Rozdział 8 – Michael książę z bajki

Na pogaduszkach zleciały im bite dwie godziny. Obgadały wszystkie zaległe od dwóch miesiecy tematy, ale i te najświeższe nowości: osobiste, zawodowe, ogólne, gminne, no i rzecz jasna – plotki. Co to za rozmowa matki i córki bez ploteczek? Żadna! Oplotkowały wszystkie możliwe pogłoski „z życia i pożycia” znajomych. Najlepiej tych wspólnych. Ale i nie tylko…

– Co Ninko planujecie na jutro? Jak spędzicie dzień? Jak wieczór? Bo jeśli idzie o mnie, to… – i Marina wyjęła z torebki papierowy zwitek, – już ci mówię: rano – gimnastyka, śniadanie, poranna toaleta, potem o jedenastej… za dnia – odwiedziny w bursztynowej komnacie, a w niej: zabiegi łagodzące stres i usuwające toksyny z organizmu. Potem – lunch, drzemka… Będę miała troszkę czasu po obiedzie, koło siedemnastej. Wtedy zamierzam trochę poćwiczyć kiść malarską. Wieczór – loża w Ludorfinie… A tak w ogóle, wiesz córciu? mam wykupiony abonament na cały okres mojego tutaj pobytu.

– Jaka Ludorfina?

– No przecież Czeska Filharmonia Narodowa, córeczko… Zobaczmy, co tam jutro grają? – i wyjąwszy smartfonik kilkoma przyciśnięciami klawiszy sprawnie weszła na witrynę filharmonii, – jutro: muzyka klasyczna. Daniil Trifonov… I świetnie! Dawno chciałam posłuchać tego młodego wirtuoza. W niedzielę: „Operowa diva – Magdalena Kožená” – też miło… Ty słuchasz mnie w ogóle, córuchna?

– Słucham, słucham mamusiu…

– Acha! Jeszcze raz dziękuję za podarunek. Ładne te perfumy.

– Mamusiu, my wieczorem także idziemy na klasykę.

– A gdzie?

– Jeszcze nie wiem. Michael coś tam zaplanował. A po południu zamierzamy powałęsać się po prostu po mieście i pooglądać zabytki. Michael lubi fotografować przyrodę. Dlatego odwiedzimy też na pewno kilka parków, aby w ich plenerach mógł pozdejmować jakieś piękne kadry. Jeśli nie zobaczysz nas w restauracji ani na obiedzie, ani na kolacji – nie zamartwiaj się. Na pewno nie będziemy głodni.

*

Janina zbudziła się z samego rana, ale zrywać z łóżka bynajmniej nie zamierza. Przynajmniej nie tak od razu. Leży z zamkniętym oczyma i słucha, jak jej z8737241Q,Spiaca-dziewczynamężczyzna bierze prysznic. Przy zamknietych powiekach łatwiej jest i podsłuchiwać terażnieszość i rozpamiętywać najdrobniesze detale zakończonej nocy. Nietuzinkowej nocy: upojnej, zniewalającej, jak mało która. A wspomnienia – takie słodkie. Jej! – mogłaby długo się im oddawać i marzyć. Nawet jeszcze i teraz na samą myśl przebiegają po jej dziewczęcym ciele lube dreszcze…

Coś jednak w tych wspominkach jej nie pasowało, coś niepokoiło w przypominanych sobie poczynaniach kochanka. Co takiego? Nie wie, nie potrafi zidentyfikować. Jakaś mglista przeszkoda, jakiś trudny do zidentyfikowania niepokój? Naprawdę nie wie… Będzie musiała kiedy indziej, na spokojnie przeanalizować każdą chwilę ich wspólnej słodkiej intymności, każdy gest i każdą reakcję Michaela. Właśnie… reakcje Michaela. To w nich było coś nie tak? Może… Owszem, miała już doświadczenie w obcowaniu z mężczyznami, Michael, przecież nie był jej pierwszym. Ale, prawda: jednym z nielicznych, od których dane jej było zaznawać autentycznego szczęścia i przeżywać prawdziwe miłosne czary. A dla tak wrażliwej dziewczyny, jak ona, to była bardzo ważna kwestia.

– Czy spodobały ci się nasze pierwsze wspólne chwile szczęścia, do których tak długo się przygotowywaliśmy? – spytał Michael wyszedłszy już na wpół ubrany spod prysznica.

– Tak, kochany. Było wspaniale.

Delikatnie przytuliła się do niego, czując przez cienką tkaninę koszuli mokre ciało. I nawet wilgotny tors Michaela był teraz kolejnym, nieznanym dla niej dotąd podniecającym zniewoleniem. Spojrzała w oczy ukochanego krótko i przenikliwie, namiętnie i pożądliwie a następnie długim pocałunkiem przywarła do jego jędrnych ust. Pocałunek trwałby może nawet i wieczność, gdyby ktoś dyskretnie nie zapukał do hotelowych drzwi.

– Open, Proszę wejść! – zawołał Michael i delikatnie uwolnił się z objęć dziewczyny. – Zamówiłem śniadanie do pokoju. – Szepnął jej do ucha.

Janina ledwie zdążła zarzucić na siebie szlafrok, jak przez otwarte już drzwi kelner wtoczył do pokoju mały stolik na kółkach. Na jego blacie – wspaniały, piękny torcik, wykonany w kształcie kosza, a w środku – świeże owoce: truskawki, maliny, wiśnie, żółty agrest i winogrona. Na stoliku były jeszcze kubki do kawy, dzbanek z kawą, croissanty, bukiecik delikatnych białych konwalii w małej miseczce i wszystko.

– Boże, ale śliczność! I ten zapach świeżych owoców i konwalii… Skąd ty zorganizowałeś takie piękno? – wzruszyła się dziewczyna. – Poczekaj! Za kilka sekund będę gotowa do takiego świeta.

– Wszystko do stóp ukochanej kobiety! – uśmiechajac się odpowiedział Michael. – Podoba się? Jesteś szczęśliwa?

– Nigdy nie byłam bardziej. Dziękuję ci, mój kochany! – pocałowala go w usta i szybko pobiegła do łazienki.

– Nineczko… muszę ci o czymś powiedzieć, – rzekł trochę niepewnym głosem, gdy ukochana wykaraskała się wreszcie spod prysznica. Nie chcę żadnych niedopowiedzeń między nami. Chcę być z tobą szczery. Kocham cię i chciałbym, aby tak zostało do końca mego życia. Tylko wysłuchaj mnie w milczeniu i nie przerywaj. Wszystkie pytania – później. Oki?

– Dobrze, kochany… – odpowiedziala wciąż jeszcze z filuternym uśmiechem na ustach. – Tylko krótko, please! Będziemy popijać kawę, jeść owoce z tego boskiego ciasta, a ja – będę wąchać wiosenne kwiatki isłuchać. – I zaczęła nalewać kawę do naczynek.

Zaczekał, aż podsunie mu filiżanke, podmuchał na gorącą zawartość, upił mały łyczek…

– No, słucham – zachęciła Nina.

– Żyła-była sobie zwykła rodzinka… a zarazem taka niezwyczajna. Cit-ciut taka. Ojciec rezydował za granicą i zarabiał pieniążki. Z nim – jego żona i córka. Wszyscy byli szczęśliwi. Ale oto rodzice zechcieli mieć syna – a w nim ostoję i przyszłe wsparcie dla rodziny. Ich córka była już całkiem duża – miała dziesięć lat. No ale jak to czasem na przekór bywa – czekającym na synka rodziców urodziła się znowu córka. Cóz było czynić? Dali jej na imię Michalinka. Byli bardzo rozczarowani. I pewno dlatego nie byli w stanie obdarzyć nowego dziecka właściwą i tak niezbędną dla małego człowieczka miłością. I dziecko to dobrze czuło. Gdy już trochę podrosło chcąc zadowolić rodziców zaczęło nosić spodnie i chłopięce koszulki. Sukienek, Michalinka, nie zakładała przenigdy, zresztą – nawet jej mama kupowała dla niej tylko chłopięce ubranka. Również starsza siostra lubiła ucharakteryzowywać swą młodszą siostrzyczkę na chłopca. Niewiele do tego trzeba było wybiegów: zwyczajne dżinsy, gładkie t-shirty, trampki. Dbała też, aby siostrzyczka zawsze miała krótko przycięte włosy. Za namową siostry Michalinka uczęszczała też na zajęcia seksji sportowej – karate. Obie bowiem uznały, że taki właśnie sport bardzo pomaga poczuć się prawdziwym chłopcem.Gdy miała niespełna szesnaście lat, pojechała z rodzicami na całe pół roku do Tajlandii. I tu, po raz pierwszy dowiedziała się, kim są tak zwani transwestyci. Wcześniej słyszała to słowo nie raz i nie dwa, ale nigdy nie zainteresowała się co dokładnie oznacza. I dopiero tam – w Tajladdii przeżyła prawdziwe olśnienie. Zaczęła odwiedzać różnego rodzaju miejsca, różne społeczności „nieformalne”, spotykać się z ludźmi o „nieokreślonej płci” i słuchać wielu fascynujących opowieści o tych „niezwykłych ludziach”, którzy urodzili się kimś jednym, konkretnym, a czuli kimś zupełnie drugim…

Nina żuła jagody i jakoś tak bez zaangażowania słuchała opowiadania chłopaka. Widząc zniecierpliwienie w jej oczach ten w końcu zareagował:

– Słuchaj, proszę, dalej, będę się streszczał, już zaraz skończę…

– No słucham, słucham – odpowiedziała wciąż bez przekonania.

– Gdy ukończyła szesnaście lat ukradła rodzicom pieniądze i zniknła z domu na kilka dni. Wystraszeni rodzice podjęli intensywne poszukiwania. Na szczęście szybko ją namierzyli. Przebywała w klinice, która specjalizowała się w operacjach zmiany płci. Była już po pierwszym zabiegu. Słowem: chciała zostać… facetem, czyli w jej odczuciu kimś, z kogo rodzice będą dumni i którego pokochają, jak swego „nowego prawdziwego syna.” Ci zaś, do szpitala w którym przebywała przyjechali tylko raz. Przeżyli szok widząc „pocięte” dziecko. I nie odwiedzili jej tam nigdy więcej. Ograniczyli się jedynie do regulowania rachunków za kolejne zabiegi i kuracje hormonalne. Następnie Michalina przeobraziła się w Michaela, zmieniła dokumenty. Rodzice, na szczęście, pomogli. Potem, gdy wrócili do kraju, formalnie już jako chłopak zapisała się na uczelnię i… spotkała swoją miłość. Sorry… – spotkał swoją miłość… Teraz wiesz już wszystko… Jest jeszcze jedna rzecz: nie mogę mieć dzieci. Organizm nie produkuje nasienia. – Spokojnie dokończył opowiadanie Michael.

Nina otworzyła szeroko oczy i kawałek ciasta ostał się w otwartych ustach… zamarła.

– To… to żart? Poranny dowcip?

– Nie, to wszystko prawda! Zaraz pójdę do miasta, porobię trochę zdjęć, a ty – przemyśl tu sobie wszystko na spokojnie i gdy wrócę powiesz mi swe ostatnie słowo.

– A co z twymi rodzicami i siostrą? – ledwie wydusiła pytanie, wciąż porażona tym, co przed chwilą usłyszała.

– Oni… nie zaakceptowali mnie… nie przyjęli do swego serca. Rzadko się widujemy, ale rozmawiamy czasem przez telefon. Siostra podtrzymuje ich na duchu. Właściwie wykreślili mnie ze swego życia, ale w sprawach materialnych – pomagają.

Gdy zebrał się i wyszedł z pokoju Janina przez kilka minut siedziała bez ruchu jakby zamieniona w słup soli. Doznawała klasycznego odczucia znanego powszechnie pod porzekadłem: ‘kubeł zimnej wody na głowę’. „Mój Boże, czegoś podobnego nawet w najgorszym śnie nie mogłabym przyśnić. I co mam teraz zrobić? Co?! Powiedzieć mamie? Opowiedzieć jej, jak bardzo się zakochałam i przedstawić jej moją miłość jako… ‘podrobionego faceta?’ Taki wstyd! Mój Boże! A co, jeśli wszyscy się dowiedzą? Kurczę! Do tej pory chyba nikt nie wie?… No chyba nie. On tswą tajemnicą na pewno podzielił się tylko ze mną. A gdyby mi nie powiedział… odgadłabym? Czy nigdy się nie dowiedziała?… Nie no, zaraz, przez całe życie byłby (sorry: będzie!) na tabletkach – wiadomo: hormony. W końcu spostrzegłabym, co przyjmuje i dlaczego? i zauważyłabym, i skojarzyłabym… te blizny na ciele, skąd one?… Tak! – wcześniej czy później i tak bym się dowiedziała. A teraz, teraz rozumiem dlaczego podczas nocy upierał się, aby w chwilach bliskości były poprzygaszane światła, i wiem dlaczego nie chciał wziąć ze mną prysznica i, mało tego, wiem skąd tak bardzo rozumie wszystkie kwestie kobiece… Jest bardzo opiekuńczy i przewiduje wszystkie me życzenia na kilka ruchów naprzód. Dlaczego? Bo rozumuje jak kobieta! Przeciez to jasne!… Uff!… Co za koszmarna gonitwa myśli… Muszę chyba wyjść na spacer, na świeże powietrze, tak! Muszę wyjść na miasto… Trzeba wszystko mi od początku przemyśleć i podjąć decyzję. Nikt za mnie tego nie zrobi.”

I Nina przez bite dwie godziny błąkała się po jesiennej Pradze, niby podziwiając jej piękno, niby zatrzymując wzrok na ulubionych butikach, a tak naprawdę – myślała i rozmyślała, rozmyślała i myślała: co zrobić? Jaką podjąć decyzję? Co byłoby dla niej roztropne, co najmądrzejsze?… Usiadła na ławce w parku, pogrzebała w smartfonie, spróbowała znaleźć w Interneci odpowiedzi na swe pytania… I nic. Ani trochę nie rozjaśnialo w głowie.

Michael nie telefonuje. Pewno chce w ten sposób zagwarantować jej dużo czasu do namysłu, a przynajmniej tyle, aby wszystko przemyślała bez pośpiechu. Nina również postanowiła nie dzwonić: „niech chodzi sobie po mieście, niech czeka, ja – jeszcze nie zdecydowałam i wciąż nie wiem, co robić? Kogo poprosić o radę? Co dalej przedsięwziąć? Kurczę, ale numer”…

Przeleciały kolejne godziny. Nadeszła pora lunchu. „Pójdę do rezydencji, do mamy. Zjemy wspólnie obiad” – wkońcu postanowiła. „Może coś samo w międzyczasie przyjdzie do głowy?”

*

– Co tam, mamusiu, u ciebie? Ślicznie wyglądasz!

– U mnie? U mnie wszystko w porządku… Janusz dzwonił późnym wieczorem, mówił, ze jeszce muszą z Cateriną poprawić jeden wywiad i wróci dzień później. Życzył mi przy okazji dobrej nocy. A gdzie twój chłopak?

– On… on jest zajęty. Znalazł sobie piękną panoramę i uwiecznia ją we fotkach. Przyszłam ci potowarzyszyć i pobyć z tobą, mamusiu… Jutro, jak wiesz, szofer ojczyma zabiera nas na lotnisko i wylatujemy… Opowiesz mi o swoich zabiegach w SPA?

– O! Nic interesującego… Ale co ty taka rozkojarzona? Dobrze się czujesz? Ninuś?… Czyżbyś się pokłóciła z chłopakiem? A może cię czymś obraził?

– Nie, nie obraził…

– Chesz? Podczas ferii zimowych możecie do nas przyjechać… A w ogóle wiesz, że moje prace – pejaże Pragi – dzięki staraniom Thomasa sprzedały się wyśmienicie i mam swoje własne pieniążki?… Zaraz zaraz, czy ty się czymś smucisz?

– Nie, nie… U mnie wszystko cudownie. Na śniadanie Michael zamówił do pokoju tort w kształcie wiklinowego koszu z owocami w środku, to jest – świeżymi owocami i bukiecikiem białych konwalii.

– A skąd on zdobył konwalie? Teraz mamy jesień, a to przecież typowo wiosenne kwiatki. Prawdziwy z niego mężczyzna! Dla swej ukochanej kobiety zrobi wszystko. Musisz być szczęśliwa?

– Tak, mamo, jestem szczęśliwa. Mieliśmy niesamowitą noc, piękną i pełną miłosnych wrażeń.

– To skąd te smutne oczy? Zamyślony wzrok?

– Michael powiedział, że dawno nie widział swych rodziców, nie ma z nimi kontaktu i jest w życiu zupełnie sam. I jakoś tak zrobiło mi się smutno… Bo ty przecież także jesteś daleko, masz własną rodzinę, – naprędce zaczęła zmyślać Janina, nie chcąc przecież „szczęśliwej matce opowiadać o tej strasznej tajemnicy Michaela. Jeszcze się zdenerwuje i nie przetanie o tym myśleć… minie trochę czasu, to jej kiedyś powiem, ale nie teraz!” – rozmyślała. – Teraz masz w harmonogramie drzemkę, to idź, odpocznij mamusiu!

– A od kiedy ty taka sentymentalna i troskliwa? – zdziwiła się matka. – Słuchaj, a może ty jesteś w ciąży?!

– Nie. Nie jestem w ciąży. Być może cisza tej małej podstołecznej osady tak oddziałowuje… nie wiem.

– Cóż, no dobrze. To idę do swej pracowni. Będę malować obraz. Jakoś tak mi się zachciało uwiecznić portret twojego Michaela, oczywiście – z pamięci. Jutro, przed wyjazdem otrzymacie go ode mnie w prezencie. Tylko, wybacz, córuś, portrety – to nie moja specjalność, nie za dobrze mi wychodzą.

– Przesadzasz. Uważam, że znakomicie sobie z nimi radzisz, one wszystkie są takie… tkie z charakterem, z twarzy zawsze bije blask szczęścia…

– Naprawdę masz takie wrażenie?

– Naprawdę… To idź sobie popracuj, mamusiu, albo poodpoczywaj. Pa! Do wieczora!

I matka z córką słodkimi buziakami w policzki rozstały się „w zgodzie i pogodzie” życząc wzajemnie miłego popołudnia.

„Nie będę do niego dzwonić, wciąż muszę jeszcze wszystko przemysleć. Pojadę na wycieczkę do zamku Loket. Ojczym mówił, że jest tam ciekawa udostępniona dla zwiedzających izba tortur. W sam raz teraz dla mnie! A poza tym mają stałą ekspozycję pięknej porcelany. Mogłabym coś upatrzyć i zakupić mamuli, znaczy się – jakiś drobiazg” – rozmyślała płacąc w kasie osiemnaście euro za wycieczkowy autobus w obie strony, razem z biletem wstępu. Janina zwykle umyśli – i natychmiast realizuje. Tak było i teraz…

Już zbliżajac się do na wpół zajętego autokaru miała niespodziewanie dziwne przeczucia. Zdawało się jej, że ten autokar – to los, na który właśnie wykupiła bilet. Czy los będzie szczęśliwy okaże się, w zależności od tego, dokąd autokar dowiezie? Jeśli do zamku – będzie królową. Jeśli tylko do ruin – zostanie biedną, opuszczoną przez przyjaciół kobietą… „Romantyczna z ciebie dusza, Janinko” – uśmiechnęła się sama do siebie. „Musisz mocniej stąpać po ziemi i nie przejmować się bzdurnymi przywidzeniami”. Ale wchodząc do autokaru poczuła, że nagle uginają się pod nią nogi. Niesamowite! Oto, w ostatnim rzędzie siedzi ktoś, kto jest bardzo podobny do Michaela! Głowa spuszczona, ukryta w dłoniach, obok torba turystyczna prawdopodobnie z aparatem. Czy to może być Michael? Autobus ruszył. Siedziała kilka minut jak na węglach i bała się odwrócić do tyłu, bała się zbadać swe przypuszczenia. Ale, jak to w takich przypadkach często bywa – ciekawość okazała się silniejszą od strachu. Odwróciła się. Spojrzała na strapiongo chłopaka, na jego skuloną sylwetkę, na jego oczy, które tkwiły gdzieś tępym spojrzeniem w dalekim krajobrazie za oknem. Tak, to był on, Michael! Skąd się tu znalazł? Miał spacerować po Pradze, chodzić po parku. I co? Dziwny zbieg okoliczności? Przypadek?!

„Podejść? Nie podejść?” – zastanawiała się przez chwilę. Oczywiście, przemogła się. Wstała ze swojego siedzenia, podeszła i siadła obok nieszczęśnika.

– Ahoj, Michael. Dzień dobry! Co za spotkanie…

– Nineczka?

– Jam ci.

– Co ty tu robisz?

– Pewno to samo, co ty. Jadę na wycieczkę do zamku. – i uśmiechnęła się do niego serdecznie.

– Niesamowite, – zdumiał się, – ale przypadek!

– Nie wierzmy przypadkom, kochany. To spotkanie wyreżyserował sam los. Widocznie uznał, ze powinniśmy poważnie ze sobą porozmawiać. Zdala od przyjaciół i rodzinki.

– Pewno masz rację, – odpowiedział Michael i pocałował ją na dzień dobry w policzek.

– To co porabiałeś przez te godziny?

– Najpierw chodziłem bez celu i planu, trochę myśląc, trochę zastanawiając się nad swoją przeszłośćia, trochę biadoląc, jak niezguła, a w końcu wziąłem się w garść i ułożyłem plan na cały dzień, aż do późnego wieczora. Wyjazd do zamku był jego ostatnim punktem.

– A wcześniej, co już było?

– Wcześniej odwiedziłem słynny gejzer tryskajacy mineralną wodą, szkołę jazdy konnej, w której jeźdźcy cwałowali pięknie na swych karych rumakach, wspiąłem się na Wieżę Eiffla, robiłem mnóstwo fotek….

– Wieżę Eiffla? – przerwała mu.

– No tak. Nie wiesz, że mają tu kopię? Okay! No trochę mniejszą od paryskiego oryginału, ale tak w ogóle bardzo podobną…

– Teraz już wiem. I co jeszcze porabiałeś?

– No, zjadłem sobie obiad w pałacu pocztowym, konkretnie: golonkę i pierogi… i choliwcia, takie duże porcje dali, że nawet we dwójkę byśmy polegli. Ani jednego ani drugiego nie dokończyłem…

Na chwilę zapadła między nimi niezręczna cisza. Janina zastanawiała się, czy oto teraz jest ten właściwy moment, aby oznajmić decyzję.

– A ty, jak? co porabiałaś? Gdzie byłaś? – przynajmniej na chwilę odwlekł pytaniami  trudny jej „moment”

– Spacerowałam w parku, obok hotelu. Potem zjadłam z mamą obiad w domu i wszystko.

Krępująca cisza znowu zapadła. I tym razem zdawała się trwać wieczność. W końcu – zdobyła się na odwage, uniosła głowę i śmiało patrząc w oczy ukochanego mężczyzny rzekła:

– Przemyślałam wszystko. Niech zostanie, jak było. Mamie nic nie powiedziałam. I ciebie o nic więcej nie pytam, jeśli sam zechcesz – to kiedyś opowiesz.

Michael delikatnie pocałował dziewczynę. W oczach znów zabłysnął płomyk nadziei i miłości.

– Nie zamarzniesz? – spytał. – Bardzo lekko się ubrałaś.

– Nie, jeśli zamarznę, mam nadzieję – rozmrozisz i rozgrzejesz mnie. – Odpowiedziała kochająca na powrót swego rycerza Nina.

*

Wieczorem, w przerwie koncertu muzyki klasycznej, zakochana w sobie para zachowywała się jak zwykle: młodzi dużo żartowali, cieszyli się, promieniowali szczęściem.

„Nieporzebnie się martwiłam, u nich wszystko w porządku. Może to prawda, może rzeczywiście to spokojne podstołeczne miasteczko skłania do melancholii i smutku” – rozmyślała Rina.

– Jakie macie plany na niedzielę? Młodzieżo, co chcielibyście jeszcze zobaczyć tu wiecej?

– Chciałoby się zobaczyć wszystko, ale na to musielibysmu mieć jeszcze co najmniej dziesięć dni. A nie mamy. – Odpowiedziała w imieniu „młodzieży” Nina.

– No to przyjeżdżajcie znowu. Wkrótce święta i Nowy Rok. Zapraszam!

– Mamusiu, nie możemy na razie obiecać. Nie wiemy, jak będą układać się sprawy na uczelni. Michael przygotowuje się do obrony dypomu…

Przed wyjazdem młodzi, zgodnie z obietnicą, otrzymali od Mariny prezent – portret Michaela.

– Oto moja praca…

– Jaka słodka! Michael wygląda na niej jak wspaniały bohater. Taki… książę z bajki – z zachwytem oceniła Nina. – Dziękujemy mamusiu.

 

 

Książę z bajki – lista rozdziałów

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *