Rozdział 5

– Bonjour Stasiu! No, przetrzyj wreszcie oczy, ile można tak spać i spać?

Skrzętnie porozkładała na kocu kolorowe broszury.

– No, wstawajże, wstawaj! Mam już w pełni przemyślaną naszą dalszą trasę. Ostrzegam, dzień będzie wypełniony po brzegi. Ale, mój drogi, jakże mogłeś tak ze mną wczoraj postąpić?cytryny

Wyrwałeś mnie ze snu w środku nocy, otworzyłeś mi duszę swoim skomleniem, a kiedy rozbudziłam się do reszty i powiedziałam, że jestem gotowa wysłuchać cię – usnąłeś jak zabity. To u ciebie, co – taki gatunek lunatyzmu? Wkurzyłam się. Rozbudziłeś mnie i potem to już tylko wierciłam się, przewracałam z boku na bok, ale nijak nie mogłam zasnąć. Gdy tylko doczekałam poranka zbiegłam na dół, do recepcji, po ulotki reklamowe. Wycisnęłam z recepcjonisty tyle informacji ile się tylko dało. Aby tylko ci dogodzić. I teraz sądzę, samą kolacją, jak wczoraj nie odpłacisz się. Nie wiem jeszcze, czego sobie zażyczę. Zwłaszcza, że jestem tu panną młodą. Może jakiś pierścionek ze szmaragdem? Co ty na to?

Słysząc pukanie do drzwi trzykrotnie klasnęła w dłonie i uroczyście oświadczyła:

– Dobra, za pierścionek ze szmaragdem mogę ci ofiarować jeszcze więcej: kawę do łóżka! – I krzyknęła donośnym głosem: – Prego! Entri!

Kelner, żywcem jakby wyjęty z zachodnich filmów, wwiózł do numeru wózeczek zastawiony śniadaniem a do tradycyjnych rogalików, kawy i jajeczniczki – talerzyk z cytrynami. Spojrzał z zaciekawieniem na ogromne łóżko, usiane materiałami informacyjnymi i uśmiechnął się swymi wszystkimi trzydziestu dwoma zębami. Otrzymawszy napiwek grzecznie podziękował:

– Grazie!

I nad wyraz długo życzył przyjemnego i słodkiego pobytu siniorowi i siniorinie.

Roześmiała się.

– Chyba najbardziej wywarło na nim wrażenie to, że ty jeszcze leżysz sobie w łóżku, a ja całkiem ubrana. U nich zwykle bywa inaczej, przynajmniej w przypadku młodych par. Dlatego uważam, że powinniśmy dać sobie równe prawa. Mowiac krótko – ja także chcę kawę w łóżku!

– W czym problem? – Mniej, czy więcej sprawiał wrażenie, że doszedł już do siebie, – Wskakuj! Jest nawet stara, brodata anegdota w tym temacie: „on pyta: chcesz kawę do łózka? Ona odpowiada: nie, wolę do filiżanki!”

Szybciutko się rozebrała, pozostając jedynie w prześwitującej haleczce i zdjąwszy jeszcze na koniec bieliznę chwyciła za aparat fotograficzny.

– Nie, w żaden sposób nie mogę przepuścić takiego wydarzenia i nie uwiecznić go po wsze czasy! Benissimo! Po prostu Benissimo!

Dziewczyna zrobiwszy dwie-trzy fotki – zrzuciła haleczkę. Całkowicie naga usiadła na nim okrakiem.

– A teraz wspólna sweet-focia podczas seksu… Uwaga! Naciskam migawkę z trzysekundowym opóźnieniem, a ty – tulaj mnie, jak przystało na młodożeńca, tulaj, Stasieńku…

„Pan młody” nie kazał sobie dwa razy powtarzać. Przywierając ustami do jej biustu prawą ręką zaczął pospiesznie błądzić między jej udami.

– O tak! Właśnie tak… „Pstryk, pstryk aparatu”. Grzeczny chłopiec! Nie przestawaj… Stasiu, jesteś boski… „Pstryk, pstryk”. O tak, tak… Jeszcze, jeszcze…Teraz tam, ustami… Ty to tak pięknie robisz… „Pstryk, pstryk…” Och, Stasieńku…O, mój najsłodszy, ukochany… i nieszczęsny aparat pozbawiony nagle nadzoru właścicielskiej dłoni pozostawiony samemu sobie upadł na podłogę. Nie dane mu było doczekać urzekającego finału.

Gdy skończyli „małżeńskie” igraszki podłożyła wyżej poduszkę pod głowę, przysiadła i wciąż jeszcze ciężko oddychając odezwała się do niego protekcjonalnym tonem:

– No cóż… Poranna małżeńska gimnastyka – zaliczona. Teraz chyba nadszedł czas, aby spokojnie kontynuować wczorajszą rozmowę. Płakać mi w koszulę nocną nie będziesz musiał, bo jak widzisz, nie mam jej chwilowo na sobie.

Ledwie żyw potrząsnął słabo głową.

– Daruj… Wycisnęłaś mnie, jak cytrynę… nie mam teraz siły na spowiedź…

– A właśnie, cytryny! – krzyknęła dziewczyna. Zapomniałam, że pan kelner specjalnie dla nas dostarczył cały talerzyk. Witaminka C dobra na wszystko! – To mówiąc sięgnęła po platerkę, chwyciła nóż, przecięła kilka cytryn na pół. – Będziemy się zaraz skraplać sokiem w każde wysepki ciała, a potem z siebie nawzajem zlizywać witaminkę… Według przepisu mojej mamusi – idealna kuracja na dobry początek dnia – dla młodych, zakochanych par!

I nie czekając na jego odpowiedź pierwszą połówkę cytryny obficie wycisnęła na jego torsie…

– Wariatka! – krzyknął słodko Stanisław i natychmiast chwyciwszy drugą połówkę cytryny zaczął wyciskać na jej piersiach, pępku i łonie… Po chwili łapczywe usta chłopaka rozpoczęły wędrówkę wzdłuż cytrynowych wysepek…

A kawa i przywiezione na wózeczku śniadanie?  – Wciąż były nietknięte. Cierpliwie czekały na swoją porę. Może nadejdzie dopiero po południu?

 

Kochankowie z Werony – lista rozdziałów

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *