– Jak dobrze, że tak szybko się dla nas skończyło. Nie lubię hałaśliwego tłumu i szumnych uroczystosci. Wiem, uciekliśmy gościom. Ale to nic. A oni, proszę bardzo! – niech sobie tańczą, bawią się, piją za nasze szczęście szampana, niech swiętują nasz ślub. A my – we dwoje leimy w podróż poślubną na na Maledivy. – Mówił cicho Babicki siedząc w kabinie wynajętego samolotu.
– Oj, tak! W tajemnicy przed wszystkimi utrzymałeś miejsce spędzenia naszego miodowego miesiąca. Kolejna niespodzianka! Najpierw ten wspaniały naszyjnik teraz ta podróż! Dziękuję ci, kochany… Szkoda tylko, że tak krótko byłam ubrana w tą piekną suknię ślubną, w której czułam się, jak jakaś księżniczka z bajki! Teraz pozostaną tylko zdjęcia. Dobrze, że jesteśmy już sami.
Ja też nie lubię gdy wokół wiele narodu, zwłaszcza, że mało kogo kojarzyłam, – całując męża w usta szeptała Marina.
– Zaznajomiłem cię z każdym. Starałem się każdemu pokazać moją sliczną żonę. No, a sukienka?… będziesz miała jeszcze piękniejsze.
– A kto to był, ten z lekka zgarbiony człowiek, który grał nam na skrzypcach, a potem nawet na chwilę nie odstępował Cateriny? Gdybym nie wiedziała, że Ta Fille jest mężatką pomyślałabym, że są parą.
– Mam nadzieje, że nie są. – Roześmiał się Babicki. – To Bartus. Nasz wspólny z Cateriną przyjaciel. Prawda, że pięknie grał?
– Prawda… Zawsze gdy słyszę Ave Marija solo na skrzypcach – po plecach przelatują mi ciarki…
– Chcesz? Zaraz sprawię, że znowu je poczujesz.
– Nie masz skrzypek, mój ty grajku, a i z tego, co wiem, grywasz tylko na piano.
– Skrzypek nie mam, to prawda, za to jest tu u mnie taki smyk, którym świetnie muzykuję! – i Babicki uśmiechnął się szelmowsko, – Moja żonusiu, chodź! Pokochajmy się teraz. Jestem strasznie napalony!
– No, coś ty? Co pomyślą piloci i stewardesa? Zachowujesz się tak, jak jakiś dwudziestolatek…
– Nie martw się. Zamknę drzwi od salonki i nikt nam nie przeszkodzi w „przyjemnym zajęciu”
– Proszę nam przynieść owoców i szampana, – zwrócił się do stewardessy.
Jak tylko stewardesa zastawiła stolik tackami i szkłem – Babicki starannie zamknął za nią drzwi na wewnętrzny zamek.
– Bardzo ciebie pragnę… taka jesteś piekna! – szeptał, rozpinając bluzkę swojej żonie, pokrywając jej szyję delikatnymi pocałunkami…
*
Pięć dni i nocy na Malediwach, minęło jak z bicza trzasnął. Każdego dnia, wcześnie o poranku do ich domu dostarczano duży kosz z egzotycznymi owocami i kwiatami.
Babicki czule karmił swą slicznotkę świeżymi bułeczkami, zanurzanymi przez niego w pachnących konfiturach i każdego poranka własnoręcznie parzył jej kawę. Po śniadaniu – kąpiel w ciepłym oceanie, potem – spacery po wyspie, aż do samego obiadu, a po obiedzie – popołudniowy wypoczynek, masaże, zabiegi spa i wieczorne leniuchowanie na hamakach. A i tak większość część doby i o różnych porach doby Nowożeńcy spędzali „miłując się się wzajemnie”. Małżonek nie krył się z zamiarem, iż podczas podróży poślubnej „postara się”, aby żona obdarowała go następcą rodu Babickich. Ten zresztą temat, zanim zostali mężem i żoną, omówili wcześniej w najdrobniejszych szczegółach, mało tego: przeszli stosowne badania lekarskie i wiele innych testów, które potwierdziły, że zarówno z nim jak i z nią jest wszystko w porządku i że nic nie stoi na przeszkodzie, aby zostali szczęśliwymi rodzicami.
Podczas pobytu na wyspie Babicki był dla swej żony bardzo delikatnym kochankiem. Czuła się przy nim kobietą doskonale spełnioną i szczęśliwa. Poza wszystkim – rajski kącik niezwykle radował oblubienicę, podziwiała każdy szczegół domu, w którym pomieszkiwali. Do czasu tej podróży nigdy nawet nie była za granicą…
*
Drugą część „Raju” nowożeńcy spędzili w jednej z dacz należących do Babickiego.
– Mam zakontraktowany przez Caaterinę kilkumiesięczny pobyt tutaj, w Pradze. Czeka mnie dużo pracy, – powiedział. – Zamieszkamy wiec w tej willi przez jakiś czas.
– Wszystko mi jedno, kochany, gdzie będę mieszkać, ważne, żeby obok ciebie i z tobą. – odpowiedziała szczęsliwa Marina.
– Wakacje zakończone, mój skarbie. Pora nam wracć do szarej rzeczywistości. Większość dnia, niestety, będę spędzał na nagraniach w studio. A ty, w tym czasie, mam nadzieję, zajmiesz się czymś, co lubisz, i nie będziesz się smuciła z powodu mej nieobecności. Tutaj masz plastikową kartę, na której zawsze będzie do dyspozycji niezbędna sumka na twoje… drobne wydatki.
– Dobrze, kochanie…
– Każdego wieczora, równo o dwudziestej zero zero, będziemy wspólnie jadali kolacje w domu lub w restauracji. Codziennie będzie przychodziła kobieta do sprzątania domu. W razie czego – będzie mogła także ugotować ci obiad i przygotować dla nas kolację. Wyraź tylko takie życzenie. Najważniejsze – abyś sama się nie przepracowywała. – Pośpiesznie przypominał ustaloną formułkę kochający mąż udający się rankiem do studia na nagrania.
– Wezmę sztalugi i pędzle, zacznę malować pejzaże Pragi.
– Świetny pomysł. Tylko oszczędzaj się. Farby mają zapach, może być szkodliwy… boję się o naszego syna, – uśmiechając się i na pół żartując podsumował Janusz.
– Syn? A córka może być? I w ogóle po co już wyrokować?
– Droga moja… Oczywiście, masz rację. Ale jak każdy mężczyzna chciałbym mieć syna… Ale jeśli będzie córka… to, cóż? Potem będzie syn! – uśmiechnął się chytro Babicki po czym ujął dłoń żony i zaczął delikatne pokrywać ją namiętnymi pocałunkami. – Podniecasz mnie! Chodź! Chcę ciebie teraz! Natychmiast! Chcę seksu!
– Kochany, jaki seks? stoisz już przy drzwiach wyjściowych od domu…
– Droga moja, nie odmawiaj mi, zrobimy to tak szybciutko… Please!
Jego dłoń już zaczęła pieścić ciepłe pośladki ukochanej, druga – szybko rozpinała pasek od spodni. Delikatnie przycisnął powolne ciało żony do ściany…
*
– Gospodyni! Wróciłem. Jestem w domu! – gromko zawołał Babicki wchodząc do przedpokoju swej praskiej rezydencji.
– Jestem w kuchni! – odkrzyknęła gdzieś z głębi domu gospodyni. – Nakrywam do stołu, zaraz będzie kolacja, mam nadzieję zadowolić cię mężu moim menu.
– O! Jaki piękny stół. Co u nas na kolację? Zgłodniałem, – trzymając bukiet białych róż i całując żonę w policzek, przywitał się z małżonką właściciel domu.
– Co za piękny bukiet! Dzięki, Jaśku! Teraz mam zamiar uraczyć cie mymi pierogami z mięsem, gotowanymi na parze warzywami i zapieczonym w folii łososiem.
– No to mamy królewską kolację… Ojej! Tak wiele nagotowałaś. Nie zjemy tego wszystkiego, to na całą armię… musisz zmniejszyć porcje na kolejne kolacje, a najlepiej podpatrz, jak gotuje nasza służąca. Ona – przez lata wyuczyła się wszystkich moich nawyków i wymagań. Skorzystaj z tej wiedzy. Czym się zajmowałaś w ciągu dnia?
– Malowałam pejzaże nabrzeża i pływałam łodzią po Wełtawie. – Odpowiedziała cicho Rina.
Była wściekła na męża za jego słowa, ale nie dała tego po sobie poznać i tylko oczy jej posmutniały i apetyt przepadł. Rina jeszcze przed kwadransem była bardzo głodna, zapach świeżo przygotowanego jedzenia „zżymał” żołądek, ale po słowach Babickiego… natychmiast wszystkiego jej się odechciało.
– Chciałabym spędzić noc w hotelu na tej rzece… – w końcu przemówiła, – Jest tam taki parowiec przekształcony w hotel – to byłoby takie romantyczne. Przez całą noc za onem szeleściłaby rzeka, a my w jego rytm „miłowalibyśmy się się wzajemnie”.
– Oczywiście, spełnię twój kaprys, kochanie, choć mnie, akurat, taki ‘entourage’ nie rai. – Z nutką niezadowolenia w głosie odpowiedział. – Acha! Prawie zapomniałem, idziemy dziś do opery. Dlaczego nie jesz? Jedz! – I patrząc na zegar dorzucił: – za czterdzieści minut musimy się zbierać.
Babicki zamyslił się, nie zwracał uwagi na zasępinie żony, w milczeniu jadł i intensywnie o czymś rozmyślał.
– Herbata. Proszę, podaj mi Marinko czaju!… Marinko, pospiesz się, jedz szybciej. Musimy się jeszcze przebrać do teatru! Wezmę z sejfu naszyjnik, a ty – włóż tę sukienkę i strój wieczorowy, który niedawno ci kupiłem… ten czarny.
– Dobrze. – Skwitowała cicho.
– Spodoba ci się w tej operze. Czy ty wiesz, że w jej gmachu wystawiał swe dzieła sam wielki Wolfgang Mozart?!… Don Giovanni, na którego idziemy, właśnie tutaj miał swoją światową prapremierę!
– Naprawdę? Nie wiedziałam, – skomentowała bez entuzjazmu.
– Należy być na bieżąco z historią europejskiej kultury. Acha! Kilka uwag co do odzieży… Koniecznie suknia wieczorowa z otwartymi plecami i prawdziwa biżuteria; włosy upięte nad szyją i, wskazane, z lekkim make-up’em…
Margo słuchała porad swego męża bez skwapliwości. Tym niemniej po zakończonej (niedokończonej) kolacji wstała niespiesznie od stołu i zastosowała się skrupulatnie do wszystkich jego wskazówek i życzeń.
– No, proszę! Jesteś po prostu boska! – zawolał z zachwytem Babicki ujrzawszy przygotowaną do wieczornego wyjścia żonę. – Wiesz, będzie tam także Caterina ze swym mężem, Thomasem. Bądź dla niej proszę, uprzejma, choć wiem, że Kati niespecjalnie za tobą przepada.
– Co proszę? Pierwszy raz słyszę, jakoby „specjalnie za mną nie przepadała”. – Ze zdziwieniem skonstatowała Marina.
– Wiesz, Marinko… Katia to wykształcona, bardzo inteligentna kobieta. Potrafi zaskarbiać sympatię ludzi, nie dając po sobie poznać na ile sama ją odwzajemnia… Nigdy od niej czegoś takiego się nie dowiesz… Chyba, że sama bardzo kogoś polubi. To powie o tym takiej osobie pierwsza.
Marina spojrzała na swego męża cielęcym spojrzeniem. I nic nie skomentowała.
– Kochanie! Wychodzimy. Taksówka czeka!
Książę z bajki – lista rozdziałów