„Jaka jestem wytworna, jaka piękna! Pachnę aromatem dojrzałych malin, z którego aż tchnie nostalgią i obrazkami z dzieciństwa. Oto dziś w jadalni zagościł sentymentalny nastrój i błogie poczucie rodzinnego szczęścia. To pani domu urządza romantyczną kolację, by przywrócić małżeńskim relacjom nie tak w końcu dawne fascynacje i pamiętnych uczuć żar. Teraz wszystko zależeć będzie od niego…”
– Kochanie, a to co?
– Ot, co… świeczka.
– Mamy jakieś święto? Rocznicę?… Okazję?
– A czy dla romantycznej kolacji musi być zawsze okazja?
– Wow! A ja myślałem, że zapomniałemo czymś ważnym. Tak więc, dziś będzie na romantycznie?!
– No, tak.
– A co to za świeczka?
– Aromatyzowana.
– Maliny!
-Tak.
– I co? Zaaranżowałaś święto i od razu je psujesz?
– O czym ty mówisz?
– Czyżbyś zapomniała, że jestem uczulony na maliny?
– Ja? Ja zapomniałam? A czy ty kiedykolwiek mi o tym mówiłeś?
– Oczywiście, moja droga.
– Kochany, nie przypominam sobie. Nic podobnego.
– Jasne! Bo nigdy mnie nie słuchasz. A ściślej: słuchasz, ale nie słyszysz!
– Och, naprawdę? No to skąd znam nazwiska wszystkich piłkarzy z CWKS Legia? Skąd mam pojęcie o tym, czemu dizle są lepsze od benzyniaków a nawet czym jest akumulator ciepła w Ec Siekierki!! To ty, kochanie, ty mnie nie słuchasz i nie słyszysz.
– No, co ty, koteczku? Przecież ja przy tobie przekształciłem się w książkę kucharską i w ogóle w uniwersalny zbiór poradników: od gotowania do haftu z krzyżykiem. Wszyscy moi koledzy ze mnie się śmieją.
– Tak ich intrygujesz?
– A tak, i pytają jak wygląda świat spod kobiecego pantofla?
– No to wiedz, że i mnie koleżanki pytają, jak mogę całe życie spędzać między kuchenką gazową i pralką? Bo tak naprawdę świat widzę dopiero w czasopismach kobiecych i w TV.
– Trochę to i prawda! Od tych mydlanych oper już oczy ci puchną…
– Patrz na siebie! Puchniesz, to ty. Od ciepłych obiadków i kanapy. Trzydzieści lat, a już zaokrąglony brzuszek.
– Nie masz mniej lat, a z cellulitem problemy…
– To z nerwów.
– A ja, myślisz, że co?
Siedzieli naprzeciw siebie dokazując, a tymczasem świeczka płonęła i roniła swe malinowe łzy na czasopismo, w którym pisali, że młodzi małżonkowie kłócą się ze sobą średnio dwa i pół tysiąca razy każdego roku. Czyli: siedem razy dziennie. Smutne dane. Ale ze statystyką trudno świeczce dyskutować. Płonie więc i słucha, mami ich filuternym ognikiem czekając, aż kolejną ich kłótnię uśmierzy jak zwykle rozejm małżeńskiego łoża. Słodki rozejm z prolongatą do następnej sprzeczki.