Heloiza i jej Warszawski Abelard

Rozdział 22

– O czym tak pani rozmyśla, pani Heloizo? Widzę, że ma pani bandaż na nodze? – Zaczął rozmowę kierowca.

W jego oczach przejawiała się prawdziwa o nią troska, tymczasem dziewczyna prawie łkała.

­– No cóż… Nie mam szczęścia w ostatnim czasie, Sali Sari, aż chciałoby się zapłakać… To nogę rozbiłam sobie do krwi, to dostałam cenny podarunek, który teraz muszę zwrócić, to… – Heloiza zamilkła na chwilę, ale nie zdołała wytrzymać i rzekła ­– to byłam niegrzeczna dla pana prezesa. I widzę, że w rewanżu teraz mnie bierze na swój „ząb”.

– A czym pani tak zalazła za skórę szefowi?

– Powiedziałam mu, że przetrze sobie dziurę w czole! Cóż, z porywie rozmowy tak powiedziałam. Teraz, oczywiście, bardzo tego żałuję. Nie zdążyłam przeprosić, a on już wziął mnie „na ząb” i nawet jeszcze obnosi się ze ślicznotką przy boku…

– Z kim takim? – Ledwo tłumiąc uśmiech na twarzy, kontynuował Sali Sari.

– Z kruczowłosą córką smoka – panią Cateriną. Ona zieje płomieniami pasji, paląc wszystko na swej drodze, zna się na drogocennych przedmiotach i mężczyznach… I wiem jeszcze, że nazwała mnie „kulawym pudlem”. – Sali Sari cicho zachichotał, a to rozgniewało Heloizę – Jeszcze zobaczymy, kto wygra: kulawy pudel, czy córka smoka!

– A o co zamierza pani z nią walczyć?

– Ja… – Dziewczyna nagle zamilkła i zamyśliła się. Sali Sari postanowił jej pomóc.

– Widzę, że o cenny skarb. Ale o ten skarb, o niego Caterina już raz walczyła i przegrała. Teraz pani kolej, Heloizo. Głowa do góry, pomogę pani!

– Co ma pan na myśli, Sali Sari? – Zmieszała się dziewczyna i nerwowym szarpnięciem oderwała z głowy dwie gumki, uwalniając włosy z „psich uszu.”

– Nic, nic… – Mężczyzna zerknął na swoją pasażerkę roześmianymi oczami. – Chociaż należy zauważyć, że swoją zaciekłością w niczym nie ustępuje pani Caterinie.

– Ale co pan? Sali Sari… Ja jestem cichą, spokojną dziewczyną, a przy tym mającą zawsze pecha. – Głośno westchnęła. – I tylko czasami „budzi się” we mnie odwaga mojej średniowiecznej imiennicy, i wtedy…

– I wtedy „strzeżcie się!” – Sali Sari roześmiał się.

– Nie wiem. Po prostu, jak dotąd, nigdy tego nie sprawdziłam…

*

Konferencja, wykład pana prezesa Babickiego, odbyte przez niego spotkania biznesowe, spotkania z prasą, biznesowy lunch – wszystko to zlewało się Babickiemu w jeden szumiący potok znanych i nieznanych twarzy, ściskanych rąk, podpisywanych dokumentów, dzwoniących potraw w restauracji. Dopiero pod koniec zdał sobie sprawę, że był to dla niego dzień stracony. Mimo że cały plan zrealizował co do joty, że jego wykład został odebrany z zainteresowaniem, że nawiązał nowe biznesowe znajomości… ale co z tego, skoro w natłoku wszystkich wydarzeń nie odczuwał żadnej satysfakcji. Krótko mówiąc: wszystko się udało, ale czegoś zabrakło. Zabrakło za sprawą Cateriny?… To ona jakimś tylko sobie znanym sprytem odgradzała go od zbędnych spotkań i dialogów, sama określając, z jakimi ludźmi warto się komunikować, a z jakimi nie. Zawsze tego typu jej talent podziwiał, ale nie dziś. „To co się ze mną dziś dzieje?” – pytanie to niemal przewiercało mu głowę na wskroś i… nagle, patrząc na otaczający restaurację sad, to właśnie pytanie usłyszał z ust Cateriny:

– Co się z tobą dziś dzieje? – Spytała, przyciskając go do ściany budynku restauracji, w której przed chwilą zakończyła się kolacja biznesowa. – Nie jesteś do siebie podobny, Januszu!

Babicki patrząc na swe odbicie w wiszącym na drzwiach lustrze, odpowiedział:

– Według mnie wszystko mam na swym miejscu. A co twoim zdaniem niby nie tak?

– W porządku, mój miły, wszystko okay!… – i pogłaskała go po jego szczecinie – wszystko, prócz twoich myśli. Wykład czytałeś jak jakiś robot, na pytania dziennikarzy i reporterów odpowiadałeś z niepojętym mi roztargnieniem. Ze zobojętnieniem brałeś udział w spotkaniach biznesowych… Nawet teraz, gdy ja…. – dotknęła cienkim paluszkiem ust Janusza delikatnie przesuwają nim po jego wargach – czaruję cię, a ty nic!… Jesteś zupełnie wyzuty z emocji!

Caterina pchnęła go i chciała się oddalić, ale Babicki nie pozwolił. Gwałtownie przygniótł dziewczynę do siebie i przywarł do jej warg. Przez prawie minutę nie wypuszczał jej z rąk, studiując usta dziewczyny, zapuszczając dłoń pod jej bluzkę, nogę wciskając między jej uda, ale… Ale nagle ostro się od niej odepchnąwszy, powiedział:

– Masz absolutną rację… Jestem jakiś zupełnie wyzuty z emocji!

– Nie, nie jesteś! Kochany… nie jesteś, mój drogi… Jesteś po prostu zmęczony. – Kobieta znowu przytuliła się do piersi Janusza i pogłaskała go po twarzy. – Chodźmy do mnie. Udowodnię ci, jak niesłusznie się samobiczujesz. – Przesunęła prawa dłoń w rejon jego bioder – Potrzebna ci kobieca delikatność, jej uległość, wyrozumiałość… Wszystko, czego potrzebujesz dostaniesz ode mnie, bo wszystko skrywa się w prawdziwych atrybutach prawdziwej kobiety: w jej oczach, ramionach, biuście i…

– …i w jej zranionej nodze – patrząc w twarz Cateriny czujnym wzrokiem stanowczo dopowiedział. – Chociaż, nie… W oczach także… Szczególnie takich „zmrożonych” jak u Heloizy…

– Jesteś śmieszny i żal mi ciebie – cicho szepnęła Caterina, szybko wyrywając się z jego ramion i szybko kierując się do drzwi restauracji.

Była na niego wściekla. Już nie chce go więcej widzieć, już nie chce, by kiedykolwiek więcej do niej dzwonił.

Chociaż złość nie przydawała urody dziewczynie, to w umyśle Babickiego złość Cateriny odciskała się wielką tęczową plamą.

Wezwał po siebie Sali Sariego i czekając na samochód próbował znaleźć usprawiedliwienie dla swego tak chłodnego potraktowania Cateriny. Uznał, że to za sprawą alkoholu, którego zbyt dużo wypił podczas kolacji, a który tylko pogłębił zmęczenie po dniu intensywnej pracy. Ale Sali Sari szybko wyprowadził swego szefa z błędu, przytaczając rozmowę, jaką rano przeprowadził z Heloizą. „I kiedy ta Caterina zdążyła nazwać Heloizę «kulawym pudelkiem»? – wierciło mu w głowie”

– Sali Sari, jesteś pewien, że pani Heloiza dokładnie tak właśnie powiedziała? – zapytał.

– Tak, jestem pewien. I to bardzo rozzłościło naszą dziewczynę, zwłaszcza, jeśli wziąć pod uwagę, że płynie w niej gorąca burgońska krew. Aż świeciła z oburzenia. Zerwała z głowy gumki i buntowniczo pomachała swymi lokami.

Babicki uśmiechnął się i w sercu mu… „pocieplało”?!

– Wyobrażam sobie ten widok – powiedział. – Dobrze, że od razu nie wypowiedziała jej wojny.

– Myli się pan, szefie, wypowiedziała! I nawet nazwała Caterinę córką smoka. Może by pan przedzwonił do dziewczyny i przestrzegł ją przed Cateriną?

– Nie martw się, Sali Sari, nie pozwolę na to. Tym bardziej, że burgoński temperament Heloizy odczułem też sam na sobie. Tak więc, obawiam się, too Caterina powinna się bać.

Sali Sari spojrzał na swojego szefa z prawdziwym zdziwieniem.

– Co by nie mówić, osobliwa dziewczyna z tej pana sekretarki: to łagodna jak anielica, to wojująca jak amazonka… Ale niech pan zawierzy mojemu życiowemu doświadczeniu, ta dziewczyna jak mało która ma dobre serce, które potrafi szczerze kochać. Niech jej pan nie skrzywdzi.

Babicki długo zbierał się z wykonaniem telefonu do Heloizy. Jak tylko przyjechał do dworku, od razu ze zdziwieniem spostrzegł, że całe zmęczenie dnia ulotniło się. Po kąpieli i filiżance kawy zasiadł przed kominkiem i zaczął wpatrywać się w ogień. Cały ten zgiełk po zakończonym dniu, a przede wszystkim „incydent” z Cateriną teraz wydawał mu się czymś zgoła nierealnym. Ale dlaczego? Przecież wcześniej na sam widok tej kobiety każdy mięsień jego ciała ożywał… Ale tylko, gdy na nią patrzył. Gdy nie było jej na widoku – nie było i pożądania… A czy teraz jego uczucia do kobiety są całkiem inne? Ona jest daleko, ale obecność jej czuje obok. Nie słyszy jej głosu, ale mógłby go rozpoznać wśród wielu innych głosów. Samo tylko brzmienie jej imienia sprawia wyprostowanie pleców i „chwytanie za broń”, by chronić ją przed niewidzialnymi przeciwnikami i wrogami.

„ I czy musieli ten Bartus i jakiś tam Dawid dawać jej prezenty? Ciekawe, wzięła chociaż do domu te kwiaty?” – Pytania te od dłuższej chwili przeszywając jego mózg w końcu sprawiły, że wziął telefon do ręki i nacisnął przycisk szybkiego połączenia z sekretarką. I dopiero, gdy w głośniczku rozległ się głos Heloizy, spojrzał na zegarek.

– Oj, pani Heloizo, czemu pani nie śpi, przecież jest już pierwsza w nocy! Czy ciągle boli panią noga? – Zaterkotał do słuchawki.

– Nie, gdyż pan do mnie zadzwonił. Obudził mnie pan!

– A czemu pani podniosła słuchawkę?

– Jak można nie odebrać telefonu, gdy szef dzwoni?

– No, dobrze… – Babicki ocieplił tembr swego głosu. – Jutro niech pani nie przychodzi do pracy, proszę podleczyć nogę. Jakiś szczególnych spraw nie ma.

– Więc jutro jest pan znowu na konferencji… Z panią Cateriną?

Babicki mimowolnie uśmiechnął się i podrapał w czoło.

– Nie, nie będę. Z Cateriną też nie. Jutro będę w pracy, chociażby tylko po to, aby spróbować odzwyczaić się od pocierania czoła.

– Och, panie prezesie, proszę mi wybaczyć to, co wtedy panu nagadałam… o pana czole. Bo tak w ogóle ma pan bardzo szlachetne czoło. Duże… Piękne. To było z powodu mojej rozpaczy i bólu w nodze… Samo się jakoś tak powiedziało…

– Oczywiście. Proszę się uspokoić. – Z zadowoleniem i uśmiechem na twarzy wysłuchał przeprosin dziewczyny. – Z mej strony wszystko. Proszę wyłączyć telefon i dobrze się wyspać… Dwa dni…

Babicki odłożył smartfon i rzekł do siebie: „A ja sobie pomyślę, co tu z tobą zrobić…”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *