Skąd się biorą dzieci?

– Mami! A ja wiem, skąd się biorą dzieci. Tania mi powiedziała. Ona ma przecież starszą siostrę, która wkrótce pójdzie do szkoły. A ona wie wszystko.

Mama od jakiegoś czasu czekała na podobną rozmowę z trzyipółletnim Jasiem, ale kasiamiała nadzieję, nie przyjdzie jej nic wyjaśniać. Nie miała, biedaczyna, szczęścia.

– No i dobrze, że wiesz. – Postanowiła zastosować pedagogiczną sztuczkę i nie wdawać się w dalsze szczegóły. Jednak Jasio uparcie drążył temat.

– Mami, a ty chociaż wiesz?

– Tak, wiem, oczywiście! „O Boże, co za życie!” – pomyślała. W pracy musi się prężyć cały dzień. Wraca do domu, a tu mu nawet nie dają chwili spokoju. Pytania, jak na dywaniku u szefa. „Za czort nie wiadomo, jak najlepiej odpowiadać”.

– No, co milczysz, Mami? Mów!

– Tak i mówię, że wiem. – Mama zastosowała ulubiony swój myk, polegający na ociąganiu się w zadawaniu przeciwnikowi szach-mata.

– No to powiedz mi – mały Jasio nie ustępował. Był zwięzły i zasadniczy.

Ale i mama stanęła na wysokości. Zdecydowała się na najbardziej mądrą i prawdziwą odpowiedź, którą zapamiętała jako porada pewnej nauczycielki, z którą prowadziła ongiś wywiad na kanale dla młodych mam.

– Rodzą się, synku!

Mały Jasio spojrzał na mamę ze zdziwieniem.

– Taka jesteś duża, a niewiele wiesz. – I żeby wszystko było już jasne, synek sprostował  wypowiedź  mamy – rodzą się one później. Ale skąd się biorą!?

Sorry! Ale na takie pytania u, zresztą całkiem mądrej mamy odpowiedzi po prostu nie było. Okazało się, że „rodzą” i „biorą się”, w danym przypadku, i u jej trzyipółletiego synka, to dwa zupełnie różne wydarzenia. To było zagonienie w ślepy zaułek, który całkiem pogorszył matczyny nastrój. Uciekać od „matowania” przyjdzie teraz jej samej. Na jakiego czorta zobowiązała się przed mężem, akurat dziś, że Jasia z przedszkola odbierze sama! Czemu to akurat na niego nie trafiło wyplątywanie się z synalkowej opresji? Jest lekarzem, na pewno potrafiłby lepiej ubrać we właściwe słowy. Aż zaczyna boleć ją z tego wszystkiego głowa.

– Zaraz dojdziemy do domu i o wszystkim sobie porozmawiamy, i razem z tatusiem. Dobrze?

Wydawało się, że taka reakcja może nieznacznie opóźnić uszczerbek na jej poranionym matczynym autorytecie. Ale skąd! Mały Jasio czekać na przyjście do domu absolutnie nie zamierzał. Atakowanie matczynego „ego” posuwało się u niego pospiesznie i na wszystkich frontach. To, zapewne, już nie mamę, a synka rozpierała chęć zamatowania mamusi wiedzą o rozmnażaniu naczelnych.

– Kocięta i pieski także się rodzą – mama spróbowała skierować rozmowę na nieco bezpieczniejsze tematy, do obszaru rozmnażania mniejszych braci

– Ja ciebie, mamusiu, o ludzi pytam – synek był bezlitosny.

Przechodząc obok kiosku, w którym sprzedawano lody, w głowie mamy błysnęła genialna myśl. Oto, jak choć na chwilę można skutecznie wyciszyć nazbyt dociekliwe dziecko. I zaproponowała:

– Chcesz loda?

Pomysł, oczywiście, był super, ale nie bez wad. Synek skinął głową, a następnie liznąwszy parę razy przeszedł do ofensywy. Wydawało się, że lód dodał mu chyba nawet dodatkowej siły.

– No, powiedz mi! – Nalegał na kontynuację dysputy.

– Nie spiesz się tak! Ogrzej loda w buzi – to gardła nie przeziębisz.

I zamilkła, zdając sobie sprawę, że na zatrzymanie tą frazą dociekliwego synka nikła nadzieja. Nie myliła się. Milczenie mamy podziałało na synka jak katalizator. Dla niego było jasnym, że mama jest pełną profanką i wymaga pilnego doszkolenia. Dlatego postanowił samemu doedukować mamusię.

– Mami! Jeśli chcesz, mogę ci powiedzieć?

Mama odetchnęła z ulga i ucieszyła się, wyobrażając sobie, jak dziecko będzie ją oświecać.

– No, słucham ciebie, Jasiu.

– Więc tak. Małe dzieci przynoszą bociany. A te, które są dość ciężkie wyrastają w kapuście. A potem jedne i drugie rodzą się, gdy ich mamy wybierają dla siebie odpowiednie.

* * *

I jaki morał bajeczki – pytacie? A jaki ma być? Przecież to oczywiste…

Czasem nie warto poddawać się przedwcześnie. Czasem wystarczy wysłuchać argumentów drugiej strony.

 

Lista Bajek dla dorosłych

2 odpowiedzi na Skąd się biorą dzieci?

  1. Caterina pisze:

    Puenta jest naprawdę znakomita 🙂
    Na ten moment jeszcze mam na szczęście spokój z takimi pytaniami 😉 Ale za kilka lat pewnie rozcieńczę mililitr prawdy w dobrych kilku litrach dyplomacji 😉 IMHO grunt (germanizm! ;)) to trzymać się tej samej/podobnej linii (także w innych kwestiach), bo inaczej samemu podważa się w oczach dziecka autorytet któregoś z rodziców. Pewnie się ze mną zgodzisz, Januszu 🙂

    • Janusz N pisze:

      Masz rację, Kasiu. Oczywiście, że się zgodzę. 🙂 To przeciez dla wyrównywania szans w konfrontacji z rodzicami natura obdarzyła małe dzieci niezwykłą inteligencją. Dzięki niej potrafią nami skutecznie rozgrywać, gdy tylko wyczują w naszych poczynaniach rozdźwięk. Dlatego absolutnie ważnym jest, aby wobec dzieci zawsze grać w tej samej drużynie. Nawet, kosztem niekiedy trudnych kompromisów jednego rodzica wobec drugiego.

      Ale czyż nie na tolerancji, zaufaniu i ustępstwach zbudowane jest każde odpowiedzialne partnerstwo dojrzałych ludzi?… Na nich! 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *