniła z niezwykłą łatwością. Las stopniowo otwierał przed nią swe rewiry i wciągał w głąb, głucho poskrzypując pniami drzew. Ocknęła się, gdy stanęła po środku polany w otoczeniu gęstych krzaków. Ogarniały ją ciasnym zielonym kręgiem, której barwa stopniowo zanikała wraz z nadchodzącym wieczorem. Kiedy i czy zdąży się jeszcze dziś zrelaksować? A w ogóle jak zdołała przybyć tu samej nie zwracając na siebie niczyjej uwagi? Najwidoczniej złość ogarnęła ją tak bardzo, że szła przed siebie na nic się nie oglądając i nie przykuwając niczyjego wzroku. Wszystko, co pamięta – to spierających się ze sobą żniwiarzy, w pobliżu obozu. Thourio zawzięcie gestykulował, wskazując rękoma na rozmach oporu i twierdząc, że ta wojna przyjęła bardzo poważny obrót. Blondyn winił swego przyjaciela i otwarcie dawał do zrozumienia, że nie będzie w niej uczestniczyć. Dobre sobie! On jeszcze nie wie, że w całym towarzystwie plany potrafi układać nie tylko Isiil. On jeszcze nie podejrzewa, że ona Alina nie pozwoli tamtemu zostać następcą Anioła Śmierci, który wprawdzie skutecznie oswobodzi swych pobratyńców, ale za to będzie chciał wziąć do niewoli wszystkich żniwiarzy. Ona Alina nie pozwoli, aby stała się krzywda  dwum najbliższym jej istotom ze wszystkich pozostałych. Przynajmniej im. Bo z drapieżnikiem musi współpracować. Bo drapieżnik jest jej potrzebny. Teraz, jak nigdy, potrzebne jest jej wsparcie w walce, bo setki demonów mogą stworzyć znaczącą przewagę wobec jednego półczłowieka.

Obejrzała się i poczuła w pobliżu czyjąś natrętną obecność. Poczuła czyjeś przeszywające spojrzenie. Jej oddech stał się ciężki, jak burzowe chmury, ręce do bólu zacisnęły się w pięści, a serce trzepotało wyczuwając niebezpieczeństwo. Ale nie żałowała, że jest teraz gdzie jest. Nie żałowała zwłaszcza tego, że jest tu sama. Bo wiedziała, kto chce pokazać się przed jej oczyma i przekonać się o własnym niepowodzeniu. Poza nim, nikt inny nie byłby w stanie wyśledzić samotnej Flirey, której boi się cała kraina Mroków.

– Moja intuicja bierze górę nad logiką. Muszę przyznać, mnie to bardzo rozczarowuje, – rozpychając zielone gałęzie wszedł na polanę chytrze uśmiechnięty i zacierający dłonie Azrielu. Wyglądał dokładnie tak, jak przy ich ostatnim spotkaniu: ten sam garnitur, starannie zaczesane do tyłu, lekko sfalowane włosy i majestatyczny chód. Tylko tym razem miał dokładnie widoczne skrzydła, wspomagające go przy pokonywaniu przeszkód, – zgodnie z prawem, nie powinnaś już teraz cieszyć się świeżym powietrzem, lecz raczej karmić robaki pod jakimś starym dębem. Wydaje się, że Rada już nie jest ta sama, co dawniej, – plastycznie i łaskawie dzielił się swymi przemyśleniami.

– Niezmienny za to pozostaje fakt, Azrielu, że jak byłeś gówienkiem, tak i nim pozostajesz. – Uniosła kąciki ust w kpiącym uśmiechu, – po co tu przyszedłeś? Chcesz spróbować szczęścia i wykończyć mnie własnymi rękami? Nie boisz się, że przepowiednia się spełni i twe skrzydła obrócą się w popiół?

Anioł nie podchodził zbyt blisko, zachowując bezpieczną odległość kilku metrów.

– Ach, ten twój ostry języczek… – smakował się, niemalże oblizywał każde swe słowo, – Przyszedłem, aby zaspokoić swą ciekawość i wyczekać na odpowiedni moment, aby nie spotkać się z parą zdrajców, których, nawiasem mówiąc, czekać za to będzie bardzo trudna przyszłość. Szczególnie Noela… Chwytasz?

Krew Aliny gotowała się w żyłach i gorącym strumieniem przypalała skórę. Zaczęła się zastanawiać, czy powinna z nim walczyć już teraz i jakie ma szanse? Czy ona Alina może go już teraz pozbawić nieśmiertelności bez mocy Księgi Skazanych? Być może. Tylko do sprawdzenia tego nie spieszyła się, biorąc pod uwagę fakt, że po jego ewentualnym zwycięstwie wszystkim, którzy przeżyją groziłyby stronnicze i niesprawiedliwe wyroki sądu.

– Co mi chcesz powiedzieć? Czyżbyś przyszedł się potargować? Jeśli tak, to jesteś po prostu żałosny, – Pokręciła głową, tracąc ostatnią cierpliwość – nie przerazisz już mnie niczym, dlatego bo nieuniknione represje za śmierć mojej siostry przewyższają wszystkie twe groźby na wiele ruchów naprzód. Nic nie pozostaje bez reakcji, Azrielu. Ni zdrada, ni morderstwo.

– Przepowiadasz wojnę? – Anioł w zdziwieniu uniósł brwi, krzyżując ręce na piersi.

– Przepowiadam ci śmierć. – Jej odpowiedź była pewna i precyzyjna, a co najważniejsze, prawdziwa.

Azriel zrobił krok do przodu, czym spowodowała napięcie każdego włókna jej iała. Alina nieco pochyliła się do przodu, przygotowując do ewentualnego ataku, ale wróg tylko rozłożył ręce w dobrodusznym geście. Odwlekający manewr, czy tymczasowy obłęd?

– Jestem otwarty na twoje sugestie, możesz spróbować zabić mnie nawet teraz. Jak widzisz, nie mam tu ani jednego demona i jestem całkowicie bezbronny, – zrobił kolejny krok do przodu, a ona – zacisnęła pięści, zbierając myśli, – jeśli przewidywania nie kłamią, nie zaboli cię moja nieśmiertelność. Tylko pech twój polega na tym, że powstrzymać psy piekieł, które są wysyłane są już po Noela i Thourio mogę tylko ja…. A te psy wyślą ich prosto na wygnanie, między innymi z twego powodu, – uśmiechnął się szeroko i uczynił ostatni krok, stając przed nią w odległości gorącego oddechu, – Pytanie brzmi, czy chcę je zatrzymać? Albo, raczej, co ty powinnaś uczynić, abym zechciał je zatrzymać?

Lodowaty dreszcz przebiegł przez jej ciało, zawiązując się w węzeł gdzieś w okolicach brzucha. W tym czasie jej podniecenie miesza się z lękiem i zostaje pokonane przez świadomość. Nie ze względu na fakt, że Azriel był tak blisko, i że jest niebezpieczny, jak nigdy. Nie ze względu na to, że bała się jego ataku. Jej serce zatrzepotało ze strachu o życie dwóch żniwiarzy, którzy byli tak bardzo jej drodzy. Zwłaszcza zaś ten, który był w stanie do reszty wypełnić jej duszę miłością.

Do czego jest zdolna, dla niego? Czy jest w stanie poświęcić swe zasady, aby ocalić Noela? Czy jest w stanie zrobić to, co on wcześniej zrobił dla niej? – Odpowiedź była oczywista, tak oczywista, jak bezdenne przed nią oczy, pełne złości i podniecenia. Tak! Jest gotowa poświęcić dla Noela wszystko. I Azriel wie o tym tak samo, jak ona. On zawsze był mistrzem w wykorzystywaniu słabych strony przeciwników i jak najwyżej próby mistrz gra teraz na jej ludzkich emocjach. Gra w nieuczciwą grę, co, oczywiście, w ogóle jej nie dziwiło.

– Czego ty chcesz? – Zapytała z lekkim drżeniem w głosie, winiąc siebie od razu za to, że w ogóle postawiła takie pytanie, – i tylko nie mów mi, że mej śmierci. To by było już nazbyt banalne. Nawet dla ciebie…

Alina – lista rozdziałów

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *