Rozdział 19
Rytm własnych kroków odczuwała, jakby w zwolnionym tempie. Alina już zdążyła zapomnieć, że czas w świecie Zmierzchu płynie inaczej. Bardziej plastycznie, sferoidalnie, dłużej. Przemieszczając się do rezydencji Azriela monotonnym chodem, każdą komórką czuła na sobie mnóstwo ciekawskich spojrzeń pełnych podziwu. Tutejsi mieszkańcy traktowali ją jak jakiś boski cud, jak jakąś starożytną i bardzo niebezpieczną osobistość, jak potwora oblepionego girlandami dla przyciągania uwagi postronnych. Oczywiście, Alina dobrze wiedziała, na czym polega jej wyjątkowość. Rozumiała, że martwe kryształy czynią z niej kogoś niespotykanego w ich nieurozmaiconym świecie, ale najbardziej dziwiło ją, że swym ledwie spojrzeniem każdego tu przyprawia o lęk. I w istocie: stworzenia Zmierzchu ze strachem na jej widok odwracały swe czerwone albo czarne oczy, duchy natychmiast rozpuszczały się w powietrzu, a żniwiarze pokornie opuszczali przed cudzoziemką głowy. Jakby w geście akceptacji. Albo jakby oddając cześć. Powiedzieć, że to wprawiało w zakłopotanie a nawet eskalowało panikę – to tak, jakby w ogóle nic nie powiedzieć. Ponieważ wielu żywiło nadzieję ujrzeć ją w charakterze swego gubernatora. Cóż, plotki rozpowszechniają się szybko. Wampiry oczekiwały pod jej przywództwem zemsty, żniwiarze pragnęli sprawiedliwszego zarządzania, a pozostali po prostu nie chcieli ciągle tarzać się w nizinach. Nowy lider – nowe zasady. To zawsze inspirowało powstańców i zawsze zaszczepiało w zwykłym narodzie ufność w jutro pod nowym przywództwem. W jej przypadku, jeśli wierzyć plotkom zasłyszanym na przełęczy, lud Zmierzchu chce żyć bez strachu o swój los. Azriel nie może im tego zaofiarować. Ale czy sama Alina chce takiej odpowiedzialności? Jest pytanie – jest odpowiedź: nie. Nie chce.
Obie kobiety minęły spalony ogród i skręciły do niewielkiego labiryntu, który wysokością ledwie wznosił się ponad ich głowy. Budulec ścian przypominał splecione suche trawy, zresztą – w różnych miejscach upalone i nadpsute. Światło praktycznie nie przenikało przez zarośla do wewnątrz stwarzając tu nieprzyjemny półmrok, jako że poza labiryntem, nawet wśród latającego na zewnątrz szarego popiołu i pyłu świat Zmierzchu wydawał się w odniesieniu do tego, co tu – zupełnie jasnym.
Wszystkie istoty, które ich wcześniej otaczały, zostały z tyłu mierząc obie kobiety zaciekawionym wzrokiem, nie ośmielając się przekroczyć linii labiryntu. Alina w zamyśleniu wpatrywała się w pełne wdzięku plecy demonki, idącej z przodu i w jej ledwie zauważalne kiwające się ramiona. Duszą Aliny, na długie sekundy, zawładnął strach i niepewność. Obce terytorium nie budziło bowiem zaufania, a opanowanie Vardany dodatkowo nie dodawało bynajmniej spokoju. Alina miała przecież świadomość, że w rękawie tamtej może być ukryty niejeden as. Tamta bez wątpienia rozgrywała własne interesy, a na ile były one powiązane z misją Aliny? – trudno zgadnąć. Szuka wsparcia? Raczej nie. Przeczuwając zbliżanie się śmierci władcy próbuje zadbać o swój tyłek? Bardziej prawdopodobne. Albo, jeszcze inaczej: demonka wie to, czego nie wie wciąż Alina. Ten wariant ma nie mniejsze rokowania.
– Prawie przyszłyśmy, – krótko odezwała się Vardana i spojrzała przez ramię na Alinę. – Pytaj. Czuję, ze chcesz zadać mi jakieś pytanie. Tylko pamiętaj, tu ściany mają nie tylko uszy, ale i oczy.
Alina wzięła głęboki oddech i ruszyła szybciej, ponieważ i demonka z lekka przyspieszyła. Droga, którą się przemieszczały przez labirynt, to wiła się zygzakiem, to znów prowadziła prosto, to wreszcie gwałtownie zawracała do tyłu. Alina musiała naprawdę uważać, aby nie zostać w tyle i na czas wejść we właściwą ścieżkę.
– Obawiam się, że i tak nie będziesz w stanie odpowiedzieć na moje pytania. Ale przede wszystkim obawiam się, że nawet gdy usłyszę twe odpowiedzi, pytań pojawi się jeszcze więcej.
Vardana roześmiała się i znów skręciła w prawo.
– Przewiduję, o kogo chciałabyś pytać, ale zacznę odpowiadać dopiero, gdy uznam, że warto. Będziesz musiała zaakceptować takie reguły, jeśli chcesz ze mną dotrzeć do końca.
Ciało Aliny w drgnęło w milczącym rozdrażnionym proteście, a dłonie zacisnęły się w pięści, wbijając paznokcie w skórę aż do bólu. Dlatego Alina tak bardzo nie lubi improwizacji. Nie lubi być pionkiem w czyjeś grze i dowiadywać się o szczegółach dopiero po zakończonej akcji. Dlaczego? Ano dlatego, bo wtedy improwizacja zamienia się w błędne koło, które nic jej nie daje, które ją po próżnicy wyczerpuje, wyciska soki, zmusza do gry wedle narzuconych zasad. A ona Alina woli sama kontrolować. To ją uspokaja i dodaje pewności; ale teraz, teraz po jej kontroli nie ma nawet śladu. Wyparowała. Zniknęła. Teraz, wynik ich rozgrywki nie zależy od niej, od jej sił i jej decyzji…
Vardana gwałtowanie zatrzymała się i Alina o mały włos a wylądowałaby swym nosem w jej plecach. Przed nimi, w odległości kilkuset metrów, rozciągała się ogromna posiadłość z wysokim metalowym ogrodzeniem i wielką bramą. Kilka przylegających budynków pokrywały czarne kopulaste dachy, w ścianach których wbudowane były eleganckie, okrągłe okna. Ciemny szary kamień, z którego wniesiony był dwukondygnacyjny dom, wyglądał na solidy i trwały, dzięki czemu budowla stwarzała imponujące wrażenie. Weranda z kilkoma stopniami prowadziła do dużej drewnianej bramy, po obu stronach której dwa gargulce wzbudzały postrach, nawet z tej przyzwoitej odległości.
– To legowisko Azriela? – Spytała Alina rozglądając się po opustoszałej przestrzenni naprzeciw rezydencji. Labirynt skończył się i w najbliższym sąsiedztwie wśród szarego popiołu było widocznych tylko kilka kikutów po drzewach.
– Nie inaczej. Musimy pójść nieco na lewo, do więziennych piwnic, – spojrzała na Alinę dziwnie zmartwionymi oczyma. – Twe serce tak w piersi wariuje, jakby szukało drogi ucieczki. Nie warto się denerwować, moja droga, i tracić siły, twoja wewnętrzna moc będzie nam bardzo potrzebna.
Alina wzięła głęboki oddech dziwiąc się, że nie zareagowała kaszlem na to brudne, zadymione powietrze. A jednocześnie martwiąc, bo zdała sobie sprawę, że widocznie ten świat uznał ją już za cząstkę siebie. Wprawdzie zasadnicza domena jej człowieczeństwa została podważona już od dłuższego czasu, ale teraz w końcu zdała sobie z tego sprawę.
– Gdyby twe serce nie było tak zepsute, wiedziałabyś, że utrzymać ludzkie emocje na wodzy można tylko w przypadku, gdy się ich nie ma.
– A kto powiedział, że mam w ogóle serce? – Chrząknęła i podeszła do metalowego ogrodzenia szybkim, stanowczym krokiem.
– Rzeczywiście, plotę trzy po trzy… czasem twoja maska jest na tyle doskonała, że zapomina się o twej prawdziwej twarzy.
Vardana zatrzymała się naprzeciwko niedużych drzwi, na lewo od głównego wejścia, prawie na samym końcu budynku i nacisnęła klamkę. Pod nogami ukazały się długie kamienne, ozdobne schody i ściany podświetlone palącymi się pochodniami.
– Muszę spostrzec, – sarkastycznie powiedziała dziewczyna unosząc dłoń, na której niebezpiecznie rozgorzała kula ognia, – że w samych ludziach tkwią nierzadko znacznie bardziej niebezpieczne demony, niż ja. Udaje im się skutecznie zatruwać życie, nawet bez zakładania maski. Ja jedynie rzetelnie wykonuję swą pracę pod przywództwem dobrego władcy, a moje ewentualne szkody są minimalne wobec tych, za które odpowiadają sami ludzie. Radzę się zastanowić nad kwestiami zaufania. Wkrótce będziesz miała jeszcze więcej spraw do przemyślenia.
Demonica zaczęła schodzić po schodach, przyskakując sobie na każdym stopniu, jakby bawiąc się treścią ledwie co wypowiedzianych przed chwilą słów. Alina nawet skórą odczuwała jej samozadowolenie i zadufanie. To ją niepokoiło ale i fascynowało jednocześnie. Dokładnie takie samo wrażenie wywarła na niej Tilda podczas ich pierwszego spotkania: siła ducha, charakterność i sztywny kark. Serce Aliny natychmiast jęknęło i wykonało nieduże przemieszczenie w klatce piersiowej. Od jednego ledwie wspomnienia zrobiło jej się nietęgo, bo wciąż nie jest jej wiadomo, gdzie tamta teraz przebywa? I czy pomoże Alinie? Czy jej wybaczy? Pozostaje więc tylko żywić nadzieję, że Tilda okaże wyrozumiałość choćby ze względu na wkład Aliny w uratowaniu Noela.
Schody zakończyły się bardzo szybko, odsłaniając przed kobietami kilka więziennych pomieszczeń równomiernie rozłożonych wzdłuż szarych kamiennych murów. Krat przed celami nie było, zastępowały je grube żelazne drzwi, na których wygrawerowano różne tajemne wzory i inne magiczne insygnia. Prawdopodobnie w taki sposób utrzymywano tu demony ograniczając ich zdolność do przemieszczania się i poruszania w przestrzeni, na czas pobytu w więzieniu. Oznacza to, że najprawdopodobniej Noel był zniewolony w podobny sposób. Udręczone serce Aliny cicho jęknęło. Zza rogu wolno wypełzły trzy znajome stworzenie z ostrymi kłami i gdy Vardana wykonała w ich kierunku gest ręką – pokornie pochyliły pyski. Przycisnęła niebieski przycisk, zamontowany na ścianie obok jednej z cel a wówczas słabe promienie nefrytowego światła rozniosły się wstęgą po podłodze. Ogary piekła cofnęły się kilka kroków, uwalniając przejście, nie podnosząc nawet wzroku na demonicę. One nie są tu od słuchania, one są od chronienia. Teraz stało się jasne, że bez pomocy z zewnątrz z wnętrza tego czarciego lochu uciec się nie da. Spróbujesz otworzyć drzwi – psy natychmiast wykonają rozkaz. Pojawisz się nieproszonym na horyzoncie – psy natychmiast skoczą ci do szyi. A bez uprzedzenia nacisnąć na cenny przycisk się nie da, nawet wykonując przeskok. Zbyt dużo tu czarciej siły przypada na metr kwadratowy, mimo że niczym niepokojone wyglądają jak potulna, przezroczysta materia.
– Przechodź! – demonica otworzyła drzwi i gestem zaprosiła do wnętrza celi. W środku Aliny wszystko się załamało, a żołądek – jakby zamarzl, jakby wlano do niego wiadro lodowatej wody.
W małym, ciemnym pokoju na zimnej, zakurzonej podłodze siedział Noel. Spojrzał na Alinę niedowierzającym wzrokiem, w którym emanowało zdumienie i nagle zerwał się na równe nogi.
– Zrobiłaś to, o co prosili; – powiedział nieco ochrypłym głosem i było to bardziej stwierdzenie niż pytanie. Alina słyszała w jego głosie rozczarowanie i ból, tyle, że nie wiedziała, do kogo artykułował swe emocje. Źlił się na siebie, jakby był przedmiotem szantażu, albo na nią, jakby już miał pewność, że uległa temu szantażowi. A teraz ona stoi przed nim niemo odpowiadając na główne pytanie: tak, zrobiła to. Zrobiła ze względu na niego. – Dziwne, że w ogóle przyszło mi wątpić w twe pojawienie się tutaj. Przecież wiedziałem, że się zgodzisz.
W jej środku wszystko zaczęło krwawić, jakby jaka tętnica wybuchła od wzmożonego ciśnienia i rozpoczęła wypełnianie organizmu treścią. Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Powiedzieć, że nie chciała – byłoby kłamstwem. Powiedzieć, że wszystkim ocaliła życie – przedwcześnie. Nie było pewności, że wypowiedziane słowa nie opuszczą samoistnie tej celi. Zamknęła oczy na kilka sekund, aby wyrównać świszczący oddech i od razu poczuła na twarzy dotyk dwóch chłodnych rąk. Noel powoli i nieważko dotknął ustami do jej kości policzkowych, zebrał z jej policzków wilgotne, słone ślady po łzach i zatrzymał się na wyschniętych ze wzruszenia ustach. Czułość i ciepło, które były nieodłącznym elementem jego pocałunku, wybiły z jej klatki piersiowej pozostałe powietrze. Dopełniły teraz ją aż tak bardzo, że stało się to bolące a w głowie zakręciło się od przypływu energii. Przeczesała palcami potargane włosy ukochanego, ciut odciągając je do tyłu i dopiero teraz mogła ponownie poczuć znajomy zapach świeżości, piżma i lawendy. Prywatny zapach, który należał do Noela. Ten sam zapach, którego nie zaznała onegdaj od siedzącej z tyłu za nimi demonki. Jaka była głupia, że nie odważyła się zauważyć tej prostej różnicy. Można wyglądać jak Noel i mówić, jak on. Można na jakiś czas skopiować czyjeś maniery i sposób zachowania, ale żaden demon nie jest w stanie zmienić swych prawdziwych atrybutów osobowości – zapachu skóry i włosów tworzących wyjątkowy melanż i koktajl.
– Może powinniśmy najpierw przedyskutować sprawy? Od tej waszej słodkiej miłości za chwilę z mych ust uleje się tęcza. – Chrząknęła Vardana. Noel i Alina jakby symultanicznie odwrócili głowy w kierunku zamkniętych drzwi. Demonica opierała się o ścianę i krzyżowała ręce, uśmiechając się złośliwie. – Noelu, twoi przyjaciele wampiry – ostają się praktycznie na granicy życia. Nie jestem do końca pewna, na ile ich fałszywym zabiciem zajęła się twa ukochana. No… tak… Tutaj można mówić, a nie tylko się całować. Runy ochronne nie przepuszczają naszych słów. – Spojrzała na Alinę lekko mrużąc oczy. – Mam nadzieję, że teraz rozumiesz, dlaczego nie zdecydowałam się udzielać wyjaśnień na zewnątrz tej celi. Już by nas tu nie było.
Gdy Noel przemieścił ręce na talię Aliny i mocniej ją do siebie przycisnął, w tej samej chwili ręce Aliny okręciły się na jego szyi. Po jego niezadowolonym spojrzeniu można było wywnioskować, że podjęta przez oblubienicę współpraca nie przemawia do niego, ale wie, że nie ma wyboru. Psy Piekła nie podlegają pod nich, więc ugoda z Vardaną ma swoje zalety. Przynajmniej na razie.
– Znalazłaś medaliony, tak? – Żniwiarz spojrzał na nią, mrużąc oczy. – To jest jedyne wyjaśnienie twego spokoju. Naprawdę, tak bardzo przeraża cię powrót do czyśćca? Albo pogłoski o zbliżającej się śmierci Azrieal znów przekonały cię do dokonania zdrady?
– Znalezienie ich nie stanowiło trudu, ale aby przekazać je do potrzebujących, już tak. Czy sądzisz, że to Azriel sam domyślił się, by wysłać mnie po was? – Demonka uniosła brwi i pokręciła głową. – Mój plan na przetrwanie, oczywiście, wymaga pewnych poświęceń, ale, jak widzę, po nich nie został nawet ślad. Z wyjątkiem porwanej koszulki i urażonej dumy. Zresztą, nie w tym rzecz… Zdajesz sobie sprawę, że Azriel pozbędzie się mnie tak szybko, jak tylko Alina stanie przy jego ramieniu? Ja już raz próbowałam wznieść bunt i teraz jest mało prawdopodobne, abym mogła mieć przy nim gwarancję wolności. Tak więc muszę zawczasu podjąć stosowne kroki i przyjąć właściwą postawę. Tak i czynię. To proste.
– Cały czas nie do końca jeszcze rozumiem naszą rolę w twym ocaleniu, – głos Aliny znów nabrał pewności siebie i zuchwałości, a w swym środku poczuła, jak budzi się potrzebna siła pozwalająca poczuć swe istotne atuty. – Pomagasz z orężem, ale czego oczekujesz w zamian? Bezpieczeństwa? Władzy?
Vardana płynnie przeniosła wzrok z Noela na Alinę i z powrotem. Coś podpowiadało Alinie, że plan w głowie demonki nie do końca gra na ich korzyść.
– Bezpieczeństwo – jest obowiązkowe, to jasne. Nie mogę wrócić do czyśćca, to wykluczone, – rzekła Vardana po krótkiej przerwie. – Władza – po części, tak. Obok nowego przywódcy będzie wystarczająco dużo miejsca, na przykład dla Pierwszego Doradcy. Obok Noela, bo, dokładniej, w rzeczywistości to on powinien zająć miejsce po Azrielu.
– Skąd takie założenie? Nie zamierzam umieścić swego podpisu. Jest ktoś, kto poradzi sobie z tymi obowiązkami lepiej niż ja, – uśmiechnął się dumnie i pokręcił głową. – To jest wojna, w której prawda przejawi się bardziej we władzy, niż w sprawiedliwości. Tylko nie mogę zrozumieć, dlaczego nikt nie chce zająć tronu, a tylko popycha złego kandydata. No, może z wyjątkiem Isiila.
Vardana wyciągnęła ręce w pojednawczym geście i zajaśniała w szerokim uśmiechu.
– O, nie! W tej grze, ja oczywiście, ratowanie swej skóry stawiam na pierwszym miejscu, ale nie szukaj na mnie haka. Nie kusi mnie podobna odpowiedzialność, a i z życia osobistego nie zrezygnowałam, – pogłaskała czubek nosa, w którym tak niewinnym geście Alina wyłowiła kropelkę skrępowania. – Musisz zająć miejsce Azriela, ponieważ będziesz mógł kontrolować resztę psów Piekła. Anioł już dawno wydał rozporządzenie, aby po jego śmierci i po śmierci tych psin, przyjdą tu inne: po ciebie, po Thouria, po wszystkich, których uznają za zdrajców. Chyba nie myślałeś, że tych psów jest ledwie pięć na cały Zmierzch, hę?
– A zatem, postanowiono! – Nerwowo wtrąciła się do rozmowy Alina spojrzawszy na Noela i opuszczając ręce na jego przedramiona. – Friza powiedziała, że powinnam zamknąć trzydziesta trzecią stronę swym podpisem i pozbawić Isiila możliwości objęcia tronu, ale zamiast mnie zrobisz to ty. Będzie to jedyna właściwa decyzja. Znasz świat Zmierzchu, jesteś uczciwy i sprawiedliwy, a i jeszcze zagwarantujesz sobie w ten sposób bezpieczeństwo.
– A może warto byłoby wcześniej spytać mnie czy wyrażam na to zgodę? – żniwiarz z zakłopotaniem zaczesał ręką po potylicy a w jego wzoku dało się dostrzec przerażenie i strach. – Myślę, że to zły pomysł, bardzo zły… ja – i władza… Wątpię. Masz dużo więcej sił i zasiadając na tronie nie pozwolisz przecież psom Piekła aby czyniły krzywdy.
– Ale jeśli się ze mną coś stanie – ochrona zaniknie. Co sądzisz o takim rozwoju wydarzeń? Musimy obliczyć naszą rozgrywkę na kilka ruchów na przod, nie inaczej. Nie jesteśmy jedynymi, którzy mają siłę i możliwość dokonania przewrotu.
– Alina ma rację. – Demonka odeszła od ściany i zbliżyła się do drzwi, – tak będzie bezpieczniej, i nie tylko dla ciebie. Nie to, żebym jej nie ufała… chociaż nie, ja jej rzeczywiście nie ufam, tak więc … – Vardana uśmiechnęła się i obrzuciła Alinę taksującym spojrzeniem, – albo przyjmujecie moje warunki, albo opuszczę tę celę. Sama.
Noel z zadumaniem zagryzł dolną wargę i utkwił wzrok w podłodze. Można było sobie tylko wyobrazić, co teraz kotłowało się w jego głowie. Stos myśli, lęków, uprzedzeń i wątpliwości. Szkoda, że w jego i Aliny przypadku los ponownie zacznie konfrontować ich wybory. A dokładniej, już konfrontuje wstępnie podejmując decyzję.
– Pierwszy Doradca… znaczy się… w porządku. Niech tak będzie. Ostatecznie nawet z przymusowej władzy można uzyskać pewne bonusy, – żniwiarz wziął Alinę za rękę i blisko podszedł do demonki. – Tylko zbytnio sobie nie wyobrażaj, Vardano… Jeśli umieszczę swój podpis a ty nie wrócisz do czyśćca, to jeszcze nie znaczy, że ktoś inny wyjdzie z niego na mój rozkaz.
Demonka natychmiast zmieniła wyraz twarzy, rozumiejąc, że z jej rękawa wyciągnięto ostatniego ukrytego asa. Patrzyła na Noela szklistymi oczami, jakby uszła z nich cała nadzieja i zaufanie. Teraz wiadomo, jakie pułapki przemycała w swych warunkach – błędne założenie, że nagroda będzie równoważną bohaterskiemu czynowi. Szkoda, że jej postępku nie ocenią jako bohaterski czyn. Przeciwnie, uznają jako przysłowiowy mechanizm obronny uruchomiony dla celu ratowania własnego życia. Żadnego bohaterstwa. Żadnej nagrody.
– Z czego wnioskujesz, że…
Żniwiarz uśmiechnął się i poklepał Vardanę po ramieniu.
– Plotki, plotki, plotki … Nikt nie chce być samotny, nawet demony. Ale, abym miał układać twe życie osobiste, sorry, nie mam do tego nastroju. Co sądzisz o takim punkcie w naszej umowie?
– Psy zabije Tilda, jest w posiadaniu stosownej broni. Jak tylko te piwniczne stwory zostaną zabite, dwoje innych wyczuje to i trzeba będzie działać wtedy szybko i dyskretnie, – głos demonicy był zły, a jej oczy stały się przenikliwe i w pełni zaczernione. – Psy będą miały kilka minut na to, żeby dobrać się do nas w sali tronowej, a ty też będziesz miał kilka minut, aby postarać się by nie zdechnąć od ostrych kłów.
Vardana z szarpnięciem otworzyła drzwi, przywracają swym oczom normalny wyraz. Z korytarza rozległ się ryk piekielnych stworzeń. Dziewczyna zrobiła uspokajający gest ręką, odganiając Psy. Przyciskając nefrytowy guzik znów puściła energię po podłodze i nie marnując czasu skierowała wszystkich w stronę schodów. Chciało się stąd wydostać jak najszybciej. Zaczerpnąć świeżego powietrza, nawet wypełnionego dymem i popiołami. Piwnice więzienne przygniatały swą ponurą aurą, jeśli w ogóle taka definicja może mieć jakiś sens w świecie Mroku. Bo tu, w tym świecie, dosłownie wszystko przygniata.
*
Lekko tknięte drzwi do sali tronowej łatwo otworzyły się ukazując zaskakująco przestronne, jasne pomieszczenie. Przeszedłszy wcześniej przez kilka korytarzy, z dziesiątkami demonow w charakterze strażników, Alina zdążyła była odwyknąć od takiego jaskrawego, nic to, że sztucznego światła i teraz boleśnie mrużyła oczy, aby dostosować je do poziomu światła. Azriel siedział w miękkim fotelu, na lewo od rozpalonego kominka i starannie przeglądał grubą, starą książkę. Naprzeciwko ogromnych okien stał szeroki drewniany stół z rzeźbionymi nogami i takież krzesło z wysokim oparciem obitym czerwonym aksamitem. Wzdłuż ścian wznosiły się regały z mnogością statuetek, szklanych figurek, książek i szkatuł, a podłogę wyścielały bordowe dywany. Komnata sprawiała wrażenie wygodnej, pomimo dwóch podsapujących Psów przy nogach gospodarza. Kto by mógł pomyśleć, że jeszcze całkiem niedawno umysł Aliny rysował zupełnie inne obrazy: ciernie, wygłodzone szkielety, kałuże krwi i grupowe orgie. Nikczemnej facjacie Azriela taka sceneria podchodziłaby dużo bardziej…
– Interesujące, jakże ten los niesprawiedliwy, – odezwał się niemal bezgłośnie, jakby do siebie. – Mimo wszystkich zasług, w ciszy ostrzy swą kosę i wymierza celne uderzenie.
Azriel chrząknął, głośno zatrzasnął książkę w skórzanej oprawie, która przypominała tę, jaką potrzebowali, i podniósł na nich sarkastyczne, pełne wrogości spojrzenie. Vardana podeszła do swego patrona i stanęła za nim, opierając rękę o oparcie krzesła, a Alina z Noelem zostali w drzwiach, nie ryzykując zrobienia choćby kroku. Nie miało znaczenia, że obiecano im bezpieczeństwo, wciąż przecież znajdowali się w kryjówce wroga i o tym nie powinni zapominać ani na sekundę. Noel jeszcze mocniej ścisnął dłoń Aliny, nie przestając obserwować wroga, a ona wsłuchiwała się w każdy szelest wydobywający się ze ścian pokoju. Tilda, która była teraz tu niezbędna mogła pojawić się w każdej chwili. Myśli, że mogłaby w ogóle nie przyjść z pomocą Alina odganiała jak najdalej.
– Jak na oczekiwanych gości sprawiacie wrażenie zbyt spiętych. Siądźcie sobie wygodnie, przecież nie jesteście moimi jeńcami, przynajmniej nie każde z was, – i gdy się uśmiechnął po skórze Aliny przebiegł tłum mrówek, jakoż dobrze rozumiała, o kim teraz mowa. – Więźniów mam aż nadto, na przykład: wampirów. Bardzo pięknych wampirów, z widocznym u nich brakiem instynktu samozachowawczego. Byłem nawet zaskoczony, jak niektóre z nich były żywotne, dosłownie przywiązanie do brzemienia życia martwym powrozem… jak to wymowne brzmi, prawda?
Anioł Śmierci rozkwitł swym najbardziej złowrogim uśmiechem i wstał, aby położyć na stole papierowy cenny artefakt. Jego ruchy były płynne i pewne siebie. Garnitur idealnie układał się na umięśnionych plecach, a włosy połyskiwały w świetle. W pewnym momencie Noel ścisnął rękę Aliny tak mocno, że zmuszona była wyrwać ją ze stalowego uchwytu. Roztarła dłoń i ze zdziwieniem zmarszczyła brwi, nie do końca rozumiejąc jego reakcji. Na twarzy chłopaka płonął gniew i, przymrużywszy oczy, jawnie próbował przeszyć Azriela do ostatniego ziarenka, a Vardana niemal niedostrzegalnie kręciła głową, starając się nie wyjawić swego niezadowolenia do oporu zaciskając palce na oparciu krzesła. Dlaczego intuicja Aliny mimo wszystko zachowywał spokój, przyjmując, że Tildzie nic nie grozi? Dlaczego nie czuła zagrożenia dla realizacji ich planu? Tylko, jak czasem bywa, intuicja też bywa zawodna. Już od dawna nastała pora, aby przyzwyczaić się do tego, że ma przed sobą do przejścia pełną przeszkód drogę. Nadszedł czas, aby pogodzić się z faktem, że nie ma łatwych rozwiązań, zwłaszcza, gdy w grę wchodzi czyjeś życie.
– Vardano, otwórz sąsiednie drzwi. Myślę, że nasz nowy gość zechce poświęcić nam trochę swego wolnego czasu, ponieważ, jak przypuszczam, teraz tego wolnego czasu będzie miała w nadmiarze, – anioł machnął ręką w kierunku drzwi na prawo od nich i ugiął stół opierając na nim swe biodra. – A póki co, zastanawiam się, jak powinniśmy postąpić z umową, która została częściowo niedotrzymana. Pragnę zauważyć, że nie z mojej strony.
Azriel spojrzał na Alinę, która w odpowiedzi jedynie wzruszyła ramionami. Cóż, jak przyjdzie co do czego to improwizację i wyobraźnie – jej jedyną broń, będzie musiała przeciwstawić jego rozumowi. Zachowywać spokój przychodziło jej względnie łatwo, być może, być może za sprawą przeczucia, które wciąż próbowało karmić ją naiwną wiarą, że wszystko idzie zgodnie z planem. Jeśli Tilda jest tutaj, to plan automatycznie spali na panewce, ponieważ psy piekielne nawet nosem nie ruszą, jak uczyniłyby to po śmierci swych krewniaków. Oznacza to tylko jedno – psy więzienne są wciąż żywe.
Vardana minęła Aline i Noela abyu otworzyć skrzypiące drzwi po czym wróciła w towarzystwie dwóch demonów, trzymających za ręce wampirkę. Tilda wyglądała spokojnie, bez cienia zwątpienia i beznadziei. Na jej wardze krwawiła świeża rana, a czerwona koszula była rozdarta w kilku miejscach, odsłaniając oliwkową skórę.
– Zabiłam ich, tak jak prosiłeś. To, że niektóre drapieżniki niepokoją cię swym przetrwaniem – nie moja sprawa. Umowa pozostaje w mocy, – od niechcenia powiedziała Alina, ale stanowczo, tak, żeby nikt w pokoju nie posądził ją nawet o jeden fałszywy wyraz. – Jeśli złamiesz umowę, będę wypełniać przepowiednię. I wątpię, czy mnie w tym powstrzymasz.
– Hmm … Wiesz, może powinienem sprawdzić, jak dokładnie spełniłaś wszystkie moje warunki? – Azriel powoli podszedł do niej, sczepił dłonie za plecami. – Wysłać mam swe sługi na granicę i przekonać się, że ciała wciąż są tam nadal? Martwe? Czy przypadkiem nie za mocno blefujesz? Co o tym sądzisz?
Zacisnęła zęby i zmrużyła oczy, wpijając w niego swój przenikliwy wzrok. Anioł rzekł, jakby wątpił, jakby nie był pewien. Sam też blefuje? Prawdopodobnie tak…
– Ty pieprzony sukinsynu, nawet nie miałam możliwości oddać ich ziemi, a ty chcesz wysłać do nich publiczność, aby sobie popatrzyła na połamane ciała? – Tilda próbowała wyrwać się z uścisku potężnych demonów i strzelać gniewnym spojrzeniem to w Alinę, to w anioła. Czytała każdą myśl Aliny i to bez wątpienia działało na ich wspólną korzyść. Zdaje się, ze Alina zaczęła jasno rozumieć powód jej obecności, tutaj. – Nie dość ci tego, że zamuliłeś mózg Aliny, to teraz jeszcze śmierć setek niewinnych stworzeń uwiesiłeś na jej ramionach?!
– Wydaje mi się, że zbyt ją idealizujesz. Monstrum – pozostaje monstrum nawet założywszy maskę na czarną duszę, – anioł zbliżył się do Aliny na odległość kilku kroków. Noel znowu chwycił ją za rękę i przyciągnął do siebie bliżej, odgradzając Alinę swymi plecami. – Chronisz ją? Przede mną? Noelu, ona jest na moim postronku. Daremnie się trudzisz.
– Po co ten cały cyrk? Czy chcesz zabić Tildę na naszych oczach? Proszę, zabijaj! Tylko wiesz, co w ten sposób udowodnisz? – Żniwiarz machnął w powietrzu wolną ręką, – swe tchórzostwo, nic więcej. Jak rozumiem, uśmiercałeś tamtych przed całym Mrokiem w celu wzmocnienia swej wielkości? Tak, to w twoim stylu… opłacało się ci dogadać. Ale to, czyimi rękoma przeprowadziłeś ten plan udowadnia po raz kolejny, jakim do chrzanu jesteś przywódcą.
Gdy Noel uśmiechnął się Alina w tym czasie z Tildą wymieniły się spojrzeniami. Ta ostatnia ledwie dostrzegalnie skinęła potwierdzając domysły Aliny. Vardana łowiąc ów znak podeszła do demonów wciąż trzymających wampirzyce w swych ramionach. Wszystko, czego teraz było trzeba, to więcej czasu. Wampirka nie jest tu sama. Teraz, co do tego nie ma wątpliwości. Azriel rozejrzał się, lustrując wszystkich wokół obecnych wyniosłym spojrzeniem, a po krótkiej chwili wzruszył ramionami.
– Flirey, powinnaś stać tu obok mnie. Nie powinnaś o tym zapominać, – Azriel odwrócił się do swych psów Piekła, które natychmiast posłusznie podniosły się i wolno ruszyły w jego kierunku. – Wydaje się, że twój kochanek nie rozumie, którego ramienia powinnaś się trzymać, aby sam nie stracić drogocenności. Wspomniałem już o tym, że kłopoty na moim terytorium – to zły przykład. Wydaje się, ich stało się więcej, niż jeden.
– Co masz na myśli? – Alina wynurzyła się zza żniwiarza mimo protestu i stanęła praktycznie twarzą w twarz z aniołem. – Że powinnam teraz zabić wampirke? A może zabić Noela? No dawaj! Szczerze! Przecież mogę zabijać nie tylko jeden raz wedle twych rozkazów, prawda? Do diabła z takimi zasadami! Nawet szczera i wielka miłość nie jest godna mojej duszy. Przeliczyłeś się. Wolę zabić Noela własnymi rękoma, oswobadzając się od zobowiązań, a następnie zemrzeć z żalu, ale być wolną. Jak pasuje ci taki plan?
Azriel szeroko się uśmiechnął mierząc Alinę złośliwym spojrzeniem, po czym uniósł brwi i przygryzł wargę, wyraźnie ciesząc się, z rozwoju sytuacji. On dosłownie kąpał się w tej swej wyższości. W milczeniu cieszył się swym niemym zwycięstwem. Tylko każda zabawa z czasem dobiega końca. Pewnego razu złowrogi uśmieszek może przenieść się do innej stojącej obok osoby.
Chwilowo oczy Aliny promieniowały złością, bo dwa rozdzierająco wyjące stwory z tyłu Anioła Śmierci dały Alinie do ręki kolejny atut – niespodziankę. Azriel odwrócił się gwałtownie w stronę psów, nie rozumiejąc przyczyn ich cierpienia. I stało się to w momencie gdy ma znaczenie każda sekunda. Gdy czyiś ruch może dać zwycięstwo, albo wyryć mogiłę. Gdy jeden ruch rozstrzyga o wszystkim…