Rozdział 5

Pan biznesmen Ewaryst Hint

Ojciec Aliny Ewaryst – przedwcześnie emerytowany inżynier-geodeta – na swego starego przyjaciela Aleksandra natknął się całkiem przypadkiem. Olek był biznesmenem, który od niedawna poznał smak prawdziwego sukcesu. Swymi wizjami i  opowieściami skutecznie złapał Ewarysta na haczyk  obiecując mu u siebie ciekawe, a przede wszystkim intratne zajęcia.w knajpie
Spotkawszy się za następnym, umówionym już razem, w śródmiejskiej „Andromedzie”, Aleksander oznajmił, że dzisiaj chciałby przeprowadzić z nim bardzo ważną i wiążącą rozmowę.

– Ewar, drogi chłopie, będę szczery, – zaczął, – Potrzebuję cię! Masz wielu zamożnych przyjaciół z branży, a przede wszystkim znasz licznych prezesów, którzy mogliby być przydatni w rozwoju mojego przedsięwzięcia, a które od dziś, jeśli zechcesz, możemy ciągnąć razem. Nie wiem, czy i dlaczego nikt z nich dotąd nie próbował zaproponować ci tego, co zaraz sam zaproponuję, ale Bóg z nimi. Ja to uczynię.  Nie spiesz się, z odpowiedzią, przemyśl na spokojnie, to co ci zaraz powiem, lecz mam jeden warunek: musisz ograniczyć picie. Chcesz, skontaktuję cię z moim znajomym lekarzem – zakoduje cię na bezpieczne tory. Chcesz samemu – proszę bardzo! Ale jeśli spieprzysz sprawę – sorry! rozchodzimy się.

– Myślisz, że jestem alkoholikiem? No, stary… Nie obrażaj mnie! Na emeryturze nie mam głowy i przede wszystkim zdrowia do picia.
– Niewiele? Mam inne spostrzeżenia. To prawda: nie widziałem, żebyś kiedykolwiek walał się pod stołami, ale wystarczająco odnotowywałem, jak drinkujesz bez ograniczeń… No dobra. Może faktycznie emerytura działa na ciebie ozdrowieńczo. Kończę więc temat. Teraz zabiorę kolegę w pewne sympatyczne miejsce, po wizycie w którym,  myślę, zrewidujesz swój stosunek do swego nudnego emeryckiego żywota. Tak, przyjacielu! Radość życia niezbędna jest każdemu człowiekowi. Wam emerytom – też. I każdy czerpie ją na swój własny sposób. I każdy w konsekwencji, a szczególnie gdy pachnie groszem – dla przyjemnostek nie będzie szczędził  kasy.…

„Sympatycznym” miejscem okazało się zwyczajne kąpielisko. Choć, prawda! nie całkiem takie zwyczajne. No i, przede wszystkim, niedostępne dla przypadkowych zjadaczy chleba. Pięknie zaaranżowany kompleks z inteligentną, przestronną sauną, duży kryty basen, z pochowanymi za zasłonami jakuzi, zastawione napitkami i przekąskami stoły i do tego wszystkiego – kilka rozebranych panienek dopełniały miły oczom spektakl. Siedziały na kolanach roznegliżowanych, nielicznie przesiadujących tu mężczyzn.

– Marina, Olga, chodźcie tutaj! – Aleksander machnął do dziewczyn pluskających się jacuzisamotnie w jednym z odkrytych jakuzi. Dziewczyny zjawiły się natychmiast i zawisły na obu ramionach Aleksandra, każda po jednej stronie.
– Dobra dobra, później się zabawimy, a teraz dajcie się sobą nacieszyć mojemu przyjacielowi Ewarystowi.

– Ewaryst Hint, witam panie! – jakby krępując się nagich ciał obu dziewczyn przedstawił się z miną zmieszanego dżentelmena. W odpowiedzi – rozbawione panienki tylko zachichotały.

– Tylko go nie zastraszcie! I najlepiej pozwólcie mu od razu dać się złapać w niewolę. – Zarekomendował Aleksander. – Ja, póki co, muszę się odmeldować. Robota czeka…

Ola i Marina, wyginając plecy jak kocice, natychmiast znalazły się w pobliżu Ewarysta.

– No to, na początek, warto by cokolwiek z siebie zrzucić – śpiewnym głosem oznajmiła Marina, a Ola natychmiast rozpięła mu pasek od spodni i zaczęła wsuwać pod jego rozporek zwinną rączkę.

Ewaryst,  jakby ukąszony przez osę, wyrwał się dziewczynie, odskoczył na bok i w popłochu próbował na powrót pozapinać guziki.

– O, nie, nie, nie! Tak nie będziemy się zabawiali! Nasz gościu i panie… Olu, przynieś na początek panu Ewarystowi kąpielówki. – poprosiła Marina. – Tak w ogóle, – zwróciła się do niego z rozbrajającą, niewinną minką, – to kąpiemy się tutaj bez niczego. Na naguska. No, ale… jeśli pan czuje się troszkę onieśmielony, to – oka! Nie musi się pan, panie Ewaryście, od razu przeinaczać się w uroczego golaska, którym niewątpliwie z czaem się tutaj pan stanie…

– Ja… no, w zasadzie… no, nic… przeciw nie mam, – wciąż jeszcze onieśmielony ledwo dukał.

– Panie Ewaryście, – kontynuowała Marina, – nie podoba się panu, że jesteśmy golutkie? Proszę spojrzeć! Mamy tu takiładny basen! Mnie, osobiście, te wszystkie przybiodrowe przepaski i babskie szmatki w takim otoczeniu oburzają. Obrażająmoją godność. Jestem kobietą! I chcę tutaj być otwartą, dostępną i zawsze piękną w całej swej krasie, jakgoła… prawda. Prawda natury!

Słuchał i patrzył na jej ponętne, czarujące ciało. Uczucie wstydu zaczęło go zwolna opuszczać. Brzuch wypełniał się motylami i, podczas pierwszych muśnięć dziewczyny (która zdecydowanym ruchem wzięła go pod swe drobne ramię), całe jego ciało przeszyły słodkie, cudowne drgawki.
– Panie Ewarze, a teraz spróbujemy ponownie się rozebrać. Dobrze? – Olu, połóż, proszę, kąpielówki pana na krześle… No to, co? – panie Ewaryście – zmieniamy ubranie? Ma pan takie męskie, witalne imię: Ewaryst. Nigdy wcześniej nikogo z takim nie spotkałam. Musi pan być wiec wspaniałym, bo niepowtarzalnym mężczyzną. Jak pan chce, może się pan sam rozebrać. My się odwrócimy. – Marina przebiegła swym paluszkiem po torsie mężczyzny: z góry – na sam dół.
– Tak, tak, jeśli mogłybyście, panie. Proszę! – ucieszył się.
Gdy dziewczyny wstydliwie odwróciły się Ewaryst Hint znów w brzuchu poczuł motyle. Wiedząc, że w rodzinnych szortach wygląda bardzo komicznie, zsunął je szybkim, nerwowym ruchem i zrzucił na podłogę. Nie odwracając się próbował po omacku przeszukać siedzisko i oparcie krzesła. Kąpielówek na nim nie było…

– Nie, ich tutaj nie ma! – Marina roześmiała się, oto i one!

Widząc przed sobą uśmiechniętą Marinę trzymającą w dłoniach spodenki kąpielowe, jakby nagle czymś porażony zamienił się w przysłowiowy słup soli. Po krótkiej chwili z  zapoconym czołem niepewnie wyciągnął rękę w kierunku szyi dziewczęcia. Kąpielówki przestały go interesować.
– Nie spiesz się, Ewaryście, – delikatnie wywinęła się spod ramienia dziewczyna, – Mamy czas, chodźmy najpierw popływać.

Ewaryst Hint dumnie niósł przed sobą wystającą część swego męskiego ciała, ale Ola i Marina, idące przed nim i kołyszące na boki pełnymi wdzięku biodrami – zdawały się jakoś specjalnie nie zwracać uwagi na walor ich towarzysza.
W wodzie – w Ewaryście napięcie opadło ostatecznie i całkowicie, i po raz pierwszy od wielu, wielu lat, machnął ręką na wszelkie konwenanse. Znów czuł się wolnym, swobodnym i szczęśliwym człowiekiem.

Dziewczyny pływały nieopodal. Szeptały, śmiały się, nurkowały jedna pod drugą, i wydawały z siebie tak ekscytujące westchnienia, że cały ten spektakl, w którym uczestniczył, zapierał dech w piersiach i doprowadzał go prawie do ekstazy. W pewnym momencie prychnął z emocji tak głośno, że dziewczyny przerwały swe ekscesy, spojrzały na Ewarysta i, jakby po raz pierwszy go widząc, klasnęły w dłonie.

– O, jaki zuch! Będziesz zuchu naszym konikiem garbuskiem! Teraz będziemy ciebie, koniku, opływać dookoła.

Ola podpłynąwszy do Ewarysta momentalnie objęła go rękoma i nogami, i cała na nim zawisła. A Marina – odpychając się od wody – obiema rękoma zaczęła wysyłać w ich kierunku fale.

Ledwie opierając się rozszalałym żądzom zdołał docisnąć do siebie powolne mu ciało Oli, gdy ta – nieoczekiwanie oswobodziła się i już po sekundzie sprawnie usadowiła swe nogi na jego grzbiecie (jakby dosiadała nieujarzmionego wierzchowca). Gdy ciasno owinęła się dłońmi na jego szyi – odchylając w konsekwencji całe jego ciało do tyłu – Marina zanurkowała i na przynętę najpierw krótko cmoknęła, a potem już trochę dłużej okiełznywała ustami jego nabrzmiałego kogucika.
Basen zadrżał od ryku zwierząt. Twarz Ewarysta pogrążona w konwulsjach wtopiła się w podbrzusze brutalnie zrzuconej ze swego grzbietu Oli…

Do domu wrócił dopiero po północy. Po raz pierwszy bardzo ostrożnie i cicho zamknął za sobą drzwi.

Rano żona zobaczyła zupełnie innego człowieka: wesołego, pewnego siebie i… obcego. Natknęli się na siebie w wąskim korytarzu, Ewaryst nawet odskoczył na bok, aby nie wejść w kontakt z tą, która od wczorajszego popołudnia stała się nieatrakcyjną, odpychającą i… niepotrzebną. Teraz unikał jej oczu a nawet sam wzbraniał się przed ukradkowym jej śledzeniem. I ile by jego żona się nie starała – i tak ich spojrzenia nie miały szansy na skrzyżowanie. Serce pięćdziesięcioletniej kobiety rozrywało się na części, dudniło silniej, a w mieszkaniu, po jakimś czasie, zaczął roznosić się zapach waleriany…

Ich córka Alina robiła w tym roku maturę. Bardzo kochała rodziców. Matka, chroniąc spokój jedynej ich latorośli zawsze starała się kontrolować i ukrywać przed nią zmartwienia, absolutnie chroniąc ją przed ich małżeńskimi nieporozumieniami i problemami.

Znajomość i współpraca Ewarysta z Aleksandrem odmieniła i inne rodzinne aspekty: w domu pojawiły się pieniądze, duże pieniądze. Pierwszym honorarium z dumą pochwalił się przed żoną: „Proszę! trzy tysiące Euro z mego zarobku – tylko na twe drobne wydatki.” W przyszłości taka hojność już nigdy więcej się nie powtórzyła; dowartościowywanie się przed własną żoną nie miało przecież żadnego sensu! Bo kim ona niby jest? Szarą myszą ledwie, zjadaczką chleba, nieatrakcyjną zołzą… Tylko córce niczego wciąż nie odmawiał. Ta zawsze była mu oczkiem w głowie.

Mijały tygodnie, miesiace. Poprzez biuro pośrednictwa pracy Sylwia Hint znalazła zatrudnienie za niecałe dwa tysiące złotych na miesiąc. A mimo to i tak była zadowolona: nie tyle z wysokości pensji, a z faktu, że nie będzie całymi dniami przesiadywać w pustym i zimnym, pozbawionym miłości domu. Największym jednak jej problemem było to, że ona naprawdę wciąż go kochała. Nie rozumiała kompletnie, co się z nimi stało? gdzie prysła ich miłość i wzajemny szacunek? W ciągu dwudziestu lat małżeństwa, owszem! zdarzało się nieraz, że ich miłość poddawana była rożnym próbom. Ale ostatecznie zawsze przezwyciężała i największe przeciwieństwa, i najtrudniejsze do pokonania problemy. Czemu nie miałoby tak stać się i tym razem? Na pewno tak będzie. Trzeba wierzyć i czekać!

Pierwszą rzeczą, jaką Ewaryst wraz ze zmianą stopy życia zmienił w swym życiu – to odnowienie garderoby i nowa fryzura. Wspaniałą grzywkę, która falując ongiś tak bardzo radowała jego ukochaną matkę, zastąpił zwykły, przylizany przedziałek z oklaskami teraz przyjęty przez kumpli. Na początku czuł się z nim nieswojo, ale poczucie dyskomfortu szybko znikło, gdy stojąc przed lustrem nie bez przyjemności skonstatował, iż powiększona przy nowym przyczesaniu łysinka dodaje mu dostojeństwa i powagi.

Sąsiedzi i bliscy przyjaciele byli zaskoczeni odnotowywanymi zmianami. Na początku wzruszał tylko ramionami, a potem po prostu przestał się z nimi widywać. Jego ogolony czerep mówił sam za siebie: „mam was gdzieś! Interesujecie mnie jedynie hodowanie pieniędzy”.

Chciał szybko zostać bogaczem. Rano, tak w wielkich ilościach zachlapywał się drogimi wodami toaletowymi, że zupełnie przestał pachnieć swoim własnym, ludzkim zapachem.

Po pierwszych wizytach u Aleksandra na basenie – odczuwał ciężar na duszy. Niełatwo, w swoim czasie, zaskarbił względy Sylwii, gdy godziła się zostać jego żoną. Można powiedzieć, że udało mu się z wielkim trudem. Potem nierzadko dochodziło w ich relacjach do cichych dni. Przyczyny bywały różne. Trwały zwykle krótko i zawsze kończyły się, jak to bywa, miodowym zwieńczeniem. Jedna z takich przyczyn zraniła go szczególnie, i nigdy nie zdołał o niej zapomnieć, i często w różnych momentach życia wracała mu we wspomnieniach.

…W ową niedzielę udał się z żoną na od dawna zapowiadane ryby. Za metę posłużyć miał im domek wujka Felka. Taki tam skromny przybytek z ręcznie pozbijanymi czterema łóżkami, jakimś zdezelowanym stolikiem i krzesłem. Dla postronnych domek od lat sprawiał wrażenie niezamieszkałego, zabitego przysłowiowymi dechami na krzyż.  Mniej lub bardziej przypadkowi „lokatorzy” hojnie wujkowi płacili za gościnę: wódkę nalewali, stawiali zagrychę, a po ich wyjeździe zawsze jeszcze pozostawało jakieś jedzenie i niedopite butelki. W rajskim zakamarku – na brzegach bystrego strumienia, na pobliskich polankach goście dostawali to, co chcieli: pili, ile się dało, grali w karty przez dnie i noce, grali na gitarach,  śpiewali albo po prostu milczeli sobie, i tyle. Każdy tutaj z nich miał swój własny program.

Żonie Ewarysta „rykowisko” zdecydowanie się nie spodobało. To, że jest najwidoczniej za bardzo rozpieszczona – jego zdaniem – to jej problem. „Przyjechała – więc nie ma teraz wyboru. Musi zostać”.  I wtedy właśnie najbardziej przeliczył się chyba w swym życiuł. Bez słowa odwinęła się na pięcie, i tyle jej widział. Zostawiła go z całym biwakowym majdanem a sama – ledwie z  małą damską torebką wróciła stopem do domu. Po powrocie Ewarysta z „pikniku” – miały miejsce ich najdłuższe, bo aż czterotygodniowe ciche dni. Skończyły się, na szczęście, jak zwykle – miodowym zwieńczeniem.

Ale bywały wspomnienia i zupełnie przyjemne, i miłe.

Po uciążliwej delegacji spędzanej w nowo odkrywanym złożu rud żelaza nieopodal Sokółki – zachciało mu się nieznośnie wracać do żony. Służbowa Skoda niosła go do rodzinnego ciepełka niemal, jak na skrzydłach. Przyjechał dużo wcześniej, niż zapowiedział. Gdy otwierał drzwi od mieszkania Sylwia stała na środku kuchni w samych szortach i skromniutkim tiszertcie. Wypełniony przez nieznaną siłę, o której istnieniu przekonywał się bardzo z rzadka, bezsłownie podszedł do zaskoczonej żony. Po stronie pleców włożył ręce pod jej koszulkę i z lekkim drżeniem przesuwał swe dłonie wyżej i wyżej. Zaczął pomalutku masować jej piersi, opuszkami palców delikatnie gładząc twardniejące od pieszczot sutki. Odwrócił się do żony i zaczął ją całować, utrzymując ręce na jej jędrnych piersiach. Jej szorty i jego spodnie osunęły się bez niczyjej ingerencji – same. Słodkie dreszcze kręgami zaczęły przepływać po ich obu wtapiających się w siebie ciałach… rozłożonych nieporadnie na kuchennym blacie. Jej zamglone od szczęścia oczy patrzały w jego oczy z bezgraniczną miłością – jego wzrok przeszywał je z namiętnym pożądaniem. Wpatrzeni w siebie, scaleni w idealny kokon odpływali razem ku stanom nieważkości…

 

– Hej, hej! O czym przyjacielu tak myślisz? – Aleksander poklepał partnera po ramieniu – Ola, Marina! Naszemu Ewarystowi jest smutno. Gdzie jesteście? Dziewczyny!!… Ewar! Chłopie drogi, zrobiłeś coś niemożliwe. Tylu naraiłeś właściwych klientów, że możesz kupić sobie nową brykę, taką jaką zawsze chciałeś. Co ja mówię. Możesz śmiało nawet teraz myśleć o założeniu własnego biznesu. Mam nadzieję, przyjacielu, nie będziemy konkurować?

„Własny biznes? – brzmi ponętnie. Ale czy nie wpuszcza mnie w maliny? A czort z nim! Niech tylko spróbuje. Już będę wiedział jak wykorzystać najbardziej strzeżone przez burżuja informacje. Przyjaźń – przyjaźnią, ale gdzie obraca się pieniądz, tam o przyjaźni pamiętać nie wolno!”

– Ewarku drogi! – Marina delikatnie poklepała kolejnego wschodzącego noworyszca po uszku, – Wake Up! – pieseczku! Twój kotek czeka.

Otworzył oczy.

– Tak, chyba się troszkę zdrzemnąłem, moja dziewczynko! Jaka ty dziś seksi i jak nieziemsko pachniesz! Czyżby dziś twe urodziny?

– To dla ciebie, mój królewiczu, wszystko, dla Ciebie!… Urodziny? – Moje nie. Za to jutro, jutro pana naszego Aleksandra, i jesteśmy wszyscy zaproszeni! Teraz pójdziemy do sklepu, bo chciałabym wybrać dla Ciebie, mój księciu, strój. Będę twoim doradcą, nie masz nic przeciw?… Miłe, że czeka na nas twój nowy służbowy samochód. Jest piękny. Mówią, że bardzo o firmę zadbałeś. To prawda?

– Skoro mówią, to znaczy że wiedzą, co mówią…

– A czy i ja mogę liczyć na jakąś od mojego pana nagrodę!

– Pewnie! – Nie od razu zareplikował emerytowany inżynier, nieźle wciąż potrafiący kombinować i liczyć koszty. Płacenie prostytutkom nigdy jednak nie było w jego planach. Ich rozliczaniem i utrzymaniem zajmował się osobiście Aleksander. Ale może czasem warto uczynić dla niektórych wyjątek?

*

Zaparkować samochód w pobliżu kawiarni „Andromeda” naprawdę nie było tak łatwo. Limuzyny w różnych kolorach i rozmiarach z perfekcyjnie domytymi karoseriami lśniły, jak ryby w akwarium. Chłopaczki dorabiający do kieszonkowego pucowaniem szyb stali wyraźnie markotni: nic tu po nich.

Ewaryst Hint przekroczył próg „Andromedy” pod rękę z Mariną. Miała na sobie czarną, niespecjalnie długą suknię ozdobioną broszką w typie: „oko tygrysa”. Swą zachwycająca kreację demonstrowała światu dumnie, niosąc ją z godnością na uniesionych ramionach. Osikowa talia zwiększała długość już i tak „niewymiarowych” nóg, a kasztanowe włosy spadające na ramiona w precyzyjnym szyku dodawały na tyle wzrostu, że aż odnosiło się wrażenie, iż jest wyższa od swego kawalera…

Kupiony w najlepszym salonie frak  leżał na ramionach „jej kawalera” nieskazitelnie: podwójne rozpięcie i kamizelka perfekcyjnie skrywały lekko wypukły brzuch, a subtelnie  podniesione z tyłu naszywki kołnierza – starzejącą się szyję. Zadowolony z siebie celebryta stawiał kroki  z szacownym dostojeństwem. Kłaniając się na lewo i prawo zapracowywał na swój najnowszy, godny swej pozycji w branży wizerunek.

Tymczasem Aleksander w garniturze od Diora siedział przy małym stoliku przy oknie i przyjmował niekończące się życzenia. Na blacie stał mały wazon z różami i leżało malachitowe pudełko z małą, acz przepastna szufladką.

Wedle ustalonej tradycji goście składali gratulacje bez  kwiatów. Zrezygnował z nich po  głośnym swego czasu zabójstwie jego współtowarzysza. Martwe ciało kompana zastrzelone przez mordercę z konkurencyjnej organizacji leżało wśród drogich, pachnących kwiatów. Ich piękno i feeria kolorów mieszając się z ciemnobordową krwią spowodowało u Aleksandra odruchy wymiotne i ostry ból w gardle.

Po kolei podchodzących do siebie zaproszonych gości witał, do każdego wstając, ściskając ich dłonie i na zakończenie zapraszał na chwilkę do stolika. W ciągu kilku minut intymnej rozmowy każdy „dżentelmen” wyjmował z kieszeni małą kopertę i wkładał ją do szufladki malachitowego pudełka. Wtedy dopiero wstawał, dyskretnie usuwał się i odchodził.

Widząc Ewarysta z Mariną wstał i wyszedł im na spotkanie. Ku zaskoczeniu przyjaciół dość długo obściskiwali się w ramionach.

Ewaryst Hint był jednak najwyraźniej niepocieszony. W kopercie dołączonej do gratulacji znajdowała się lwia część kwoty, wręczonej mu wczoraj przez tegoż samego jubilata. Rozstawanie się teraz z tą jeszcze cieplutką kasą było dla niego i przykre, i trudne, ale pragnienie, by być równym wśród „wpływowych” ludzi branży, wzięło oczywiście górę, i pieniądze, trudno! Niech już wrócą do ierwotnego dysponenta.

Aleksander obracał wielkimi sumami, był naprawdę bogaty, ale przywódcza reputacja zmuszała go do nawiązywania tylko racjonalnych kontaktów. Ewaryst z jego „dziurawymi” kieszeniami był idealnym kandydatem na partnera. Był mu niezbędny, jak powiew świeżego powietrza, ponieważ przez te jego „dziury” nie musiał obawiać się jego konkurencji i być pewnym lojalności kompana. Aleksander mógł poza tym czynić z niego wiarygodną w środowisku biznesowym postać i najlepszą żywą reklamę dla swych interesów, dzięki czemu – sam mógł bezpiecznie pracować i rozwijać firmę w cieniu. I tak czynił.

Ewar wstając od stolika sięgnął do kieszeni fraka.

– Ciebie to nie dotyczy! – Alexander przytrzymał rękę przyjaciela, – a tak w ogóle, powiedz mi jeszcze, co u ciebie? Wszystko w porządku? Bardzo miło cię tutaj widzieć. Relaksuj się, druhu, ciesz się i nie myśl o niczym.

Oszołomiony takim rozwojem sytuacji Ewar pokrył się potem i zarumienił jednocześnie. Z jednej strony to było miłe, że pieniądze pozostaną w kieszeni, ale z drugiej – ten gest dobrej woli kompana dezawuował jego branżowe „ubóstwo”. Wiedział, że nikt z obecnych niczego nie powie, ale to, że wszyscy zobaczyli „odmówioną kopertę” – użądliło.

Zsunięte w jeden ciąg stoły uginały się od pozastawianych potraw i napitków. Naprzeciw każdego krzesła leżała wizytówka, po której goście szybko odnajdywali przygotowane dla nich miejsca.

Przedłużająca się ceremonia składania życzeń dobiegała końca. Dokładnie o dziewiątej wieczorem wzniesiono pierwszy toast.

Po lewej stronie Ewarysta siedziała Marina. Z pewnością należała do jednych z najbardziej szykownych dziewczyn, wliczając do tego grona również kochanki i młode żony bossów.  Ale Ewaryst nie okazywał jej jakiegoś specjalnego zainteresowania. W końcu – była dla niego nikim więcej, jak tylko ekstrawagancką prostytutką. Nieistotny dla niego był nawet fakt, iż Marina legitymując się prawniczym wykształceniem była tak naprawdę prawą ręką Aleksandra. Jako całkiem inteligentna kobieta, naprawdę miała wiele zalet. Potrafiła na przykład umiejętnie zachęcać do nasilania aktywności narajonych nowicjuszy, zawsze przy tym czujnie kontrolując ich życie osobiste i finanse ich biznesów. Nie pozwalała im odchodzić w charakterze zwycięzców, a gdy fortuna odwracała się do nich plecami – machała im na pożegnanie białą czystą chusteczką, zupełnie tak samo czystą, jak skutecznie oczyszczone ich konta przez jej szefa. Pomimo faktu, że nigdy nie zakochiwała się w „podopiecznych” wyraźnie dzieliła ich na tych dość miłych i dość nieprzyjemnych. Ewaryst Hint z pewnością należał do tych drugich. Od niego nie można było odstąpić na krok. Nie tylko, że mógł się upić i „wyschnąć”, poczuć się w obecności klientów największym z największych, walić się w pierś pięścią jak zbawca i książę, to jeszcze bywał skąpy i nie umiał jej uszanować. Ewarysta Hinta miała osobiście doglądać i trzymać na postronku. I wywiązywała się z powierzonego jej zadania bez zarzutu: włączała się w jego moralizatorskie rozmowy i dawała mu w nich swe wsparcie, jeśli nawet tezy jego były mocno wątpliwe, tańczyła tylko z nim, uprawiała z nim seks kiedy tylko chciał: i w ciemnych korytarzach, i w zatłoczonych lokalach, co oczywiście nie było najważniejszym przydzielonym jej przez Aleksandra obowiązkiem.

lista rozdziałów

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *