Kokardka
Wika nie przepadała za atmosferą knajp. Tak w ogóle to była domatorką: mieszkała z matką, pracowała i marzyła, aby poznać kiedyś kogoś wartościowego, by w końcu, jak większość normalnych kobiet – wyjść za mąż za mądrego, zakochanego w niej mężczyznę. Ale na odpowiedniego kandydata wciąż nie trafiała, zaś wiązać się z kimś, a wcześniej tracić dziewictwo wedle współczesnych obyczajów i mody – nie chciała.
A potem nastąpił w kraju czas – tak zwanych przewartościowań: kryzys gospodarczy, niepewność jutra, poszukiwanie stabilizacji… Wika doświadczając ich także w prywatnym życiu – w końcu uległa pokusie i jak nierzadko bywało u młodych panien – dziewictwo straciła będąc jeszcze uczennicą, na młodzieżowej imprezie, po kilku lampkach szampana.
Jej „pierwszym” – został kolega z klasy, chodzący potem za nią po piętach, proszący, żeby nikomu „o nich” nie mówiła, a już za nic w świecie nie wygadała się przed jego aktualną dziewczyną. Wika zlitowała się nad „biedakiem” i zostawiła go z reputacją nawet nie obcałowanego. Od tego czasu, bez względu na częstą zmianę chłopaków, nigdy w żadnym nie zakochała się do tego stopnia, aby tracić dla niego serce, ajuż tym bardziej rozsądek.
Staś jako jeden z nielicznych i chyba ostatnich z ostałych w świecie prawdziwych mężczyzn zawsze wzbudzał jej podziw. Nigdy nie bywał chamski, nie pił w nadmiarze alkoholu, nigdy nie kłamał, nie szydził z przyjaciół… Bywał w życiu zaradny i samodzielny. Ku jej nieszczęściu – Staś także nigdy nie patrzył na nią, jak mężczyzna na kobietę i nigdy między nimi nie było nic więcej, niż zwykła li tylko przyjaźń.
Dziś rano zadzwoniła do niej jej znajoma projektantka – Inga. Powiedziała, że jeśli chce osobiście poznać Ewarysta Hinta – niech koniecznie przyjdzie do „Sarenki”. Hint zarezerwował u nich na dzisiejszy wieczór stolik!
Do wizyty Wika, oczywiście, starannie się przygotowała: włożyła krótką spódniczkę, bluzkę z mocno wyciętym dekoltem, nowe buty na wysokim obcasie i jako prawdziwa katoliczka klękła przed obrazkiem Matki Boskiej Częstochowskiej prosząc z góry o przebaczenie i o chłodny rozsądek.
Do night-clubu weszła przez biuro, kierując się od razu do pracowni znajomej.
– A on, to tak naprawdę kto? Sokół z wyższych sfer? – Z pewną nieśmiałością zapytała, patrząc na Hinta zza kurtyny.
– No patrz sobie, patrz!… Ale wiedz, dorosłe tutaj, za kulisy, nie chodzą. Albo raczej, chodzą, ale nie tu. Tu ledwie zaczyna się kariera tych nieszczęsnych małolat wchodzących do świata porno. Przygotowujemy dla nich stroje. Potem wpadają w wir biznesu – i po dziewczynie. Rzadko bywa, ale, owszem, czasem bywa i tak, że odchodzą, ustatkowują się i żyją normalnie… Patrz sobie, patrz na tego leciwego pięknoducha – rzucił rodzinę, wcześniej ożeniony z jakąś mamałygą, która, jak po latach stwierdził, nawet nie umiała zrobić laski – to i dziwić się, że mu szczęka opadła… Ciężki przypadek. Więc przychodzi do nas regularnie.
Wika wciąż spoglądała zza kurtyny na salę, ale nie odważała się opuścić ukrycia. Ewaryst Hint siedział przy stoliku i wypalał jednego papierosa za drugim. Kilka razy podchodziły do niego różnych walorów „panienki” – ale za każdym razem zbywał je mało obiecującą frazą: „ciut później…”
– Idź! Podsiądź się do niego. To zwykły, nieskomplikowany facet. Nie bój się. Jak cię pośle do diabła, to se pójdziesz, i olejesz go, nic nie stracisz.
– Myślę, że on nie jest dziś „w nastroju” – Wika dotknęła złocistej wstążki na szyi, – ale, okay! Idę! – i przeżegnała się, i wyszła.
Podeszła do jego stolika przytrzymując złocistą wstążkę i nie bardzo wiedziała, co dalej robić? Jak się zachować? Co powiedzieć?
Hint siedział lustrując salę nieobecnym spojrzeniem, ale gdy nagle zagrzmiał megafon wzdrygnął się i zobaczył Wikę. Ich spojrzenia skrzyżowały się.
– Mogę się poczęstować papierosem? – Pierwsze, co przyszło jej na myśl zrealizowała z powodzeniem.
Ewaryst Hint zbladł, włożył rękę do kieszeni marynarki, a potem opróżnił kieszenie, zastanawiając się, gdzie podziały się papierosy?
– Są na stole, – Wika wyciągnęła rękę w stronę paczki. – Mogę?
– Tak, oczywiście, proszę się przysiąść.
Gdy podniósł zapalniczkę zauważyła, że jego ręce drżały.
Przestała się denerwować. Ewaryst Hint śmiało mógłby być jej ojcem, a z mężczyznami w tym wieku zawsze potrafiła się obchodzić i zachować się przy nich swobodnie, zachowując dystans. Od razu zauważyła, że Hint dostrzegł jej złotą wstążkę.
– Smutno jest panu? Czemu? – Wika założyła nogę na nogę i nieśmiało strząsnęła popiół. – Znowu zagrzmiały głośniki.
Milczał. Potem nagle wstał, rzucił: „jedna minuta” i poszedł do drzwi.
„Cudak! Jest o wiele bardziej poważnie, niż myślałam. Czyżby naprawdę sobie poszedł? Nie powinien. A na truciciela jednak nie wygląda…”
Po kilku minutach wrócił i od razu zapytał: – Skąd ma pani tę wstążkę?
– Którą? Och, ta? – Podniosła końce i umieściła je na ramionach, – kupiłam w butiku, a co? Podoba się panu? Mogę panu podarować. Na pamiątkę. Zwrócił pan uwagę na wstążkę, to najpewniej ma pan córkę!
– Tak, mam córkę, ale to nie ma nic do rzeczy. Po prostu… znałem pewną kobietę. Miała identyczną… Może i pani ją zna?
– Wstążki można kupić prawie w każdym galanteryjnym. I pewno podobną kupiło wiele, wiele klientek. A możesz mi pan powiedzieć, jak się nazywa? Bo może faktycznie ją znam?
– Tak się jakoś złożyło, że formalnie nie poznaliśmy się… I nie zdążyłem spytać.
– A czy przypadkiem… ona nie jest striptizerką? – Zapytała ostrożnie i cicho, patrząc mu prosto w oczy.
– Tak, – zmieszany i jednocześnie z dumą powiedział, – Ona tańczyła tu.
– Cóż więc może być prostszego? – Wystarczy, że zwróci się pan z pytaniem do właściciela lokalu!
– W tym problem, że nawet on nie wie. – Ewaryst Hint coraz mniej wyglądał jej na kobieciarza. Podczas rozmowy wahał się, czerwienił, że aż robiło się jej najnormalniej go żal.
– Ona… ja… – Hint ukrył głowę w dłoniach i umilkł…
…Gdy obudził się rano, poczuł ból serca, pustkę w głowie i ostry puls w skroniach. Nie patrząc na nieprzytomną (chyba?) dziewczynę ewakuował się cichaczem za drzwi. Poczuł, że stracił coś bardzo drogiego, bez czego nie tylko nie może być, ale i żyć. Myślami nieustannie powracał do dziewczyny-tancerki. W pamięci zachował zapach jej ciała, szorstkość skóry – wszystko było mu skądś bliskie i znajome, niemal jak rodzinne pielesze. Pamięć o dziewczynie rozsiewała mu ostry ból w sercu i powodowała tyle bólu, że chciał nie tyle płakać – ale wyć rozdzierającym głosem serca. Dlaczego nie zdjął jej maski?… Co za straszne czasy! Taka młoda dziewczyna. Rodzice stracili kontrolę nad tym dzieckiem!? Pieniądze! Każdy potrzebuje pieniędzy! Nikt nie liczy innyc, ważniejszych od pieniędzy kosztów! Dlaczego nie zdjął maski? Dlaczego? Chociaż… No właśnie, dlaczego? Nie ja, ale ktoś powinien. Ona ma taką pracę, nie ja… ktoś powinien. Świat oszalał! A jednak, coś jest nie tak…
Krwawa plama pobłyskiwała przed oczyma i niezrozumiały strach ogarnął mu serce. Jego czoło pokryło się zimnym potem. Musi znaleźć dziewczynę, aby… błagać o przebaczenie?
– Myślę, że chyba ją znam. – Ostrożnie zaczęła Wika.
– Ją? Gdzie ona jest? – Hint chwycił dłoń Wiki. Nie puszczę pani. Gdzie ona mieszka?
– Dobrze! Powiem!… Ale nie, to chyba nie ona. – Teraz z jakiegoś powodu Wika była najzupełniej pewna, że to na pewno ona, ta dziewczyna, w której zakochał się Staś, ale należało bardzo uważnie przemyśleć, jak się zachować w danej sytuacji. Gdzie jest gwarancja, że dziewczyna nie odejdzie od Stasia i zostanie z Ewarystem Hintem? Staś nigdy by jej – Wice – tego nie wybaczył.
– A pani, co pani tutaj robi? – nieoczekiwanie spytał akcentując każde słowo na modłę ojcowskiego moralizowania: „Biedni rodzice! nie wiedzą, gdzie ich teraz córeczka zabawia!” Hint spojrzał na Wikę:
– Co ty tu robisz? Co? – Zawiesił głos. Po tej nocy czuje się do dziś całkowicie wyczerpany i wycieńczony. Teraz już nigdy nie jest sam, strach chodzi za nim noga w nogę. W czasie dnia od tego strachu serce łopocze, zatrzymuje się, a nocami łamie pierś. W pracy – nie szło dobrze, nowi klienci nie przybywali. Aleksander sugerował urlop.
– Przepraszam! – Dotknął rękę Wiki, – przepraszam panią…
– Zróbmy tak, – zaproponowała, – Postaram się dokładnie sprawdzić, czy to ona, czy nie? – i zadzwonię do pana.
Ewaryst Hint zapisał na serwetce numer swej komórki, wręczył jej i wezwał dla Wiki taksówkę.
– Kurs ma pani już opłacony.
*
Już od progu matka spieszyła ją poinformować, że co kilkanaście minut wydzwania do niej Staś.
– Czemu nie nosisz ze sobą komórki? – ofuknęła córkę.
Wika rzuciła szybko na półkę palto, chwyciła za telefon. Staszek nie odbierał. Kompletnie nie wiedziała z jakiego powodu o tak późnej porze poszukiwał z nią kontaktu. Wybrawszy jeszcze kilkakrotnie bez powodzenia numer – zaczęła się rozbierać. Tajemnicze złote wstążki powiesiła na krześle.
Nagle zadzwoniła komórka. Chwyciła telefon: – Stasiu ? Co się stało?
– To ja, Ewaryst Hint, – odezwał się w słuchawce od niedawna znajomy tembr głosu, – czy dojechała pani bez kłopotów?
– Tak , dziękuję , dobrze. – Wika zrozumiała, że ze strony Hinta połącznie było próbą skontrolowania kontaktu. Kompletnie nie było dla niej tylko zrozumiałe, dlaczego tacy fajni i całkowicie odmienni faceci szaleją na punkcie tej samej dziewczyny, na dodatek: jednemu i drugiemu zupełnie nieznanej, a poza tym – potencjalnej samobójczyni. Powiedzmy to tak – stary – lubował się w małolatach. Zdarza się. Ale Staś ? – Czego w niej szukał? Zakochał się po uszy, niemal żałośnie! Nie! Logicznie rzecz biorąc, rozum mężczyzny jest dla niej w ogóle nielogiczny.
Zadzwoniła jeszcze raz i drugi, w końcu poddała się i poszła spać.
Wcześnie rano budzi ją matka:
– Staś dzwoni na domowy i pyta o ciebie.
Wika spojrzała na matkę nic nie rozumiejąc, a następnie szybko wyskoczyła z łóżka i pobiegła do telefonu.
– Hej! Co się stało?
– Nana uciekła, – powiedział Staś po długim milczeniu.
– Jak to, uciekła? Dokąd? – Wręcz głupio zapytała Wika.
– Do Starych Babic, – powiedział i rozłączył się.
*
Na ulicy było ciemno i zimno. Alina podniosła kołnierz od swetra i naciągnęła kaptur. Na szczęście budka telefoniczna była niedaleko, tuz obok Tesco. Bardzo zimnymi palcami wybrała numer komórkowy ojca i już po pierwszym sygnale usłyszał jego głos:
– Tak! Słucham!
– To ja… – umyślnie nie nazwala go tatą.
– Alinka! Gdzie jesteś, moja córko?
– Obok Tesco, przy Górczewskiej, odpowiedziała Alina, – przyjedziesz po mnie?
– Oczywiście! Alinko, córko moja, dlaczego masz taki głos?
– Czekam na Ciebie, – powiedziała i rozłączyła się.
Zataczając się od nagłych zawrotów głowy przysiadła na pobliskiej ławce, obok jakieś starszej kobiety. Czy swoim nerwowym zachowaniem, czy wyrazem twarzy – ale musiała czymś ją zaniepokoić.
– Panienko, czy dobrze się pani czuje? Może wezwać karetkę? Panienko, słyszy mnie pani?!
Słyszała. Ale wywoławszy diabła nie ucieka się.
Ojciec przyjechał błyskawicznie. Wziął córkę za rękę i poprowadził do samochodu. Alina siadła na przednim siedzeniu, obok ojca, nie odzywając się do niego nawet słowem. Samochód płynnie nabierał tempa. Po wyjeździe poza rogatki miasta Hint gwałtownie przyspieszył, i samochód lekko szarpnął. Głowa córki odchyliła się do tyłu, z ramion spadł kaptur.
– Trzymaj się, córuniu, zaraz dojedziemy, – rzekł ojciec i spojrzał na Alinę.
Tylko na chwilę ich oczy się spotkały, a potem była wstążka. Złota wstążka we włosach córki.
*
Przez cały ranek i przez cały dzień Wika nijak nie mogła się skoncentrować: porządkować myśli to było zadanie absolutnie awykonalne! W pierwszej chwili chciała dzwonić i powiedzieć Stasiowi, że znalazła Ewarysta Hinta, ale uświadomiła sobie, że wiadomość ta znaczy dla niego tyle, co nic. Hint właściwie nie znał dziewczyny. Potem naszła ją myśl, ze może powiedzieć Hintowi, że dziewczyna jest poszukiwana przez Stasia. Wahała się. W końcu doszła do wniosku, że to dobra decyzja, a potem zadzwonił Staś, i przekazał, że Nana uciekła.
Ucieczka specjalnie jej nie zmartwiła. „Uciekła?- i dobrze!”. Zmartwiony Staś nie chciał rozmawiać i odłożył słuchawkę – „O! to jest problem rzeczywisty, z którym ona – Wika, musi sobie poradzić!”
Wieczorem postanowiła zadzwonić do Ewarysta Hinta i przyznać, że żadnej dziewczyna ze złotą wstążką bynajmniej nie zna, i wtedy okłamała, bo chciała się z nim spotkać. Telefon nie odpowiadał, i po kilku nieudanych próbach zadzwoniła na numer domowy.
– Dobry wieczór! Czy mogę rozmawiać z panem Ewarystem Hintem? – zapytała Wika słysząc zapłakany, kobiecy głos w słuchawce.
– Ewaryst…. – płakała kobieta na drugim końcu linii, – mój mąż Ewaryst poniósł śmierć wraz z córką w wypadku samochodowym.
– Co!? Jak to, Kiedy?
– Dziś… wczesnym rankiem, kilka kilometrów od domu. – Szlochała rozmówczyni, – stracił kontrolę przed światłami na S8. Prawdopodobnie zawał serca. Ich samochód wjechał na czerwonym pod rozpędzonego TIR-a.
Wika uszczypnęła się – czy aby nie śni jej się to wszystko? Nie, nie śni. Coś jej się wciąż nie składało w tym splocie koszmarnych wydarzeni: zbyt wiele dramatów, zbyt wiele zagadek.
Stop! W nocy z 18 na 19 października nieznana tancerka występowała w „Białej sarence”. Poszła z Hintem do pokoju i uciekła od niego. We włosach miała zaplecione złote wstążki. Dziewiętnastego, wcześnie rano, Staś spotyka dziewczynę ze złotą wstążką we włosach. Wczoraj, trzeciego grudnia Nana ucieka od Stasia i rano Hint z córką ginie na szosie.
„To nie może być! Panie Boże, co za horror!” Wika nie mogła się powstrzymać i krzyknęła: „To jest ta sama dziewczyna! Staś nie powinien niczego się dowiedzieć!!”
*
Pod cmentarną mogiłę Wika przyszła, gdy już ułożyli wieńce.
Żona pana Ewarysta Hinta stała w czarnym długim palcie i nieustannie płakała.
– Jaka tragedia! Co za nieszczęście! – Ubolewał babcia, wyciągając rękę po kondolencje. – Tacy dobrzy ludzie odchodzą. Pan Bóg wie, kogo zabrać. Źli ludzie nie są mu potrzebni.
Wika wyjęła z torebki złotą wstążkę, owinęła nią dwa krzyżyki i związawszy je wspólną kokardką połozyła na grobie.