Do…
Ty i ja nie spotkamy się!
I nigdy Ci nie powiem na innej planecie: Oto ja: Cześć!
Ale pewnego dnia
Mój proch –
przekształcony w cząsteczkę kosmicznego pyłu –
upadnie na TWOJĄ daleką ZIEMIĘ…
Gdzie nie będziesz już kwiatkiem…
i nie obłokiem…
A nawet – nie poranną rosą,
A czymś…
*
I czy wtedy – sama będąc uśpionym wulkanem – rozpoznasz mnie?…
w pełzającym u twego podnóża krabie?
============================================
Gdy odchodzi miłość
Cicho zamknęły się za tobą drzwi… Opuściła mnie połowa duszy, druga – umarła. Jesienne żółte liście zawirowały po pokoju i z miękkim szelestem zaczęły spadać na podłogę. Ściany natychmiast pokryły się szronem. Wyraźnie zrozumiałem, że ciepło nigdy więcej tu nie wróci… Nikt już i nigdy nie będzie w stanie mnie ogrzać…
Zamarłem, powoli zamieniając się w przezroczystą lodową figurę. Nawiewający zza okna, przenikliwy wiatr powalił mnie, a upadłszy rozbiłem się na tysiące małych fragmentów… Świat wokół postrzępił się i pomarszczył, jak spalony papier. Za tobą cicho zamknęły się drzwi… Odeszłaś na zawsze.
============================================
Nocny pałac
Gdy przybędziesz do mego nocnego pałacu niedopisane sny pierzchną, jak spłoszone ptaki nad ranem. Uśpiony oddech miasta ukoi cichym szeptem niekończące się powitanie nas – dryfujących żeglarzy w oceanie losu.
Gdy przybędziesz do mego nocnego pałacu będę marzył ucząc się całej ciebie na pamięć. Wypiszę ci na dłoniach pocałunkami strofy prawdziwe o miłości, wierności, przeznaczeniu.
Gdy przeczytasz je – w kołysce swych piersi skryjesz, jak dobrą modlitwę i wiarę. Dodam drew do wychłodzonego kominka a w utulonych sercach roztańczy się i znów rozśpiewa ogień.
Przybądź, proszę, czekam…
===============================================
Przylecę więc aeroplanem
i wrócę z powrotem nad ranem.
Pooglądam nocne pałace
i przekonam się ile stracę
gdy Muzą twą nie zostanę.