Proroctwo

GIF

Unit 1

On: Znów włączył muzykę. Urwał nać, tu wilkiem chce się wyć, a on znów, znów włączył swą cholerną muze i znowu całą norą trzęsie. Tam, przy wejściu panienki na ławce kiwają głowami, nawet na ulicy słyszą, a mi na ki ch..j to? A tamten się cieszy. Z czego się cieszysz, debilu, z czego? Że masz dwadzieścia dwa lata? Czekaj, wkrótce będziesz miał tyle, co ja, kretynie, przygłupie, czekaj, nie zdążysz się nawet obejrzeć, i będziesz miał, a nawet więcej – zresztą, co mi tu bez sensu krzyczeć do ściany, szczeniak nie słyszy: celowo wyje muzą po całości, jakby mówił – spierdalaj, mam dwadzieścia dwa lata, czuję się dobrze i w porzo, i nigdy nie będę starym pierdołą, jak ty, nigdy nie będę wyć wilkiem, zawsze będę imprezował…

On siedzi przy ścianie i przyłożywszy ucho do tapety słucha muzyki i wrzasków dochodzących z sąsiedniego mieszkania. Tamtego kawalerka też jest na trzecim piętrze. A u niego, tu, w pokoju: sofa, stary fotel, dwudziestoletni telewizor, lampa podłogowa na wysokiej nodze, na parapecie doniczki z kwiatami. Wszystko stare, „z drugiej ręki”. Z drewnianej podłogi – farba dawno zlazła. Linka rozciągnięta wzdłuż całego mieszkania, na niej suszą się torby plastikowe po praniu i elementy ubrań. Jest jeszcze w pokoju szafa, stolik nocny, obok niego krzesło, a na stoliku stary czarny telefon.

W pokoju – półmrok. Niemal burza śnieżna na ulicy. Na balkonie, pod październikowym śniegiem jakiś kształt, nie wiadomo, co to. Do balkonowych krat przywiązany drutem położony na boku trzylitrowy słoik – to karmik dla ptaków, na dnie którego zalegają kruszyny suchego chleba. Noc, ptaki śpią. Naprzeciwko okien pokryta śniegiem stoi kolejne spółdzielcze blokowisko z epoki późnego Gierka.

On siedzi, słuchając tego, co dzieje się za ścianą. A tam nie zamierzają się uspokoić, iść spać. Towarzystwo weseli się, jakby miało po raz ostatni, niczym przed śmiercią, wyszumieć się i lec ze zmęczenia. On słucha, milczy. Dzwoni telefon. Zadrżał, uśmiechnął się, podniósł słuchawkę i przyłożywszy do ucha, powiedział nienaturalnie głośno:

On: Jak widzisz – wszystko u mnie po staremu. Aj! (Śmieje się). Jestem tak podekscytowany, że powiedziałem do ciebie na „ty”. Tysiąc lat nie mogliśmy się zdecydować na „ty” lub na „pan, pani”. Czort! Od teraz przechodzimy na ty…. Pani Joanno, to znaczy: Aśka!… Chciałem powiedzieć, że, jak widzisz, wszystko u mnie po staremu, nic w tym życiu się nie zmienia. Tak. Dokładnie dziesiąta. Po serialu, po „Faktach”, po Wiadomościach. Tak jak założono, tak odfajkowano. Wszystko jest, jak jest, jak miało być.

[W słuchawce telefonicznej trzask, a następnie, z oddali – ciężkie westchnienie.]

Co pani powiedziała? Znaczy się, co powiedziałaś? Nie rozumiem? Bardzo słabo słyszę. Może oddzwonić do pani? Mnie też, mnie też wszystko boli: te Ruskie znów zapuścili dziś w swój czarci kosmos czarcią ruską rakietę, wiem, że inaczej patrzysz na oswajanie kosmosu, nie, nie – to jednak nie Ruskie zapuścili, a ci z drugiej strony, Chińczyki, ale wszystko jedno, dojrzali ludzie mego pokroju wszystkie te loty rakiet czują na swej skórze, ponieważ głupie rakiety robią dziurę w niebie, dziury ozonowe, i potem, ni ch..ja – niczym, niczym nie mogę oddychać. Sam czytałem w gazetach, znów polecieli, kutafońcy i znów mam wszystkie rany na zewnątrz. I z tymi ranami cały wieczór przed telewizorem, bo tam, za ścianą, ma pani, pani Joanno…, kuźwa, co ja z tą „panią”? masz Joanno taką libację, że głowa mała. Krzyczą, tańczą, jakby przed śmiercią…, Tak, oglądałem telewizję, ale nie, relacji z Konkursu Wieniawskiego prawie nie. No prawie, bo coś uszczknąłem. Nawet spisałem wszystko, co wysłuchałem w tej telewizji, gdzież ten kawałek papieru, nie mogę znaleźć, niech pani do mnie potem oddzwoni, a opowiem, a w ogóle, pewno nie znasz wszystkich nowości i wydarzeń w życiu kulturalnym kraju. (Pauza.) Co?!

[Milczenie]

No mówię. Zapisuję, aby aby nie zaśmiecać mózgu zbędnymi szczegółami, myślami, zdarzeniami, nie, to w ogóle nie od tego, że piję wiele lekarstw, a wręcz przeciwnie, jeśli nie piłbym wielu lekarstw, miałabym w ogóle dzisiaj obłęd, nie piję anabolików, piję potrzebne dla organizmu leki, rozumiesz? – Ty także często wszystko zapominałaś – tak, tak, co to ja chciałem, ach, tak, opowiedzieć o aktualności z konkursu Wieniawskiego i w ogóle…

[W słuchawce znowu jakiś trzask, szum i z daleka – długie westchnienie]

Co?! Co powiedziałaś? Że nie obchodzi Wieniawski? Że mój kot Feli obchodzi? Co Feli? Czemu pytasz o Felka? Masz przecież własnego kota… A co chcesz wiedzieć? Feli nadal mieszka na wsi, nie tutaj. Jak i ty, i ja też mam własne zdanie i nie zamierzam przyznawać ci racji, temu twemu zupełnie innemu spojrzeniu na trzymanie zwierząt w wielkoblokowych mieszkaniach, że tak powiem, bardziej co do ludzi, którzy utrzymują zwierzęta w niewoli; tu byśmy się zgodzili. Nie, ja w domu nigdy nie trzymałem kotów ani psów, i jest to humanitarne, ale mogę za to powiedzieć, jak miewa się on, to jest jak miewa się ten pani Nadir. Dziś nie słyszałem, żeby drapał po ścianie, on podgryza próg przed moim mieszkaniem – zresztą, nie, proszę nie słuchać, bo teraz powiem, coś gorszącego: teraz to on obżera się pewno filetami z kurczaka i strasznie tyje na zimę. Już prawie z otyłości brzuchem szura po ziemi. Patrząc na niego boję się, że będę mieć nocne koszmary! Nadir – który miast chodzić po podłodze – turla się, bo tak łatwiej…

Tak, to nie jest prawidłowo, i wiem, że będziesz usprawiedliwiać: miał biedak zatwardzenie, miał sraczkę, a ja to chromolę. Proszę mi wybaczyć, przykro mi! Tak, tak, dlatego bo ja, być może jeszcze bardziej niż ty kocham zwierzęta, bo nie dręczę je w domu, nie trzymam w niewoli, to jest zwierzęta nie trzymam, choć mógłbym, tak, nic, nic. Jestem w takim wieku, a wciąż jak motorek, biegam, myślisz, że to te lekarstwa? Nie, kochanieńka, nie lekarstwa, mógłbym trzymać zwierzęta, ja jednak, no, myślę, i co potem będzie z tymi zwierzętami, dokąd ich zabiorą? Nie, nie pokazuję palcem na ciebie, dlaczego, no co ty, Joanno,  ale wszelako: co potem z nimi będzie? Potem – to potem. Aha, nawiasem mówiąc, jego zabrała Baśka, ta bystra krasawica z piętra niżej, spod osiemnastki. Tak jak obiecała ci, tak uczyniła, Nadir teraz nie mieszka na trzecim, a na drugim, z Baśką, tuż pod pani mieszkaniem; Baśka jest cwana, tak, miałaś rację; w ogóle, to ona zabrała niemal wszystko, wszystkie twe kiecki i buty, japrzejąłem tylko jedną podomke… (Pauza). Stop!

[Pauza. Uśmiecha się głupio, patrzy na słuchawkę, milczy]

Aśka? A skąd ty w ogóle do mnie dzwonisz? Takie trzaski… Co? (Pauza.) Dlaczego tak długo się nie odzywałaś? Obiecałaś? Obiecałaś, kochanie… Ciebie tylko po śmierć posyłać. Co? Nie rozumiem, co powiedziałaś? Jesteś tam? Tam w ogóle jest telefon? Co – tam? A ON – jaki jest? Znaczy się – Pan Bóg? Jaki jest? Jak na karteczkach? Na obrazkach świętych? I Matka Boska jest przy nim? Czyżby On really był? I kto jeszcze? Co ci powiedział? O twych grzechach, znaczy się, co? ON uważa, że masz grzechy, za które cię ukarał tym, co wydarzyło się wczoraj na cmentarzu? Słucham? Rozmawiałaś z nim osobiście lub z jego zastępcą? I co gadali? W sensie, no czy się wkurzali? A ON… ludzi w ogóle dopuszcza do siebie, czy nie? Gdzie ciebie skierowano: do nieba, czy piekła? I anioły istnieją? Ze skrzydłami? I latają? Ludzi mało, czy dużo? A ci, jak ich tam, archaniołowie? Nie no, ja jestem ateista. I nie wierzę w te bzdury, no ale spytać przecież można? No nie? Mów głośniej, nie słyszę! A pogoda? Jaka tam u ciebie pogoda? Oni tam też dziury ozonowe w niebie przeżywają, i pewno chyba bardziej, niż my, tutaj, ludzie? Aśka, czego milczysz, co wzdychasz? Mów szybko! Płacisz za połączenia jak za międzynarodowe, czy jak? Co?! Nie słyszę, mów głośniej! Są tam sklepy, nie ma? Rynek? Tam – jak i tutaj tak samo i tam prawa wolnego rynku? Lub tylko matactwa? No mów, mów, mów… No, urwał nać, słucham?!

 

Unit 2

Milczenie. W słuchawce rozlegają się krótkie pikania. Odłożył słuchawkę. Siedzi, nie poruszając się, słucha, jak za ścianą imprezują. Wstał i zapalił światło, chodzi po pokoju – od ściany do ściany. Poprawia zasłony przy oknie, zasłona rozdarła się, spadła z karnisza na podłogę. On patrzy na zasłonę, uśmiecha się, unosi ją, składa, położył sobie na kolanach jak serwetę.

On: Majaki jakieś. Jakby kto mi obuchem przywalił po łbie, wszystko boli. Skąd ona w końcu dzwoniła, hę? Przecie, do cholery, ona, w istocie, niczego mi nie powiedziała, z czego więc wnioskuję, że to była ona? I o co pytałem? Czy jest tam rynek, czy same matactwa… Stary dureń, jaki rynek? Jaki wolny rynek? Wolny, ale bazar. Z kioskami, a w nich pornosy i Harlekiny. Dureń. I o czym gadałem? O kotach, o telewizji, Wieniawskim? Kretyn… Ktoś mi na uszach spaghetti pozwieszał: zadzwonił i milczał, a ja, dawaj: pytam, opowiadam, wywalam z siebie wszystkie flaki, kto, co, komu, dlaczego… a ona nawet słowa nie rzekła, skąd, kuźwa, wziąłem, że to była ona? I co ja z tym Nadirem? Nadir – tam, albo nie tam. Z otyłości brzuchem szura po ziemi. Co ją to w ogóe mogło to obchodzić?

[Milczenie]

Nie może być, żeby to nie ona. Ona. Wzdychała. Ona tak wzdycha. Wiem, że kiedy boli ją ręka lub głowa – tak wzdycha. Gdy stopy i serce – wzdycha inaczej. Nauczyłem się tego. Ona. Oczywiście, że to ona dzwoniła. Ona! (Pauza.) A kto mógłby jeszcze zadzwonić i tak wzdychać, po ch..j? Dlaczego? Do ludzi w moim wieku to normalne, że dzwoni się, milczy i do słuchawki wzdycha. Ona. Oczywiście, że ona. (Milczy, wyglądając przez okno.) Nie ulega wątpliwości… Jak mogłaby stamtąd dzwonić? (Milczy.) No i co? A jednak.

Gdy umierała żona, także prosiłem ją, by zadzwoniła do mnie stamtąd, dala jakąś wskazowkę, ale ta powierciła palcem w głowie i powiedziała: „durak jeden” i umarła, to były jej ostatnie słowa, ona nie chciała, ale ona, ona, Joanna, my z nią w tej kwestii mieliśmy uzgodnione: kto umrze pierwszy, ten obowiązkowo postara się, w jakiś sposób, bez względu na wszystko, przekazać drugiemu jakiś znak. Dogdaliśmy się. Istnieją tysiące mozliwości: albo przyśnić się we śnie, albo, jako ptak przylecieć na parapet okna, albo jakimiś stukami w ścianę, albo jeszcze jakoś, byleby dla drugiej osoby było jasne, że przesyła się wiadomość, wiadomość, że istnieje inny świat. Albo nie przekazać, a wtedy znaczy… dupa! Nie istnieje.

[Milczenie]

Albo, zgodziliśmy się, w nagłych przypadkach, tak po prostu jak teraz – zadzwonić równo o dziesiątej w nocy, tak jak czyniliśmy to przez ostatnie dziesięć lat, po tych wszystkich dziennikach i serialach, zadzwonić i wszystko. I ona zadzwoniła! Tak więc – jest! Wszystko w porządku! (Wstał. Usiadł.) No tak, przekazała mi wiadomość, jasną wiadomość. Dobrze, no co by tu jeszcze? Znaczy się, ten świat – jest! (Milczy) Więc co?… Powinienem teraz napisać o tym do gazety? Że jest ten świat? Dawaj dowody, powiedzą. (Milczy) To co teraz mam robić, istnieje, i co teraz? A gdyby nie, to co wtedy? Po ch..j tak chciałem wiedzieć: jest, lub nie ma? Hę? (Milczy.) Zadzwoniła. Wzdychała. Boli ją, jest jej ciężko. Panie Boże, czyżbyś ją skazał na piekło?

[Milczenie]

Muszę wziąć leki. Anaboliki, jak Joanna mówiła, chociaż to normalne leki, nie sterydy anaboliczne. Co robić? Przywykłem. Po prostu biorę je, bez wyjątku – wszystkie. I tyle.  Od nich może i jestem „motorkiem”, czuje się facetem z ikrą, i wiele mi się wciąż chce. I ciągle mam ochotę na baby. Ech! Aśka… Teraz to bym ci dokazał. Jeszcze byś mnie całowała po dłoniach.

[Wziął plastikową torbę, wyjął tabletkę, tabletka rozsypała się w mak i spadła na podłogę]

Stare lekarstwo… W proszek się zmienia, gdy dotkniesz. Nie powinno się przyjmować starych leków, a ja, co robię? (Milczy). Stop! Stop, stop… Co, ja? Od pięćdziesięciu lat jestem bezbożnikiem. Żadnego Boga nie ma. Nawet kiedyś otwarcie przed przyjaciółmi naśmiewałem się z prawd ewengelii. Jakie tam prawdy ewngelii?! Co to za prawdy spiane kilka pokoleń po czasach, do których się odnoszą? A bo to ludzie wtedy nie fantazjowali, jak dziś? I nawet dziś, gdy mają te wszystkie swoje filmy dokementalne, książki naukowe, przekazy i badania, nie jest tak, że jeden mówi białe – drugi czarne?… Kilka dni temu gadaliśmy sobie z Jopanną po raz ostatni. Prawdopodobnie zaraz po naszej rozmowie, umarła. Została znaleziona na podłodze ze słuchawka telefoniczną w ręce. Może chciała dzwonić do mnie z prośbą o jakąś poradę, mnie – ateisty? Nie była w stanie doczołgać się do ściany, jej łóżko stoi przy tej ścianie, nie zapukała do mnie. Tak. Wczoraj ją pochowaliśmy. Chowaliśmy, i podczas pogrzebu trumna wpadła do grobu. Sąsiadka Basia powiedziała, że kiedy coś takiego się zdarza, to znak, że nieboszczka była czarownicą… nie wiem, czy Baśka ma rację. Z Joanną wiele razy rozmawiałem. Nigdy mi nie mówiła, że jest czarownicą. Rozmawialiśmy z Joanną i kilka dni temu. A potem już nie dzwoniła ani razu. Telefon zamilkł. Od dwóch dni nie dzwoniła. Obiecała zadzwonić do mnie z innego świata. No i zadzwnoniła. Ale jeśli podczas rozmowy tylko wzdychała, to może dlatego, że idzie do piekła, a idzie dlatego, bo może… może rzeczywiście była czarownicą?

[Milczy. Pociąga nosem, jakby płakał]

Zdurnieliśmy na starość. Pogubiliśmy się. Ten świat nam się pogubił. Po kiego ustaliliśmy zdzwonić się po śmierci? Kretyństwo. Żadnego innego świata nie ma. Niczego nie ma potem. Szkoda, że nie żyjesz, Aśka. Byśmy sobie o czymś pogadali. Z tobą można było o wszystkim. A teraz wszystko się nagle popieprzyło. I w jej życiu, i w moim. Jej – nie ma. Ja – jestem. Za ścianą, gdzie mieszkała Joaśka – tańcuje kompanija tego dwudziestodwuletniego gołowąsa, który przejął kwaterę w spadku. Zawsze ci mówiłem, Joaśka, uważaj na tego gówniarza, i tę jego siostrę – Baśkę… Baśka mieszkała poniżej. Utargowała, dogadała się z tym swoim rodzonym braciszkiem-szczurem, a była zawsze dla ciebie taka łaskawa, miła… Zawsze ci mówiłem, Joanno, nie ufaj tej dziewczynie, ona tylko udawała, że niby taka dobroduszna. A gdy już co – jak widzisz, obskubała cię do cna. Teraz wszystkim mówi, że połączy se oba mieszkania i zrobi z nich dwupoziomowy apartament. Naprawde tak powiedziała. Przebije dziurę w podłodze, ustawi drabinę – i dawaj! Dwa wejścia, dwie łazienki, dwie kuchnie. No, jak w palacu…

[Milczenie. Za ścianą wybuch śmiechu]

Smutno. Gówniażeria ani to nie śpiewa, jak ludzie, ani tańcuje. A bo to te ich piosenki – to w ogóle piosenki? Ni to rytmu, ni melodii.. W ogole nie wiadomo, co. Pewno nawet nie wiedzą, kto to był Czesiek Niemen, albo Czerwone Gitary… Debile… Smutno… A właściwie, dlaczego nie mam ani psa, ani kota? Feli został na wsi. A czemu nie wziąłem go ze sobą? Teraz to by sobie chodził ze mna po pokoju, łasił do mej ręki, albo wylegiwał się gdzieś na parapecie, nad kaloryferem… A nie, nie… To byłoby wbrew zasadom, o które przez dzieięć lat spierałem się z Joanną. Ale, zaraz? Po cholerę się z nia kłóciłem? Teraz spokojnie usiadłbym obok Joanny, spojrzał jej w oczy i powiedział: Aśka: masz rację. Kot lub pies w mieszkaniu to dobra sprawa… No, Aśka, co ty na to? Prawda, że się zmieniam?

[Milczenie. Za ścianą muzyka]

Unit 3

[Podchodzi do sciany, przykłada ucho, wzdycha]

A parapetówa trwa… Chytra jucha, ta Baśka. Wiedziała jak podejść Joannę: gotowała dla niej, sprzątała w kuchni, zamiatała, ścierała kurze, bawiła się z Nadirem, wszystko – niby tak bezinteresownie, od serca. I Joanna, co się dziwić, w końcu dła się otumanić, zapisała na nią mieszkanie. Głupiaś ty, Joaśka, oj! Jaka głupiaś…

[Milczy]

Zadzwoniłaby jeszcze raz, a teraz inaczej bym sobie z nią pogadał. Inaczej. Powiedziałbym jej, że zdurniała. Że wyszła na kompletną idiotkę. Przez całe życie była zazdrosna o Baśkę, zresztą o inne moje kobiety też. I o to, że byłem przystojniakiem, a ona miała zeza i łysiejącą przecinkę na głowie. I co z tego, że uszyła sobie podobną kieckę, jak ta prezenterka z FPTB a nawet podobne kupiła sobie szpilki? To było bez sensu. Ja wyznaję zasadę: choćbyś wronę kąpał w różanej wodzie, pióra nie zbieleją… A ta jej nauka śpiewu – to już zupełny odlot. Myślała, że co? Zaświergoli na modłę Marleny i stanie się jak tamta – przedmiotem mych westchnięn? [Cicho nuci]: „Ein rätselhafter Schimmer, ein ‘je ne sais-pas-quoi’, Liegt in den Augen immer bei einer schönen Frau…” Głupuiaś ty, Joaśka, glupiaś. Nigdy mnie specjalnie nie rajcowałaś, co nie znaczy, że nigdy nie miałem na ciebie ochoty. Jak to mawiają, na bezrybiu i rak ryba. Za to, owszem! Krytykowałaś mnie całe życie… całe! Przy każdej okazji mówiłaś: „Gdybyś się ugryzł w język, to byś się zatruł własnym jadem”… Zadzwoniłaby jeszcze raz. Wypytałbym, jak się jej teraz wiedzie. Zadzwonisz? Od tej cholernej imprezy u Baśki trzewia mi się skręcają. To teraz, co? Tamta, z tym swoim gołowąsem będzie balować każdego dnia?

[Wytarł nos. Wybrał na tarczy telefonu jedynkę, przyłożył słuchawkę do ucha.]

Halo? Joaśka, cześć. No, jak ci leci?… Bo u mnie też średnio na jeża. Wybrałem jedyneczkę na tarczy, to podobno numer do nieba, i pewno w słuchawce będzie trzeszczeć, ale ja i tak będę rozmawiał z tobą, jakbyś była żywa, nie umarlaczka. Joaśka? To jak żyjesz? To znaczy… nie żyjesz… nie, no właśnie, dobrze powiedziałem; to znaczy, cholera, co ja plotę, żyje ci się tam jak? Joaśka, oglądasz tam telewizję? U nas Konkurs Wieniawskiego się skończył. Wygrała gruba Gruzino-Turczynka. Może nie taka gruba, za to ruda… Nie jest ruda? No może nie całkiem. Nieważne! Aha! Czy ty wiesz, że oglądając relację z konkursu Wieniawskiego usłyszałem głos twojego Bartusa?! Dodzwonił się do telewizyjnego studia z Londynu. Roztaczał aurę tajemniczości i rozpływał się nad swymi ulubieńcami. Ale wiesz… nic o tobie nie wspomniał. Chyba nie tęskni już za swą Asią, jak kiedyś… A ty jak? Ciągle o nim pamiętasz?… Jak nie chcesz, to nic nie mów. Czyli, oglądasz tam telewizję, czy nie? I czy tak samo głośno, jak zawsze, że filiżanki skaczą w szafce? Wiem, wiem, co chcesz powiedzieć. Że od tych anabolików połowa moich filiżanek sama się wytłukła. A ty – nic tu winna. Całe dnie przecież leżałaś w łóżku i byłaś spokojna. Bzdury, Aśka! Myślisz, że nie słyszałem, jak przewracałaś się z boku na bok, a potem marudziłaś, że boli głowa i ścierpnięta ręka. – No, właśnie. Jak z twoją ręką? Już dobrze? „Dobra sztuczka, kiedy boli ruczka”: pić, jeść można, a pracować – ni ch..ja. Wiem, wiem… Basia dba o ciebie, cały dom na jej głowie. No i dobrze. A ja, ja – z motorkiem, jak wiesz, na anabolikach. Sam – jak kołek w płocie. Baśka nie chce chodzić ze mną do łóżka. Mówi, ze jestem dla niej za stary. To co z tego, że mogłaby być moją córką? A ta, kobitka Łapickiego, ile miała? Mogłaby robić za prawnuczkę… No tak, prawda… jaki tam ze mnie Łapicki. Za to, wiesz co? Powiem ci – ten gościu po ożenku nie miał siły już tańczyć. A ja tańczę codziennie. Nawet jak pada deszcz. Pamiętasz, jak mawiałem: życie nie polega na wyczekiwaniu, aż ustanie deszcz. Bo i w czasie deszczu można tańczyć? Więc każdego dnia tańczę – niczym Fredi Aster. Baśka mówiła, że nawet jestem do niego podobny. A skoro jestem, to dlaczego nie chodzi ze mną do łóżka? Z tamtym na pewno poszłaby… Co tak milczysz? Zazdrosna? No dobra, nie strzelaj focha. Zmieniam temat… Ostatnio przyszli do mnie, ci wiesz, ci z opieki społecznej, sprawdzali, czy żyję. A jak żyję, to żebym ich wspomógł datkiem dla potrzebujących… Cwaniaczki… Tylko, sorry, u mnie telewizor orze na cały ful i nic nie słychać, co do mnie gadali. Więc odprawiłem palantów z kwitkiem… Mam motorek. Przecież mówiłem ci… A dzisiaj pobiegłem na rynek, szukałem świeżych malin. Też mam zachcianki, co? Pod koniec października, maliny… Naczytałem się jakich głupich opowiadań o malinach, jak to facet jedząc maliny ma skojarzenia uprawiania seksu z kobitą. I też mi się zachciało. No spokojnie, nie seksu – malin. A zresztą, cholera wie, czego? Może seksu, też. Malin nie kupiłem. Nie było. Za to przyniosłem mięso na rosół. Perliczkę. Ugotuję cały garnek. Zamiast makaronu będzie z ryżem. Kumpelka radziła, że z ryżem zdrowe i dodaje sił. Pytasz, jaka kumpelka? Wiadomo, że ci nie powiem. Byłabyś zazdrosna, bo akuratna z tamtej babka. Zresztą, wszystkie moje kumpele to klawe i seksowne laski… Więc, jak? – Wpadniesz do mnie? Inaczej będę samemu żarł przez trzy dni. Spoko, żartuję. Wiem, że nie wpadniesz… Ja mam do ciebie? Nie, cos ty… Nie pójdę do z dwóch powodów: po pierwsze – dlatego, że trzeba by wtaszczyć się po schodach na trzecie piętro, potem zejść, a potem znowu do mnie na trzecie. Takim sposobem musiałbym jednego dnia pokonywać pół tuzina pięter. Nie, no jestem zdrowy, co się śmiejesz? Anaboliki, motorek, te sprawy… ale, żeby pół tuzina pięter jednego dnia w szóstym krzyżyku życia? To już przesada… Co innego, gdyby była winda. O! To mogłoby być nawet interesujące: wchodzę do kabiny, a tam jaka nieznana laska i jesteśmy sami we dwoje… Jasne. Nie musisz mnie sprowadzać z chmur na ziemię; wiem, że na starego pierdołę żadna laska nie spojrzy. Zaraz, o czym to ja mówiłem? Aha! Druga przyczyna, z powodu której nie pójde do ciebie w gości… No druga przyczyna to ten twój Nadirek-drabirek. Wcześniej, gdy bywałem, zawsze, stawiając herbatę na blat krzyczałaś: „tylko nie machać nogami, pod stołem siedzi Nadir”. Chodził sobie u ciebie, z opuszczoną głową i jeśli ktoś pod stołem machałby nogami – ugryzłby i zadrapał. Baśka mówiła, że, gdy pracowała w ogródku sam jej niemal wskoczył na kolana, i wtedy zaniosła go do ciebie. A teraz takie stare z niego kocisko. Grube i ledwo powłóczy nogami. I ma robaki. Jego brzuch pełen jest robaków, twardy brzuch z wężami, a ty go całujesz. Fee!… Robaki mogą przejść do ciebie – fu! Ale obrzydliwe!… Bzdurzy ta Baska. Nikt nie mógł znaleźć go na ulicy, czy tam w ogródku. Obdarty, wyleniały, stary, jakby zmywano nim naczynia. Takie stare koty nie chodzą po ulicach, a siedzą w piwnicy. Po prostu, są nietowarzyskie. A teraz taki, właśnie, włazi u ciebie pod stół a w brzuchu ma pełno robaków. Tak, żebyś wiedziała, z jego powodu nie zachodzę do ciebie w gości. Nie poruszać stopami, horror! Zgroza! Ja to nie mogę sobie wyobrazić, że mógłbym mówić swym gościom: „Nie poruszać stopami, siedzieć cicho i grzecznie, jak trusia”. To stare kocisko. Nie powinno się torturować kotów, trzymając ich na uwięzi w zamkniętym mieszkaniu, tak zawsze twierdziłem i tak zawsze będę twierdził. Zapamietaj. A poza wszystkim… Co potem z takim zrobić, gdy…

[zamilkł na dłuższą chwilę]

 …pomyślałaś o tym? Potem, Joasiu, to potem obowiązkowo nastąpi, twoje potem. Baśka go weźmie na powrót? Powiedziała tak? Obiecała ci?

[milczenie]

[Cicho] Jaka ty byłaś straszna w tej trumnie, Joanno. Nie widziałem cię takiej od wielu lat. Na spacery nie wychodziłaś, zobaczyłem cię po raz pierwszy, od dawien dawna, gdy trumnę, z tobą w środku, wynosili z domu…

[Milczenie]

cdn.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *