Minęły trzy tygodnie. Znów dla niej upiornie nudne. Pan mąż ledwie wrócił z jednej delegacji, a już po dwóch dniach udawał się w kolejną. Oczywiście, znów nie wiadomo, na jak długo i dokąd?…Co to dla niej oznacza? – dalszą udrękę. Ileż bowiem można spacerować w pojedynkę po turystycznych zakątkach? Ile chodzić na zakupy do choćby najbardziej ekskluzywnych galerii i butików? Dwa razy dziennie? Codziennie?… To – za dnia. A wieczorami? A wieczorami: Internet, telewizja, telewizja, Internet. I tak w kółko. Ale jak długo tak można?
I wszystko toczyłoby się jak zwykle wedle starych koszmarkowych regułek, gdyby tym razem nie gruchnęło sensacją, i to najcięższego kalibru. Zgadniesz, czytelniku, jaką? Nie zgaduj po próżnicy, już wyjawiam: Marina dowiaduje się, że jest w ciąży! Marina spodziewa się dziecka! Marina i Janusz będą mieli wymarzonego potomka!
Radosna wiadomość zastała Babickich w prozaicznych okolicznościach, w chwili, gdy gospodarz domu udając się w delegację opuszczał rezydencję i już tyko czekał przy drzwiach, aby ucałować na do widzenia swoją „malkontentną” połowicę. Ta ostatnia właśnie wyszła z łazienki i trzymając w dłoniach małą kapsułkę z testem ciążowym podeszła niepewnym krokiem do męża. A tam, na wskaźniku: dwie poprzeczne kreseczki.
– Czy to, kochanie, oznacza?…
– Tak… Jestem w ciąży!
Na stojący w korytarzu niewielkie krzesełko Babicki osunął się jak poturbowany. Przysiadł, opuścił głowę, schował w dłoniach. Po chwili jednak energicznie wstał, chwycił małżonkę w ramiona i z zachwytem złożył na jej czole, jak z przysłowiowej dubeltówki, głośnego cmoka.
– Zuch dziewczynka. – Krótko oznajmił, z nieskrywanym zachwytem. A po niedługiej chwili, gdy po pierwszym szoku powrócił zwyczajowy rezon i opanowanie, nieco oschłym tonem dorzucił: – każ Matyldzie niech z powrotem zabierze moje rzeczy do garderoby. Nigdzie dziś nie jadę, zostaję!
Nie, nie zrezygnował z wyjazdu. Postanowił jedynie go odłożyć. Ale i taka decyzja w praktyce zawodowej Babickiego to był prawdziwy ewenement. Mówiąc dokładniej: precedens. I nawet Caterina – natychmiast poinformowana o „wydarzeniu” przez szczęśliwego przyszłego tatę – zwykle ganiąca swego szefa za sentymentalizm i brak dyscypliny – tym razem okazała wyrozumienie. Wykonała kilka telefonów i po chwili zakomunikowała, że wyjazd można bezpiecznie opóźnić o cały jeden(!) dzień.
– Moj Babicki, tylko jutro, nie ma mowy, musimy lecieć! – lojalnie uprzedziła.
– Katiuszko, mogłabyś jeszcze zadryndać po Patryka? Dobrze byłoby, gdyby to on ostatecznie zbadał i zdiagnozował „naszą” nową mamę, – poprosił Caterinę w odpowiedzi.
– Już to zrobiłam, Januszku. Patryk obiecał, że zaraz dosiądzie swego czerwonego smoka i będzie u was za trzy godziny.
– My dear friend… dzięki, Katiuszko!
– Jaśku? – jaki Patryk? – spytała Marina, gdy odłożył telefon, – To ten doktor Trazom?
– Nie kto inny.
– Za trzy godziny? Ale z Salzburga do nas to chyba ze czterysta kilometrów ? – Zwątpiła Marina.
– Cóż to dla takiego kierowcy, jak Trazom, i cóż to dla jego czerwonego Porschaka? – uśmiechnął się i mrugnął do niej okiem.
I rzeczywiście, po nieco ponad trzech godzinach przed zajazd rezydencji zajechał z piskiem opon mały sportowy Porsche Carrera model GT/PT.
– Hej, kochani, się macie! – zawołał do nich ledwie wyskoczywszy ze wciąż mruczącego smoka uśmiechnięty od ucha do ucha doktor Trazom.
Badania Patryka przyszłej mamy trwały niecały kwadrans. Przywiózł ze sobą biało-fioletowy laptop z grafenowymi elektrodami i zestaw dozymetrów połączonych z mini-flakonikami z których każdy mienił się innym kolorem, i co ciekawe: barwa zmieniała się w poszczególnych flakonikach oddzielnie, i o różnym czasie. Ten laptop i flakoniki – to był cały jego ekwipunek.
– A co to za aparatura? – spytała zaniepokojona Marina. – Nigdy czegoś podobnego nie widywałam w gabinetach ginekologów.
– Bo i Patryk nie jest ginekologiem. – Wyjaśnił jej Babicki. – To oryginalna autorska aparatura Patryka, unikat w skali świata, instalacja, która w sposób nowatorski kompleksowo diagnozuje stan psyche i physis. W każdym zakresie…
W jaki sposób odbyło się badanie? – Ona – Marina – nawet nie wie i nie pamięta. Doktor Trazom wprowadził ją w stan hipnozy i jedyne, co sobie przypomina, to dźwięki sonaty „Facile” Mozarta, której muzyka niejako w tle towarzyszyła podczas całego zabiegu i, jak zapewnił Patryk, była jego immanentną częścią.
Doktor Trazom po przeprowadzonym teście nie miał wątpliwości: będą bliźniaki!
*
Radości Janusza i Mariny nie było końca. Przyszli rodzice uradzili, że na czas aktualnego wyjazdu Babickiego, a przede wszystkim z uwagi na ciążę żony – Marina przeniesie się do uzdrowiska w Jáchymowie, jak zapewniał doktor Trazom: unikatowego w skali świata, w którym podda się specjalistycznym kąpielom w wodzie radonowej znakomicie wzmacniających kondycję i zdrowie przyszłej mamy.
Pomysł był dobry, gorzej – z realizacją. Owszem – wyjechała do rekomendowanego przez Patryka uzdrowiska. Ale już po tygodniowym pobycie nawet „’radonowe” jacuzzi oświetlane płomieniem z kominka też zaczęło się naprzykrzać. „W kółko te same procedury, monotonia zabiegów…” – utyskiwała Marina. Dlatego, gdy wieczorem zadzwonił małżonek poinformowała, że ma już dość pobytu w tym „zacnym uzdrowisku” i chce natychmiast wracać do domu.
– Januszku, nie widuję cię ostatnio prawie w ogóle. Tydzień za tygodniem ciągle jesteś w rozjazdach. Czy rozumiesz, że ja po prostu tęsknię? Tęsknię za toba! Mam dość samotności… Przyjedź proszę jutro… choć na dwa dni, na jeden… – pochlipywała w słuchawkę.
– Weź sie w garść! – bezdusznie zareplikował. – Teraz absolutnie nie mam takiej możliwości. Przyjadę po ciebie pod koniec tygodnia, w sobotę. Obiecuję!… Jesteś w tym sanatorium raptem kilka dni. Może jeszcze się nie zaaklimatyzowałać?… A może masz jakieś problemy ze zdrowiem? Coś ci dolega, Marinko? W głowie może się kręci? Uwierz mi – w twoim błogosławionym stanie to normalne. Nawet już samej zmianie otoczenia, świeżemu powietrzu i ozdrowieńczym kuracjom mogą czasem, paradoksalnie, na początku towarzyszyć różne niespodziewane objawy…
– Mężu! – odezwała się ostro przerywając mu, – z moim zdrowiem jest wszystko w porządku. Nie przejmuj się o nie. Przyjedź po prostu! to wszystko, o co proszę…
– Rinko, a ja proszę – bądź inteligentną dziewczynką. – oponował po drugiej stronie linii Babicki,- Jak ty to sobie wyobrażasz? Mam kazać Caterinie, aby pozrywała kontrakty i zapłaciła kary umowne?… Kto nam pokryje straty? Może ty?
– Jaśku…
– Nie kapryś, kochanie… Masz tam taką ciszę i spokój… A jakie powietrze! Gdybym mógł – sam najchętniej przebywałbym tam na stałe.
– Ale mi tu się nudzi… rozumiesz? Nudzi mi się i źle mi bez ciebie!
– Nudzi? Przecież Uzdrowisko oferuje bogaty program kulturalno-rozrywkowy dla kuracjuszy. Wykupiłem ci pakiet na wszystkie imprezy!…
– Niby tak, ale…
– Marinko, proszę, bądź dzielna i roztropna. Wypełniaj wszystkie zalecenia lekarzy. Muszę już kończyć. Caterina pokazuje mi, że już jesteśmy spóźnieni na wywiad. No, sorry! Taka u mnie praca. Do zobaczenia za kilka dni! – Oschle i bez entuzjazmu w głosie, jak zdało się Marinie, jak zaczął, tak i zakończył rozmowę „pan mąż i władca”, przyszły… tatuś.
„Naprawdę jestem kapryśna? To już nie mam prawa się na nic żalić? Co z tego, że uzdrowisko oferuje bogaty program kulturalny, że każdego popołudnia koncerty, turnieje, potańcówki… ale wieczory są długie i nudne. Nie mogę cały czas siedzieć w Internecie, przyjaciół i córkę odciągać od roboty…” – rozmyślała niezadowolona Marina. „I w kółko ta jego bezduszna Caterina – decydująca o wszystkim. Kiedy Janusz to babsko zamieni na jakiegoś życzliwego mu… asystenta?”
Myśląc o „asystencie” wcale nie kierowała się zazdrością. Jej zdaniem Janusz jest na tyle odpowiedzialnym mężczyzną, że nigdy żadna mężatka, a tym bardziej współpracownica, poniekąd i żona przyjaciela, nie byłaby w stanie zawrócić mu w głowie. A tym bardziej taka zołza, jak ta Caterina, której bałkańska uroda ma się nijak do gustów Janusza („od kiedy Janusz lubuje sie w trzydziestoletnich brunetkach o wyraźnie przyokrąglonych kształtach?”). Uważa, że faceci w roli asystentów sa konkretni i dużo lepiej zorganizowani.
*
I nadszedł sobotni poranek. Mimo deszczowej pogody – piękny dzień! Prawdziwe święto. Oto, jak obiecywał – tak i dotrzymał słowa. Przyleciał do niej. Jej Janusz! Super opalony, w jakimś egzotycznym kapelusiku na głowie i krótką laseczką a la Chaplin… Natychmiast skontaktowała się z recepcją. Odwołała wszystkie zabiegi.
– Ale się stęskniłam, kochany, już nie mogłam się ciebie doczekać. – I przylgnęła do szerokiego torsu Babickiego.
Pochylił się nad jej głową. Pocałował leciutko w usta.
– Przewiozłem ci taki-tam drobiazg, – i wyjął z torby mięciutką pluszową mrówkę.
Marina sprawiała wrażenie wyraźnie zaskoczonej.
– Wszyscy przywożą koty, niedźwiadki, zajączki a ty… taką niezwykłą… taką, jak dla małego dzieciaczka, – całując męża w usta dziękowała Rina.
– Marinko… jako przyszła mama dwóch dzidziusiów na pewno pomału już przysposabiasz się do odpowiedzialnej roli. Może nawet zaglądasz do butików z ubrankami dla krasnoludków? – ze śmiechem odpowiedział.
– Z tym zaczekam, aż poznamy płeć dzieci.
– A ja tam sądzę, że śmiało możesz rozglądać się za niebieskimi śpioszkami. – Uśmiechnął się rozczulająco. – Zobacz jeszcze, co mam dla ciebie. – Podszedł do drzwi, otworzył i kiwnął na kogoś czekającego w korytarzu. Po chwili dwóch kelnerów wniosło do pokoju dwa wielkie kosze. W jednym – egzotyczne owoce, w drugim – słodycze. – To dla ciebie i naszych dzitek!
– O! Dziękuję kochanie… I mi wolno jeść takie owoce? – spytała wzruszona.
– Oczywiście. Cały zestaw skonsultowałem z lekarzem.
– A Ty nadal czekasz na niebieskie śpioszki? A jeśli będą dziewczynki?
– Tę kwestie mamy już przedyskutowaną. – Janusz głośno się roześmiał, – wtedy zgodnie z porządkiem na pewno będzie syn!
– Acha! Jaśku… miałam ci o tym już wcześniej powiedzieć, – ożywiła się nagle Marina przeglądając owoce i słodycze w koszach, – zobacz, jakiś dziwny email z twoim nazwiskiem w tytule przyszedł na mój adres… Wiesz, nie lubię wszelkich spamów i korespondencji od nadawców, których nie znam. Zwykle wtedy bez otwierania wrzucam taką pocztę do kosza, bo dość mam reklam i nagabywania. Ten, z uwagi na twoje nazwisko w temacie zostawiłam, abyś sam zadecydował i zrobił, co uznasz za stosowne
– Okay. Zaraz luknę.
Babicki wziął laptop żony i po kilku kliknięciach znalazł wspomnianego emaila. Bez wahania otworzył nietkniętą, zamkniętą kopertkę. Ekran wypełnił się drobnym tekstem. Szybko i sprawnie „przeskanował” oczyma całą zawartość. Podczas lektury z zaciekłością utrzymywał zaciśnięte usta; jego twarz wyraźnie pobladła. Przeczytawszy do końca cicho wreszcie odetchnął i nacisnął klawisz delete. Potem kliknął jeszcze ikonkę kosza i starannie zadbał, aby opróżniła się trwale cała zawartość. Kochająca żona niczego nie zauważyła. Podczas rutynowych, w jej przekonaniu, działań męża – nadal szperała po słodyczach i owocach wybierając te rarytasy, których w pierwszej kolejności chciałaby zasmakować.
– Masz rację, żono. Nie warto otwierać nieznanej korespondencji… – cicho powiedział. – Proszę cię, gdyby przyszła kolejna – postępuj nie inaczej i od razu wrzucaj do kosza.
– Oczywiście, kochanie… Co teraz będziemy robili? Może jesteś głodny? Bo ja, jakby co, zjadłam obfite śniadanie i teraz chce mi się już tylko miłości i mężowej łaski, – rzekła uśmiechając się słodko.
– Honey, a nie zaszkodzimy dzidziusiom w brzuszku?
– Nie, nie zaszkodzimy. Będziemy ostrożni. Jaśku, ja Już od kilku dni przebieram nogami i strasznie chce mi się seksu… a po nocach aż miewam erotyczne sny…
– Dobrze. Nie martw się. Spełnię twoją zachciewajkę, – cicho i bez entuzjazmu odpowiedział.
(Najwidoczniej Babicki nie był nastrojony do miłości, co gorsza – mimo wielu dni rozłąki nie sprawiał nawet wrażenia specjalnie „wyposzczonego”. Ale cóż było mu czynić? Obowiązku małżeńskiego nijak nie był w stanie w takiej sytuacji odmówić.)
– No to przytul się do mnie „mamuśko”, – ni to zrezygnowanym, ni zabawnym tonem zaprosił do roztwartych ramion żonę…
*
– Przyleciałem na kilka godzin. Po południu będę musiał wracać. – i udał się pod prysznic, wieńcząc tym samym kilkuminutowe amory.
– Szkoda… – cicho wyszeptała Marina chyba nie do końca nimi usatysfakcjonowana.
– Nie martw się, skarbie. Pobędziesz tu jeszcze tylko tydzień. A w następną sobotę przyjeżdzam po ciebie i wracamy! – Powiedział po wyjściu z łazienki w trakcie ubierania. – Teraz muszę się naprawdę zbierać.
– Jeszcze nie!… – kaprysiła Marina.
– Czuję się spokojniej wiedząc, że jesteś pod troskliwą opieką lekarzy. A już wkrótce badania, na podstawie których będzie można określić płeć dzieci. Cieszysz się? – Spytał retorycznie. – Chcę być przy nich. – Zadeklarował całując żonę w policzek.
„Chyba Jaśku przeżywa. Boi się, aby komplikacji podczas ciąży nie było. Martwi się o mnie i nasze dzieci” – rozmyślała ckliwie Marina.
– A ja tobie nawet moich nowych obrazów nie pokazałam! – nagle przypomniała sobie o jednym z najważniejszych punktów rezerwowanych dla mężowej wizyty.
– Dawaj! Obejrzymy…Potem obiad i muszę lecieć.
– Tak szybko? Nawet się z tobą nie nagadałam…
– Honey, prócz siebie muszę pracować za troje. Bo teraz jest was trójka! Chcę, żebyście byli bezpieczni i szczęśliwi… O! Niezłe. Takie jasne kolory, – rzekł bacznie przyglądając się pejzażom miasta. – A tu, ten przystojniak, kto to taki? Zmyślony, czy prawdziwy? – zapytał wskazując oczyma na postać młodego mężczyzny.
– Tak, przynajmniej chciałam, aby był prawdziwym. To chłopak mojej córki.
– No i jak? Podobało się młodzieży W Pradze? – dopytywał, cały czas bacznym wzrokiem świdrując postać młodzieńca.
– Byli zadowoleni. Tak. Podobało im się miasto.
– Beautiful boy!… o takiej niebanalnej, delikatnej męskiej cerze, można powiedzieć… rzadko spotykanej.
Na stole zadźwięczał sygnał SMS-a. To pilot informował, ze samolot jest w pełnej gotowości i czeka na swego pasażera.
– Do zobaczenia za tydzień! Marinko… – i pocałował ją delikatnie w czoło. – Przyjechała już po mnie moja cerberska „ekipa”.
Wyjrzała jeszcze za nim przez okno. Na dworze panował już mrok. Mimo dobrze oświetlonego parkingu szczegóły otoczenia tonęły w oparach mgieł, tak charakterystycznych dla tutejszej aury o tej porze roku. Dlatego nie ma pewności, czy to, co zauważyła – to przywidzenie, czy fakt? Mimo to mogłaby jednak przysiąc, że widziała, jak za kierownicą czekającej limuzyny siedziała tylko jedna osoba. I że tą osobą była… Caterina. Czy pocałował ją czule na przywitanie? Tego nie była w stanie dojrzeć. Osłonił ich dach samochodu…