Rozdział 2

Podarunek losu

 

Stanisław wybiegł z domu. Spojrzawszy na ulicy na zegarek zatrzymał taksówkę. Zostało dziesięć minut.  „Zdążę”, smacznie ocenił sytuację. Żona kolegi mogłaby nie chorować, a kolega – to zwykły mięczak i panikarz. Przecież mógł zadzwonić po teściową, prawda?…

– A niech cię! – Rzucił się na niego kolega. Co się stało, zaspałeś?

– Przestań zrzędzić, masz! Tutaj jest podręcznik fizjoterapeuty – poradzisz sobie sam. Spieszy mi się trochę.

– No już dobrze, nie złość się. Coś mnie dziś napadło… Sorry, przecież i tak powinienem ci dziękować!

– Dziś niestety, nie mogę wam pomóc, długo by mówić, później ci wyjaśnię.

I chyżo ruszył do drzwi wyjściowych (myśl o dziewczynie zostawionej w wannie nie dawała mu spokoju). Kolega patrzył z rozdziawionymi ustami za zbierającym się do wyjścia Stanisławem i nic nie rozumiał.

*

Sklepy z babskimi ciuchami otwierano o ósmej, tymczasem wskazówki zegarka w ogóle się tym nie przejmowały i z uporem wskazywały siódmą. Tracić tyle czasu ze względu na przecież nie niezbędną w tej konkretnej chwili odzież Stachowi się, rzecz jasna, nie chciało.

Niecierpliwe pragnienie jak najszybszego dostania się do mieszkania sprawiły, że ręce jego trzymające pęk kluczy stały się  niedokładne i nieporadne. Klucz jakby na złość w żaden sposób nie trafiał do dziurki i złośliwie dokładał tylko morderczego cierpienia. W końcu, udało się! Klamka ustąpiła, wejście do domu stanęło otworem. Widząc wieszak, a n anim nietknięty płaszcz – odetchnął z ulgą.

Nana, podciągnąwszy kołdrę pod samą szyję, leżała na kanapie z zamkniętymi oczyma. Mokre włosy „artystycznie” rozłożone na poduszce od razu wywołały w nim gorąc pragnienia i sprawiły, że w  jednej chwili zrzucił ubranie i znalazł się obok niej, pod jej kołdrą. Serce tak mocno mu biło, iż musiał przycisnąć je lewą ręką. Prawą – objął dziewczynę i zaczął całować ją po twarzy. Jego towarzyszka znów z niepojętym strachem otworzyła oczy, jakby próbując uciec, ale ujrzawszy Stanisława westchnęła głęboko i się uspokoiła.

– Och! To ty? Która godzina?

– Ósma. Chcę ciebie! – Niecierpliwie przyciągnął i przycisnął dziewczynę do swego rozpalonego ciała. Ta zaś, w najmniejszym stopniu nie oponowała. Mówiąc szczerzej – nie reagowała na cokolwiek. To jeszcze bardziej podsyciło jego żądze i już po chwili wspiąwszy się na jej kruche ciało przywarł do niej twardo, z naporem. Leżała pod nim bezwolna, oziębłasłabowita, z odwróconą do boku twarzą i, nie reagując na  spontaniczne poczynania chłopaka, z zamyśloną miną o czymś medytowała, jak gdyby to, co się z nią aktualnie dzieje w żadnej mierze jej nie dotyczyło.

Tymczasem młody człowiek całym swym jestestwem, szaleństwem, z całą żarliwością pasji, którą wyswobadzał z siebie – był przy niej, był tylko dla niej, był z nią…  Kilka razy nurzając się w sezamie rozkoszy powstrzymywał się, drżąc konwulsywnie całym ciałem, by po chwili z nowymi pragnieniami i nową siłą – wznosić się i znów  rzucać się w nieziemską przepaść kochanki. Nie potrafił tego mierzyć, wyrazić, nazwać – i dlatego zdawało mu się, że to co się z nim teraz dzieje nigdy się nie skończy. Czegoś podobnego jeszcze nigdy w życiu nie doświadczał! Ta dziewczyna, mimo nie wykazywania najmniejszej inicjatywy, żadnej chęci, mimo że nie artykułowała wobec niego żadnego oczekiwania, że nie emanowała choćby iskiereczką żaru, wie, że została przez los dostarczona właśnie jemu. Takiego opanowania, spokoju, powolności i takiego stłumionego kobiecego pożądania zawsze szukał, projektując i doświadczając jego przejawy dotychczas jedynie w swojej wyobraźni.

Po kwadransie uniesień wykończony leżał na wznak i uśmiechał się do siebie w radosnym nastroju, z szeroko rozpostartymi rękoma. Czuł dopełnione się w ich przed chwilą boskie piękno.

– Słuchaj… Nie interesuje mnie twoja przeszłość i skąd się wzięłaś na ulicy o tak wczesnej godzinie, i dlaczego prawie zupełnie naga… – cicho odezwał się do niej, gdy ochłonął, – będziesz ze mną chodzić?

– Chodzić? Co masz na myśli? – Nana nie zareagowała od razu.

– Chcę z tobą być, nie wyraziłem się jasno? Nagle zdałem sobie sprawę, że nie mogę żyć bez ciebie. Po tym, co przed chwilą było między nami, wszystko czego doświadczałem wcześniej – umarło. Ty – jesteś najcudniejszym darem, jaki otrzymałem od życia… Czemu milczysz?

– Nawet nie wiesz, jak ma na imię!

– Mam nadzieję, że zaraz się dowiem. A Nana – taki fajny nick. Nie pasi ci?

Chłopak naprawdę postanowił uczynić z niej swą stałą dziewczynę. Totalnie zakręcona na starcie  znajomość, doświadczona przed sekundą ekstatyczna bliskość była najlepszym mu  sprzymierzeńcem i doradcą.

– Przy okazji, to skąd jesteś? – Staś niechętnie podniósł głowę i spojrzał na dziewczynę z nieukrywaną ciekawością – Ta, wciąż leżała z zamkniętymi oczyma.

– Mamy i pierwsze pytanie… – odpowiedziała z przekąsem, nie otwoerając oczu. Będziesz teraz śledczym?

Oparł się na poduszce: – Ja?… Nie, ja tylko… Przynieść jakiś napitek?

– Przynieś. To jest to, czego chcę teraz bardziej niż cokolwiek inne. Czy dobrze rozumiem, nie palisz się iść dzisiaj do pracy? A ktoś obiecał kupić mi odzież…

– Spoko! – nie wszystko naraz! – Roześmiał się opryskliwie i ratując od kontynuowania niezręcznej konwersacji pobiegł do kuchni.

Dziwił się samemu sobie! Trudno było mu znaleźć się w sytuacji, że zaraz będzie pił drinka z zupełnie nieznaną sobie kobietą i to we własnym łóżku. Gdyby taką scenę widział w kinie – pewno by się zaśmiał. „Życie jest nieprzewidywalne. Nie toleruje utartych schematów.” – Rozmyślał. Wrzucając kostki lodu do schłodzonej coli i dolewając do szklanek rumu wyobrażał sobie, jak zaraz jej piękne usta będą łapczywie ssać zaaranżowany przez niego napój Appolina. Sam, jeszcze nie uronił z niego nawet kropelki, ale już czuł, że znowu chciałby się z nią kochać…

Nana usiadła przed lustrem krzyżując po turecku nogi. Przeczesawszy dłonią włosy i rozsunąwszy je po bokach powiedziała ze smutkiem:

– Kiedyś należałam do zuchów!  Ale harcerką nigdy nie byłam… Szkoda.

 spis rozdziałów

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *