U ciotuchny Kasi na duszy rozśpiewały się skowronki.
Ciotuchna Kasia zmachnęła muchę z okularów, chciwie upiła łyk zimnego piwa.
– Ech! Żyć nie umierać!
Przypaliła papierosa, smacznie się zaciągnęła, rozejrzała po kawiarni – „Szkoda! Ani jednego obiektu miłości…”
Czwarta szklaneczka zrobiła swoje, pszczeli miód zaczął korzyć jej skołatane myśli.
– Nic, nic. Jeszcze nie wieczór.
Do kafejki wszedł niski, łysy mały człowieczek. Usiadł przy najdalszym stoliku, zamówił wodę mineralną bez gazu i zaczął smutno spoglądać w okno.
Ciotuchna Kasia wyostrzyła spojrzenie.
– A oto i jest obiekt, w sam raz, jaki trzeba!
Rzutko kołysząc biodrami, sprawnie pokołowała do odległego stolika.
– Jeśli pan chce, może pan teraz mnie zaprosić, abym się przysiadła, – kokieteryjnie odezwała się do mężczyzny.
Ten wolno się do niej odwrócił i spytał:
– Przepraszam, o co pani prosi?
– Mówię, że jestem wolna i może mnie pan zaprosić do stolika… – oczy ciotuchny Kasi strzeliły w chłopa tak, że prawie nie umarł.
– Nie, przykro mi, ale czekam na żonę – powiedział i spojrzał nerwowo w stronę drzwi.
Nie rozumiem, mam znów siedzieć w pojedynkę? – Ciotuchna Kasia spojrzała na niego pytająco.
– Ale dlaczego? Może ktoś inny zaraz dotrzyma pani towarzystwa – próbował ją uspokoić.
– Nie, ja mimo wszystko przysiądę się. – I siadła naprzeciw niego. – Jestem Kasiula! – i wyciągnęła rękę do pocałunku. – Czekam!
– Miło mi. Edward. – Przedstawił się krzywiąc bojaźliwie twarz.
– Edziu, ręka cierpnie. Proszę damie zrobić przyjemność! – Wciąż trzymała rękę w górze.
Edward zmarszczył brwi, niemal płacząc, ale pocałował.
– Edziu, jesteś taki piękny, zamów dla damy piwo, może być z sokiem – poprawiła włosy i odchyliła się na krześle.
– Proszę pani, zamówię dla pani piwo, i może być z sokiem, ale ja muszę już iść – i próbował się podnieść.
– Dokąd? Jeszcze nie jestem gotowa, psotniku! – uśmiechnęła się.
– Nie, naprawdę, ja już pójdę, a pani, proszę, niech zostanie… moja żona, rozumie pani, – wiercił się na krześle, czerwienił i jąkał.
– Siedzieć!! – Rozkazała ciotuchna Kasia.
Edward usiadł szybko i grzecznie i z przerażeniem zastygł na krześle. Do kawiarni właśnie wchodziła jego żona.
Po wielkości jej oczu wiedział od razu: Lusia nie jest szczęśliwa.
– Och! Ty stary koźle, a ja biegam po galeriach, flaki wypruwam, a on siedzi tu sobie i się bawi! – Ryknęła Lusia.
Edward wcisnął się w krzesło.
– Edziu, to za sprawą tego babska w przyciasnej spódnicy nie chciałeś mnie zaprosić? Spluń i rozmaż. Kasiula będzie dla ciebie lepsza! – wykrzyknęła ciotuchna.
– Co!!! – Lusia poszła na taran.
Edward wśliznął się pod stół. Wiedział dobrze: draka potrwa długo.
* * *
Wieczorem, dwie kelnerki sprzątały lokal, zamiatały skorupy, strzępki włosów, falbanki, paski.
– Ta… No takiego jeszcze tu nie widziałam.
– I popatrz… Facet na pierwszy rzut oka taki niby cichy i spokojny, a jakie żądze wyzwolił u babek!
– Oj, tak! Prawdę powiadają… cicha woda brzegi rwie!